Reklama

Jak to jest, mieć 50 lat i odmierzać mleko bez okularów? Niełatwo.

​Przychodzi w życiu mężczyzny chwila, w której orientuje się, że... przeminie. Co po nim zostanie? Nowy człowiek. Mieć dziecko po czterdziestce to poważna próba, ale i radość. Życiowy lifting, bo tata musi wystarczyć na dłużej. Siwiejące włosy to nie dowód,że dorosło się do tej roli - mówi Ewa Klepacka-Gryz, psycholog.

Twój STYL: Starszych ojców jest coraz więcej. Co dziesiąte dziecko rodzi się mężczyźnie, któ- ry skończył 40 lat. Z czym wiąże się takie dojrzałe ojcostwo? 

Ewa Klepacka: - Odpowiem pytaniem na pytanie, korzystając z zabawnego artykułu dziennikarza "The Daily Telegraph", który opisuje własne doświadczenia: "Jak to jest mieć 54 lata i bez okularów do czytania odmierzać mleko o drugiej w nocy przy świetle dziesięciowatowej żarówki?". No jak? Niełatwo! Zostać tatą w wieku 40, 50 lat, znaczy wywrócić życie do góry nogami. Niezależnie od tego, czy to będzie pierwsze dziecko, czy kolejne. Bo do mojego gabinetu trafiają głównie mężczyźni, którzy mają młodszą partnerkę - i wraz z nią dość szybko pojawia się nowe dziecko. Wbrew pozorom jednak wzorce postępowania pozostają stare. 

Reklama

Dlaczego? 

- Jeśli mężczyzna w wieku 20 lat nie miał narzędzi, które pozwalałyby mu być dobrym tatą, to zapewne nadal ich nie posiada, bo skąd miałby je wziąć? Trochę inaczej jest z tymi, którzy dopiero w dojrzałym wieku dowiadują się, jak to jest mieć dziecko. I często nie przeszkadza im, że o drugiej w nocy, niedowidząc, odmierzają mleko dla córki czy syna, bo partnerka musi się wyspać. Godzą się z tymi trudnościami w imię wyższych celów. 

Ale dlaczego tak długo czekali? Czemu nie zostali ojcami wcześniej? 

- Bo wciąż wielu mężczyzn ma zakodowane w podświadomości, że prawdziwy facet, zanim zdecyduje się założyć rodzinę, musi stworzyć warunki dla jej bezpieczeństwa. Czekają więc, aż ich kariery się ustabilizują, a to się zazwyczaj dzieje po czterdziestce. Bywa, że wtedy mężczyzna, który mówił "żadnych dzieci", nagle zmienia zdanie. Tylko że on nie wie, co go czeka, bo z żadnym dzieckiem dotychczas nie miał kontaktu.

- Odkrywa, że to nie tylko zabrudzone pieluchy i wstawanie w nocy, ale też cała sfera doznań, przeżyć, o których istnieniu nie miał pojęcia. I gdy na jego widok buzia niemowlaka rozjaśnia się w uśmiechu - ten facet całkiem przepada. Zakochuje się. Bywa też tak, że po czterdziestce mężczyzna zaczyna namawiać partnerkę na ciążę. Z moich obserwacji wynika, że ta grupa dojrzałych panów, którzy marzą o ojcostwie, jest zdeterminowana i zmotywowana. Gotowi są do wyrzeczeń, by mieć dziecko. 

Chcą rozsiać geny, zostawić dziedzica? 

- Dokładnie. Młody chłopak może jeszcze myśleć, że zmieni świat, dostanie Nobla, zostanie prezydentem. Wszystko przed nim. A dojrzały mężczyzna w pewnym momencie zaczyna rozumieć, że "wszystko" to często znaczy nic. Pieniądze, sukces zawodowy, sława, władza przeminą raczej wcześniej niż później. Co może zostać? Właśnie geny, które wędrują z pokolenia na pokolenie. Z biologicznego punktu widzenia tylko to ma sens. Czterdziestolatek zaczyna to rozumieć, stąd pośpiech. 

Starszy ojciec tak zmotywowany musi być dojrzalszy emocjonalnie niż chłopak, który zdecydował się na dziecko spontanicznie? 

- Myślę, że podstawowa różnica nie wynika z dojrzałości emocjonalnej, ale z chęci do angażowania się w "projekt dziecko". Mężczyzna, który jest zrealizowany - ma pasje, pracę, w której jest ceniony, chętniej będzie pomagał przy córce czy synu. Już potwierdził swoją wartość w świecie, więc czuje się spokojnie, bezpiecznie, nie musi za niczym gonić - w firmie poczekają, hobby nie ucieknie. Ale to zaangażowanie wynika z czegoś jeszcze. 40-, 50-letni ojciec ma świadomość, że to może być jego ostatnia szansa na wychowanie dziecka.

- Wie już, że nie będzie żył wiecznie. Chce więc odcisnąć na dziecku jak największe piętno. Mąż jednej z moich pacjentek prawie oderwał jej synka od piersi. Chłopiec miał dziewięć miesięcy, matka nadal go karmiła, a to uniemożliwiało wypad "tylko dla mężczyzn" do rodzinnej wioski mojego pacjenta. Dlatego wymusił na żonie przestawienie dziecka na butelkę. Dzięki temu mógł zabrać synka w podróż sentymentalną. 

Matka została w domu? 

- Nie tylko na czas podróży. W ogóle w sensie symbolicznym "poszła w odstawkę". Od wyjazdu do dziadków chłopiec stopniowo stawał się "synkiem tatusia". To jego wołał w nocy, gdy miał złe sny, a po pewnym czasie na podwórku, gdy stłukł kolano. Tak bywa, bo niektórzy dojrzali ojcowie wszystkie swoje niezrealizowane ambicje i marzenia lokują w małym dziecku. Niechętnie dopuszczają partnerki do podejmowania ważnych decyzji - o wyborze szkoły, sportu, nauce języków obcych. "Mnie się nie udało, ale ty...". Znam na przykład niewysokiego mężczyznę, który rozważa podawanie nastoletniemu synowi hormonu wzrostu, bo się boi, że chłopak odziedziczył po nim posturę i będzie drobny. Chce oszczędzić mu kompleksu. 

Czy to jest reguła, że dojrzali ojcowie są bardziej zaangażowani? 

- Nie, wracamy do podstawowej kwestii. Żeby być dobrym tatą, trzeba mieć narzędzia, umieć budować bliskość z drugim człowiekiem, troszczyć się o kogoś innego, zwłaszcza bezbronnego. Jeśli mężczyzna tego wcześniej nie potrafił, jeśli nie rozmawiał ze swoją partnerką, wracał do domu późno w oczekiwaniu, że będzie miał uprane i ugotowane, to wraz z przyjściem na świat dziecka raczej się nie zmieni.

- Ale bywa też, że to kobieta najpierw nie dopuszcza ojca do dziecka. Boi się, że on je źle przewinie, wykąpie. A potem dziecko kończy rok, dwa lata i nagle ta kobieta ma do męża pretensje: "Nigdy cię nie ma, nie pomagasz przy dziecku". Im dalej, tym trudniej zacząć. Dobrze, by matka od początku pozwalała ojcu budować relację z córką czy synem. Sam na sam. 

Czy przyjście na świat dziecka może stać się dla dojrzałego mężczyzny szkołą uczuć? 

- Wiele kobiet ma nadzieję, że tak się stanie. I czasem faktycznie mężczyzna odkrywa w sobie pokłady czułości, troskliwości, empatii. Ale... w stosunku do dziecka, nie do partnerki. Niemowlak rozczula silnego faceta - on nawet potrafi się rozpłakać w trakcie porodu. Jednak przed całym światem, a przede wszystkim przed swoją żoną, będzie to ukrywał. Dopiero w zaciszu gabinetu terapeuty może się przyznać: "Kiedy moja mała księżniczka wyciąga do mnie rączki i mówi: tatusiu, kocham cię, mam łzy w oczach. Ale przecież nie mogę tego pokazać!". 

Andrzej Seweryn powiedział, że dopiero wraz z przyjściem na świat dziecka mężczyzna dojrzewa. Uświadamia sobie, że on i ta mała istota to jedyny nieodwołalny związek w życiu. Co to znaczy dojrzeć do roli ojca? 

- Moim zdaniem chodzi właśnie o wywieranie piętna. O to, by ukształtować małego człowieka zgodnie z własnymi ambicjami. Kobieta, która dorosła do roli matki, pozwala dziecku rozwijać się zgodnie z jego talentami, podąża za nim i wspiera. Mężczyzna bawi się w stwórcę. Lepi córkę, syna - to jego wkład w historię świata. Dzięki temu nadal może marzyć o Noblu, prezydenturze, pieniądzach... Już nie on, ale jego dziecko osiągnie te wszystkie cele. 

Starszy tata ma dla dziecka czas. To duży plus. Są i inne zalety dojrzałego ojcostwa? 

- Dojrzali mężczyźni są bardziej doświadczeni życiowo. W związku z tym często są pewniejsi siebie. Bywają przeciwwagą dla matek, które często z wiekiem stają się nadopiekuńcze. Starszy ojciec nie roztkliwia się nad dzieckiem. Jedna z pacjentek opowiadała z przerażeniem, jak jej partner kupował dla syna rower. Pojechali do sklepu, okazało się, że kupiony rower nie zmieści się w bagażniku auta. I ten tata zaproponował trzynastolatkowi, żeby wrócił do domu na rowerze. Bocznymi uliczkami, ale jednak w ruchu miejskim.

- Pacjentka, gdy się o tym dowiedziała, urządziła awanturę. Ale syn, choć zgubił się po drodze, oświadczył, że "było świetnie". Takie doświadczenia budują stabilną i wysoką samoocenę. Ojciec pozwoli dziecku pokierować samochodem na wiejskiej drodze, zabierze w góry. Jeśli się dziecku uda, fajnie. Jak auto wjedzie do rowu, też nic się nie stanie. W końcu obok jest tata. Takie doświadczenia pokazują świat, w którym trzeba podejmować ryzyko i czasami to się nie opłaca. Dobrze, gdy dziecko dowiaduje się o tym od dojrzałego taty. Doskonała lekcja. 

To dla dziecka. A dla dojrzałego ojca są jakieś plusy nowej sytuacji rodzinnej? 

- Narodziny dziecka są dla mężczyzny jak lifting. Trzeba się za siebie wziąć, żeby dziecko kiedyś nie musiało się wstydzić, że "dziadzio je ze szkoły odbiera". Dojrzały ojciec zaczyna uprawiać sport, dbać o siebie, zwracać uwagę na to, czy spodnie w przestarzałym fasonie nie dodają mu lat. Od pacjentów słyszę: "Gdy dowiedziałem się, że ona jest w ciąży, zacząłem chodzić na siłownię. Rzuciłem papierosy. Schudłem".

- Kobiety czasem zapominają o sobie, gdy pojawia się dziecko, bo myślą tylko o jego potrzebach. Mężczyźni przeciwnie. W oczach córki czy syna chcą wyglądać na niezniszczalnych, wspaniałych. Ojciec powinien być przecież na medal. Także i dlatego, że musi na dłużej wystarczyć. Pięćdziesięciolatek, który ma trzydziestoletnie dzieci, myśli sobie: "Teraz to już hulaj dusza!". Ten, któremu dopiero rodzi się córka czy syn, myśli: przez co najmniej dwadzieścia lat trzeba będzie opiekować się małą istotą. Pokazywać świat, chronić i utrzymywać. Muszę więc zrobić przegląd generalny organizmu, naprawić, co się da, bo czeka nas razem długa droga. 

Co może zrobić kobieta, żeby wesprzeć w ojcostwie dojrzałego partnera? 

- Przede wszystkim nie przeszkadzać. Wystarczy wyznaczyć mu zadania i on to zrobi. Znam taką historię: matka rocznej dziewczynki chce odreagować, więc wyjeżdża na dwa tygodnie do Tajlandii, ojca zostawia z dzieckiem i... zeszycikiem. Ma w nim wpisywać, co i o której robił przy córce. Proszę sobie wyobrazić, że tata kajet uzupełniał. "Ma pan na to czas? - zdziwiłam się. - Wieczorem wpisuję co bądź, bo wiem, że żonę to uspokoi. A przecież ja i tak jestem odpowiedzialny, z zeszytem czy bez niego". Moim zdaniem ten mężczyzna radził sobie lepiej w pojedynkę, niż wtedy, gdy żona była obok. Poradziłabym więc kobietom: zaufajcie partnerom. 

Do tej pory mówiłyśmy o mężczyznach, którzy czują, że dorośli do roli taty. A co, jeśli partner otwarcie mówi: "Niemowlak? Nie chcę".

- Pyta pani, czy istnieje sposób, by przekonać takiego mężczyznę, że dziecko to marzenie jego życia? Ja go nie znam. Nie można nikogo zmusić, by został ojcem. Choć znam kobiety, które próbowały to zrobić zgodnie z zasadą "żelazną ręką do szczęścia". Czasem ojciec odnajduje się, ku swojemu zaskoczeniu, w nowej roli. Czasem nie, i matka zostaje sama z dzieckiem. Bywa, że to cena za realizację marzeń o macierzyństwie.

- Dodajmy, że płacą ją wszystkie zaangażowane strony: kobieta, mężczyzna, no i dziecko. Ale też chęć posiadania potomstwa to nie jest zwykłe marzenie jak o podróży do Afryki czy domku za miastem. To potrzeba biologiczna jak głód, pragnienie. I każda kobieta musi zdawać sobie sprawę, że jej czas na zostanie rodzicem ucieka znacznie szybciej niż czas jej partnera.

--------------------

Ewa Klepacka-Gryz jest psychologiem, terapeutką. Prowadzi gabinet w Warszawie. Autorka książek, m.in. "Trudne szczęście we dwoje" i "Mama, mamusiu, mamooo, czyli instrukcja obsługi dziecka od 0 do 100 lat".

Jagna Kaczanowska

Twój STYL 12/2016

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama