Lech Wałęsa: Jeden człowiek, wiele legend
Najnowszy film Andrzeja Wajdy wydobywa z cienia postać Lecha Wałęsy. Specjalnie dla SHOW swoje spotkania z politykiem wspomina Beata Tadla, która poznała... dwóch różnych Wałęsów.
Początek lat 80. Stan wojenny. Miałam siedem lat i dobrze wiedziałam, kim jest Lech Wałęsa. Ale chyba tego dnia dobitniej zrozumiałam, że mówienie o nim ściszonym głosem może być naprawdę uzasadnione... Mama oznajmiła, że władze szkoły, w której wtedy pracowała, zabroniły używać zwrotu "wałęsać się". Tata opozycjonista parsknął śmiechem, wykonał słynny gest Kozakiewicza i powiedział coś w stylu, że mogą sobie zabraniać!
Tata niczego się nie bał. Ostentacyjnie zapuścił wąsy à la Wałęsa i nigdy nie rozstawał się ze znaczkiem Solidarności. Publiczne noszenie tego emblematu w Legnicy (mieście okupowanym wówczas przez "bratnią armię") było wielką odwagą.
Wałęsę cenił, jego nazwisko było dla ojca synonimem nadziei. Nie wszystko jeszcze wtedy rozumiałam, jednak bardzo mi się podobało, że jestem wtajemniczona w sprawy, których nie wolno było wynosić na podwórko. Widziałam w rodzinie prawdziwe przeżywanie karnawału Solidarności, prawdziwy smutek po zamordowaniu przez SB księdza Popiełuszki, prawdziwą eksplozję radości po pożegnaniu komuny w 1989 roku.
Cztery lata później, z radiowym mikrofonem, odprowadzałam ostatnich żołnierzy z czerwoną gwiazdą na dworzec. Rosjanie opuścili Legnicę i Polskę. Lech Wałęsa, już jako prezydent, przyłożył do tego rękę.
Moje spotkanie z legendą Solidarności miało, niestety, fatalny finał. W 1996 roku nagrałam z nim pierwszy wywiad - podsumowanie rocznicy prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, któremu w czasie debaty telewizyjnej chciał podawać nogę, i z którym przegrał bój o reelekcję. Rozmowa nie została wyemitowana na antenie Radia Eska, bo "pożarł" ją sprzęt nagrywający (minidisc recorder to już technologiczna przeszłość). Do dziś nie wiem, jak to się stało. Może wcisnęłam niewłaściwy guzik? Tak czy inaczej długo płakałam nad rozlanym mlekiem.
Pierwsza rozmowa z Lechem Wałęsą stała się jednocześnie moją pierwszą zawodową porażką. Nie pamiętam, co wtedy powiedział, ale zostały mi po tym spotkaniu dwie refleksje.
Po pierwsze: Wałęsa legenda i Wałęsa polityk to dwóch różnych Wałęsów. Po drugie: żeby go dobrze zrozumieć, potrzebny jest jakiś rodzaj dekodera. Nie umiem policzyć, ile razy rozmawiałam z nim w ciągu kilkunastu ostatnich lat. Bo i nie sposób zliczyć wymagających wyjaśnień sytuacji, których stawał się bohaterem lub antybohaterem (z przewagą tych drugich). Ale nie o tym miało być...
Kilka lat temu wpadłam na pomysł książki, której współautorami będą dzieci. Odwiedziliśmy razem postaci na stałe wryte w polską zbiorową świadomość, mające na koncie ważne, często historyczne zasługi w przeróżnych dziedzinach życia. Dla dziewięciolatków to bezpośrednie zetknięcie z postawami i wartościami, o które w dzisiejszym świecie coraz trudniej. Było dla mnie oczywiste, że w tym gronie nie może zabraknąć Lecha Wałęsy. Bo kiedy np. Mirosław Hermaszewski opowiadał o sile marzeń, Anna Dymna o dobroci, a Irena Szewińska o duchu walki, ktoś musiał wyjaśnić, czym jest umiłowanie wolności.
Były prezydent przywitał nas w Gdańsku stwierdzeniem: "Ja zburzyłem wszystko, co mogłem zburzyć, jestem w tym niezły, ale teraz trzeba budować, i to już wasza rola". Potem zrobił sobie z nami zdjęcie, które lotem błyskawicy pojawiło się na jego stronie internetowej. Podczas żadnej z rozmów dzieci nie były aż tak zdenerwowane. I choć Lech Wałęsa nie ma osobowości dobrotliwego wujka, to jednak słuchały go, jak zaczarowane.
Opowiadał o narzędziu, jakim jest wolność, o swojej wizji Europy i Polski, o tym, że dla jednych jest wariatem, a dla innych mędrcem, mówił o wybaczaniu, kosztach bycia legendą i o tym, że swoją rolę już odegrał, a teraz wszystko w rękach następców, ich - dzieci.
Małym dziennikarzom stres mijał z minuty na minutę. Kiedy już rozkręcili się w zadawaniu pytań, minął także nasz czas... Żałowali, że trwało to tak krótko. Efektem spotkania jest fragment książki "Kto pyta, nie błądzi. Rozmowy wielkich i niewielkich" oraz przekonanie, że czasem stawiamy sztuczne bariery między pokoleniami, które są sobie naprawdę potrzebne i ciekawe siebie nawzajem.
Niemcy mają mur berliński, Polacy mają Wałęsę. Choć oni dużo lepiej "sprzedają" swój symbol jako towar eksportowy... My wciąż za słabo przebijamy się nawet z informacją, że to przecież Okrągły Stół był wcześniej niż upadek muru. Dobrze, że Wałęsa przebił się sam. Jego nazwisko zna i taksówkarz z Key West, i handlarz z Hurghady, i barmanka z Cavtatu.
Legenda przerosła nasze wewnętrzne kłótnie o biografię, prezydenturę, Bolka. Wolę "New Year’s Day" zespołu U2, utwór inspirowany powstaniem Solidarności niż prześmiewczą piosenkę Kazika o stu milionach. Z Noblem, palcami uniesionymi w geście zwycięstwa, z Matką Boską w klapie, wielkim długopisem i charakterystycznymi wąsami Lech Wałęsa jest i będzie symbolem bezkrwawej rewolucji. I nic tego nie zmieni.
Beata Tadla
SHOW 20/2013