Dawid Podsiadło: Skromny to ja nie jestem
Mógłby zadzierać nosa i udawać, że jest lepszy. W końcu ostatnio mało kto dostał tyle nagród i sprzedał tyle płyt, co on. Mógłby nie unieść sukcesu, wpaść w nałogi, być bohaterem skandali, przecież ma dopiero 22 lata. A Dawid Podsiadło się nie zepsuł. Wydaje się odporny na słowa „idol” i „gwiazda”. Jakim cudem nie przewróciło mu się w głowie?
Gdy dwa lata temu w sklepach pojawiła się płyta "Comfort and Happiness", stało się jasne, że chłopak z Zagłębia wygrał program "X-Factor" nie przypadkiem. Dwudziestolatek z szopą ciemnych włosów, dopiero co po maturze. A tu cztery Fryderyki, Wiktor, nominacja do Paszportu Polityki i nagrody MTV Europe - to wszystko w kilka miesięcy. Był gwiazdą Open’era i festiwalu w Opolu, w Sopocie wygrał Bursztynowego Słowika, a z TOP Trendów wrócił z nagrodą dla artysty, który sprzedał najwięcej płyt w roku 2014. Właśnie wydał kolejną, "Annoyance and Disappointment". Co się tłumaczy: rozdrażnienie i rozczarowanie. Spokojnie, to prowokacja. Jest, jak było - muzyka szlachetna i dojrzała, żadnego zblazowania. Młodzi "słyszą" w niej kawałki swojego życia, starsi doszukują się tonów Stinga. Kobiety przy niej marzą, mężczyźni biegają. Wszyscy kochają Dawida Podsiadło?
Dlaczego ludzie tak lubią twoją muzykę?
Dawid Podsiadło: - Nie wiem, po prostu cieszę się, że tak jest. Myślę, że wiele osób przekłada sympatię do mnie na pozytywny odbiór mojej muzyki. Chociaż nie znamy się za dobrze.
To chyba przyjemne?
- Rzeczywiście, tym bardziej że zawsze było ważne dla mnie, czy ludzie mnie lubią, czy nie. Nie potrafiłem pogodzić się z tym, że ktoś może za mną nie przepadać, jeżeli nic złego mu nie zrobiłem.
Wrażliwiec od dziecka?
- Możliwe.
Jako chłopiec wolałeś od resoraków mikrofon ze skakanki?
- Trochę tak. Pamiętam taki obrazek: ja w słomianym kapeluszu wyginam się przed lustrem i śpiewam piosenki Boney M. Ale przed tym lustrem udawałem też Kurta Cobaina z Nirvany, bo mój starszy o sześć lat brat Wojtek w czasach popularności grunge’u słuchał tej muzyki. Od 11. roku życia chodziłem do Młodzieżowego Ośrodka Pracy Twórczej w Dąbrowie Górniczej. Tam raz w tygodniu miałem lekcję u nauczyciela śpiewu. Po swojemu wykonywałem "Zakazany owoc", "Długość dźwięku samotności", a potem kawałki ulubionych brytyjskich zespołów rockowych. Nawet występowałem publicznie, bo ośrodek był finansowany przez miasto, więc kierował swoich podopiecznych na imprezy w domu kultury, na otwarcie przedszkola, biblioteki, takie tam.
Nastolatki na ogół się wstydzą. Nie miałeś blokady?
- Miałem. To się zmieniło, gdy na początku liceum założyliśmy z kumplami zespół Curly Head. Zacząłem tworzyć muzykę i nabierałem pewności siebie. W tym czasie poszedłem też do szkoły muzycznej, do klasy puzonu. Zespół i szkoła dodały mi odwagi. Poczułem przyjemność bycia na scenie.
Kto miał wtedy największy wpływ na twoje życie?
- Rodzina. To dzięki bliskim wszystko się działo i dzieje. Oni dawali mi ogromne wsparcie. Kibicowali. W dzieciństwie grałem w piłkę nożną, trzy lata trenowałem badmintona i karate. Mama towarzyszyła mi na turniejach, trzymała kciuki. Byłem też harcerzem. Nie zdobyłem żadnej sprawności, chociaż zawsze chciałem, bo to mi się kojarzyło z rozwojem postaci w grze - wtedy już dużo siedziałem przed komputerem. W końcu wypisałem się z drużyny. Miałem z mamą i Wojtkiem taki układ, że kiedy coś mi się znudziło, mogłem o tym otwarcie powiedzieć i oni zawsze mnie rozumieli.
Jaka jest twoja mama? Silna Ślązaczka?
- Tak. To wyjątkowo silna kobieta. W ogóle nasza rodzina jest złożona z silnych kobiet - mama, jej siostra, babcia. Prababcia żyła ponad dziewięćdziesiąt lat i do końca była samodzielna. Mama sama wychowywała brata i mnie, jednocześnie pracowała w Hucie Katowice. Jest naszym autorytetem i chociaż teraz mieszkam kilkaset kilometrów od rodzinnego domu, a nasza relacja ma inny, przyjacielski wymiar, wciąż bardzo często pytam ją o zdanie i proszę o pomoc w wielu sprawach.
Nie bała się twojego śpiewania? Nie mówiła "idź lepiej na ekonomię"?
- Nie. Nigdy wcześniej tak o tym nie myślałem, ale ani brat, ani mama nie nakłaniali mnie, żebym wybrał coś "bezpiecznego". Słyszałem: chcesz śpiewać? Super, lubimy jak śpiewasz. Oczywiście ściągali mnie czasami na ziemię, mówili na przykład, żebym nie olewał szkoły. Ale to były pojedyncze sytuacje. Zresztą z matury miałem wynik bardzo przyzwoity. A zdawałem już w okresie "X-Factora".
Cały wywiad w najnowszym numerze magazynu "Twój Styl". W sprzedaży od 12 listopada.