Reklama

Gdy listy trafią do sieci, czyli tajemnica korespondencji i co musisz o niej wiedzieć

Publikacja adresowanej do nas korespondencji nie zawsze jest legalna. Lepiej dwa razy to przemyśleć.

W internecie łatwo napotkać przypadki publikacji prywatnej korespondencji w postaci zrzutów ekranu smartfona lub komputera. Ujawnienia wiadomości dokonuje zwykle jedna ze stron wymiany zdań, a celem takich działań często jest chęć ujawnienia "prawdziwej twarzy" autora bądź udowodnienia swojej racji w sporze. Perspektywa demaskacji osoby — naszym zdaniem zachowującej się niewłaściwie — jest często bardzo kusząca. Czy jako adresaci mamy prawo do dowolnego dysponowania otrzymaną korespondencją? 

Prawo do prywatności

Prawo do prywatności to jedno z podstawowych dóbr każdego człowieka. W ramach prawa do prywatności ochronie podlegają wszystkie informacje, które dana osoba chce zachować w tajemnicy lub dzielić się nimi tylko z bliskimi. Dotyczy to informacji takich jak kwestie zdrowia, życia intymnego czy zdarzeń z przeszłości.

Reklama

Jednym z dóbr osobistych jest także tajemnica korespondencji, która gwarantuje wolność komunikacji oraz prawo do prywatności. Obejmuje ona ochronę wszelkiego rodzaju korespondencji, czy to tradycyjnej, czy elektronicznej — w tym wiadomości tekstowych czy wymiany informacji przez komunikatory internetowe. 

Celem jest zapewnienie, że jedynie nadawca, adresat lub osoby przez nich wyznaczone mają dostęp do tych informacji, chroniąc je przed ingerencją zewnętrzną. Karze podlega więc zapoznawanie się z cudzą korespondencją lub jej niszczenie. Prawo nie dopuszcza również samowolnego publikowania cudzej korespondencji.


Do kogo należy korespondencja?

Jak już wspomnieliśmy powyżej, ujawnienie cudzej korespondencji jest bezprawne. Jednak słowem kluczem do interpretacji tego przepisu jest słowo “cudzej". Kto bowiem jest właścicielem korespondencji? Nadawca? Adresat? A może obie strony? 

Kwestia prawa własności w przypadku korespondencji nie jest jednoznaczna — w polskich sądach nie obowiązuje jednolita interpretacja. W każdym więc indywidualnym przypadku to sędziowie po zapoznaniu się z aktami sprawy decydują, czy w konkretnej sytuacji upublicznienia prywatnej korespondencji wystarczająca była zgoda tylko adresata, czy również nadawcy.

Adwokat Agnieszka Wernik, specjalizująca się w sprawach o ochronę dóbr osobistych, często spotyka się z utrwalonym społecznie przekonaniem, że otrzymaną korespondencję można bezkarnie publikować. Większość ludzi uważa błędnie, że list, czy wiadomość staje się automatycznie własnością adresata, a ten może zrobić z nią, co chce. Do pewnego stopnia jest to prawda, sprawy komplikują się jednak, gdy dany tekst zawiera szczegóły wkraczające w sferę prywatną nadawcy wiadomości.  

"Żadne okoliczności nie usprawiedliwiają wtargnięcia w sferę życia intymnego danej osoby. Tym bardziej jeżeli w zamierzeniu sprawcy, podjęte działania zmierzają w istocie do ośmieszenia, napiętnowania i pognębienia poszkodowanego" — uważa adwokat Agnieszka Wernik, odnosząc się do sprawy upublicznienia prywatnych smsów Krzysztofa Rutkowskiego. Przypomnijmy, że w 2018 roku Dominika Zasiewska opublikowała w internecie swoją SMS-ową korespondencję, którą rzekomo prowadziła z detektywem. Publikacja wprowadziła zamieszanie w życiu Rutkowskiego, który był wówczas związany z inną kobietą. Rutkowski nie zdecydował się jednak na rozwiązanie sprawy w sądzie. 

Sms jako dowód

Różnicę pomiędzy prawem do dysponowania otrzymaną korespondencją, a naruszeniem prawa do prywatności nadawcy dobrze ilustruje rozstrzygnięcie sprawy, która rozpatrywał sąd okręgowy w Toruniu.   

Sprawę o naruszenie tajemnicy korespondencji przytoczył niedawno portal Prawo. W jednym z toruńskich sądów cywilnych na wokandę trafiła sprawa mężczyzny, który domagał się od swojej byłej partnerki przeprosin za naruszenie tajemnicy korespondencji oraz zapłaty zadośćuczynienia na cel społeczny. Kobieta użyła bowiem wydruków wiadomości sms od byłego partnera jako dowodu w sprawie o ustalenie warunków opieki nad dzieckiem.

W tym przypadku sąd oddalił jednak powództwo, uznając, że kobieta miała prawo powołać się na okoliczności istotne dla rozstrzygnięcia sprawy i przedstawienie dowodów w postaci wydruku wiadomości tekstowych od ówczesnego partnera. Ponadto, sąd nie zgodził się z postawionym jej przez partnera zarzutem publicznego ośmieszenia i poniżenia — treść korespondencji poznał w tym wypadku jedynie bardzo wąski krąg osób. 


 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy