Katarzyna Glinka: Tak, jestem zakochana
Rozwód, śmierć ojca - ubiegły rok był najtrudniejszy w jej życiu. Ale Kasia już podniosła się po trudnych doświadczeniach. Nam mówi, jak dziś wygląda jej życie.
Wzięłaś udział w "Tańcu z gwiazdami", potem w show "Gwiazdy tańczą na lodzie", a teraz będzie program Polsatu "Twoja twarz brzmi znajomo". Nie za dużo tych propozycji czysto rozrywkowych?
Katarzyna Glinka: - Jestem związana z telewizją od wielu lat i nie widzę w tym nic złego. Wystąpiłam dotychczas tylko w dwóch programach rozrywkowych. Zarówno one jak i "Twoja twarz brzmi znajomo" stoją na najwyższym poziomie. Odrzuciłam wiele różnych propozycji. Przyjęłam tylko te, dzięki którym nabywam nowe, ciekawe umiejętności. Nie uciekam od telewizji, bo to jeden z elementów mojej pracy.
"Twoja twarz brzmi znajomo" to wyzwanie bardziej wokalne czy aktorskie?
- Wydaje mi się, że jest i wyzwaniem aktorskim, i wokalnym. Może z naciskiem na aktorskie. Oczywiście warunkiem jest posiadanie dobrego słuchu, trzeba być muzykalnym i potrafić śpiewać. Inaczej nie byłoby możliwe wypracować efekt śpiewania nie swoim głosem. Podstawą jest więc instrument, ale wielką trudnością jest także zbudowanie postaci od samego początku. Ogromnie duże znaczenie w tym programie ma charakteryzacja. Mamy odlewy twarzy naszych postaci, a nawet dorabiane uzębienie, aby mieć jak najbardziej wiarygodną mimikę.
Pisano, że poszłaś do programu, chociaż nie potrafisz śpiewać.
- Jestem po szkole muzycznej pierwszego stopnia. Uczyłam się w klasie fortepianu. Miałam też śpiew w szkole filmowej, który oczywiście po latach trochę zaniedbałam. Miałam miesiąc, żeby znowu rozśpiewać "instrument". Ale chcę podkreślić, że program "Twoja twarz brzmi znajomo" to nie jest talent show. Tutaj nie odkrywa się talentów wokalnych. Choć oczywiście muszą się tam znaleźć osoby, które potrafią śpiewać.
Nie masz wrażenia, że zawodowym piosenkarzom będzie łatwiej?
- Nie sądzę. Według mnie oni są bardzo przyzwyczajeni do brzmienia własnego głosu. Wysoki poziom wokalny może być utrudnieniem w sytuacji, kiedy trzeba odtworzyć postać, która śpiewa po prostu nieczysto.
Oglądałaś poprzednie edycje programu?
- Producenci kilkakrotnie zapraszali mnie do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Przyznam szczerze, że te propozycje padały w bardzo trudnym okresie mojego życia i musiałam je, niestety, odrzucać. Nie był to dobry czas, aby podejmować takie wyzwania. W momencie, kiedy na świecie pojawiło się moje dziecko, bardzo wnikliwie zastanawiałam się nad każdą propozycją zawodową, aby nie zaniedbać rodziny, czyli tego, co jest najważniejsze. Teraz mam zupełnie inną sytuację, więc zaczęłam z dużą ciekawością przyglądać się ostatniej edycji programu "Twoja twarz brzmi znajomo". Byłam zachwycona niewiarygodnymi metamorfozami. To świetna zabawa! Pomyślałam więc: "Czemu nie?".
Dobrze radzisz sobie z organizacją czasu?
- Nie zawsze. Również dlatego częściej odmawiałam wchodzenia w różne projekty, niż je przyjmowałam. Nawet jeśli to były bardzo ciekawe propozycje. Kiedy stawałam przed wyborem, zawsze ostatecznie okazywało się, że wybieram czas spędzany z synem.
Ale ostatnio twoje życie przyspieszyło.
- Tak. Gram w teatrze Kwadrat, w serialu "Barwy szczęścia" i występuję w show Polsatu. To wszystko wymaga perfekcyjnej organizacji pracy, odnalezienia proporcji między pracą a rodziną. Ale podczas wizyt mojego synka na planie zauważyłam, że przynosi mu to ogromną radość i oboje czujemy się szczęśliwi. Przypominałam sobie czasy, kiedy będąc dzieckiem, siedziałam w gabinecie mojej mamy (była dyrektorką szkoły). Pamiętam, że przesiadywałam tam godzinami, uczyłam się pisania na maszynie lub siadałam w ostatniej ławce podczas lekcji, które prowadziła i podpowiadałam jej uczniom (śmiech).
Wyobrażam sobie, że Filip polubił atmosferę, jaka panuje np. w teatralnej garderobie.
- Tak! To go bardzo ciekawi. Ostatnio na przykład po jednym z występów, kiedy miałam bardzo mocny makijaż, a moje usta były intensywnie pomalowane, Filip spojrzał na mnie z dezaprobatą i powiedział: "Mamo, ale to wszystko chyba będziemy musieli ci później zmyć szlauchem!". Kiedy natomiast zobaczył mnie w kostiumie Violetty Villas, nie potrafił od razu uwierzyć, że to mama. Dopiero mój głos jakoś go do tego przekonał.
Od czasu pierwszego udziału w telewizyjnym show, czyli "Gwiazdy tańczą na lodzie", minęło siedem lat. Jak bardzo się zmieniłaś?
- Kolosalnie! Wiele rzeczy zmieniło się też w moim życiu. Wtedy byłam dwudziestoparolatką. Dzisiaj jestem prawie dziesięć lat starsza. Stałam się kobietą dojrzałą, przestałam myśleć o sobie jak o dziewczynie. To jest ogromna zmiana w mentalności.
Jesteś zadowolona z siebie?
- Chyba zawsze można wymagać od siebie więcej, ale uczę się, żeby tak nie myśleć. Biorę to, co jest tu i teraz. Nie zamierzam się zamartwiać, że czegoś mi się nie udało zrobić na przykład pięć lat temu. Nie będę się zastanawiać, w ilu ambitnych spektaklach zagrałam, a w ilu nie. Bilans strat i zysków to nie dla mnie. Takie myślenie prowadzi często do frustracji, a ja nie chcę marnować czasu na walkę ze złymi nastrojami.
Uważasz, że aktorkom jest w Polsce trudniej niż aktorom?
- Polskie aktorki w komercyjnych projektach wciąż traktowane są tak samo. W cenie są tylko do czterdziestki, a później przestają być interesujące dla scenarzystów i reżyserów. Ten schemat został już przełamany w Ameryce - tam stawia się na dojrzałość. Bardzo dużo amerykańskich aktorek wypływa właśnie po czterdziestce, kiedy stają się ostre, bardziej wyraziste. W Polsce wciąż tego brakuje, a najciekawsze role pisane są dla mężczyzn. Im faceci są starsi, tym ciekawsze dostają propozycje. Z kobietami natomiast jest odwrotnie. Mam nadzieję, że to się zmieni i może jeszcze załapię się na światowe trendy.
Niektóre aktorki, również polskie, próbują się odmłodzić za pomocą skalpela.
- Ich prawo. Nie będę ich krytykować. Trzeba zawsze postępować zgodnie ze swoją duszą i naturą. Jeśli komuś jest dobrze z "napompowanymi" ustami i zmienioną twarzą, to jest jego indywidualna sprawa. Bądźmy tolerancyjni i nie wchodźmy zbyt głęboko w cudze wybory. Ja jestem za starzeniem się w naturalnym rytmie. Ale muszę przyznać, że cudowne jest to, że medycyna pomaga zachować dłużej młodość.
Czujesz presję bycia ciągle seksowną?
- Jestem tego zupełnie pozbawiona. Moje życie się przewartościowało. Etap, kiedy ważne było dla mnie, czy napiszą, że miałam na sobie fajną sukienkę, jest już dawno poza mną. Dzisiaj liczy się wyłącznie ocena publiczności w teatrze lub tej przed telewizorem. Ich opinia ma dla mnie znaczenie, a nie rankingi na najpiękniejszą lub najlepiej ubraną aktorkę.
Czyli dzisiaj nie masz kompleksów.
- To zależy od dnia (śmiech). Pod tym względem jestem typową kobietą. Jednego dnia mam chandrę i myślę, że cały świat jest do bani. Kiedy indziej jest cudownie. Uczę się zresztą ciągle sobie powtarzać: "Mam fajne życie, robię superrzeczy, cieszę się ze wszystkiego, co osiągnęłam".
Dlaczego tak rzadko grasz w filmach?
- Ostatnio zagrałam w komedii "Wkręceni" oraz w "Karol, który został świętym". Przez ostatnie lata nie zabiegałam o role - miałam zupełnie inne priorytety. Zdecydowałam się na macierzyństwo dość późno, chciałam je przeżyć w pełni. Zwolnienie tempa to była świadoma decyzja. Teraz Filip jest już starszy i widzę, że potrzebuje nie tylko towarzystwa matki, ale także innych dzieci. Właśnie poszedł do przedszkola, więc ja też otworzyłam kolejny rozdział w życiu.
Jakie przedszkole wybrałaś dla Filipa?
- Zależało mi, żeby przedszkole syna było blisko domu. Razem zwiedziliśmy więc kilka placówek położonych niedaleko miejsca, gdzie mieszkamy. Ostatecznie to Filip wybrał przedszkole, do którego będzie chodził - w końcu jego samopoczucie jest najważniejsze. Bardzo spodobało mu się miejsce, gdzie jest położone przedszkole i ogródek, poznał też panią, którą zdążył polubić. Cieszę się, że syn nie traktuje przedszkola jako nieprzyjemnego obowiązku. Nie mógł się doczekać, żeby zostać przedszkolakiem.
Będziesz ambitną mamą realizującą własne plany wobec syna?
- Na szczęście nie mam wobec niego żadnych ambitnych planów. Staram się wpływać na jego rozwój, zachęcać do robienia różnych rzeczy, jestem jednak daleka od tego, aby wpływać na jego życie, ukierunkowywać go na tak wczesnym etapie. Oczywiście dostrzegam już, w czym jest dobry. Uwielbia słuchać bajek, nie lubi liczyć, więc pewnie zostanie w przyszłości humanistą (śmiech). Na tym etapie życia dziecko bardzo szybko się zmienia. Kiedyś Filip nie przepadał za sportem, a w tej chwili uwielbia biegać za piłką. Nie chcę uczestniczyć w wyścigu, który teraz się odbywa już na etapie przedszkola. Nie chcę, żeby Filip nagle zaczął się uczyć 15 języków, uprawiał na siłę jak najwięcej sportów. Akceptuję go takim, jakim jest, a on może być, kim zapragnie. Oczywiście jako rodzice jesteśmy zobowiązani proponować dziecku wiele rzeczy. Dlatego uczę syna, dając mu przykład. Zabieram go ze sobą na basen, rower czy tenisa.
Większość aktorów nie chce, aby dzieci poszły w ich ślady.
- Nie rozumiem, dlaczego. Przecież nasz zawód, owszem, jest trudny, ale który zawód jest łatwy? Ważne jest to, żeby wykonywać go z pasją. Pamiętam słowa mojego ojca, kiedy byłam w szkole teatralnej. Miałam moment zwątpienia, chciałam nawet rezygnować. Wydawało mi się, że jestem za mało przebojowa, za delikatna do tego zawodu. Myślałam, że to kompletnie nie mój świat, nie mój temperament. Ojciec uświadomił mi wtedy, że na rezygnację z zawodu zawsze będę miała czas. A tego, czego będę żałowała za dwadzieścia lat, nikt mi nie odda. Te ważne słowa chcę za kilka lat przekazać mojemu synowi, chociaż oczywiście nie jestem w stanie ustrzec go przed wszystkimi błędami, które musi jeszcze popełnić. Przecież nie przeżyję za niego życia.
Ale jest w tobie pewna zawziętość. Inaczej nie skończyłabyś triatlonu.
- To była jednorazowa przygoda, bardzo trudna. Ogromnie mnie zdyscyplinowała. Trzeba mieć żelazny kręgosłup, żeby to robić. Dzisiaj wiem, że to nie dla mnie na dłuższą metę. Trening triatlonisty wymaga codziennego, wielogodzinnego powtarzania rzeczy, które nie sprawiają przyjemności. Musiałam się mocno przeprogramować, żeby móc to robić. Ja zdecydowanie wolę taniec, czy tenis.
Ciężki trening pozwala zapomnieć o kłopotach, których ostatnio w twoim życiu nie brakowało. W zeszłym roku rozstałaś się z mężem i straciłaś ojca. Czy codzienny wysiłek pomógł ci oderwać myśli od tych przeżyć?
- Byłam wtedy ambasadorką triatlonu. Zobowiązałam się wziąć udział w zawodach. Jestem osobą bardzo obowiązkową, więc mimo rzeczywiście trudnych chwil nie wyobrażałam sobie wycofania się z przygotowań. Tak - sport pozwala wyrzucić z siebie nadmiar energii, również tej niedobrej. Nie da się odciąć zupełnie od problemów, ale sport na pewno pozwala zrzucić z siebie ciężar, odzyskać w jakimś stopniu siły.
Rok 2014 był najgorszy w twoim życiu?
- Co ja mam powiedzieć. Mam nadzieję, że tak. Śmierć bliskiej osoby to jedno z najbardziej bolesnych i traumatycznych przeżyć. Ciężko opisać ból po stracie i ciężko też określić, ile może trwać niepogodzenie z odejściem kogoś, kto był ze mną przez całe życie. Może to banalne, ale tata zostanie w moim sercu i wspomnieniach. Przypominam go sobie podczas rodzinnych spotkań, widzę go, kiedy patrzę na piękny ogród, który pielęgnował i słyszę jego słowa, kiedy mam wszystkiego dość i brakuje mi sił. "Dziecko, pamiętaj - to wszystko nie ma znaczenia. Popatrz na swojego syna - całą resztę miej gdzieś", mówił.
Skorzystałaś z pomocy psychologa?
- Przeczytałam bardzo dużo książek psychologicznych. Zwróciłam się też o pomoc do osób, które znają się na tym lepiej ode mnie. Uważam, że nie należy się wstydzić i nie wolno przegapić tego momentu, kiedy sami już nic nie jesteśmy w stanie zrobić. U mnie to zadziałało. Dzisiaj mogę powiedzieć, że udało mi się przewartościować życie.
Co dzisiaj jest dla ciebie ważne?
- Mój syn, ważna jestem ja sama. Również to, aby wykorzystać życie najlepiej, jak się da.
Brakuje mi jeszcze tylko zdania, że wciąż istotna jest dla ciebie miłość.
- No tak. Czytałam już nawet o swoim ślubie (śmiech). Ale tak na poważnie, to miłość jest dla mnie bardzo ważna, tak jak dla każdego innego człowieka. Zawsze chciałam, aby ktoś, kogo kocham, był blisko mnie, ale nie na moich plecach. Taka jest moja definicja miłości.
Kasiu, powiedz wprost: czy jesteś dzisiaj zakochana?
- Tak, ale wolałabym nie składać deklaracji medialnych, bo to zazwyczaj źle się kończy. Jestem w innym momencie życia, mam ogromnie trudny rok za sobą, a zarazem jestem bogatsza w doświadczenia. Nawet te bolesne, jak się okazuje po czasie, wiele dają i można z nich wyciągnąć wnioski. Dziś uczę się siebie i tego jak być szczęśliwą na nowo. Jednak szczegóły zachowam dla siebie, nie chcę związku medialnego.
Oskar Maya
SHOW 19/2015