Irena Jarocka: Żyła w ciągłym lęku
Sprawiała wrażenie osoby energicznej i radosnej, ale dręczyły ją niepewność oraz strach. Bliscy artystki odkrywają jej tajemnice i mówią, jak naprawdę wyglądało życie jednej z największych polskich gwiazd.
"Kiedy znajdowaliśmy się w kręgu Ireny, czuliśmy ciepło, jakąś wszechogarniającą miłość. Ona chyba wszystkich kochała", tak wspomina ją przyjaciel Zbigniew Nowak. Właśnie minęła 5. rocznica śmierci Ireny Jarockiej, kobiety, którą uwielbiali wszyscy. Nie wiedzieli jednak, że życie artystki było podszyte ciągłym lękiem. Przez lata udawało jej się znakomicie to ukrywać.
Niespodziewany sukces
Jarocka od zawsze bała się biedy. Nie ukrywała, że pochodziła z rodziny, w której często brakowało nawet podstawowych rzeczy. "Warunki materialne miała skromne. Była biedna. Szkolne koleżanki ją dokarmiały, a nawet dawały ubrania", wspomina Janina Paluszkiewicz, nauczycielka Jarockiej. Przyszła piosenkarka wychowywała się w Gdańsku-Oliwie. Od wczesnego dzieciństwa interesowała się muzyką. Brała udział w różnych konkursach. Nikt jednak nie widział w niej zwierzęcia scenicznego, bo Irena była bardzo delikatną dziewczynką.
"Przed maturą Irka zaczęła podupadać na zdrowiu. Trzeba ją było dożywić. Wychowawczyni wzięła ją do siebie. Prawie pół roku mieszkała u profesorki", zdradza Barbara Rojek-Mironowska, przyjaciółka Jarockiej.
Irena kształciła się jednocześnie w dwóch kierunkach. W 1966 roku ukończyła Studium Nauczycielskie Wychowania Fizycznego i Biologii w Gdańsku, a rok później otrzymała dyplom Zawodowej Piosenkarki. W tym czasie występowała już na konkursach amatorskich i z Zespołem Estradowym Marynarki Wojennej Flotylla. Debiutowała w wieku 20 lat w klubie Rudy Kot w Gdańsku. W tym samym roku pierwszy raz wystąpiła na festiwalu w Opolu.
Przełomowy dla jej kariery był rok 1968: Jarocka zaśpiewała "Gondolierów znad Wisły", utwór, który na całe lata stał się jej wizytówką artystyczną. Wtedy przyznano jej też prestiżowe stypendium PGART-u w Paryżu. I to zaważyło na jej przyszłych losach...
Próba samobójcza
Irena była bardzo wrażliwa i krucha, chociaż próbowała to maskować. Pobyt w stolicy Francji okazał się daleki od sielanki. Żeby przetrwać, musiała pracować za niskie wynagrodzenie. Nie tak to sobie wyobrażała. "Niestety, Paryż to nie była Polska, tutaj nikt nikim się nie opiekował, trzeba było liczyć na siebie. Irena nie potrafiła się odnaleźć. Moim zdaniem była zbyt delikatna. Słaba psychika, niepewność. Nie wierzyła w siebie. Ponadto ciągle chorowała, non stop łapała infekcje", wspomina piosenkarka Helena Majdaniec, która pojechała wtedy z Jarocką do Paryża. Mimo to artystka postanowiła zostać zagranicą prawie trzy lata. Jednak długi pobyt daleko od ojczyzny i bliskich wpływał na nią destrukcyjnie.
"Moim zdaniem miała depresję, w którą skutecznie wciągał ją jej francuski narzeczony, Jean-Louis... Zasłuchiwała się w nagraniach Piaf - była jakaś nieobecna. Często płakała bez powodu. Zmusiłam ją do wyjazdu do Polski po nieudanej, na szczęście, próbie samobójczej. Nałykała się tabletek, chwała Bogu, dawka nie była śmiertelna. Powiedziała wtedy, że nie tak łatwo się zabić", dodaje Majdaniec.
Okazało się, że Jarocka zdecydowała się na powrót do kraju także z powodu miłości do kompozytora Mariana Zacharewicza.
Gorące uczucie
Znali się już od 1965 roku. Oboje stawiali wtedy pierwsze kroki w polskim show-biznesie. Marian nigdy nie ukrywał, że od razu zakochał się w Irenie. Twierdzi, że Jarocka wyjechała do Paryża jako jego narzeczona. Na początku dzwonili do siebie, pisali, jednak po pewnym czasie kontakt się urwał. Irena związała się z kimś innym. Marian postanowił nie odpuszczać i ratować tę relację.
"Pojechałem do Paryża z prezentem - piosenką »Wymyśliłam cię«. Powstała ona z tęsknoty, miłości i samotności. Chciałem namówić ją do powrotu. W Paryżu oświadczyłem się. Powiedziałem, żeby rzuciła Francję, a w Polsce zrobię z niej gwiazdę. Ślub wzięliśmy w Gdyni 6 lipca 1972 roku. Myślałem, że wszystko będzie dobrze", wspomina Zacharewicz.
Faktycznie, Jarocka została wielką gwiazdą. Jednak ogromna popularność odbijała się na jej życiu prywatnym. Mąż dążył do tego, by podpisywać kolejne kontrakty i grać więcej koncertów. Irena coraz częściej myślała o spokojnym domu i założeniu rodziny. Bała się, że nie zdąży tego zrobić, że będzie samotna.
"Mordercza praca ponad siły. Irena mogła mieć dosyć. I koncertów. I mojego uporu, żeby wciąż iść do przodu. Jednak nie myślałem, że się rozstaniemy... Poza tym bardzo chciała mieć dziecko, ale była wtedy pierwsza w Polsce, więc powiedziałem jej, że może poczekajmy, może za rok... Dziś myślę, że przede wszystkim tego nie mogła mi wybaczyć", dodaje.
Rozwiedli się w 1978, ale definitywnie rozstali się już w 1976 roku, gdy artystka uległa poważnemu wypadkowi.
Ledwie uszła z życiem
Po jednym z koncertów spotkała się z dawnym znajomym, Michałem Sobolewskim, który odwiózł ją maluchem do domu. Niestety, w centrum Warszawy wpadło na nich duże auto, a Jarocka wyleciała przez przednią szybę. Trafiła do szpitala, akurat na dyżur profesora Zbigniewa Religi, który ją zoperował. Jarocka miała dużo szczęścia, jednak wypadek samochodowy kompletnie przewartościował jej życie. To Sobolewski czuwał przy niej w szpitalu - Marian w tym czasie jeździł po Polsce, odwołując koncerty. Irena zakochała się w Michale i rozstała z mężem.
Szybko zamieszkała z Sobolewskim, a w 1982 roku powitali na świecie córkę Monikę. Piosenkarka szybko wróciła do zdrowia. W końcu była szczęśliwa. Oprócz koncertowania gwiazda zajmowała się projektowaniem nowego domu. Pasjonowała się zdrowym stylem życia i pilnowała odpowiedniej diety. W 1989 roku Michał dostał pracę w Stanach Zjednoczonych. Przed jego wyjazdem zdecydowali się na ślub, żeby Irena z Moniką mogły bez problemów do niego dołączyć.
Życie za oceanem
Tak się stało w 1990 roku. Cała rodzina zamieszkała w USA. Początki były dla piosenkarki trudne. Wielu przyjaciół często mówiło, że była osobą skrytą i wszystkie problemy trzymała w sobie. Jednak w listach pozwalała sobie na pewne wyznania. "Tęsknię czasami ogromnie za tym życiem, które zostawiłam w kraju. Czuję niespełnienie w moim śpiewaniu. Mogłam zrobić jeszcze jedną płytę teraz, gdy tak dojrzałam głosowo i wewnętrznie, gdy mogę śpiewać całą sobą", pisała w liście do Renaty Bieleckiej w 1991 roku.
"Michaś jest kochany jak zawsze. Chociaż czasami swoją silną osobowością tłamsi moją, toteż uczę się dyplomacji i kompromisu. Na początku było mi bardzo ciężko, ciągle płakałam, ale już mi to przeszło, być może Michał, i ja musieliśmy się dotrzeć po tej rocznej przerwie. Ale ciągle marzę o tym, by trochę pobyć sama, sama decydować o moim życiu, być sobą, a nie taką, jak chce Michał. Co ja chcę od życia?", dodała. Jarocka przez kolejne lata śpiewała, nagrywała płyty zarówno w Polsce, jak i w Stanach. Jednak w 2008 roku wróciła na stałe do ojczyzny.
Wyrok śmierci
Przypomniała o sobie fanom. Cieszyła się, że jest w domu. W maju 2011 roku została babcią - poleciała do córki, by pomóc jej w opiece nad wnukiem Radleyem. Podobno już wtedy traciła równowagę, zapominała o różnych sprawach. Bliscy zaczęli się o nią martwić.
"Michał zabrał ją do szpitala. Została przyjęta na oddział. Następnego dnia wykonano szereg badań. Postawiono diagnozę, że to nowotwór. Krótka i szybka decyzja o operacji, która pokazała, że to glejak, w dodatku jego paskudny rodzaj. To zabrzmiało jak wyrok", wspomina Barbara Fortecka, przyjaciółka gwiazdy.
Irena po operacji co prawda szybko odzyskała siły, ale lekarze nie pozostawili jej bliskim złudzeń. Od razu powiedzieli, że raczej nie dożyje świąt Bożego Narodzenia. Ona jednak przywitała jeszcze Nowy Rok. Zmarła 21 stycznia 2012 roku w wieku 66 lat...
Magdalena Makuch
SHOW 2/2017