Reklama

Chemia przeznaczenia

Co ona w nim widzi? Dlaczego on wybrał właśnie ją? Naukowcy są coraz bliżej znalezienia odpowiedzi na pytanie, jak dobieramy się w pary i dlaczego zakochujemy się w tej, a nie innej osobie.

Dla psychologów ewolucyjnych nasze sprawy miłosne są proste jak drut. Zbadali, że kobiety pragną mężczyzn zasobnych i ambitnych, zaś mężczyźni zakochują się w sylwetkach klepsydry i symetrycznych twarzach młodych kobiet. Trzeba przyznać, że badania te są wiarygodne, przeprowadzone na ogromnej próbie w wielu krajach świata. Ale cóż z tego, gdy rzeczywistość im przeczy?

Jakimś cudem zakochujemy się w playboyach bez grosza i sympatycznych chłopcach bez widoków na karierę. Nietrudno też zauważyć, że nie każda z nas w chwili oświadczyn ma wskaźnik WHR równy 0,7 i idealne rysy twarzy. "Może mieć włosy mokre i w nieładzie po kąpieli w morzu, a i tak jest dla mnie najpiękniejsza. Błyskotliwa, zabawna, ma bardzo dobre serce", mówi o swojej 50-letniej żonie Pierce Brosnan. Kolejny raz, bo w każdym prawie wywiadzie z tym przystojnym aktorem padają podejrzliwe pytania o to, jak to możliwe, że od piętnastu lat kocha kobietę może uroczą, ale z solidną nadwagą. Co on w niej widzi?

Reklama

Gdyby naszymi uczuciami rządził tylko ewolucyjny kod, takie związki nigdy by nie powstały ani nie przetrwały. Tymczasem to piękne kobiety bywają samotne, bogaci mężczyźni niekochani, a dziewczyny o przeciętnej urodzie często szczęśliwsze w miłości niż te idealnie symetryczne. Wygląda na to, że jest spora różnica między tym, co nam się podoba, a tym, co kochamy.

Zagadka nieświadomej atrakcyjności

Jak mówi znany psycholog społeczny Bogdan Wojciszke, punktem wyjścia w miłości jest najczęściej nagły przypływ erotycznego zainteresowania czyjąś osobą. Nazywamy to chemią, mówimy: "Zaiskrzyło".

Psychologowie różnie to tłumaczą. Brytyjski psychoterapeuta Robin Skynner (pionier terapii grupowej) uważał, że ludzie mają nieświadomy dar wyławiania z tłumu osób podobnych do siebie w sensie psychologicznym. - Skoro rodzice kształtują naszą osobowość - mawiał - to sposób, w jaki nas ukształtowali, wpływa też na nasz wybór towarzysza życia.

W swoim Instytucie Terapii Rodzin wielokrotnie przeprowadzał eksperyment, w którym zgromadzonym w dużej sali nieznajomym rzucał polecenie: "Poszukaj kogoś, kto przypomina ci członka twojej rodziny". Podobno nieodmiennie okazywało się, że uczestnicy eksperymentu odnajdywali w sali osoby z podobnymi doświadczeniami rodzinnymi, takimi jak dorastanie bez ojca, zimny dom, nadopiekuńcza matka. Skynner twierdził, że na tym odnajdywaniu podobieństw polega zagadka "nieświadomej atrakcyjności".

Rzeczywiście zasada "lubimy podobnych" jest jednym z dobrze udowodnionych warunków budzenia sympatii, Skynnerowi nie udało się jednak dowieść, że pary, które "rozpoznały się" w jego eksperymentach, zakochiwały się w sobie. Nie do udowodnienia okazały się też inne teorie psychoanalityczne oparte na przekonaniu, że zakochujemy się w ludziach pasujących do naszej "miłosnej mapy" powstającej w dzieciństwie, w rodzinie.

- Choć możliwe, że takie wspomnienia wywierają pewien wpływ na wybór partnera, bo przywołują swojską atmosferę, budzą wzruszenie i pozytywne skojarzenia - uważa psychoterapeutka Małgorzata Foltyn. - Jednak nie sposób ocenić siłę ich wpływu i uchwycić niepodważalną prawidłowość. Zakładamy jedynie, że nasza przeszłość determinuje przyszłość, zauważamy pewne korelacje, domyślamy się mechanizmów. 

Jeden z nich zakłada istnienie schematu psychicznego skłaniającego do powtórki z dzieciństwa: być może wybieramy partnerów, którzy wywołają  "nieprzepracowane" w rodzinnym domu konflikty, i odtwarzamy w dorosłym życiu pierwotną relację z rodzicem. Po co? Jedni psychoterapeuci twierdzą, że chcemy rozwiązać dawny problem i uwolnić się od niego, inni traktują tę "prawidłowość" trochę jak fatum - córka nałogowca będzie czuła pociąg do mężczyzn skłonnych do uzależnień, bo przypominają jej ojca, syn depresyjnej matki będzie zakochiwał się w nieszczęśliwych kobietach.

- To się rzeczywiście zdarza, kiedyś nawet byłam zdania, że to rodzaj wewnętrznego imperatywu - mówi Małgorzata Foltyn. - Jednak z czasem spostrzegłam, że równie często zakochujemy się w ludziach zupełnie odmiennych od naszych rodzinnych wzorców. Im dłużej wykonuję zawód psychoterapeuty, tym bardziej jestem przekonana, że jeśli istnieje wewnętrzny wyzwalacz miłości, to klucz do niego leży w jakimś innym miejscu.

Ślepa siła hormonów

Tego klucza szuka od lat Helen Fisher, amerykańska antropolożka i badaczka miłości z Uniwersytetu Rutgersa. To ona badała funkcjonalnym rezonansem magnetycznym mózgi zakochanych i opisywała, co dzieje się w ich głowach. Jej ostatnia książka "Dlaczego on? Dlaczego ona?" powstała po kolejnej rundzie badań.

- Zazwyczaj zakochujemy się w osobach o tym samym pochodzeniu społeczno-ekonomicznym, o podobnym poziomie inteligencji i atrakcyjności oraz pokrewnych wartościach religijnych. Ale co sprawia, że gdy wchodzimy do pokoju pełnego ludzi podobnych do nas, w którym każdy ma takie samo pochodzenie, ten sam poziom inteligencji, ten sam stopień atrakcyjności, nie zakochujemy się we wszystkich, lecz w jednym? Doszłam do przekonania, że chodzi o coś więcej niż wybór wzorca z dzieciństwa czy ocenę stopnia urody. Zastanowiły mnie wyniki badania, powszechnie znanego jako "eksperyment spoconego podkoszulka" - mówiła Helen Fisher na konferencji naukowej TED zorganizowanej przez amerykańską Sapling Foundation. - Z tego eksperymentu wynika, że kobiety kierują się zapachem przy ocenie atrakcyjności partnera, a atrakcyjność ta zależy od czegoś tak dobrze ukrytego przed naszymi oczami jak odmienny system immunologiczny. Jeśli tak, to może potrafimy również nieświadomie ocenić inne walory genetyczne i hormonalne partnera?

To pytanie stało się punktem wyjścia do trwających trzy lata badań. Fisher założyła, że to biologia ciągnie nas w stronę tych, których pokochamy.

- Zadałam sobie pytanie: co ja wiem o osobowości człowieka? Otóż wiem, że osobowość w pięćdziesięciu procentach jest uwarunkowana czynnikami genetycznymi. Ale istnieje też kilka substancji, które odpowiadają za cechy osobowości. To dopamina, serotonina, testosteron i estrogen - tłumaczyła. Doszła do wniosku, że proporcje tych hormonów się różnią, więc można stworzyć cztery szeroko rozumiane typy osobowości, które każdy z nas potrafi wyczuć, spotykając kogoś pierwszy raz.

Badaczka założyła portal randkowy Chemistry.com, na którym opublikowała swój kwestionariusz "porządkujący" nasze osobowości według hormonalnej dominanty. W Ameryce wypełniło go 3,7 mln ludzi, w innych krajach - ponad 600 tys. W ten sposób powstała potężna baza danych, którą Helen Fisher wykorzystała do dalszych badań. "Uznałam, że gdybym prześledziła, który typ ludzi naturalnie ciągnie w kierunku którego, mogłabym wyciągnąć wnioski, jak ludzie dobierają się w pary", mówiła badaczka.

Pierwsza iskra

Cztery typy "hormonalnych osobowości" to serotoninowi Budowniczowie (mają potrzebę stabilizacji, spokoju, cenią tradycję), zanurzeni w dopaminie Badacze (głodni nowych wrażeń, kreatywni, entuzjaści), testosteronowi Dyrektorzy (lubią rywalizację, sukces, cenią kompetencje) oraz rządzeni przez estrogen Negocjatorzy (emocjonalni, opiekuńczy, poszukujący kontaktu i zgody z innymi).

Dr Fisher doszła do wniosku, że ludzi z dominantą serotoniny (Budowniczych) oraz dopaminowców (Badaczy) powinien pociągać ich własny typ. Będą łączyć się na zasadzie podobieństwa. Natomiast Dyrektorzy poszukają estrogenowych Negocjatorów i vice versa, łącząc się na zasadzie przeciwieństw (czy komplementarności).

Te spostrzeżenia są osnową książki badaczki "Dlaczego on? Dlaczego ona?". Jednak po jej opublikowaniu antropolożka nie zakończyła badań.

- Im więcej danych spływało, tym wyraźniej zarysowywały się kolejne spostrzeżenia - mówiła Fisher na konferencji TED »Biology of the Mind«. - Postanowiliśmy przeprowadzić test pierwszej randki na grupie 2766 osób. Pierwsze spotkanie jest bardzo ważne, często ustawia kurs całej znajomości. Dane pokazały, że prawie wszyscy przepadają za Negocjatorami! Są oni mistrzami pierwszego wrażenia bez względu na płeć. Ci mili, rozmowni ludzie podobali się wszystkim, poza mężczyznami typu serotoninowego. Budowniczowie skłaniali się raczej ku kreatywnym i entuzjastycznym Badaczkom.

Antropolożka zauważyła, że przy pierwszym spotkaniu zwykle ulegamy atrakcyjności typów odmiennych, a nie podobnych. Wyjątkiem są Negocjatorzy, którzy - choć elastyczni i ugodowi - wyraźnie faworyzują własny typ. Zasada miłości od pierwszego wejrzenia przebiega więc według schematu: Badacz zakochuje się w Budowniczym lub Negocjatorze, Budowniczy w Badaczu, Dyrektor ulega czarowi Negocjatora, a ten komuś podobnemu do siebie.

Jak przypomina Fisher, z większości badań wynika, że związkami rządzi reguła podobieństwa, jednak miłość od pierwszego wejrzenia wybiera hormonalną odmienność. Badania Fisher wciąż trwają. Najprawdopodobniej potwierdzą dwoistość naszych wyborów, zauważoną już wcześniej przez innych naukowców. Na przykład badani przez psychologów mężczyźni wybierają inne kobiece cechy, gdy pytamy ich o preferencje w stałym związku, a inne, gdy chodzi o przelotną relację. Kobiety nieodmiennie pragną, by partner był opiekuńczy i miły, ale przywoływany już test podkoszulka wykazał, że ich nosy wybierają innych mężczyzn w dni płodne, a innych po zakończeniu owulacji...

Jak twierdzi Fisher, wygląda na to, że czym innym jest znaleźć odpowiedź na pytanie: "Kto mnie pociąga?", a czym innym na: "Z kim umiem być szczęśliwa?". Choć nazywa nasze mózgi "najlepszą swatką", nie jest pewna, czy tzw. poczucie chemii nie oznacza tylko wyboru najlepszego - bo odmiennego genetycznie - partnera do spłodzenia zdrowego potomstwa. Przecież pierwsze wybory nie zawsze kończą się dobrym małżeństwem. Jej "Kwestionariusze szczęścia" - specjalne ankiety wypełnione przez czytelników internetowych portali, którzy spędzili w małżeństwie średnio 15 lat - zdają się to potwierdzać. Wśród najszczęśliwszych par niewiele było dobranych z klucza pierwszej randki. Natomiast wyjątkowo liczni byli tam Badacze, którzy pobrali się z innymi Badaczami.

- W miłości znaczącą rolę odgrywają nie tylko pierwsze spotkania, są inne momenty w życiu, kiedy jesteśmy bardziej skłonni zakochać się. Są to chwile życiowych zmian, zagrożeń czy wydarzeń wywołujących silne emocjonalne poruszenie. W naszych mózgach wydziela się wówczas substancja zwana fenyloetyloaminą, określana często jako amina ekscytacji - ta sama, która pojawia się u zakochanych. Wybieramy wówczas osobę, która nam w tych chwilach radości czy niebezpieczeństwa towarzyszyła - dodaje Fisher.

Psychologowie nazywają opisany przez nią proces "przeniesieniem ekscytacji", zbadano, że znacznie częściej ulegają mu mężczyźni. Zarówno oni, jak i kobiety mają natomiast skłonność do zakochiwania się w osobach, z którymi dużo przebywają i rozmawiają. Najprawdopodobniej mechanizm działa tak: coraz lepiej się poznają i jeśli dostrzegają, że wiele ich łączy, to pewnego dnia uzmysławiają sobie, że ta druga osoba ich pociąga. Najprawdopodobniej, bo - co ciekawe - ten najmniej tajemniczy, najbardziej zwyczajny sposób zakochiwania się jest najsłabiej zbadany i najmniej o nim wiem.

Magdalena Jankowska

PANI 3/2015

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy