Anna Lewandowska: Możecie mi zazdrościć
Czego zazdrościć? Wcale nie pieniędzy i sławy. Ania najbardziej dumna jest z tego, że może nosić na piersi orzełka. I że ma supermęża!
Mistrzyni karate, popularna blogerka, do tego żona światowej klasy piłkarza. Ostatnio zasłynęła także z ciętego języka. "Nauczyłam się nie wstydzić tego, że zarabiamy pieniądze (...) W Polsce ludziom pieniędzy się zazdrości, w Niemczech z kolei podziwia się tych, którym się powiodło" - wyznała niedawno i wywołała niemałe zamieszanie. "Biję się, to wzbudza respekt, zwłaszcza u facetów" - rzuca zaczepnie na początku wywiadu...
Nie masz jeszcze trzydziestu lat, a sporo już osiągnęłaś. Wzbudzasz podziw, ale i zazdrość. To w naszym kraju jest, niestety, typowe. Dlaczego?
Anna Lewandowska: - Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że w Polsce zamiast zazdrościć, powinniśmy się cieszyć, że komuś się udało. Tak jest za granicą.
Sama jesteś z siebie dumna?
- Od siedmiu lat jestem w polskiej kadrze - to mnie cieszy i faktycznie napawa dumą. Mam możliwość nosić na piersi orzełka, co dodaje mi sił i sprawia, że chcę walczyć o medale dla naszego kraju. Cieszy mnie też fakt, że oprócz karate zajmuję się innymi dziedzinami. Udało mi się sporo rzeczy połączyć. Jestem sportowcem, trenerem personalnym, specjalistą do spraw żywienia.
Uważasz się za kobietę sukcesu?
- Oj nie! Takie pytanie można by zadać mojej mamie. Ja tak o sobie nie myślę. Zresztą cały czas staram się samodoskonalić. Kształcę się i nie spoczywam na laurach. Ciągle jest coś nowego do zrobienia i osiągnięcia. Poza tym nie lubię stwierdzenia "kobieta sukcesu". Za wcześnie na to.
Co teraz planujesz?
- Właśnie zostałam ambasadorką Rexony i na tym się skupiam. Poza tym piszę książkę (o zdrowym stylu życia - przyp. red.), która ukaże się jesienią. Nie mam doświadczenia w pisaniu, dlatego pochłania to sporo czasu. Koncentruję się na merytoryce. Chcę, by książka była naprawdę dobra.
Piszesz sama czy ktoś ci pomaga?
- Oczywiście, że sama! Będzie w niej sporo o żywieniu, treningach i motywacji. Udało mi się też namówić kilku specjalistów, by podzielili się ze mną swoją wiedzą. Mam nadzieję, że dzięki temu książka będzie ciekawa.
Ostatnio na swoim blogu dziękowałaś Robertowi. Zdradzisz, za co?
- Za to, że jest partnerem, na którym mogę polegać. Mimo że codziennie zachęcam innych do działania, sama miewam problemy z motywacją. Najczęściej w Dortmundzie, gdzie nie mam partnera do treningu. Muszę samodzielnie przygotowywać się do zawodów, co mnie dużo kosztuje. Wtedy z pomocą przychodzi Robert. Choć sam wraca z treningu zmęczony, znajduje czas i siłę na to, by ćwiczyć ze mną. Fajnie, że nie muszę go do tego namawiać. On sam chce mi pomóc i wie, w jaki sposób to zrobić. Jest moim treningpartnerem.
Czym się różni wasze życie w Polsce i Niemczech?
- Jeśli chodzi o życie prywatne, to niczym. Ja bez przerwy kursuję między Warszawą a Dortmundem. W każdym mieście mam troszkę inny rytm dnia. W Polsce jestem bardziej zabiegana, w Niemczech moje życie krąży wokół treningów Roberta... Podporządkowujemy im swoje plany, nawet codzienne posiłki. Tam mogę spokojnie popracować, popisać książkę, znaleźć czas dla siebie. W Warszawie zawsze mam więcej spraw do załatwienia.
W Niemczech też jesteś tak popularna?
- Nie. Chociaż coraz więcej osób do mnie podchodzi i po angielsku albo niemiecku mówi, że śledzi mnie na Instagramie. Od niedawna prowadzę profil w dwóch językach. Ostatnio odwiedziłam inne niemieckie miasto. I choć Robert mi tym razem nie towarzyszył, sporo osób mnie rozpoznało. Fajnie, że ludzie z zagranicy obserwują mnie i dziękują za to, że im pomagam i ich inspiruję. To mnie motywuje, aby zrobić coś również dla ludzi mieszkających w Niemczech.
Może zaczniesz prowadzić bloga również po niemiecku?
- Właśnie nad tym pracuję. Będzie strona w języku angielskim. Mam nadzieję, że pomoże i zmotywuje do aktywności fizycznej także obcokrajowców.
Twój blog w Polsce cieszy się dużym zainteresowaniem?
- Kiedy ostatnio sprawdzałam statystyki, śledziło go około dwudziestu, trzydziestu tysięcy osób dziennie. To dużo. Jest powód do satysfakcji.
Zostałaś ambasadorką Rexony. Po co ci to?
- Bo jestem sportowcem i komfort jest dla mnie bardzo ważny. Tak samo jak dbałość o siebie w każdej sytuacji. Poza tym Rexona to marka, którą cenię. Jej hasło "Możesz więcej" jest mi bliskie. Do tej pory żyłam według powiedzenia "Dla chcącego nic trudnego". Teraz mam jeszcze jedno ulubione. Uważam, że hasłem "Możesz więcej" będę w stanie namówić wiele osób do zdrowego trybu życia. Zachęcę ich też do uczestnictwa w konkursach organizowanych przez Rexonę.
Bycie ambasadorką oznacza na ogół pozowanie reporterom na imprezach...
- Nie w moim przypadku! W lipcu organizuję obóz w Centrum Japońskich Sportów i Sztuk Walki Dojo Stara Wieś i właśnie tam zabiorę dziewczyny, które wezmą udział w konkursie Rexony. Planuję cztery treningi dziennie, do tego naukę zdrowego gotowania i motywacji, więc będzie się dużo działo.
Podpowiesz, co zrobić dla swojego ciała teraz, tuż przed wakacjami?
- Jeśli się obudzimy miesiąc przed urlopem, niewiele będziemy w stanie zrobić, dlatego namawiam do aktywności fizycznej przez cały rok. Jestem zwolenniczką treningów cardio. Takie ćwiczenia wzmacniają poszczególne partie mięśni i dodatkowo spalają tkankę tłuszczową.
A jeśli chcemy szybko zrzucić tzw. boczki?
- Nie da się schudnąć tylko na brzuchu, nogach czy zlikwidować znienawidzone fałdki. Po prostu nie da się wyprofilować tylko jednej partii. Trzeba pracować nad całym ciałem, uelastyczniać je, rozciągać, a ono się odwdzięczy ładnym zdrowym wyglądem.
- Dla kogoś, kto nie ćwiczy, najtrudniejsza jest mobilizacja. To prawda, najtrudniej się zebrać. Zejść z kanapy, zrobić krok, włożyć buty do biegania. Kiedy już wyjdziemy, chęć przychodzi sama. Nieważne, jaka jest pogoda, bo każda jest dobra, żeby się poruszać.
- Poza tym, możemy też ćwiczyć w domu - jest teraz sporo fajnych aplikacji, które możemy sobie uruchomić, np. NTC. Ja nagrywam swoje filmy instruktażowe telefonem. To są moje codzienne treningi. Wysyłam je i udostępniam na Facebooku i na blogu.
Mężczyźni też z tobą ćwiczą?
- Tak i bardzo mnie to cieszy. Fajnie, że grono osób, które ze mną trenują, wciąż się poszerza. Myślę, że mężczyźni ćwiczą ze mną dlatego, że mam w sobie ducha sportowca.
Zauważyłam, że towarzyszy ci dziś mama.
- Tak, mama jest moją przyjaciółką i wspiera mnie we wszystkim. Wciąż za mało ze sobą przebywamy. Dlatego staram się poświęcać jej czas, kiedy tylko mogę.
Mama podpytuje, kiedy z Robertem powiększycie rodzinę?
- (śmiech)... To już nasza prywatna sprawa.
Justyna Kasprzak
SHOW 9/2014