Leo mówi "dość"
Doskonały jako Howard Hughes w „Aviatorze” i czarny charakter w „Django”. Na planie filmowym daje z siebie wszystko. Może dlatego w wieku 38 lat poczuł, że czas odpocząć. A może chodzi o coś innego...
Wiadomość o tym, że Leo nie przyjmuje nowych propozycji, momentalnie podchwyciły wszystkie telewizje i portale internetowe świata. W rozmowie z jednym z niemieckich dzienników Leonardo DiCaprio wyznał, że jest zmęczony aktorstwem. "Chcę zrobić sobie długą przerwę" - powiedział. Czy kiedyś wróci?
Artysta zdradził, że chce teraz poświęcić się propagowaniu ekologicznego stylu życia, który sam prowadzi od lat. Ma jeździć po świecie i zachęcać ludzi, by bardziej dbali o naszą planetę. Trudno uwierzyć, że przystojniak, który kocha aktorstwo od dziecka, postanowił je nagle porzucić. Pojawia się jednak coraz więcej głosów, że tak właśnie się stanie.
Ponoć DiCaprio obraził się na branżę filmową po tym, jak nie został nominowany do Oscara za rolę Calvina Candie w filmie "Django". Niezależnie od plotek, dwie rzeczy są pewne. Leonardo słynący z niezwykłej wręcz determinacji i ambicji, mimo międzynarodowego sukcesu, olbrzymich pieniędzy i sławy, do dziś nie zrealizował dwóch celów: nie dostał Oscara i nie znalazł kobiety, z którą chciałby założyć rodzinę.
Być może więc usuwając się na jakiś czas w cień DiCaprio chce przyczaić się jak tygrys. Zwolnić obroty, zastanowić się nad swoim życiem, wyciągnąć wnioski, nabrać sił, a potem skoczyć po najcenniejsze trofea.
O tym, że statuetka Oscara to dla Lea temat drażliwy, łatwo się przekonać. Niewielu jest w Hollywood aktorów przed czterdziestką z tak ogromnym dorobkiem. I z tak wielkimi ambicjami.
DiCaprio postanowił zostać aktorem w wieku 11 lat, kiedy jego przyrodni brat Adam za rolę w reklamie płatków śniadaniowych zarobił 50 tysięcy dolarów. Młody Leo przechodził przez "stajnie" wielu agentów. Po pierwszych epizodach, takich jak występ w reklamie samochodzików matchbox, branża filmowa wcale nie zasypywała go propozycjami. Zniechęcano go na wszelkie sposoby.
Pewnego razu usłyszał m.in., że aby zostać aktorem, musi zmienić nazwisko, bo Leonardo DiCaprio jest za mało amerykańskie. Od pierwszych dwóch imion młodzieńca (Leonardo Wilhelm) utworzono pseudonim: Lenny Williams. "Nie chciałem występować pod takim nazwiskiem" - wspominał tamte czasy już jako światowa supergwiazda. Od małego wiedział, czego chce, i nie miał ochoty iść na kompromis. Tę cechę zachował do dziś.
Kiedy po filmach "The New Lassie", "Chłopięcy świat" i "Co gryzie Gilberta Grape’a" jego kariera nabrała tempa, ostrożnie dobierał role. Grywał w ambitnych produkcjach jak "Całkowite zaćmienie" Agnieszki Holland czy "Pokój Marvina".
Kiedy jako dwudziestotrzylatek zapragnął zerwać z wizerunkiem wiecznego chłopca, pojawiła się propozycja od Jamesa Camerona. Leo zagrał Jacka Dawsona, romantycznego kochanka, który poświęca swoje życie dla miłości podczas katastrofy najsłynniejszego na świecie statku pasażerskiego. "Titanic", film, który zarobił do dziś ponad 2 miliardy dolarów, przyniósł Leo fortunę oraz ogromną sławę. Od tego czasu mógł przyjmować dziesiątki lukratywnych propozycji. Przekonał się jednak, że superprodukcje nie zawsze gwarantują jakość.
Za film przygodowy "Człowiek w żelaznej masce", w którym partnerował m.in. Johnowi Malkovichowi i Gérardowi Depardieu dostał Złotą Malinę - "nagrodę" w kategorii najgorszy aktor. Leo postanowił więc zaangażować się w kino niebanalne.
Od 2004 roku każda kolejna rola przynosi mu nominację do tak prestiżowych nagród, jak Złote Globy czy IFTA. Aktor udowodnił, że jego aktorstwo jest sztuką. I z pewnością zasłużył na najważniejsze wyróżnienie. Niestety, jego ostatnie doskonałe kreacje w "Django" czy "J. Edgar" nie przyniosły mu upragnionej nominacji do Oscara.
Obok braku złotej statuetki, problemem Leo jest pustka w sercu. Do dziś nie udało mu się stworzyć żadnego stałego związku. Być może powodem jest tryb życia aktora - gra w bardzo wielu filmach, przemieszcza się po świecie, bierze udział w kampaniach promocyjnych, festiwalach filmowych, rozwija własną firmę producencką i jeszcze działa charytatywnie. Żyje w ciągłych rozjazdach.
Z drugiej strony, DiCaprio nigdy nie miał klasycznej rodziny. Kiedy się urodził (11 listopada 1974 roku), jego mama Irmelin i tata George właśnie się rozstali. Żeby wychowywać wspólnie syna, zamieszkali w bliźniakach we wschodnim Hollywood. Do swojej części domu ojciec Leo, hippis i bon vivant, sprowadził wkrótce kolejną partnerkę i starszego o parę lat od Leonarda pasierba. Tak klepiąc biedę, żyli wspólnie przez kilkanaście lat. Dopóki Leo, dzięki pieniądzom zarobionym w filmach, nie wyrwał matki ze Scumsville (czyli Żulowa) - jak nazywał swoją dzielnicę.
Choć trudno dziś w to uwierzyć, jako młody chłopak DiCaprio nie miał powodzenia. Jego pierwsza miłość, Cessi, dała mu kosza już na pierwszej randce, bo nie umiał postępować z dziewczynami. "Widok Cessi paraliżował mnie, nie byłem w stanie spojrzeć jej w oczy ani się odezwać" - wspominał po latach w wywiadach.
Jako licealista spotykał się z Jennifer Faus, ale dziewczynie przeszkadzała jego zbytnia pewność siebie. Leo miał już za sobą udział w "Chłopięcym świecie", gdzie wystąpił u boku Roberta De Niro, i był przekonany, że zostanie wielkim aktorem. Z wielkiego ego aktor słynie zresztą do dziś. Przez lata spotykał się z dziesiątkami pięknych i znanych kobiet.
Pisano o jego romansach z Demi Moore, Liv Tyler, Alicią Silverstone czy Juliette Lewis. Potem Leo dawał jasno do zrozumienia, że interesują go tylko supermodelki. Od 2000 roku był w dwóch dłuższych związkach - z Brazylijką Gisele Bündchen (rozstali się w 2005 roku) oraz izraelską pięknością Bar Refaeli (zerwali w 2011 roku).
Stałe miejsce w jego sercu ma jedynie mama Irmelin. "Jest silna, szczera, zawsze mówi to, co myśli. Takich cech szukam w kobiecie, z którą chciałbym się związać na stałe" - mówił w jednym z ostatnich wywiadów. Być może w trakcie przerwy od show-biznesu skupi się na poszukiwaniach ideału.
Helena Soszyńska
SHOW 3/2012