Dobre kobiety umierają przed mężami

Idealna baza wypadowa dla wypraw w Himalaje, piękne krajobrazy i gościnni, uśmiechnięci ludzie. Ale Nepal ma też swoją ciemną stronę, o której nie przeczytamy w przewodnikach turystycznych. To jeden z najbiedniejszych krajów świata, gdzie opresyjna patriarchalna kultura odpowiada za codzienne cierpienia tysięcy kobiet. Wykorzystywane, sprzedawane, a nawet palone żywcem Nepalki są ofiarami tradycji, które niezwykle ciężko zmienić. O ich życiu opowiada Edyta Stępczak, autorka książki "Burka w Nepalu nazywa się sari".

Kobiety udające się o świcie do świątyni złożyć ofiary. Fot. Ravin Man Bajracharya
Kobiety udające się o świcie do świątyni złożyć ofiary. Fot. Ravin Man BajracharyaStyl.pl

Izabela Grelowska, Styl.pl: Dlaczego narodziny córki w Nepalu nie są radosnym wydarzeniem?

Edyta Stępczak: - Uważa się, że córka to stracona inwestycja. Wychowywanie córki postrzega się jako "podlewanie czyjegoś ogrodu". Po ślubie córka wyprowadza się do domu męża i odtąd będzie dbała o obcych ludzi, z punktu widzenia jej rodziców nie tylko nie przynosi im więc pożytku, ale stanowi obciążenie, bo muszą sfinansować także jej posag. Tymczasem posiadanie syna jest korzystne pod wieloma względami: ekonomicznym, bo po ślubie syn zostaje w domu rodziców i zapewnia im opiekę na starość - co jest tym ważniejsze w kraju, gdzie nie występuje jeszcze powszechny system ubezpieczeń społecznych, a więc emerytur i innych świadczeń socjalnych. Kulturowym, bo syn oznacza, że bogowie pobłogosławili rodzinę, która dzięki temu zyskuje społeczny prestiż. I w końcu religijnym, ponieważ po śmierci rodziców to syn jest zobowiązany dokonać rytuałów pośmiertnych, czyli umożliwia ich duszom przejście do nieba. Syn jest zatem inwestycją rodziców nie tylko w życie doczesne, ale i wieczne. Znając ten kontekst, łatwo zrozumieć, skąd w Nepalu tak silnie zakorzeniona preferencja posiadania syna. Jest ona, jak widzimy, uzasadniona na wielu poziomach. Sęk w tym, że hołubienie synów oznacza jednocześnie dyskryminowanie córek.

Opisuje pani sytuacje, w których rodzice wypominają córkom, że się w ogóle urodziły. Czy względy ekonomiczne i kulturowe są tak silne, że zabijają naturalne ludzkie odruchy?

- To się zdarza. Ale nie wynika to z bezduszności rodziców. Nie każdy potrafi sobie poradzić z olbrzymią presją społeczną, a takiej są poddane kobiety w Nepalu. Tam społeczność jest wszystkim: źródłem norm, sędzią, najwyższym autorytetem. Nie liczą się indywidualne wybory podyktowane sumieniem, a to, co powie społeczeństwo. Jeśli widzimy kobietę, która odmawia córce pokarmu, to musimy pamiętać, z czym dla niej wiąże się urodzenie dziewczynki. Będzie wytykana palcami i szykanowana przez teściów i resztę społeczności. Może nie umieć sobie z tym poradzić, a to jest bardzo ludzkie. Dlatego trzeba być bardzo ostrożnym w osądzaniu jej, piętnowaniu.

Na ile religia jest odpowiedzialna za sytuację kobiet w Nepalu?

- Religia, a raczej jej tendencyjna interpretacja, jest odpowiedzialna w najwyższym stopniu za opresję wobec kobiet w Nepalu. 80 procent tamtejszych kobiet pada ofiarą jakiejś formy przemocy. Ale stopień dyskryminacji kobiet zależy od tego, z jakiej kasty i grupy etnicznej (jest ich w Nepalu 125) oraz wyznaniowej się wywodzą. Zasadniczo kobiety pochodzące z tybeto-birmańskich grup etnicznych, wyznających buddyzm, cieszą się znacznie większą swobodą, niż te należące do systemu kastowego, będącego produktem hinduizmu.

- Zdaniem ekspertów święte pisma hinduistyczne, Wedy i Purany, były stosunkowo liberalne wobec kobiet, to dopiero bramini, a więc najwyższa kasta, kapłani, dokonali bardzo krzywdzącej i dyskryminującej kobiety interpretacji tych pism. A w społeczeństwach dewocyjnie religijnych, takich jak nepalskie, kapłani i teorie, które głoszą, cieszą się wręcz bezkrytycznym posłuchem. Bramińska wykładnia świętych pism zainspirowała pisma świeckie: literaturę, poezję, porzekadła ludowe. W ten sposób negatywny obraz kobiety jako słabej, zależnej, gorszej, głupiej, niegodnej i nieczystej upowszechnił się i jest przekazywany z pokolenia na pokolenie.

Młoda kobieta z wioski Haku, północny Nepal, fot. Edyta Stępczak
Młoda kobieta z wioski Haku, północny Nepal, fot. Edyta StępczakStyl.pl

A jaki jest ideał nepalskiej kobiety?

- Najbardziej pożądane przymioty, cechy charakteru u kobiet odzwierciedlają ich imiona. Wszystkie nepalskie imiona mają znaczenie, zarówno żeńskie, jak i męskie. Przypominają im one także o ciążących na nich obowiązkach i społecznych oczekiwaniach, jakim muszą sprostać, o rolach, jakie mają do wypełnienia. Imiona męskie sławią takie atrybuty, jak mądrość, odwaga; uznają kierowniczą rolę mężczyzn w społeczeństwie: Dzielny (Bahadur), Ziemski władca (Hemish), Król (Rajesh). Imiona kobiet odnoszą się natomiast do ich moralności i wyglądu, kładą nacisk na te cechy osobowości, które ułatwiają mężczyznom sprawowanie nad nimi kontroli: Uległa (Saranya), Dobrze ułożona (Sushila), Pokorna (Namita), Śliczna (Rupali).

- Chcę tu podkreślić, że nepalscy mężczyźni także są ofiarami - nie w takim stopniu, jak kobiety, ale jednak. Są zakładnikami źle rozumianego pojęcia męskości. Bardzo skrupulatnie zdefiniowane jest to, co jest męskie, a co nie; co mężczyźnie wypada, a co nie - w sensie społecznych ról, nie w sensie moralnym, bo tu nie ma ograniczeń. W szkole powinni wybierać przedmioty ścisłe, po szkole wspinać się na drzewa, jeśli kino, to tylko filmy akcji i tak dalej. Broń boże nie powinni interesować się poezją. Normy są w tym zakresie bezwzględne, a presja wywierana na mężczyznach, aby spełniali oczekiwania, bardzo silna. Te wszystkie emocje, których nie wolno im okazywać, oraz skumulowane z tego powodu frustracje, znajdują ujście w postaci agresji, aktów przemocy.

 Czy mężczyźni mają jakieś obowiązki względem kobiet?

- Teoretycznie mężczyzna powinien utrzymać rodzinę. Jeśli się jednak z tego nie wywiązuje, to nie ma żadnych mechanizmów, które by go do tego zmusiły. Jeśli porzuci rodzinę, nie zarabia, jeśli nawet przepije lub przegra w karty pieniądze, które zarobiła żona, na przykład sprzedając warzywa, to nie spotkają go żadne konsekwencje.

- Bo owa presja, o której wspomniałam wcześniej, aby spełniać oczekiwania i wywiązywać się z przypisanych ról, dotyczy mężczyzn tylko względem  rodziców, ale już nie ich żon.

 Czy na przemoc wobec kobiet wpływają także przyczyny ekonomiczne, bieda?

- To element drugorzędny. Z pewnością w ubogich rodzinach, gdzie istnieje rywalizacja o zasoby, na przykład żywność, kobiety będą bardziej pokrzywdzone. Dawniej istniał zwyczaj karmienia córek po nakarmieniu synów. Do dziś wskaźnik niedożywienia jest wyższy u dziewczynek niż u chłopców. Ubóstwo pogarsza sytuację kobiet, potęguje dyskryminację - ale nie jest jej przyczyną. Tu najważniejszy jest czynnik kulturowy, to znaczy społeczny wizerunek kobiet, który usprawiedliwia przykładanie mniejszej wagi do dbałości o nie i ich zdrowie oraz przeznaczanie na nie mniejszej części rodzinnych funduszy.

Kobieta z grupy etnicznej Tamang, fot. Edyta Stępczak
Kobieta z grupy etnicznej Tamang, fot. Edyta StępczakStyl.pl

Jak przynależność do kasty wpływa na sytuację kobiety?

- Wbrew temu, co moglibyśmy sądzić, stopień opresji wobec kobiet rośnie wraz z pozycją zajmowaną w hierarchii kastowej. Najbardziej kontrolowane są kobiety wywodzące się z najwyższych kast, wyznające hinduizm. Bo to te grupy orientują się w życiu na trzy kategorie: honor, prestiż społeczny i rytualną czystość. Te wartości stanowią o ich statusie, legitymizują ich wyższość nad resztą społeczeństwa, dlatego mają dla nich znacznie większe znaczenie niż dla przedstawicieli niższych kast. Stąd ich ortodoksyjna postawa względem tych wartości.

- W rodzinie to kobieta jest nośnikiem honoru. Jej moralność przekłada się na moralność innych członków rodziny. Może przysporzyć im honoru np. rodząc synów, będąc uległą i pracowitą; wzorową żoną, synową i matką. Ale może też przynieść rodzinie hańbę, na przykład padając ofiarą agresji seksualnej. A honor mężczyzny jest wyżej ceniony niż godność, a nawet życie kobiety.

- Jako potencjalne źródło hańby, kobieta stanowi zagrożenie dla rodziny, dlatego wszyscy kontrolują niemal każdy jej ruch. To prowadzi do całkowitego ubezwłasnowolnienia. Kobieta nie tylko nie decyduje o sobie w kluczowych kwestiach, takich jak wybór partnera, czy drogi życiowej, nie ma wpływu na planowanie rodziny, na to kiedy, ani ile razy zajdzie w ciążę, rzadko dysponuje środkami, które zarobi. Ale nawet w tak błahych w naszym pojęciu sprawach jak wyjście samej z domu w ciągu dnia, czego nadal wiele kobiet nie może robić bez pozwolenia męskiego członka rodziny, czy wyjście z domu po zmroku. Wynika to nie tyle z troski o bezpieczeństwo kobiety, ile z obawy, by honor rodziny nie został skalany w przypadku napaści na nią. Już same plotki sąsiadów, jeśli dziewczyna była na przykład widziana na ulicy jak rozmawia z obcym mężczyzną, położą się cieniem na jej reputacji, a tym samym na reputacji jej krewnych.

Z jednej strony kobieta jest nośnikiem honoru i musi być chroniona, z drugiej mamy zwyczaje nakazujące izolowanie kobiet menstruujących i w połogu w różnych szałasach, gdzie jeszcze bardziej narażone są na ataki.

- Pozycja kobiety w rodzinie jest, można powiedzieć, schizofreniczna. Bo z jednej strony posiada ona wielką władzę, gdyż może być dla rodziny źródłem honoru, ale jednocześnie stanowi zagrożenie, bo w lokalnym pojęciu jest także źródłem nieczystości z powodu jej funkcji fizjologicznych. Stąd jej izolowanie, na przykład w trakcie miesiączki, aby nie kalała, w sensie rytualnym, przestrzeni domowej oraz domowników. Ten zwyczaj to chhaupadi, prawnie zabroniony od kilku lat, jednak nadal praktykowany. Kobieta jest zobligowana obyczajem i presją spędzać dni miesiączki w szałasie pozbawionym prądu, ogrzewania i urządzeń sanitarnych. Przebywająca w takim odosobnieniu młoda dziewczyna czy kobieta jest bezbronna i często zdarzają się napaści czy to mężczyzn, czy dzikich zwierząt.

- Te i inne praktyki nazywane są tradycją, a w takich społeczeństwach jak nepalskie, w najwyższym stopniu przywiązanych do kulturowych korzeni, z tradycją się nie walczy, tradycję się  kultywuje. Przez to semantyczne upudrowanie okrutnych zwyczajów tysiące nepalskich kobiet codziennie cierpi, najczęściej w milczeniu. Te przykłady uświadamiają, jak ważne jest, by zmiany dokonywały się również na poziomie językowym, a nie tylko legislacyjnym. Wiele zależy bowiem od tego, jak nazywamy rzeczywistość, bo to kształtuje naszą mentalność i nasz stosunek to wielu zjawisk.

Nepalka na Placu Durbar, Patan, Dolina Kathmandu, fot. Edyta Stępczak
Nepalka na Placu Durbar, Patan, Dolina Kathmandu, fot. Edyta StępczakStyl.pl

Pojawiają się też oskarżenia o czary, które pokazują, że kobieta nie tylko jest obywatelem drugiej kategorii, ale wręcz nośnikiem zła.

- Oskarżanie kobiet o uprawianie czarów i inne formy przemocy wobec kobiet mają wspólne źródło, są konsekwencją społecznego wizerunku kobiety jako nośnika zła.

- W Nepalu wszystkie zjawiska mają swoją płeć: edukacja - jeszcze niedawno była dostępna tylko dla mężczyzn; rozrywka - pozostaje zarezerwowana dla panów. Czary także mają płeć. Szamanów-mężczyzn darzy się wielkim szacunkiem, jako tych, którzy posiadają dobre moce. Do dzisiaj wielu ludzi woli wizytę u szamana niż u lekarza z dyplomem medycyny konwencjonalnej. Natomiast kobieta-czarownica to ta, która posiada złe moce i używa ich wyłącznie w niecnym celu, aby wyrządzić krzywdę. Oskarżenia o uprawianie czarów nigdy nie kończą się dobrze i wiążą się z wielkim okrucieństwem wobec kobiet.

Ale widać wyraźnie, że te oskarżenia, co znamy również z historii Europy, służą często celom ekonomicznym.

- Tak. To skuteczny sposób, by pozbyć się z domu niechcianej kobiety, na przykład wdowy. W Nepalu po ślubie dziewczyna wyprowadza się do domu męża. Jeśli on wcześnie umrze, teściowie nie chcą dzielić się majątkiem z wdową po nim. Od niedawna, zgodnie z nepalskim prawem, żonie przysługuje spadek po zmarłym mężu. Ale jeśli rodzina zmarłego oponuje, a kobieta nie ma środków na proces sądowy, aby wywalczyć to, co jej się należy, jest bezbronna. Pomówienie jej o uprawianie czarów to dogodne narzędzie, aby pozbyć się jej - oraz ewentualnych roszczeń z jej strony - bo w tradycyjnych społeczeństwach, gdzie poziom edukacji jest nadal niski, ludziom łatwo wierzyć w zabobony, takie oskarżenia padają więc na podatny grunt.

Sytuacja wdów jest szczególna. Może pani więcej o tym opowiedzieć?

- W kulturze hinduizmu wdowa jest pogrzebana za życia. Uważa się, że przynosi nieszczęście; widzi się w niej zły omen, zwiastun tragedii. Winę za to ponosi patriarchalny system, nakazy religijne i trudne do wykorzenienia przesądy.

- Traktuje się ją jak niechcianego gościa podczas takich wydarzeń, jak ślub czy narodziny, których dla dobra wszystkich powinna unikać. Eliminuje się ją zatem z życia towarzyskiego rodziny. Mogą pojawić się wspomniane już oskarżenia o uprawianie czarów, szczególnie jeśli kobieta jest w starszym wieku, nie wnosi już tak dużego wkładu w gospodarstwo domowe i jest postrzegana przez resztę rodziny jako obciążenie.

- Wdowy są często obwiniane za śmierć męża, bez względu na to, co było rzeczywistą przyczyną jego zgonu, stwierdzoną przez lekarzy jednoznacznie, a więc w sposób niepozostawiający miejsca na dyktowane przesądem interpretacje. Dlatego w Nepalu, mówiąc o kobiecie wdowa, raczej oskarża się ją o bycie wdową, niż nazywa wdową. Krótko mówiąc, dobre kobiety umierają przed swoimi mężami.

- Istnieje rozbudowana wdowia etykieta. Do końca życia wdowa powinna przestrzegać restrykcyjnej diety. Po śmierci męża kobiecie nie wolno nosić ozdób, biżuterii. Po roku noszenia żałobnych białych strojów może wybierać kolorowe, z wyjątkiem czerwonych, bo ten kolor jest zarezerwowany dla mężatek. Powinna więc nosić się bardzo purytańsko, utrzymywać surowy, skromny wizerunek. Niejako w akcie pokuty za to, że przeżyła męża.

- Liczba wdów w Nepalu w porównaniu z wdowcami z tej samej grupy wiekowej jest trzykrotnie większa. Ma to związek z tym, iż wdowiec może z łatwością i bardzo szybko ponownie się ożenić, nie napotykając społecznego sprzeciwu. Dla wdowy jest to niemożliwe. Obecne prawo nie zabrania jej ponownego zamążpójścia, ale robi to obyczaj.

- Aby uchronić kobiety od ostracyzmu, na jaki skazuje je wdowi status, społeczność Newarów, rdzennych mieszkańców Doliny Kathmandu, wykształciła zwyczaj ihi. To ceremonia polegająca na ożenku kilkuletnich dziewczynek z bogiem Narajanem pod postacią owocu z drzewa bel. W ten sposób, nawet jeśli zdarzy się w przyszłości, że umrze ziemski małżonek takiej kobiety, nie zostanie ona wdową, bo jest także zaślubiona z nieśmiertelnym bogiem.

Zaskakujące jest to jak dużą rolę w podtrzymaniu tego systemu mają same kobiety. Teściowe, w młodości same gnębione, podpalają żywcem synowe.

-  Zasadniczo istnieją dwa typy reakcji na traumatyczną przeszłość, skrajnie różne sposoby odpowiedzi na opresję: jedne ofiary zamienią się w prześladowców, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja, niejako w rewanżu za to, co je same spotkało. A inne zachowają się wręcz przeciwnie, będą chciały oszczędzić innym tego, przez co same przeszły.

- Jeśli walka o równouprawnienie kobiet nadal jest w Nepalu w powijakach, to dlatego, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety tak często stosują podwójne standardy. Nepalska aktywistka i autorka książek, Prativa Subedi, twierdzi, iż bywa, że mężczyźni są pod wrażeniem inteligentnych i dynamicznych kobiet, podziwiają je - o ile te nie są ich żonami, bo tak naprawdę dbają tylko o to, kto im wypierze skarpetki.

- Mężczyźni traktują ruch na rzecz praw kobiet jako działanie skierowane przeciwko nim. Samostanowienie, emancypacja kobiet spędzają im sen z powiek. Ich zdaniem niosą one z sobą poważne zagrożenia, "uderzą w fundamentalne wartości religijne i podstawy porządku społecznego", "zaburzą struktury społeczne", "zniszczą harmonijne stosunki w rodzinie"... Według nich harmonia panuje bowiem wtedy, kiedy kobieta w milczeniu znosi swój los. Istnieje więc tendencja do przypisywania ruchowi na rzecz praw kobiet odpowiedzialności za wszelkie społeczne plagi. Bo emancypacja to zezwolenie kobietom na decydowanie o sobie, na niezależność finansową itd. Przy takim stanie rzeczy mogłoby się okazać, że kobiety nie potrzebują mężczyzny żeby przeżyć i funkcjonować w świecie, a to oznaczałoby dla panów, że muszą zacząć się starać o kobietę, która dotąd tak czy owak im przysługiwała drogą zaaranżowanego małżeństwa, transakcji między rodzinami.

- Ja rozróżniam trzy rodzaje kobiet. Pierwszy stanowią te nieświadome swojej pozycji, które akceptują i przyjmują bez zastrzeżeń to, co, jak sądzą, przewidział dla nich los. Pomaga im w tym dominująca w nepalskim społeczeństwie filozofia fatalizmu, przekonanie, że taki los jest nam przeznaczony, że tak postanowili bogowie, a wszelki opór nie ma sensu. Drugi to kobiety świadome, ale cierpiące w milczeniu, posuwają się najwyżej do narzekania na swoją sytuację w zaufanym gronie, otwarcie jednak nie konfrontujące się z rodziną ani ze społecznością w obawie przed reprymendą - to najliczniejsza grupa. I wreszcie trzeci rodzaj - świadome i aktywne kobiety, walczące o swoje prawa i żyjące według zasad, które głoszą - te są nadal nieliczne w skali społeczeństwa.

- Można potraktować te trzy grupy jako poszczególne stadia jednego procesu zmiany postawy: od nieświadomej do świadomej, od biernej do aktywnej. Najbardziej dramatycznym etapem tej ewolucji jest przejście z pierwszej grupy do pośredniej. O ten pierwszy krok, o awans do grona świadomych, jest najtrudniej.

- W pierwszej grupie znajdziemy kobiety nie tylko pogodzone z losem, ale wręcz szczęśliwe. Dla nich ich tradycje i zwyczaje są jak ochronny kokon, a nie jak kajdany. Nigdy nie zetknęły się z alternatywnym scenariuszem, dlatego uważają, że ten, który przypadł im w udziale, jest najlepszy. Bo innego nie znają, nie mają porównania, odniesienia. To stąd można często spotkać się z kobietami, które stoją na straży status quo, hamują zmiany.

W książce pisze pani o zmianach prawnych, które albo nie są trafione, albo przeciwskuteczne.  Dlaczego tak się dzieje?

- Wśród niefortunnych inicjatyw była na przykład ta dotycząca finansowych gratyfikacji, mających zachęcać mężczyzn do ślubów z dalitkami, czyli tak zwanymi niedotykalnymi. Aktywistkom udało się jednak nakłonić prawodawców do odstąpienia od niej. Uważały, że to prowadziłoby do nadużyć i osłabiłoby pozycję tych kobiet, zamiast ją wzmocnić; że instytucję małżeństwa należy uwolnić od motywacji finansowych. Z jednej strony podejmowane są próby walki z tradycją posagu, która jest jednym ze źródeł przemocy wobec kobiet, a z drugiej pojawiła się nowa inicjatywa o podłożu materialnym związana z małżeństwem. Zabrakło spójności.

- Większość prawodawców w Nepalu to mężczyźni. Choć wprowadzono parytety i 30 procent miejsc w parlamencie jest zarezerwowanych dla kobiet, to nadal 70 procent członków legislatury stanowią mężczyźni. I bywa, że brak im wrażliwości i zrozumienia reperkusji pewnych projektów prawnych, bo nie dopuszczają, aby kobieca ekspertyza doszła do głosu, nie szukają u nich doradztwa w tych sprawach.

Mówi pani o tym, że staus quo jest wygodne dla mężczyzn, ale sytuacja uderza rykoszetem również w nich.

- Tak jest, choć oni tego nie dostrzegają. W Nepalu jest obecnie około 3 milionów bezpaństwowców, co jest konsekwencją praw dyskryminacyjnych. Samotna kobieta do niedawna nie mogła przekazać obywatelstwa swojemu potomstwu, także synowi, co powoduje, że jest on pozbawiony możliwości np. zakupu ziemi, podjęcia pracy w administracji państwowej, otwarcia konta w banku czy wzięcia pożyczki. Bardzo często musi więc wejść na drogę przestępczą, żeby się utrzymać. Jednak problem w ogóle nie jest rozpatrywany w tej perspektywie.

Przedstawia pani w książce również kobiece organizacje pozarządowe, które dają pewne nadzieje na zmiany. Jaka jest skala działania tych organizacji?

- Tak, piszę również o wspaniałych, inspirujących kobietach oraz o projektach i organizacjach, którymi kierują. Bo Nepalki to nie tylko ofiary różnych form przemocy, to także Amazonki, silne i kreatywne aktywistki. Mają znaczne sukcesy i wiele z nich zyskało uznanie w świecie za swój wkład w walkę na rzecz praw kobiet i szerzej praw człowieka. Grupa kobiet świadomych i walczących sukcesywnie rośnie, a tym samym powiększa się pole pozytywnego rażenia ich działalności. Aktywistki forsują zmiany prawne oraz kulturowe. Piszą petycje, manifestują. Prawniczki były bardzo aktywne podczas prac nad nową konstytucją przyjętą w 2015 roku. Ale to kobiety z wielu środowisk, wielu profesji, z różnych kast i grup etnicznych.

Czy my możemy pomóc i w jaki sposób to robić?

-  Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, dobre intencje nie wystarczą. Pomoc nie jest czynnością tak naturalną i mechaniczną jak oddychanie; wymaga wiedzy, musi być mądra i przemyślana, żeby była skuteczna. Ponad 60 lat historii pomocy międzynarodowej w Nepalu pokazało, że może ona wyrządzać krzywdę. W Nepalu doszło do wytworzenia się tak zwanej mentalności pomocowej, gdzie wielu sprawnych i zdolnych do zadbania o siebie ludzi żyje z wyciągniętej ręki.

- To kraj, który przeszedł transformację totalną. Do połowy XX w był państwem zamkniętym na świat, nieutrzymującym związków z zagranicą, oprócz ograniczonych kontaktów z Brytyjczykami (ze względu na ich kolonialną obecność w regionie) oraz z Indusami. Nepalczycy byli więc przez wieki samowystarczalni. W latach 50., wraz ze zmianą polityczną i otwarciem się Nepalu na świat, zaczęła napływać pomoc międzynarodowa i w jej konsekwencji mamy dzisiaj kolejne pokolenie ludzi całkowicie biernych, uzależnionych od darmowych datków. Naturalna przedsiębiorczość, która charakteryzowała Nepalczyków, została wykorzeniona. Dlatego jestem gorącym orędownikiem tego, aby pomagać mądrze. Jeśli chcemy pomóc, warto zwrócić się do osób, które wiedzą, jak to zrobić, to znaczy znają lokalny kontekst i realne potrzeby ludzi.

- A jeśli pyta pani, jak pomóc nepalskim kobietom, odpowiem, że wszystko zaczyna się od świadomości. Kiedy zdobędziemy wiedzę na temat problemów Nepalek, pojawi się impuls, aby szukać pomysłów i inicjatywy, jak im pomóc, w jaki sposób się zaangażować. Bycie adwokatem ich sprawy to już pierwszy krok, bo to szerzenie wiedzy na temat wyzwań, jakim stawiają czoła, a o których niewiele obcokrajowcom wiadomo. Ciągle spotykam się z ogromnym zaskoczeniem czytelników, którzy nie mieli pojęcia, jak wygląda życie Nepalek. A niektórzy z nich, dysponując już tą wiedzą, chcą z niej zrobić użytek. Po jednym ze spotkań autorskich pewna czytelniczka podeszła do mnie, mówiąc, że nie zdawała sobie sprawy z sytuacji Nepalek i że chce się zaangażować w pomoc, pojechać tam na wolontariat. Ten i inne podobne przykłady pokazują, że szerzenie świadomości przekłada się na praktyczne kroki i konkretne rozwiązania.

- Ogromne znaczenie - nie tylko dla nepalskich aktywistek, ale dla każdej grupy walczącej o jakąś sprawę - ma świadomość przynależności do większego ruchu. Światowy network w naturalny sposób ma większą siłę przebicia, jest skuteczniejszy. Między innymi dlatego, że kobiety inspirują się wzajemnie i motywują, pod wpływem dokonań jednych aktywizują się kolejne, uczą się na cudzych błędach, kopiują mądre rozwiązania, mówią razem silniejszym głosem.

Edyta Stępczak - dziennikarka i działaczka humanitarna. Współorganizatorka projektu Healing Haku, zajmującego się pomocą dla wioski Haku, zniszczonej w wyniku trzęsienia ziemi (healinghaku.org). W Nepalu mieszkała ponad pięć lat, dzięki czemu poznała ten kraj od zupełnie innej strony niż mają okazję widzieć go zachodni turyści czy wspinacze wysokogórscy. Owocem jej doświadczeń jest książka "Burka w Nepalu nazywa się sari".

Edyta Stępczak, "Burka w Nepalu nazywa się sari"
Edyta Stępczak, "Burka w Nepalu nazywa się sari"materiały prasowe
Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas