Pojechał na jedną noc, został na ponad 20 lat. "To było irracjonalne"
- Gdybym wtedy się pomylił, dzisiaj pewnie byśmy nie rozmawiali. To była irracjonalna decyzja, bo mnie zawsze przyświecała zasada - małą łyżką, nie chochlą, powoli, ale bezpiecznie. W rzeczywistości, kupując ten zabytkowy dworzec, postąpiłem wbrew swoim zasadom. Ludzie zakochani na ogół działają irracjonalnie - mówi Interii Michał Drynkowski, właściciel kompleksu restauracyjno-hotelowego w Białowieży.

Tekst jest częścią cyklu Polska na własne oczy - wakacyjnej akcji Interii, w ramach której w każdym tygodniu wakacji zabieramy Was do innego województwa. Odkrywamy to, co mniej znane, przywołujemy zapomniane historie, opisujemy ludzi i miejsca, dzięki którym dany region jest wyjątkowy. Teraz jesteśmy w województwie podlaskim.
Podlasie zamiast Lazurowego Wybrzeża
Gdy ponad 20 lat temu, zbliżający się do pięćdziesiątki Michał Drynkowski zastanawiał się, w jakim miejscu powinien spędzić jesień życia, jego listę otwierały takie kierunki jak południe Francji i Hiszpanii. W grę wchodziły jeszcze Mazury, ale przecież nigdy nie zakładał, że przyjdzie mu zamieszkać na Podlasiu. Był 2003 r., a Drynkowski do Białowieży przyjechał na noc kupały. Ten jednodniowy pobyt sprawił, że mężczyzna się zakochał, a jego serce skradły m.in. stare deski z łuszczącą się, odchodzącą farbą. Deski, które kilka lat później staną się jedną z wizytówek, zamieszkiwanej przez niewiele ponad dwa tysiące osób gminy.

Choć Michał Drynkowski urodził się w Warszawie i sporą część życia spędził na Mazowszu, to jego rodzina pochodzi z Wielkopolski. W rozmowie z nami często podkreśla, że jest "genetycznym Wielkopolaninem". Jego dziadek przed wojną prowadził w Swarzędzu dobrze prosperującą fabrykę mebli, natomiast Michał Drynkowski kilkanaście lat spędził w Niemczech. Po powrocie do Polski szukał miejsca, w którym z przyjemnością mógłby pracować, zwolnić, odpocząć i każdego ranka wstawać z szerokim uśmiechem.
- Miałem 46, może 47 lat, gdy stanąłem przed dylematem, jak chcę spędzić swoje dalsze życie. Oczekiwałem od siebie odważnej decyzji i gruntownej zmiany - włącznie ze zmianą miejsca zamieszkania. Myślałem o agroturystyce na Mazurach - tłumaczy w rozmowie z Interią.
Gdy w lipcu 2003 r. podczas jednodniowego wypadu do Białowieży spacerował po miejscowości, dotarł do opuszczonej i nieczynnej od przeszło dekady starej stacji kolejowej. Drynkowskiego urzekła nie tylko architektura, ale również dzika przyroda, która na przestrzeni lat zmieniła charakter tego miejsca i dosłownie się w nie wdarła.
- Wspaniała enklawa na restaurację - doskonale pamiętam tę pierwszą myśl - tłumaczy Michał Drynkowski, podkreślając, że nie posiadał żadnego doświadczenia w branży gastronomicznej. - To nigdy nie było moim marzeniem, ale tamten z pozoru niewinny spacer i wyjątkowe uczucie, które mi towarzyszyło po zobaczeniu dworca, sprawiły, że moje dotychczasowe plany uległy diametralnej zmianie.

Nocleg w luksusowym wagonie
Zaledwie kilka miesięcy później Michał Drynkowski kupuje stary dworzec kolejowy w Białowieży i przenosi się na Podlasie. Cały 2004 rok to czas przeznaczony na dokonanie gruntownego remontu, a współpraca z Podlaskim Konserwatorem Zabytków skutkuje przyznaniem nowemu, gastronomicznemu miejscu na mapie Białowieży nagrody "Zadbany Zabytek". W lutym 2005 r. Michał Drynkowski na terenie starego, ale już odnowionego dworca kolejowego otwiera swoją Restaurację Carską.
- Trzy lata później udostępniliśmy gościom pierwsze trzy pokoje, dzięki adaptacji wieży wodnej i budynku bani. Widzieliśmy potrzebę powiększenia bazy noclegowej, ale chcieliśmy również uszanować założenia architektoniczne, czyli fakt, że budynek dworca musi być najbardziej okazały. W związku z tym uznaliśmy, że wagony stojące na bocznicy będą wyglądały naturalnie, i to w nich urządzimy pokoje hotelowe. Nigdy nie chciałem zabudowywać terenu domkami, bo ucierpiałby na tym klimat tego miejsca. Obecnie dysponujemy czterema wagonami, które cieszą się największą popularnością, bo niewykluczone, że są jedynymi w Europie o tak wysokim standardzie - mówi Michał Drynkowski.
Wspomniane wagony to całoroczne, ogrzewane i klimatyzowane, dwuosobowe apartamenty, nazywane salonkami. Każdy z nich składa się z przedpokoju, pokoju dziennego z podwójnym łóżkiem, łazienki i garderoby. Na wyposażeniu są TV, Wi-Fi, mini lodówka, zestaw do parzenia kawy i herbaty oraz sejf.
To jednak nie koniec oferty hotelowej w kompleksie Białowieża Towarowa, bowiem goście mogą zarezerwować również apartamenty w Domu Dróżnika, czyli zabytkowym, parterowym domu o powierzchni 100 mkw. Goście mają tu do dyspozycji w pełni wyposażoną kuchnię oraz dostęp do ogrodu. Kolejne miejsca noclegowe na terenie kompleksu przewidziano w apartamentach w wieży oraz w tzw. pokoju przy bani.
Rzecz jasna warto skorzystać z oferty kulinarnej kompleksu, odwiedzając mieszczącą się w budynku głównym dworca kolejowego Białowieża Towarowa Restaurację Carską, oferującą m.in. dania z dziczyzny i kuchni kresowej. Restauracja składa się z czterech sal - głównej, która w przeszłości pełniła funkcję poczekalni, sali portretowej, myśliwskiej i kuchenki - kameralnej sali dla dwojga. W sezonie letnim do dyspozycji gości oddany jest ogródek, w którym stoliki ustawione są na przyległym peronie i na torach dawnej stacji.

Towarowa się odwdzięczy
Drynkowski z przekonaniem tłumaczy, że gdyby wtedy się pomylił, dziś pewnie byśmy nie rozmawiali. - To była irracjonalna decyzja, bo mnie zawsze przyświecała zasada - małą łyżką, nie chochlą, powoli, ale bezpiecznie. W rzeczywistości, kupując ten zabytkowy dworzec, postąpiłem wbrew swoim zasadom. Ludzie zakochani na ogół działają irracjonalnie.
Zaznacza jednak, że wówczas nie przypuszczał, jak bardzo kosztowna okaże się to inwestycja. - Początkowe oceny były optymistyczne, bo zakładaliśmy, że remont pochłonie tylko część majątku, a na koniec się okazało, że wysprzedałem się z wszystkiego, co posiadałem, odziedziczyłem po rodzicach, dziadkach i co sam wypracowałem przez lata pracy.
Gdyby nie Drynkowski, być może dziś po drewnianym kompleksie kolejowym pozostałyby wyłącznie spróchniałe deski. Jednak obecna Białowieża Towarowa przetrwała także dzięki drugiemu człowiekowi - Mikołajowi Leckiewiczowi, który mieszkając w tamtejszej kolejowej koszarce, przez długie lata nieformalnie opiekował się kompleksem. Leckiewicz przez ponad 30 lat pracował na tej stacji jako zwrotnicowy.
- On uratował to miejsce przed wandalizmem, kiedy było ono nieczynne i niezagospodarowane. Dlatego przy każdej możliwej okazji dziękuję świętej pamięci panu Lickiewiczowi. Pamiętam, że na krótko przed moją decyzją o nabyciu dworca, powiedział do mnie: - Niech pan to kupi, a Towarowa się odwdzięczy. Wtedy tak naprawdę uwierzyłem, że to będzie świetna decyzja. Ten człowiek miał w sobie niesamowite pokłady dobrej energii. Wspominam go z wielką sympatią i szacunkiem.

Zawiłe losy Towarowej
Na długo przed tym, zanim stacja Białowieża Towarowa trafiła w ręce Michała Drynkowskiego, stąpał po niej m.in. car Mikołaj II, który po jednotorowej linii kolejowej do Białowieży przyjechał 9 września 1897 r. wraz ze swoim dworem. Koleją do Białowieży przyjeżdżano nie bez powodu, bowiem znajdowała się tutaj okazała rezydencja myśliwska cara Aleksandra III, którą wzniesiono w 1894 r.
Sto lat później ruch kolejowy na Białowieży Towarowej zawieszono m.in. z uwagi na małe zainteresowanie, a w 1997 r. stację należącą do Polskich Kolei Państwowych wydzierżawił Konwent Porozumienia Polsko-Białoruskiego przy Sejmie RP.
Na początku XXI wieku stacja Białowieża Towarowa trafiła we własność Gminy Białowieża, następnie do prywatnej firmy budowlanej, by w końcu jej właścicielem stał się m.in. Michał Drynkowski.
Kiedy pytamy Drynkowskiego, czy jego aklimatyzacja na Podlasiu przebiegała bezproblemowo, odpowiada, że wiele osób ostrzegało go, iż tutejsza społeczność jest bardzo hermetyczna i na swój sposób specyficzna, co miało stwarzać ryzyko kłopotów z akceptacją.
- Nie przejmowałem się, gdyż wychodziłem z założenia, że jeśli jest się przyzwoitym człowiekiem, to nie wzbudza się u innych złych emocji. I tak właśnie było. Jestem w Białowieży neutralną postacią i mam nadzieję, że wszyscy, którzy mnie znają, życzliwie odnoszą się do tego, co zrobiłem.

Dziesięć miesięcy koszmaru
Opowiadając historię Michała Drynkowskiego, jego restauracji i bazy noclegowej, nie sposób uciec od pytania o sąsiedztwo z białoruską granicą. Mężczyzna wyjaśnia, że przez kilkadziesiąt lat swojej działalności napotykał wiele problemów, które mogły przyczynić się do zamknięcia biznesu, jak chociażby pandemia. Jednak jeszcze gorzej od tzw. lockdownu wspomina okres dziesięciu miesięcy, kiedy to na skutek niestabilnej sytuacji na granicy Białowieża znalazła się w strefie zamkniętej dla turystów.
- Spałem w pozycji embrionalnej, nakryty kołdrą i borykający się z lękami egzystencjonalnymi. Przez cały ten okres utrzymywałem 20-osobową załogę, nikogo nie zwolniłem. Przyznaję - pojawiały się bardzo poważne dylematy, czy na pewno damy radę. Na szczęście przetrwaliśmy i dziś stanowimy bardzo zżyty zespół. Firma to przede wszystkim ludzie. Natomiast kontakt z klientami i ich pozytywne reakcje są najlepszym dowodem, że było warto - mówi Interii Michał Drynkowski.
***
Wakacje, znowu są wakacje! Polacy tłumnie ruszają na długo wyczekiwany odpoczynek, a my chcemy im w tym towarzyszyć, służyć dobrą radą, co można zobaczyć w naszym pięknym kraju. Może wspaniałe atrakcje czekają dosłownie tuż za rogiem? Cudze chwalicie, swego nie znacie - pisał poeta. I my chcemy pokazać, że faktycznie tak jest. W tym roku będziemy w warmińskich lasach, nad Łyną, w Białowieży, Ciechocinku, na Roztoczu i w wielu innych miejscach. Ruszaj z nami!