Myśliwy z okienka

Kochał zwierzęta, ale lubił też polować. W kultowym programie „Zwierzyniec” Michał Sumiński z niezwykłą pasją opowiadał o jeleniach na rykowisku, szarżujących dzikach i tokowaniu cietrzewi.

Polowania ułatwiały mu pewna ręka i celne oko, ale też umiejętność naśladowania odgłosów zwierząt
Polowania ułatwiały mu pewna ręka i celne oko, ale też umiejętność naśladowania odgłosów zwierzątArtur PawłowskiReporter

Polowanie było jego wielką pasją przez całe życie. Dziś trudno sobie wyobrazić, że wielbiciel zwierząt jest jednocześnie myśliwym, ale za czasów dzieciństwa Michała Sumińskiego (†96) nikogo nie dziwiło, że dziesięcioletni wówczas panicz swoją pierwszą wiatrówkę dostał od ojca. Sumińscy mieszkali w typowym polskim dworku w Leśniewie koło Ciechanowa. Michał polował głównie na ptaki, choć miał zakaz strzelania do tych śpiewających. Po latach wspominał, że ustrzelone, nieobdarte z pierza wróble, oblepione gliną, pieczone na ognisku były wtedy prawdziwym rarytasem. Pierwszym większym upolowanym przez niego zwierzęciem był zając.

Sielskie dzieciństwo na wsi dobiegło końca, kiedy skończył 13 lat. Wtedy, pod opieką ciotki, został wysłany do Warszawy, by rozpocząć naukę w liceum im. Mikołaja Reja, a potem studiować zoologię na Uniwersytecie.

Wilk morski zdobywa żonę

Ojciec-entomolog, znawca ważek, nauczyciel akademicki (uczył m.in. prof. Władysława Bartoszewskiego), nie musiał namawiać Michała na ten kierunek studiów. W młodym człowieku obudziła się jednak jeszcze jedna pasja - żeglarstwo. Był na morzu, gdy Niemcy rozpoczęli ostrzał Westerplatte. Udało mu się przybić do portu i przedostać do stolicy - już 2 września 1939 roku Sumiński wystąpił w polskim radiu w Warszawie. Opowiadał, jak wyglądała Gdynia przed niemieckim atakiem. To był jego debiut przed mikrofonem. Michał miał 24 lata i szybko zaangażował się w działalność podziemną, a jego ojciec w tajne nauczanie. Został za to zesłany do obozu na Majdanku. Syn chciał go stamtąd wydostać, ale kiedy podjął próbę, sam wpadł w kłopoty.

Dziennikarz lubił szybką jazdę samochodem. Kiedyś właśnie za przekroczenie limitu prędkości zatrzymała go milicja. Funkcjonariusz rozpoznał telewizyjną gwiazdę, a wręczając mandat, powiedział: „Niech pan na siebie uważa, bo gdyby panu coś się stało, to moja córka zapłakałaby się na śmierć”.

W kawiarni, w której spotykał się z informatorem, rozpoznał go niemiecki żołnierz, do którego strzelał kilka dni wcześniej... Nie było mowy, by się wywinął. Trafił najpierw do aresztu śledczego Gestapo, a potem na Pawiak. Stamtąd odesłano go do hitlerowskiego obozu w Auschwitz. Przeżył w nim dwa lata. W styczniu 1945 roku, cztery miesiące przed wyzwoleniem, znalazł się wśród 56 tysięcy więźniów ewakuowanych do obozu Mauthausen- Gusen. Podczasu "marszu śmierci" więźniowie musieli pokonać ponad 200 km trasy pieszo, a potem przeżyć transport w "bydlęcych" wagonach. Wielu z nich zmarło z wycieńczenia bądź przemarznięcia. Sumiński ocalał, ale gdy obóz wyzwalali Amerykanie, ważył zaledwie 36 kilo. W obozowym depozycie odnalazł nawet rodzinny sygnet oraz zegarek...

Gdy odzyskał siły, zdecydował się na powrót z Austrii do Polski, choć nie wiedział, jak odnajdzie się w nowych realiach. Warszawa praktycznie nie istniała. W tej sytuacji Michał postanowił jechać do Bydgoszczy, gdzie zaangażował się w działalność Pomorskiej Spółki Rybackiej. Zajmował się pomocą socjalną dla rybaków, a potem wrócił do żeglowania.

Wkrótce poznał swoją przyszłą żonę, Zofię. "Wypływałam jachtem w morze, a on zapytał, czy może popłynąć ze mną. Położył się na koi, ja trzymałam ster, on... moją kostkę u nogi. »Tak trzymać?« - zapytał. »Tak trzymać« - odpowiedziałam", wspominała po latach.

Zofię zauroczyła nie tylko barwna osobowość przystojniaka, ale też jego talent gawędziarski. Sumiński zaczął pisać książki żeglarskie, a potem trafił do radia, kontynuując rodzinną tradycję. Jego ojciec prowadził audycje o owadach i często zabierał małego Michała ze sobą. Sumińskiemu - żeglarzowi przyszło pracować w redakcji programu "Dla tych, co na morzu" i pewnie by tam został, gdyby jego gawędy nie usłyszał ktoś z produkcji "Teleferii". Rok 1967 miał zmienić życie pana Michała.

Pixie, Dixie i Sumiński

Do programu wakacyjnego dla dzieci był potrzebny ekspert ze swadą opowiadający o zwyczajach zwierząt. Anonimowy jeszcze "pan z wąsami" wystąpił i tak się spodobał widzom, że ówczesny wiceszef redakcji dziecięcej, Maciej Zimiński, postanowił zrobić program o zwierzętach specjalnie pod Sumińskiego. "Pomogło nam to, że dostaliśmy filmy o Psie Huckleberry, Pixie i Dixie", wspominał Zimiński.

"Zwierzyniec", bo tak nazwano program z Sumińskim w roli głównej, składał się nie tylko z barwnych historii przyrodnika i filmów rysunkowych. Pokazywano też egzotyczne zwierzęta i zachęcano dzieci do pomocy dzikim mieszkańcom lasu zimą. Ale gwóźdź programu stanowiły zawsze opowieści Sumińskiego. "W tym gawędziarstwie ocierał się o blagę. Kiedyś opowiadał, że obserwował z 200 metrów zająca... w nocy. Szaraka niełatwo wypatrzyć nawet w jasne południe, a co dopiero z takiej odległości. Ale to, jak opowiadał, to była literatura mówiona", wspominał Zimiński.

"Zwierzyniec" przetrwał w telewizji 20 lat, do 1988 roku, gdy jego gwiazda przeszła na emeryturę. Sumiński jeździł jeszcze po szkołach i opowiadał o zwierzętach, sporadycznie pojawiał się też na ekranie, ale wolał spokój mieszkania na warszawskiej Starówce u boku żony. Zmarł pięć lat temu.

Katarzyna Jaraczewska

SHOW 23/2016

Moda na futroStyl.pl
Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas