Reklama

Gdzie jest ideał?

"To ON. Jest idealny!" - czy nie chciałabyś tak powiedzieć przyjaciółkom? Gdy słyszysz, że któraś z nich spotkała mężczyznę doskonałego, czujesz igiełkę zazdrości.

Potem okazuje się, że to była pomyłka. Czy to znaczy, ze szukanie ideału nie ma sensu? Ma - zupełnie inny, niż się spodziewasz. Bo ideały istnieją, ale tylko w naszych głowach. Dlatego goniąc za nim, nie spotkasz księcia z bajki, za to lepiej poznasz sama siebie.

Jaki jest Twój ideał mężczyzny? Być może takie pytanie Cię nie zaskoczy, bo od dawna masz w głowie gotowy szablon, który przykładasz do każdego faceta. A może, jak większości z nas, ciężko Ci jednoznacznie odpowiedzieć, więc bez przekonania wymienisz kilka cech. Jakkolwiek by było, nie wiemy, czemu ktoś całkiem przystojny i miły nie robi na nas żadnego wrażenia, a na widok innego zaczynamy szybciej oddychać. To kwestia chemii, mówią psychologowie, a na nią nie mamy żadnego wpływu. W takim razie dlaczego (choć co prawda dziś nieco rzadziej się do tego przyznajemy) wciąż marzymy o ideale?

Reklama

Wystarczy sprawdzić: po wpisaniu do wyszukiwarki internetowej frazy "ideał mężczyzny" wyskakuje niemal dwieście tysięcy haseł...

Wzorzec potrzebny od zaraz

Lubimy ideały, bo ułatwiają życie. Potrzebne są nam mapy, instrukcje i schematy, żeby się jakoś odnaleźć - twierdzi Jarek Józefowicz, psychoterapeuta współpracujący z Akademią Psychologii Zorientowanej na Proces. - Zamiast poznawać od podszewki każdą osobę, przymierzamy ją do wzorca, który nosimy ze sobą. I dzięki temu możemy z miejsca wyeliminować większość kandydatów.

Wzorzec jest sprawą indywidualną, nie ma dwóch identycznych, choć pewne elementy mogą się pokrywać. Tworzy się pod wpływem osobistych doświadczeń, zarówno pozytywnych, jak i traumatycznych. Ma na niego wpływ kultura, choćby to, co w danym momencie uznawane jest za "męskie", więc pożądane, a co nie. Jaki był nasz ojciec i inni ważni dla nas mężczyźni - w charakterze wzoru lub antywzoru. Co czytamy, oglądamy, lubimy robić. Słowem wszystko, co było ważne w naszym życiu i w procesie kształtowania się naszej osobowości. Wzorzec mężczyzny jest jak wielowymiarowy kolaż. Dlaczego jednak nie spełnia naszych potrzeb?

Ideał ma najgorzej

Spróbuj szczerze odpowiedzieć na podstawowe pytanie: czy wierzysz, że gdzieś istnieje człowiek, który uosabia Twój ideał? To paradoks: niby wiemy, że ideałów nie ma, a jednak nasza podświadomość nie zgadza się w tej sprawie z intelektem. Większość z nas ma wewnętrzne przekonanie, że idealny partner gdzieś istnieje, choć niekoniecznie zakładamy, że uda się nam go spotkać. Ten fakt ma na nas większy wpływ, niż się spodziewamy.

Pułapką jest już samo myślenie w ten sposób. Nieświadomie zakładamy, że tylko życie z takim mężczyzną byłoby szczęśliwe, więc żaden inny związek do końca usatysfakcjonować nas nie może. Dlatego już pierwsze nieporozumienie czy kłótnia mogą być pretekstem, by skończyć istniejącą znajomość, którą oceniamy jako "nieudaną". Z czystym sumieniem zwalamy winę na partnera, bo przecież "to nie to". Wygodna wymówka dla wszystkich, którym nie chce się pracować nad związkiem, bo zdejmuje z nas odpowiedzialność za nasze relacje. Mając w głowie zdanie "gdyby on był inny, byłoby naprawdę wspaniale", łatwiej odejść i... szukać dalej. Wiara w ideał jest siłą napędową wielu rozwodów.

Paradoksalnie, równie trudno unieść ciężar sytuacji, gdy nowo poznany mężczyzna okazuje się bliski ideału. Bo automatycznie zaczynamy dużo od niego wymagać. Więcej niż od zwykłego faceta, który po prostu nam się podoba. Czujemy, że trafił nam się ktoś dla nas naprawdę wyjątkowy, więc angażujemy w nim swoje najgłębsze potrzeby. A to sprawia, że mamy dużo do stracenia, kurczowo trzymamy się swojej doskonałej wizji, nawet najmniejsze rozczarowanie odczuwamy jak zdradę.

Emocjonalny ciężar naszych oczekiwań jest za duży, by na dłuższą metę mógł go unieść jakikolwiek związek. Efekt? Bolesne rozczarowanie. Stąd nagłe rozstania pozornie udanych par.

Czy to oznacza, że mamy porzucić wszelkie oczekiwania i wzory? Wszelkie - nie. Musimy się jedynie nauczyć, jak odróżnić rozbudowany wzór, który w sobie niesiemy, od naszych realnych potrzeb. Bo ideał potrafi nas zdominować, stać się sztywnym, wyśrubowanym szablonem, pełnym nierealistycznych wymagań. W dodatku często wewnętrznie niespójnym, bo my same jesteśmy pełne sprzeczności.

Na przykład marzymy o niezależnym, silnym facecie - samotnym wilku, który nam imponuje, ale chciałybyśmy też, by do nas dzwonił co pięć minut i zapewniał, że nas kocha. Marzył o dzieciach i spokojnym domu, a jednocześnie kochał clubbing itd. W zderzeniu z takim obrazkiem żaden normalny mężczyzna nie ma szans.

Książę zmienia się w żabę

Opisane sytuacje mają wspólny mianownik - spotykamy kogoś i zakochujemy się, ale nie w konkretnym mężczyźnie, tylko w sztucznej konstrukcji, która istnieje jedynie w naszej głowie, a ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Spoza niej zupełnie nie widzimy realnego faceta z jego zaletami i wadami. To powszechny mechanizm zwany projekcją. W uproszczeniu oznacza to, na przykład, że chcemy, by nasz partner był odpowiedzialny, więc to właśnie w nim widzimy: zwracamy większą uwagę na te sytuacje, w których zachowuje się w sposób, który dla nas znaczy "odpowiedzialność".

Jednocześnie nie widzimy niczego, co mogłoby świadczyć, że jest inaczej. Interpretujemy rzeczywistość tak, by odpowiadała naszym oczekiwaniom. - Dzieje się tak między innymi dlatego, że pewne cechy "kupujemy" w pakiecie - tłumaczy Jarek Józefowicz. - Powiedzmy, że ważny dla nas w dzieciństwie mężczyzna, na przykład ojciec albo dziadek, był człowiekiem inteligentnym, ale małomównym. A więc te dwie cechy w naszym wzorcu łączą się w jedno. Uważamy, że ludzie, którzy mało mówią, są inteligentni. Tyle że nie każdy mężczyzna milczy, bo prowadzi skomplikowany dialog wewnętrzny. Niektórzy nie odzywają się, bo nie mają nic do powiedzenia. A więc ze wszystkich milczących, skrytych facetów świata wybieramy jednego i... rzucamy na niego obraz swojego "inteligentnego" ideału.

To właśnie leży u podstaw naszych niepowodzeń. Dlatego gdy mija pierwsze zauroczenie i zaczynamy widzieć prawdę, jesteśmy rozczarowane, a nawet przerażone. Kim jest ten facet obok? Gdzie ja miałam oczy? Jest tak, jakbyśmy się nagle budziły ze snu, a nasz wyśniony książę stawał się tym, kim naprawdę jest - zwyczajnym mężczyzną. To najtrudniejszy moment. Nic dziwnego, że wiele par właśnie wtedy się rozpada. Część kobiet decyduje się jednak utrzymać związek, próbując wtłoczyć partnera w schemat, dopasować do ideału. Skoro nie jest odpowiedzialny - zmusimy go, żeby był.

Będziemy mu tłumaczyć, okazywać swoje niezadowolenie, narzekać, manipulować nim, awanturować się, stosować wszelkie znane sposoby, by go zmienić. To pułapka. Nie da się nikogo zmienić na siłę, wszelkie próby dla obojga partnerów będą źródłem frustracji. Ta strategia bierze się z lęku przed prawdą. A ona jest prosta. Ten mężczyzna to nie żaden ideał, wymyśliłyśmy go sobie. Nie wiemy, jaki jest naprawdę.

Jest jaki jest

Skoro tak, co robić? O tym właśnie mówi książka niemieckiej terapeutki Evy-Marii Zurhorst "Kochaj siebie, a nieważne, z kim się zwiążesz". Opowiada w niej, jak sama zmierzyła się z ograniczającym ją ideałem mężczyzny, jak odnalazła w sobie i obok siebie miejsce nie dla wzorca, tylko żywego człowieka. Rozprawia się w ten sposób z pomysłem wiecznego szukania kolejnych facetów w nadziei, że któryś okaże się wreszcie "tym właściwym".

Jej zdaniem o prawdziwej miłości może być mowa dopiero, gdy znikają projekcje i przychodzi nam spotkać się z rzeczywistością. Zurhorst z początku też chciała się rozwieść. Jednak postanowiła tego nie robić, a zamiast tego przyjrzeć się mężowi, własnym reakcjom i oczekiwaniom wobec niego. Sytuację utrudniał fakt, że tylko część stawianych partnerowi wymagań umiemy nazwać. Pozostałe są nieuświadomione.

Na przykład Zurhorst, dopiero pracując nad sobą, zrozumiała, dlaczego w ramionach męża czuła ciągle narastającą irytację i frustrację. "Przytul mnie wreszcie! - wrzasnęła kiedyś. - Przecież cię przytulam?" - odpowiedział zszokowany. Okazało się, że choć się obejmowali, żadne z nich nie czuło się dobrze. Bo ona podświadomie chciała się schronić w silnych ramionach - jak u taty, a on marzył, by przytulić się do niej jak dziecko do matki. Gdy to zrozumieli i przegadali, mogli to zmienić. Ona poprosiła, by czasem tulił ją jak małą dziewczynkę. A on, by mógł, gdy czuł taką potrzebę, wtulić się w jej piersi. Dzięki temu bardzo się do siebie zbliżyli.

Jak twierdzi Eva-Maria Zurhorst, partnerstwo to najbardziej opłacalna droga rozwoju dwojga ludzi. Bo niezależnie od tego, kogo poślubimy, spotkamy w nim... siebie. I jeśli całą energię, z którą szukamy "tego jedynego" albo usiłujemy zmienić "pomyłkę" w ideał, włożymy w poznanie siebie i partnera, układ może przetrwać. W dodatku ma realną szansę zbliżyć się do... ideału. Czyli związku, w którym czujemy się naprawdę dobrze.

Tatiana Cichocka, Katarzyna Chomętowska

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy