Córka Brathanków
Wychowała się na ich muzyce. Teraz z nimi śpiewa. Skaldów. Poznajcie nową wokalistkę grupy Brathanki, Agnieszkę Dyk.
Karolina Siudeja, Styl.pl: Lubisz udzielać wywiadów?
Agnieszka Dyk: - Zawsze jest mała adrenalina, ale ostatnio udzielam ich coraz więcej, więc się powoli oswajam.
Studiujesz dziennikarstwo. Podczas wywiadu wolisz być przepytywana, czy przepytywać?
- A wiesz, że chyba jednak wolę być po twojej stronie.
Chcesz się zamienić?
- Nie trzeba, tu też jest dobrze. W dziennikarstwie dopiero raczkuję. Dużo się uczę, ale już wiem, że sprawia mi to dużą przyjemność. Chciałabym robić wywiady, poznawać osoby, z którymi rozmawiam. Potem to opisywać.
Teraz jednak stawiasz na śpiewanie.
- Nigdy nie wiadomo, co zdarzy się w naszym życiu, więc warto mieć dodatkowe umiejętności i szersze wykształcenie. Poza tym wybrałam dziennikarstwo, bo łączy się z tym, co robię teraz.
W obu zawodach masz do czynienia z show-biznesem. Teraz jesteś wewnątrz branży muzycznej, poznajesz ją od kuchni.
Czy ten wielki świat znanych i lubianych czymś cię zaskoczył?
- Czy to jest wielki świat? Nie miałam na razie żadnego zderzenia ze ścianą, jeśli o to pytasz. Żadnych negatywnych wrażeń.
- Nagraliśmy płytę "Brathanki grają Skaldów", koncertujemy, fani zaczynają mnie rozpoznawać, prosić o autografy. To jest niezwykle przyjemne i zarazem mobilizujące.
- Przygotowuję się do tego, że zapewne nadejdą słowa krytyki i momenty trudne. Myślę jednak, że sobie z tym poradzę. Poza tym krytyka często ma moc twórczą. Wierzę, że zespół Brathanki z nową wokalistką i nowym gitarzystą zostanie przyjęty bardzo pozytywnie.
Liczy się dla ciebie popularność? Bycie wielką gwiazdą? Marzą ci się okładki magazynów i "Taniec z gwiazdami"?
- Ale cóż to jest gwiazda? Jeśli chodzi o twoje pytanie nazwałabym to mianem celebrities. Chciałabym, aby postrzegano mnie przez pryzmat muzyki, naszych koncertów. Wydaje mi się, że ludzie głównie cenią artystę za jego twórczość i charyzmę.
Chciałabym, żeby ludzie teraz kojarzyli Brathanki z Agnieszką, nie z Halinką.
Ale wtedy zna go i ceni zdecydowanie mniej osób.
- No i co z tego? Wolę mieć oddaną grupę fanów, niż rzesze, które tak naprawdę znają mnie z portali plotkarskich.
Prawa, jakimi rządzi się show-biznes są okrutne: nie ma cię w mediach - nie istniejesz. Nie boisz się tego, że w końcu trafisz na ich łamy?
- Nie zastanawiałam się nad tym. Nie wiem, jak się zachowam, jeśli zrobi się wokół mnie szum. Nie wybiegam aż tak daleko w przyszłość.
Nie usłyszę, zatem kategorycznego: "Nigdy nie zatańczę ani nie zarecytuję".
- A propos tańczenia, to skończyłam szkołę wokalno-baletową, więc myślę, że dałabym sobie radę.
W zespole Brathanki śpiewały przed tobą cztery inne wokalistki. Nie boisz się porównań do swoich poprzedniczek?
- Myślę, że porównania są nieuchronne. Ale z drugiej strony to jest naturalne, że w zespołach zmienia się skład. W Varius Manx też zmieniały się wokalistki. Każda z nich nagrała wielkie przeboje, wniosła coś do zespołu, każda była rozpoznawalna. Chciałabym, żeby ludzie teraz kojarzyli Brathanki z Agnieszką, nie z Halinką.
Poznałaś Halinkę Mlynkovą?
- Nie miałam przyjemności.
Brathanki powstały, kiedy miałaś 13 lat. Między tobą a pozostałymi członkami zespołu jest duża różnica wieku. Ojcują ci?
- Stworzyliśmy taką zespołową rodzinę. Tak się już nawet przyjęło, że flecista, Steffano to tata, a menadżerka Galineczka, to mama. Pozostali członkowie zespołu, czyli Piętaszek, Prucek, Piotrek, Wiktorio i Gazda - założyciel zespołu, to wujowie.
Odczuwasz już skutki popularności?
- Miałam ostatnio taką ciekawą sytuację. Graliśmy koncert w Jabłonce. Przed sceną stała dziewczynka, miała może osiem lat. Przez cały koncert naśladowała każdy mój ruch. Potem przyszła do mnie wraz z mamą po autograf i dała mi w prezencie ręcznie zrobioną broszkę, w kształcie serca.
- Dla takich chwil warto śpiewać. Gdy patrzyłam na nią, to przypominałam sobie siebie z czasów, kiedy jako mała dziewczynka marzyłam o śpiewaniu i udawałam, że występuję na scenie.
Śpiewałaś do dezodorantu?
- Tak, do dezodorantu, albo po prostu udawałam, że trzymam w ręce mikrofon i śpiewałam. Najzabawniejsze jest to, że nie mogłam śpiewać bez makijażu. Wiecznie zabierałam moim starszym siostrom kosmetyki, aż zaczęły je przede mną chować. No i występując obowiązkowo musiałam mieć sztuczne paznokcie. Robiłam je z plasteliny. Czerwonej albo zielonej.
Teraz marzenie się spełniło. Nie powiedział nikt: "Uważaj, żeby ci sodówa nie odbiła"?
- Na szczęście nie. Chyba po prostu mi nie odbiła. Staram się być naturalną i szczerą osobą. Mam nadzieję nigdy tego nie zatracić.
- W tym, co robię, mam wsparcie moich bliskich. Mój chłopak wiecznie namawia mnie do podejmowania kolejnych wyzwań, kibicuje mi. Jest bardzo wyrozumiały, nie narzeka na moje wieczne nieobecności w domu.
Nie jest zazdrosny?
- Nie ma miejsca na zazdrość, gdy jest się pewnym swojego uczucia. Michał świetnie rozumie, że każde z nas musi realizować się w swoich pasjach.
On też zajmuje się muzyką?
- Nie. On ma dość nietypowy zawód. Ludzie dziwnie reagują, gdy o tym mówię.
Śmiało.
- Hoduje ryby akwariowe. Zajmuje się tym zawodowo od wielu lat. Ma piękną hodowlę.
Ty masz 23 lata. To przyznaj się, jaka jest ta różnica wieku między wami.
- 14 lat... Chciałam, to mam. (śmiech) Z Michałem bardzo dobrze się rozumiemy. Mieszkamy razem.
Masz też starsze rodzeństwo.
- Tak, w domu jest na siedmioro, a ja jestem przedostatnia. Ode mnie młodszy jest tylko brat Damian.
Chcesz sama stworzyć taką dużą rodzinę?
- Kiedyś tak. Na razie skupiam się na muzyce i ukończeniu studiów.
Zmieniałaś swój styl na potrzeby sceny?
- Zaczęłam nosić sukienki. Kiedyś, zupełnie nie wiem czemu, nosiłam tylko jeansy i t-shirty. Nadal na co dzień cenię sobie swobodę, hasam w spodniach i japonkach. Jednak odkąd wstępuję na koncertach, zaczęłam współpracę z krakowską projektantką Magdą Waś oraz z Elą Gajewską, która tworzy cudnej urody kapelusze.
- Madzia zaczęła ubierać mnie w sukienki. Powiedziała: "Masz świetne nogi, powinnaś je pokazywać". Miała rację. Każda kobieta powinna podkreślać swoje atuty.
A jeśli którego dnia ktoś ci powie, że do sesji, programu albo teledysku masz schudnąć?
- Oj, fajnie by było gdyby ktoś mi tak powiedział, bo może wtedy miałabym wreszcie motywację. A tak, sama na diecie najdłużej wytrzymałam dwa tygodnie. Muszę przyznać, że jedzenie sprawia mi dużo przyjemności.
Propozycję rozbieranej sesji przyjęłabyś?
- Nie wiem czy miałabym tyle odwagi.
Rozmawiała: Karolina Siudeja