Barbara Kurdej-Szatan: Lubię adrenalinę
"Dla mnie ważna jest publiczność i to, co mam wykonać, jestem zadaniowa. Jak mam coś zrobić, to to robię. Wiem, że muszę się zmobilizować, skupić i zrobić to jak najlepiej". Barbara Kurdej-Szatan widzom pokazuje się z zupełnie nowej strony występując w 15. edycji "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Rozmawiamy z nią o programie, rodzinie i o tym, jak łączy wszystkie obowiązki.
Katarzyna Drelich, INTERIA.PL: - Jesteś w ciągłym pędzie, masz teraz kilka projektów na raz i w dalszym ciągu jesteś przecież mamą dwójki dzieci. Jak ty - tak po ludzku - to wszystko ogarniasz?
Barbara Kurdej-Szatan: - Wszystko jest oczywiście wcześniej planowane i teraz, po pandemii, nie chcę dać się zwariować. Pilnuję tego, żeby mieć choć trochę wolnego między projektami. Na razie mi się to udaje. Jeżeli chodzi o opiekę nad dziećmi, to wymieniamy się z Rafałem. On też zresztą brał udział w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo", więc wie, z czym to się je i jest wyrozumiały. Poza tym mamy rodziców - jednych i drugich oraz nianię. Ale te ostatnie dni były rzeczywiście bardzo intensywne, bo oprócz tego , że kręciliśmy dwa odcinki jeden po drugim, to jeszcze w trakcie nagrań byłam na weselu, ciągle coś się dzieje. Dzisiaj spałam podczas charakteryzacji i obudzono mnie, żebym weszła na scenę na próbę. Miałam tak matowy głos, że się przeraziłam.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że garderoba jest miejscem, w którym czujesz się najlepiej, bezpiecznie. Nie bez powodu mówi się o "duchu teatru". Co czujesz będąc za kulisami, tuż przed wejściem na scenę w teatrze?
- Chyba w zasadzie to samo, co się czuje przed wejściem na koncert albo podczas nagrań do programu. To jest podekscytowanie, delikatny stres. Ale ja zawsze stres staram się zabijać skupieniem. Poza tym bardzo lubię adrenalinę, która wydobywa się przed wejściem na scenę i w trakcie występu. Lubię te emocje, lubię to, że wszystko dzieje się na żywo, że jest takie nie do końca pewne. Nie wiadomo, co się wydarzy.
Czyli w twoim przypadku emocje teatralne i telewizyjne są porównywalne?
- Zależy, co robię. W teatrze gram spektakle, nad którymi pracowaliśmy wcześniej. Do których przygotowywaliśmy się odpowiednio długo. To, co pokazujemy, to efekt długoterminowych prób. Z kolei występy na żywo, jak na przykład prowadzenie jakiegoś wydarzenia, rządzą się innymi prawami. To chyba jest najbardziej stresujące, trzeba wszystko skoordynować. A przy występach koncertowych lubię być wcześniej dobrze przygotowana. Jeśli np. nie umiem tekstu na blachę, nie czuję swobody na scenie. Nie lubię wychodzić na scenę, gdy nie jestem pewna swojego. Zawsze lubię się naprawdę porządnie wcześniej przygotować. Tak samo, jak w teatrze.
Jesteś perfekcjonistką?
- W pracy zdecydowanie tak.
Bez tego pewnie nie zaszłabyś tak daleko. Ale ta Basia, którą my widzimy, to wierzchołek góry lodowej twojej wieloletniej pracy.
- To prawda. O ile w pracy chcę być perfekcyjna, o tyle w domu mam kompletnie na odwrót. W domu potrzebuję mieć spokój, bezpieczeństwo, luz. A w pracy musi być żyleta.
O hejcie w twoim kontekście mówi się od wielu lat. Przyznałaś kiedyś, że przed zwolnieniem cię z TVP przeczuwałaś, że coś jest nie tak. Jak radzisz sobie z presją, która jest nie tylko ze strony widzów?
- To pomału szło do przodu, z każdym kolejnym protestem przeciwrządowym i moim uczestnictwie w nim, a jednoczesnym umacnianiu się władzy z roku na rok w tym kraju, co raz częściej "z korytarza" docierały do mnie informacje, że jestem niewygodna i chciano mnie "wykopać" już podczas programu "Dance Dance Dance", ale produkcja bardzo walczyła o to, żebym była tam dalej, ponieważ bardzo dobrze nam się pracowało. Z tego powodu i również dlatego, że znów wszystkich zapowiadałam - co oczywiście bardzo lubię, ale miałam wtedy taki moment w życiu, że bardzo wewnątrz siebie potrzebowałam rozwoju, chciałam robić już coś nowego i na własne konto - to był wyjątkowo ciężki czas.
Szczególnie, że jako aktorka teatralna masz w sobie dużo wrażliwości.
- A także co chwilę powstają na mój temat bezsensowne, kłamliwe artykuły, np. że błagałam o powrót do serialu, jakby chciano przedstawić mnie w świetle tej niechcianej i nielubianej... Oczywiście to była bzdura, w czasie mojej ciąży i po porodzie produkcja "M jak miłość" zachowała się niezwykle wyrozumiale, dając mi tyle czasu na powrót ile potrzebowałam. Te wszystkie bzdury tak naprawdę nie musiałyby powstać. Psują mi wizerunek i to jest okropne. Nie jest łatwo sobie z tym radzić, ale mam tak, że chwilę się czymś przejmuję, a potem potrafię dość szybko się podnieść. Przetrawić, zostawić i iść dalej. Poza tym, ponieważ w pracy jestem perfekcjonistką, to wychodząc na scenę zostawiam prywatę za sobą, skupiam się wyłącznie na tym co mam do zrealizowania. Dla mnie ważna jest publiczność i to, co mam wykonać, jestem zadaniowa. Jak mam coś zrobić, to to robię. Wiem, że muszę się zmobilizować, skupić i zrobić to jak najlepiej.
Jakie są najtrudniejsze i najprzyjemniejsze elementy wcielania się w innych artystów w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo"?
- To w ogóle jest czad! Jestem niesamowicie zadowolona z udziału w programie. Cieszę się, że mogę wcielać się w tak różne postacie, traktuję to jako niezwykłe wyzwania wokalno-aktorskie. Kiedyś, myśląc o tym programie stwierdzałam, że to po prostu fajna zabawa i wezmę w nim udział dopiero, gdy będę miała więcej wolnego czasu. Uważałam, że to jest dokładnie to, co robię - gram w musicalach, dużo śpiewam. Postrzegałam to jako przygodę i rozwinięcie tego, czym zajmuję się na co dzień. Tymczasem okazało się, że nauka roli pod względem stricte wokalnym, uczenie się nowych tricków i możliwości śpiewania jest dla mnie niezwykle rozwojowe. Mam ogromną przyjemność z poszukiwania np. vibrata, którego wcześniej nie stosowałam albo innego brzmienia. chyba najtrudniejsze dla mnie są męskie głosy. W pierwszym odcinku byłam Edem Sheeranem, nie było to łatwe zadanie... Ale zrobiłam co mogłam, na tyle, na ile moje możliwości wokalne mi pozwoliły. Rewelacyjna jest Agnieszka Hekiert, nasza trenerka wokalna. Praca z nią jest inspirująca, to czysta przyjemność. Rafał też mi bardzo pomaga, jest finalistą tego programu. Dał mi świetne wskazówki a propos wcześniej wspomnianego vibrata. Pokazuje mi, jak powinien być osadzony dźwięk - np. bardziej na podniebieniu, czy na nosie, instruuje mnie we wszystkim.
Często też podkreślasz, że obydwoje jesteście dość temperamentni. Jak to wpływa na relację?
- Jak w każdym związku, miewaliśmy wzloty i upadki. Teraz jest u nas dobrze. Bywało różnie, ale my się bardzo kochamy. Jak się kogoś tak bardzo kocha, to czasem przymyka się oko na różne sprawy. Trzeba dochodzić do kompromisów i przede wszystkim - trzeba chcieć się dogadać. To nie jest tak, że zawsze jest różowo i jesteśmy cudowną rodzinką z gazety, z pięknymi dziećmi. Jesteśmy z krwi i kości. Musieliśmy wiele rzeczy przepracować. Jeżeli się ludzie kochają i chcą, to są w stanie przewalczyć różne rzeczy i przeciwności losu. Często jest tak, że jak nie chcesz z kimś być, to te jego wady wyolbrzymiasz. A wady ma każdy. Można je polubić, wyolbrzymić, pokochać albo zaakceptować.
A wasza historia też jest dość filmowa, bo wszystko potoczyło się dość szybko.
- Bardzo szybko! Dlatego przez to mieliśmy różne momenty. Rafał oświadczył mi się po pięciu miesiącach znajomości. Docieraliśmy się już później i tak naprawdę zaczęliśmy się intensywnie poznawać w momencie, gdy urodziła się Hania. Zamieszkaliśmy razem dopiero podczas ciąży. Wszystko zaczęło wtedy wychodzić. to były dwie zupełnie nowe sytuacje dla nas: wspólne mieszkanie i bycie rodzicami. Kompletnie nowe życie. Czasem mieliśmy tak, że jak się kłóciliśmy, to pojawiały się myśli, że może za szybko to wszystko poszło, że może do siebie nie pasujemy. Jednak mimo wszystko tak mocno się kochamy, że te przeciwności losu przetrwaliśmy. No ale faktycznie, nasze temperamenty nam nie pomagają, bo chyba czasem wyolbrzymiamy niektóre sytuacje. A później nam przechodzi i okazuje się, że jednak jest cudownie. także jesteśmy burzliwym związkiem.
Tęsknisz za czasami, kiedy jeszcze byłaś anonimowa?
- Czasami tak. Szczególnie, kiedy jadę do Opola, do mojego rodzinnego miasta, gdzie zawsze czułam się bezpiecznie, intymnie, jak w domu. Teraz, gdy np. wchodzę do knajpy, nie jest już jak kiedyś, swobodnie. Czuję już to, co wszędzie, czyli wzrok obcych ludzi. To nie jest do końca fajne. I chyba najbardziej odczuwam brak anonimowości właśnie tam.
A gdybyś na jeden dzień mogła przestać być w blasku fleszy, to co byś zrobiła?
- Może pojechałabym do Opola, na pełnym luzie. Albo na chwilę wróciła na studia, to był piękny i szalony czas.
Czytaj również:
Schorowana Minge informuje o stanie zdrowia
Zobacz także: