Władysławowo - wakacyjna stolica Polski
Najpiękniej jest wieczorem, gdy ludzie wracają na bezkresne plaże, by cieszyć się zachodem słońca.
Dzisiaj odwiedzamy jedną z wakacyjnych stolic Polski. Przesada? Nie, Władysławowo ma bowiem to wszystko, co predestynuje do tego zaszczytnego tytułu.
Są tu piękne plaże – i te zagospodarowane, a w sezonie pełne życia, i te niemal dzikie. Są wszelakie rozrywki, bardzo dobre zaplecze noclegowo-gastronomiczne. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Letniskowa, jak się kiedyś mówiło, kariera Władysławowa zaczęła się w dwudziestoleciu międzywojennym, choć wówczas… Władysławowa jeszcze nie było.
Była Wielka Wieś, rybacka osada leżąca między Zatoką Pucką i otwartym Bałtykiem, na najbardziej wysuniętym na północ krótkim wówczas polskim wybrzeżu. W lutym 1920 roku generał Haller dokonał tu symbolicznych zaślubin Polski z morzem. Jego oficer, podpułkownik Bagiński, zachwycony okolicą, kupił kilkadziesiąt hektarów ziemi. Na cześć swego dowódcy nazwał te dobra Hallerowem.
W latach trzydziestych była już istniejąca do dziś stacja kolejowa. Niedługo przed wybuchem II wojny światowej otwarto port, a Wielka Wieś zamieniła się we Władysławowo. Na rozwój turystyki miasto (prawa od 1963 roku) musiało czekać do lat 70.
W Polsce „gierkowskiej” każdy pracownik miał przecież prawo do tanich wczasów FWP z dopłatą zakładu pracy. Jednak dopiero lata 90. uczyniły z portowego miasteczka prawdziwy kurort, gdzie nikt nie może się nudzić. I choć niektórym turystom kojarzy się to z tłokiem i zgiełkliwością, to chętnych na cieszenie się Władysławowem w letnim sezonie nie brakuje.
Naprawdę w tym okresie ciężko znaleźć tu wolne miejsca w pensjonatach. A jeśli ktoś woli spokój, jest przecież Chłapowo, jest dzika natura, niepowtarzalne klify i spokojne plaże w stronę Rozewia.
MR