Dobrani naturalnie
Poznali się w pracy. I chociaż nie spotkali się ponownie na planie filmowym, to od jedenastu lat tworzą zgrany duet w życiu prywatnym.
Michał lubi zaskakiwać. Jest pomysłowy i odważny. Na jedną z pierwszych randek zaprosił mnie na służewieckie lodowisko w Warszawie. Myślałam, że świetnie jeździ, a okazało się, że łyżwy miał na nogach pierwszy raz. Ja sobie radziłam, a on cały czas leżał na lodzie. Podtrzymywaliśmy się wzajemnie i pękali ze śmiechu.
Poznaliśmy się na planie serialu "Tygrysy Europy" w reż. Jerzego Gruzy. Był rok 2000. Właśnie kończyłam studia, Michał był operatorem. Kiedyś złapałam się na tym, że opowiadam koleżance: "Jest tam taki fajny chłopak". Tuż przed świętami wydawano bankiet z okazji zakończenia zdjęć. Chciałam już wracać do domu do Gdyni, ale mama namówiła mnie, żebym poszła. Posłuchałam jej. Był tam Michał.
Poprosił mnie do tańca, choć tańczyć nie umiał. Spodobał mi się, bo był dowcipny i naturalny. Dziś śmieję się, że poderwał mnie na malucha, ponieważ często podjeżdżał po mnie fiatem 126p. Szybko zamieszkaliśmy razem. Gdy minął rok, byłam zaskoczona, że ten człowiek, który jest obok, w ogóle mi nie przeszkadza.
Gdy się poznaliśmy, trochę z nim walczyłam, bo uważał, że kobieta powinna gotować.
Mam potrzebę wolności, nigdy wcześniej nie angażowałam się na tak długo. Drażniło mnie dostosowywanie się do partnerów. W Michale wszystko mi odpowiadało. Dziwne, bo mogłoby się wydawać, że jesteśmy kompletnie różni: ja wiecznie sprzątam, jestem punktualna, a on bałaganiarz, nie zwraca uwagi na detale. Na spotkania ze mną zawsze się spóźnia. Nie robi tego jednak celowo.
Mówi na przykład: "Chodźmy na zakupy". Ja mu na to: "Ale mamy pół godziny, bo zaraz zaczyna się moja próba. Zobaczysz, ledwo zapakujemy się do samochodu i trzeba będzie wracać". "Aha, no może", dziwi się.
Często wybucham, Michał jest stoikiem. Prawy, uczciwy, nie lubi dwulicowości. Ma mocny kręgosłup moralny. Ja nie umiem kłamać i wiem, że on też tego nigdy nie zrobi. Łączy nas takie samo podejście do życia. Najważniejsze sprawy to dom i my, dopiero później praca. Odkąd trzy lata temu urodził się nasz syn, staramy się tak dopasowywać zawodowe plany, aby zawsze któreś z nas było w domu i położyło go spać.
Przez jedenaście lat wspólnego życia sprawdziliśmy się w niejednej trudnej sytuacji. Michał stanął na wysokości zadania, kiedy w 2009 roku zachorowałam - przejął domowe obowiązki i nie miał z tym żadnego problemu. Wolę jednak o tym czasie jak najszybciej zapomnieć. Oby już nigdy los nie doświadczał nas w ten sposób.
Gdy się poznaliśmy, trochę z nim walczyłam, bo uważał, że kobieta powinna gotować. Tymczasem ja tego nie znosiłam. Omijałam kuchnię szerokim łukiem. Nawet przygotowanie kanapki było dla mnie czymś strasznym. Żywiliśmy się w stołówce Akademii Teatralnej, restauracjach, czasem Michał coś przygotował. Jednak gdy Iwo skończył pół roku i trzeba było mu robić zupki, wkroczyłam do kuchni. I jakoś zaskoczyło.
Teraz gotuję, ale zdrowo i takie rzeczy, które nie są czasochłonne. Ostatnie święta Bożego Narodzenia, a potem Wielkanoc przygotowałam sama. Czasem radzę się Sylwii - mojej teściowej.
Po trzech latach naszej znajomości Michał poprosił mnie o rękę. Długo się chłopina zastanawiał, ale ja też specjalnie nie czekałam. Zabrał mnie na wycieczkę do Wilna. Nagle na środku placu Giedymina uklęknął. Myślałam, że chce zawiązać buty, a on wyjął coś z pudełeczka od karty graficznej. To był pierścionek. I znów minęły trzy lata, zanim wzięliśmy ślub. Zwlekaliśmy, bo ja miałam mnóstwo pracy.
Dostałam rolę w "Magdzie M.". Serial szybko stał się popularny. Na jednym z pierwszych spotkań z twórcami i aktorami pojawiło się ponad 10 tysięcy osób. Wszyscy byliśmy zaszokowani. Kiedyś z Michałem poszłam na zakupy i zauważyłam, że ludzie mi się przyglądają. Pobiegłam do łazienki sprawdzić, czy nie mam rozmazanego makijażu. Wszystko było w porządku i wtedy zrozumiałam, że widzą we mnie serialową Agatę Bielecką. Powoli trzeba było się do tego przyzwyczaić, a śledzenie przez paparazzich stało się czymś normalnym w naszym życiu.
Mąż we mnie wierzy, uważa, że jestem najlepszą aktorką i zawsze świetnie gram. W ogóle mnie nie krytykuje. Nie udziela rad, za to bez przerwy mnie wspiera. Jestem z niego dumna. Michał to świetny operator, a film to jego pasja. Nie jest typem człowieka, który dużo mówi. Nie obarcza mnie swoimi problemami, ale też nie opowiada o sukcesach. Ciągle się uczy.
Najpierw skończył szkołę operatorską, potem teatrologię w Akademii Teatralnej, a dziś studiuje jeszcze na Wydziale Operatorskim i Realizacji Telewizyjnej w łódzkiej Filmówce. Jednocześnie kręci dokumenty. Pytam go, dlaczego zrobił takie ujęcie albo tak krótko coś pokazał. Michał tłumaczy cierpliwie. Nie chciałabym jednak razem z nim pracować. Czułabym się skrępowana i stremowana.
Gdy jestem zmęczona, proszę męża, żebyśmy gdzieś pojechali tylko we dwoje na dwa, trzy dni. Michał od razu szuka samolotów, rezerwuje hotele, wynajduje ciekawe miejsca do zwiedzania. Iwo zostawiony pod opieką dziadków i niani świetnie sobie radzi, ale ja i tak zawsze mam wyrzuty sumienia. Za to na wakacje zabieramy synka ze sobą.
Na razie zwiedzamy Europę. Wszędzie już byliśmy, pozostała nam tylko Portugalia, więc może wybierzemy się tam na urlop. W domu wszystkie decyzje życiowe i finansowe podejmujemy razem. Michał pamięta o rachunkach, dla mnie to bardzo wygodne.
Lubię się go radzić, nawet gdy chcę kupić buty. Kiedy jestem w sklepie, wysyłam mu MMS i pytam, co on na to. Przed swoimi urodzinami pokazuję mu ze cztery rzeczy, które sobie wymarzyłam. Wybór zostawiam Michałowi, żeby była niespodzianka. Nie lubię wychodzić sama, dlatego towarzyszy mi na różnych imprezach, choć za tym nie przepada. Nie jest duszą towarzystwa, nie bawi gości. Raczej stoi z boku, obserwuje lub rozmawia z ludźmi.
Mówi się, że związek przechodzi różne etapy, a mnie się wydaje, że u nas nic się nie zmienia. Od jedenastu lat próbuję się dowiedzieć, czy mąż jest o mnie zazdrosny. I nadal nie wiem, bo tego nie okazuje.
----------
Daria Widawska - aktorka. Pochodzi z Gdyni, ukończyła Akademię Teatralną w Warszawie. Popularność zyskała w serialach "Magda M." i "39 i pół". Gra w teatrze, obecnie w warszawskim Capitolu w sztuce "Drugi rozdział" w reż. Wojciecha Adamczyka. Ma 34 lata. Mama 3-letniego Iwo.
Daria nie umie siedzieć bezczynnie. Wiecznie coś robi i zanim wieczorem pójdzie spać, musi jeszcze pozmywać naczynia, poustawiać wszystko na półkach, pościerać kurze, zamieść podłogę. Jest perfekcjonistką i ten perfekcjonizm nie daje jej spokoju. Wyciszam ją i mówię: "Połóż się, odpocznij", ale ona i tak zrobi tysiące bardzo ważnych rzeczy.
Na pierwszy wspólny wyjazd zabrałem ją do Zakopanego i zraziłem do gór, które tak kocham. W zimny dzień przegoniłem Darię do Doliny Pięciu Stawów przez Szpiglasową Przełęcz - ponad 27 kilometrów marszu. Na dodatek okazało się, że ma lęk wysokości, więc wróciła zziębnięta i wystraszona. Od tej pory powtarza, że góry są może i piękne, ale zasłaniają jej widok. Szybko zrozumiałem, że to dziewczyna znad morza, i pożegnałem się z marzeniami o wspólnych wędrówkach.
Żona świetnie łączy kobiecą wrażliwość z odwagą. Kiedy dwa lata temu zachorowała, dzielnie znosiła cierpienie.
Za to w innych podróżach Daria jest nieocenionym kompanem. Od dziecka pływała na kajakach, żeglowała, brała nawet udział w rejsie "Pogorią". Oprócz wysokości niczego innego się nie boi. W jedną z pierwszych dalszych wycieczek wyruszyliśmy autokarem do Grecji. Droga była ciężka, wielodniowa, przez Bułgarię i kraje byłej Jugosławii. Choć warunki jazdy okazały się koszmarne, nigdy nie narzekała. Wtedy zaimponowała mi twardym charakterem.
Jedną z jej pasji są samochody. Żona nieraz zaskoczyła moich kolegów wiedzą o momencie obrotowym silnika. Jest świetnym kierowcą. Bierze udział w rajdach. W Toruniu razem z Anią Dereszowską zdobyły wysokie ósme miejsce na kilkadziesiąt startujących męskich załóg.
Daria jest ambitna, uparta, ale też bardzo cierpliwa. Lubi gry komputerowe. Potrafi się wyłączyć na piętnaście minut i klikać w ulubioną The Sims. Poza tym haftuje. Jej mama zbierała serwetki, które Daria wyszywała i wieszała w ich rodzinnym domu.
Żona świetnie łączy kobiecą wrażliwość z odwagą. Kiedy dwa lata temu zachorowała, dzielnie znosiła cierpienie. Bulwarówki pisały różne bzdury, do dziś nie wiadomo, co jej dokładnie było. Daria wyszła ze szpitala osłabiona, ale psychicznie mocniejsza, z wiarą, że z przeciwnościami losu trzeba walczyć i nie można się poddawać.
Gdy ją poznałem, zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Wysoka, uśmiechnięta, pełna wdzięku, z pięknymi rudymi włosami. Biło od niej ciepło. Miała w sobie coś z Ani z Zielonego Wzgórza. Nadal taka jest. Ma ścisły umysł, bywa zadziorna, dowcipna. Nie zdobywałem jej jakoś szczególnie, nie zarzucałem kwiatami, od razu zostaliśmy przyjaciółmi.
Daria wynajmowała mieszkanie z kolegami ze studiów. Kiedy oni wyjeżdżali, szybko przynosiłem kapcie i szczoteczkę do zębów. Teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, wiem, że wtedy byliśmy bardzo młodzi, działało silne przyciąganie, ale zrodziła się również między nami mocna więź emocjonalna. Mieliśmy niecałe 23 lata, a już staliśmy się całkiem dojrzali i samodzielni.
Po kilku latach wspólnego życia pomyślałem, że czas na większą stabilizację. Zaczęliśmy szukać mieszkania, chcieliśmy, aby znajdowało się w centrum, ale w spokojnej, zielonej okolicy. Długo to trwało. To obecne pierwsza zobaczyła Daria. Była w nim z pośrednikiem biura nieruchomości. Zadzwoniła do mnie i opowiedziała, jak wygląda. Od razu zadecydowałem: "Rezerwuj".
Ufam jej. To ona wybierała kolory ścian, projektowała wystrój. We wszystkim musi mieć ostatnie słowo, a ja widząc, jak jest zaangażowana, idę na kompromis. Oczywiście zdarzają się nam nieporozumienia, inaczej byłoby nudno. To raczej krótkie spięcia, po których szybko znów się dogadujemy. Szkoda czasu na obrazę, milczenie. Wolimy się wygadać, powiedzieć, co nas wkurza.
Daria jest impulsywna. Ja to rozumiem, bo przecież jest aktorką, która pracuje na emocjach. Jedziemy gdzieś samochodem, ja prowadzę, ktoś zajeżdża nam drogę, a ona już wciska klakson i trąbi z całej siły. Tłumaczę jej, że to nie ma sensu, bo zły kierowca i tak ma to w nosie. Darię jednak drażnią takie rzeczy. Nie lubi obłudy, świństw, plotek. Bywa pamiętliwa, złych rzeczy ludziom nie wybacza. W domu często ze mną dyskutuje o tym, co jej się przydarzyło. Dziwi się ludzkiej małości, rozmyśla, denerwuje się.
Przejmuje się pracą. Staram się ją wyluzować, ale przed premierą i tak nic nie pomaga. Uważa, że trzeba pracować i w filmie, i w teatrze. Plan zdjęciowy wymaga umiejętności szybkiego działania, scena to większy stres. Daria nie wyobraża sobie, że mogłaby nie nauczyć się roli na pamięć. Ma świadomość siebie, wie, jak chce zagrać i jak ma wyglądać.
Kiedy urodził się Iwo, przerwała na jakiś czas pracę, ale po kilku miesiącach wróciła na plan serialu "39 i pół". Grała jedną z głównych ról i czekano na nią. Na zdjęcia jeździła z synkiem i nianią. Jest świetną matką, nie nadopiekuńczą, raczej wyważoną. Oboje sądzimy, że najważniejsze jest to, aby mały miał fajne dzieciństwo. Dużo mu czytamy, bawimy się z nim w gry planszowe, chodzimy na basen. Daria polubiła gotowanie, gdy ma coś przyrządzić, wygania nas z domu do parku i zamyka się w kuchni. Nie lubi, kiedy wchodzę i na przykład zmniejszam gaz pod garnkiem. Jeśli zabraknie jej jakiegoś mało istotnego składnika, jest gotowa wieczorem biec do sklepu nocnego, bo tak musi być i już.
Daria doceniła też ruch. Kiedyś śmiała się, że jedynym jej sportem było siedzenie na kanapie i podnoszenie gazety czy książki z podłogi albo klikanie pilotem. Dziś ćwiczy na siłowni, ma trenera od fitnessu, biega z koleżanką, a na próby do teatru Capitol jeździ rowerem. Ma kilka przyjaciółek, spotykają się u którejś w domu lub w kawiarni na babskich posiadówkach, rozmawiają, wspierają. Wszyscy do Darii lgną, bo można na nią liczyć. Bywa, że prawie nieznani ludzie dzwonią do niej w nocy z prośbą o radę. Czasem mówię, żeby była bardziej asertywna, miała dystans.
W naszym związku ważne są i podobieństwa, i różnice. Wydaje mi się, że jesteśmy naturalnie dopasowani. Nie musieliśmy się jakoś docierać, walczyć o przywództwo, dlatego nie przeżywaliśmy żadnych burzliwych okresów. Ale to nie znaczy, że od razu byliśmy nudni jak stare dobre małżeństwo. Daria mimo stanowczości i trzymania się zasad ma w sobie taką iskierkę szaleństwa, która mnie wciąż fascynuje. I oby to się nigdy nie zmieniło.
----------
Michał Jarosiński - operator filmowy i teatrolog. Ukończył Wydział Operatorski Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie, Wydział Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Teraz kończy Wyższe Studium Realizacji Telewizyjnej PWSFTViT w Łodzi. Ma 33 lata.
Monika Głuska-Bagan
PANI 06/2011