Tarragona. Plaże wśród starożytnych ruin
Tutaj, w dawnym rzymskim Tarraco, rezydowali cesarze, którzy nie szczędzili funduszy na rozbudowę miasta...
Urlop w Tarragonie to połączenie wycieczki historycznej i plażowania. - Nigdzie indziej nie znajdziesz nadmorskiej plaży tuż pod starożytnymi ruinami! - zachwalał miasto mąż. O niezwykłości tego miasta przekonałam się zaraz po przyjeździe. Nasz hotel znajdował się przy szerokiej alei Via Augusta, niedaleko plaży i starego miasta. Szliśmy ulicą w kierunku punktu widokowego Balco de Mediterrani.
- Spójrz, po jednej stronie jest starożytny amfiteatr, po przeciwnej mury obronne, baszty, a tuż obok morze - powiedział mąż z miną przewodnika. Amfiteatr z czasów cesarza Oktawiana Augusta to najczęściej fotografowany zabytek miasta. Położony na skarpie z widokiem na morze mógł pomieścić nawet 14 tys. widzów. - Tu odbywały się walki gladiatorów i ginęli pierwsi chrześcijanie... - przypomniałam sobie lekcje historii.
Kompleks ruin i plażę Miracle widać doskonale ze skalistego klifu, na którym znajduje się punkt widokowy Balco de Mediterrani. Wysadzany palmami jest jednym z najpopularniejszych miejsc spotkań i spacerów w Tarragonie. - Jutro od rana idziemy się opalać i kąpać! - zapowiedziałam mężowi. Szeroka i piaszczysta plaża Platja del Miracle zachęcała do leniuchowania. Ucieczką od piekącego słońca była kąpiel w morzu. - Jest po prostu cudownie! - z zapałem chlapałam się w morskiej wodzie. Na plaży spędziliśmy cały dzień. Następnego dnia wcześniej zeszliśmy z plaży i wybraliśmy się na spacer do katedry św. Tekli, patronki Tarragony. W fasadzie tej potężnej świątyni umieszczony jest monumentalny portal i rozeta. Popołudniowe słońce wydobyło misterne kształty i detale rzeźb. Wnętrze katedry to wielka galeria sztuki kościelnej gotyku. - Nie dziwię się, że zaliczana jest do najpiękniejszych budowli sakralnych Hiszpanii - powiedziałam z uznaniem.
Po wyjściu ze świątyni zeszliśmy schodami na Carrer Mayor - główną ulicę starego miasta. - Jakie to niesamowite chodzić ulicą, którą spacerowali starożytni Rzymianie - szepnęłam do męża. Dzisiaj to popularny deptak, o czym przekonaliśmy się przeciskając się przez tłum. Wracaliśmy ścieżką archeologiczną, Passeige Arquelogic, tuż pod murami obronnymi z czasów cesarstwa rzymskiego. - Mam wrażenie, że za chwilę spotkamy legionistów - śmiałam się zauroczona miejscem. Następnego dnia po mile spędzonych paru godzinach na plaży Larrabassada, poszliśmy zobaczyć nowszą część miasta. Spacerowaliśmy piękną aleją Rambla Nova. Zobaczyliśmy fontannę z rzeźbami zwierząt i 11-metrowy pomnik ludzi tworzących z siebie piętrowe, żywe wieże. - Zobaczymy to później na żywo - powiedział mąż.
Autobusem pojechaliśmy do położonego na przedmieściach akweduktu El Pont del Diable. Wspaniałą rzymską budowlę tworzą piętrowo ułożone łuki. Ma długości 217 m i wysokości 27 m. Dawno, dawno temu dostarczała ludziom wodę. - Legenda mówi, że pewna kobieta zmęczona noszeniem wody z rzeki, zawarła pakt z diabłem. Ten w zamian za jej duszę, w ciągu nocy wybudował akwedukt - mąż opowiedział mi znaną tu historię.
Dziś, w miejscu gdzie kiedyś płynęła woda, spacerują turyści. W czasie naszego pobytu wybraliśmy się też na plażę Platja Llarga. - Jest tu świetnie! Nie ruszam się stąd przez cały dzień - zapowiedział mąż. Wróciliśmy jednak wcześniej, żeby wziąć udział w procesji z okazji święta Sant Magi ku czci pustelnika św. Magnusa. Na Placa de la Font zobaczyliśmy postacie uczestniczące w paradzie. Były to 3-metrowe kukły, tzw. Gigantes, które wykonywały rytualny taniec.
- A tam są castellers! - wskazałam ludzi, którzy szykowali się do ustawienia żywej wieży. Podziwiałam z jaką sprawnością wchodzili jeden na drugiego. Wieże rosły, a ludzie z każdym przybyłym piętrem klaskali. Wieczorem tłum na procesji był jeszcze większy. O dziesiątej na ulicach rozpoczęła się zabawa. Na scenie przed katedrą królowała spokojna muzyka, a na Placa del Rei żywiołowa. Szliśmy rozbawionymi ulicami i zrobiło nam się smutno, że to już koniec hiszpańskich wakacji...
Magdalena Ferenc