Znowu zachwyca
Ma za sobą trudne chwile, ale nie poddała się i wraca do gry. Najbliższe miesiące będą należały do niej. W końcu czuje się spełniona jako aktorka. Udowadnia światu, że w każdym wieku można zacząć od nowa!
Danuta Stenka (55) wciąż walczy o siebie i o to, żeby zachwycać nowymi rolami oraz wizerunkiem. Choć sama wyznała, że aktorki w jej wieku nie mogą liczyć na zbyt wiele propozycji zawodowych, nie składa broni. I udowadnia, że niezależnie od tego, jakie złe doświadczenia mamy za sobą, da się na nowo odkrywać uroki życia. Stenka, która przez lata walczyła z depresją i brakiem wiary w siebie, jest tego najlepszym przykładem.
Ostatnio zachwyciła odważnym lookiem z fryzurą na zapałkę - w ten sposób zaznaczyła nowy rozdział w karierze. Gwiazdę zobaczymy w kilku nowych produkcjach oraz spektaklach. "Mam bardzo dużo do zaproponowania, więcej niż kiedy byłam młodsza!", zapewniała Danuta kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów.
Znowu na fali
Nadchodzący sezon należy do aktorki. Po latach jej skromnego udziału w filmowych produkcjach, Stenka wraca na dobre. Już w styczniu zobaczymy ją w głośnym filmie "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej". Oprócz tego są jeszcze inne produkcje z jej udziałem, choćby film "Zgoda", czy "Szatan kazał tańczyć", który właśnie miał światową premierę na festiwalu w Bordeaux. W produkcji jest również nowy serial TVP "Wojenne dziewczyny", który na antenie pojawi się wiosną przyszłego roku. Jednak plan zdjęciowy to nie całe życie Danuty. Dla niej zawsze najważniejszy był teatr, a i tu odnosi same sukcesy. Pod koniec listopada w Teatrze Narodowym premierę będzie miał spektakl "Matka Courage i jej dzieci", gdzie gra główną rolę. Jednocześnie aktorka pojawia się również w monodramie "Koncert życzeń" w reż. Yany Ross, który ostatnio wystawiany był w "Brooklyn Academy of Music" w Nowym Jorku. Grafik Stenki jest naprawdę napięty.
Pewnie sama jest tym trochę zdziwiona, bo przecież jeszcze niedawno narzekała, że kino się o nią nie upomina. Dwa lata temu mówiła w wywiadzie dla gazety.pl: "Teatr jest łaskawszy dla kobiet. Natomiast pracy w filmie już prawie nie pamiętam". I dodała gorzko: "Skoro filmy, które powstały za oceanem z udziałem aktorek w moim wieku, nawet starszych, cieszą się powodzeniem na całym świecie, to znaczy, że nie są to nudne historie. Ale podejrzewam, że zanim u nas zauważą, że widz może być nimi zainteresowany, to ja pewnie będę już użyźniać glebę".
Wystarczyło jednak przeczekać trudny czas - dziś aktorka znów jest rozchwytywana. To tym większy sukces, że - jak sama mówi - nie umie się promować. "Nie potrafię też siebie sprzedać. Nie umiałabym pójść do jakiegoś reżysera i poprosić go o rolę albo do dyrektora teatru i powiedzieć: »Panie dyrektorze, jestem dobrą aktorką. Mam na koncie takie i takie role, te z nich uważam za świetne, więc jestem pewna, że pan mnie potrzebuje«, mówiła "Twojemu STYLOWI".
Sytuację zawodową artystki zmienił zeszłoroczny udział w kontrowersyjnym show "Celebrity Splash", gdzie była jurorką. Wiele osób nie mogło zrozumieć, dlaczego "poważna" aktorka zdecydowała się na taki krok. Szybko ruszyła lawina złośliwych komentarzy. W końcu sama zainteresowana, już po programie, zabrała głos, tłumacząc swoją decyzję. "W tym czasie przyszła do mnie ta praca, a nie inna. Mogłam albo ją przyjąć, ryzykując, że wyląduję w pawlaczu czy koszu na śmieci wielu wielbicieli, albo obrazić się na rzeczywistość, zamknąć w czterech ścianach i czekać na »godną mnie pracę«", mówiła w jednym z wywiadów. "A swoją drogą chciałabym zapytać tych, których dotknęła moja decyzja: czy naprawdę sądzą, że nie wolałabym zarabiać na życie, wykonując swój zawód, na przykład grając w filmach? Odpowiedź wydaje się tak oczywista, że aż głupio zadawać takie pytanie...", dodała.
Reżyserzy wtedy chyba dostrzegli, że marnuje się prawdziwy talent i posypały się propozycje zawodowe. Stenka z pewnością cieszy się, że jej sytuacja zmieniła się tak diametralnie. Musi jednak uważać, bo intensywna praca już kiedyś odbiła się na niej w bardzo negatywny sposób. Przez wiele lat walczyła z depresją, do czego przyznała się publicznie. Choroba dopadła ją znienacka, w momencie największej popularności.
Walka z depresją
Wszystko zaczęło się jeszcze przed udziałem w kinowym hicie "Nigdy w życiu". Aktorka przyjmowała propozycję za propozycją. "Pozwoliłam sobie siebie zajeździć. Fizycznie i psychicznie. Nadmiar pracy, brak wolnych dni i wreszcie brak snu...", tłumaczyła przyczyny choroby w rozmowie z "Wprost"."Pracowałam »rano, wieczór, we dnie, w nocy«. I nagle się okazywało, że mijają całe miesiące bez wolnego dnia, lata bez urlopu. Z nieprzespanych nocy robił się rok, drugi, trzeci, czwarty... Noc trwała zazwyczaj trzy godziny. Na początku się rzucałam w łóżku, płakałam - cała rodzina spała, a ja musiałam przeczekać do budzika. Po jakimś czasie nabrałam pokory, przyjęłam to do wiadomości jako coś naturalnego, budziłam się i czytałam. Któregoś dnia poczułam, że tak dłużej nie wytrzymam. Całe moje ciało krzyczało do mnie", dodała.
Za namową przyjaciół udała się do lekarza, który bardzo jej pomógł, ale też doradził, jak ma żyć, żeby choroba nie wróciła. "Taka sugestia lekarza - świadomie zmniejszać sobie dystans, robić sobie wyspy wolnego czasu, do których łatwiej dopłynąć i łatwiej rozłożyć siły. Podejrzewam, że większość z nas w mniejszym czy większym stopniu mierzy się z problemem wypalenia lub niebawem mierzyć się będzie. Pędzimy jak chomiki po swoim kole. Boimy się słowa »depresja«, bo to się czyta: »psychiatra«, »leki«, czyli »wariactwo«, do widzenia ze świata normalnych...", mówiła. Na szczęście trudną walkę z podstępną chorobą ma już za sobą.
Dziś Stenka znów cieszy się życiem i kolejnymi propozycjami. Poza tym aktorka znalazła sposób, żeby lepiej o siebie zadbać i w końcu zająć się własnym zdrowiem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Pomocna okazała się medytacja. "Spotkałam niedawno osobę, która stała się dla mnie ważnym przewodnikiem. Poza tym, że jest psychoterapeutką, lekarzem, jest też mistrzynią zen. Mądry człowiek", wyznała w wywiadzie dla "Twojego STYLU". "Daje mi poczucie bezpieczeństwa. I nadzieję, że może mnie poprowadzić drogą, którą chcę w życiu zmierzać, o wiele dalej, niż potrafiłabym to zrobić sama. Od lat myślałam o tym, żeby medytować, ale czułam, że jest mi potrzebny mistrz. I oto któregoś dnia moja przewodniczka, proponując mi, żebym wyjechała na urlop, koniecznie sama, powiedziała: »Nauczę panią medytować«. I wreszcie się zaczęło. Praktykuję teraz codziennie. Raczkuję, potykam się, jestem na początku tej drogi, ale wiem, że to właściwa droga. Jak daleko dojdę? Sama jestem ciekawa", dodała.
Oprócz tego Stenka zaczęła zwracać większą uwagę na to, co je, chociaż gotowanie nie jest jej domeną. "Postanowiłam pochylić się nad swoim zdrowiem, zmienić sposób odżywiania i zafundowałam sobie niedawno dietę oczyszczającą. Pierwszy raz w życiu. Cały program ma 15 tygodni", mówiła jakiś czas temu. Zresztą od wielu lat stara się trzymać stałą wagę. Niewielu wie, że kiedyś aktorka była tęższa. Ważyła 70 kilogramów, a od dawna już nie przekracza 55. "Teraz dyscyplinują mnie kostiumy teatralne. Gram w spektaklach, które są na afiszu przez kilka lat i to mnie trzyma w ryzach. Jeżeli przytyję dwa kilogramy, w dopasowanym kostiumie robi się ciasno. Trzy - to już duży problem, bo trzeba kostium poszerzyć. Więc ilekroć wymknę się wadze, a na horyzoncie pojawia się spektakl, który grałam jako szczuplejsza, dopasowuję do kostiumu siebie (śmiech)", mówiła.
Jednocześnie nie boi się eksperymentować z wyglądem, z fryzurą. Jako jedna z pierwszych aktorek odważyła się ściąć włosy na krótko. Dziś potrafi się nawet pokazać z lekką siwizną! Wielu zaczęło doszukiwać się w tym looku oznak kryzysu, a wręcz powrotu choroby. Całkiem niesłusznie, bo Stenka akceptuje upływający czas i zmiany, jakie zachodzą w urodzie i ciele w pewnym wieku. Chociaż zdaje sobie sprawę, że ma to wpływ na jej pracę.
"Nie jest dla mnie tragedią, kiedy pojawiają się na mojej twarzy kolejne zmarszczki, to mnie nie martwi, to mnie raczej śmieszy czy wzrusza. Nie sprawiają mi bólu bezpośrednio, ale drogą okrężną. Smutne jest to, że ta skorupa, to opakowanie mojego wewnętrznego człowieka ma wpływ na spory kawał mojego życia, który przypada na pracę. Bo ma, ogromny", wyznała w jednym z wywiadów. Najważniejsze jednak, że aktorka akceptuje samą siebie, ale również ma wsparcie w najważniejszych osobach w życiu: mężu i córkach.
Zawsze są przy niej
To oni okazali się dla niej prawdziwą podporą w najcięższych chwilach. Gdy zmagała się z depresją, mąż Janusz Grzelak bardzo ją wspierał. "Płakałam albo budziłam męża. Janusz próbował pomagać, usypiał mnie", wspominała trudne momenty związane z walką z depresją. Ich miłość przetrwała już wiele zakrętów i kryzysów. Są małżeństwem od ponad 20 lat. Poznali się, będąc jeszcze na studiach. Szybko między nimi zaiskrzyło. Od początku świetnie się rozumieli. Pomimo że wykonywali ten sam zawód, nigdy nie było między nimi współzawodnictwa.
"Rywalizacja zawodowa nigdy między nami nie istniała. Moje sukcesy Janusz traktował jak swoje własne, w autentycznej radości nie było miejsca na zazdrość", wyznała Stenka w książce "Flirtując z życiem". W pewnym momencie ukochany aktorki postanowił nawet zmienić zawód i został specjalistą w doradztwie finansowym, dzięki czemu mógł w większym stopniu zająć się domem i córkami, dając tym samym szansę żonie na rozwój zawodowy.
Córki Paulina (24) i Wiktoria (16) nie mają do niej żalu, że była "niedzielną mamą". Dzielnie pomagały rodzicom, gdy aktorka walczyła z poważną chorobą. Mają naprawdę świetne relacje, spędzają ze sobą dużo czasu, rozmawiają i wspólnie rozwiązują problemy. A ostatnio pojawiają się z Danutą również na czerwonym dywanie. Dziewczyny są równie piękne, jak ich znana mama. Takie rodzinne zaplecze daje aktorce dużo siły i świadomość, że nieważne, co się wydarzy, oni zawsze będą ją wspierać. Stenka nieustająco pracuje nad sobą i wygląda na to, że wszystko jest na dobrej drodze. Dziś dokładnie wie, jaką chciałaby być kobietą.
"Spotkałam kiedyś w kolejce podmiejskiej w Gdańsku pewną panią. Miałam ze 20 lat, ona była pewnie w moim obecnym wieku, po pięćdziesiątce, więc wydawała mi się już starszą osobą. Zafascynowała mnie jej twarz, wygląd, ubiór - wszystko było w absolutnej harmonii. Bił od niej jakiś spokój, czuło się jej wewnętrzną siłę i godność. W jej spokoju był też taki mądry, wewnętrzny uśmiech, który emanował akceptacją siebie i świata. Była tak zjawiskowa, że pamiętam ją do dziś. To tak, jakby ktoś posadził ją w tej kolejce naprzeciw mnie jako drogowskaz. Pracuję nad tym, żeby kiedyś siebie taką zobaczyć. Żeby do takiej siebie dotrzeć", wspominała aktorka, która 10 października tego roku obchodziła 55 urodziny.
Aleksandra Zawadzka
SHOW 23/2016