Jak zostaje się stulatką?

​Japonki żyją najdłużej ze wszystkich kobiet na świecie. Jaki sekret mają tamtejsze seniorki? - Nie ma sekretu! Żyję normalnie - mówi 99-letnia Haru Miyagi. Co znaczy normalnie, gdy nie ma się emerytury, na śniadanie je się sfermentowaną soję, a na obiad wodorosty? Postanowiłem sprawdzić, jak żyją najstarsze mieszkanki Okinawy. A nawet z nimi zatańczyć.

Obliczono, że na Okinawie mieszka 450 stulatków. Są to głównie kobiety
Obliczono, że na Okinawie mieszka 450 stulatków. Są to głównie kobiety123RF/PICSEL

W niewielkim parterowym domu na obrzeżach wioski po kuchni krząta się siwiuteńka staruszka. Spod zlewu pewnym ruchem wyciąga składane, drewniane schodki i wchodzi na nie, żeby dosięgnąć do kranu. Nalewa wody do czajnika. Jest niewielkiego wzrostu, choć nie to zwraca uwagę przy pierwszym spotkaniu z Hisae Miyagi. Wzrok przyciąga jej okrągła twarz z szerokim nosem - jest w niej coś niezwykle młodzieńczego.

Na zegarze zbliża się 6.30 rano. Hisae dopiero co wstała. Otworzyła okno i do mieszkania wdarło się rześkie powietrze. Jej dom z jednej strony otoczony jest gęstą dżunglą, z drugiej widać domy sąsiadów i ulicę prowadzącą do "centrum" i dalej nad morze. Jest styczeń, środek zimy, ale na Okinawie, gdzie rośliny i drzewa kwitną okrągły rok, to inna zima niż u nas. Tylko słońce wzejdzie podobnie, jasno zacznie się robić po siódmej. Do tego czasu Hisae zdąży wypić filiżankę zielonej herbaty i przejść na plażę. Gdy stoi na brzegu, na który fale wyrzucają martwe fragmenty koralowców oraz muszle, i w skupieniu patrzy na turkusowy ocean, trudno odgadnąć, czy medytuje, czy może rozmawia z duchami przodków.

Japończycy wierzą, że kraina Ni no Kuni, do której trafia się po śmierci, leży gdzieś za morzem. To dlatego grobowce stawia się na Okinawie nad samym brzegiem oceanu, w najpiękniejszych miejscach. Bo gdy duchy przodków są szczęśliwe, szczęśliwi są też ludzie. W tym czasie do Hisae dołączają inne staruszki. Zebrały się jak co rano, by wspólnie poćwiczyć - w zdrowym ciele zdrowy duch. Ale nie tylko. Większość z nich mieszka samotnie: mężowie najczęściej już nie żyją, dzieci i wnuki wyjechały do większych miast i kobiety wiedzą, że regularna gimnastyka pozwala im na aktywne i samodzielne funkcjonowanie, na bycie niezależnymi. Powoli, w skupieniu wykonują proste ćwiczenia, które pomagają im rozruszać stawy, rozciągnąć i wzmocnić mięśnie. Rozgrzewkę tę nazywa się radio taiso, bo kiedyś instrukcje dotyczące tych ćwiczeń emitowano jako poranne audycje radiowe. Po powrocie do domu Hisae Miyagi przygotowuje śniadanie - podgrzewa domową zupę miso z glonami morskimi, grzybami shitake i tofu, a następnie siada z miską przy niskim stoliku na macie tatami (wykonana z trzciny ryżowej i plecionej trawy igusa).

Niewielką porcję aromatycznego wywaru je niespiesznie. Na ścianie w pokoju wiszą zdjęcia oprawione w ramki, na większości uśmiechnięte twarze wnuków i prawnuków. Jedno - największe - odstaje od całej reszty. Tę fotografię Hisae dostała od samego burmistrza Ōgimi, gdzie mieszka od urodzenia. Przedstawia grupę odświętnie ubranych ludzi, którzy maszerują przez nowo wybudowany most. Na czele pochodu - wyprostowana, roześmiana i dumna - idzie Hisae.

W Japonii żadna uroczystość nie może odbyć się bez reprezentantów najstarszego pokolenia, seniorzy darzeni są tu szacunkiem. Przed obiadem Hisae zje jeszcze shïkuwāsę, okinawskiego cytrusa, który w smaku przypomina połączenie limonki z mandarynką i któremu przypisuje się moc antyoksydacyjną. Do południa spędza czas, czytając gazetę, komiksy i oglądając telewizję lub pielęgnując ogródek - rosną w nim kwiaty, banany i zielone warzywa liściaste. Staruszka lubi przyjmować w nim gości. Całe życie spędziła, pracując na roli, i nie wyobraża sobie, że mogłaby dać ogrodowi zarosnąć. Poza tym w języku japońskim nie istnieje pojęcie "emerytura". Każdy, kto może, do później starości pozostaje aktywny.

Także towarzysko - jednym z sekretów mieszkańców Okinawy jest ich poczucie przynależności do lokalnej społeczności, w której od małego ćwiczą się w yuimaaru, pracy zespołowej. Do Hisae chętnie zaglądają sąsiedzi i znajome, robi najlepszą kawę. Serwuje ją z ciemnym cukrem trzcinowym, który wyglądem przypomina cukierki krówki. Kiedy siedzimy przy starym, drewnianym stole ogrodowym, a wiatr szumi w liściach palm, pytam Hisae, czy mam wrzucić ciemnobrązową grudkę do filiżanki. Ona wybucha śmiechem. - Pogryź i popij kawą - tłumaczy mi, kiedy udaje jej się uspokoić. - Pamiętaj, to musi być cukier z tej okolicy, ten jest najlepszy - patrzy na mnie jak na ufoludka. Choć zbliża się trzecia po południu, Hisae wciąż jest pełna energii. Po obiedzie (zupa rybna z makaronem soba,odrobina ryżu z wodorostami i marynowany bambus) ucięła sobie drzemkę. To jej rytuał, między 13 a 14 nie ma jej dla nikogo. Teraz zaczną schodzić się znajomi.

Czasami wpada ktoś z domu obok, innym razem odwiedzają ją koleżanki z jej najbliższego otoczenia - ma ich pięć. Od czasów młodości tworzą tzw. moai. Znaczy to, że dawno temu obiecały sobie być za siebie odpowiedzialne, każda może liczyć na pomoc pozostałych, także na wsparcie finansowe. W moai każdy co miesiąc odkłada wcześniej umówioną sumę do wspólnej kasy. Co pięć, sześć miesięcy jedna z kobiet otrzymuje dużą część zebranych wspólnie pieniędzy i oszczędzanie zaczyna się od nowa, aż za pół roku taką samą sumę z puli otrzyma kolejna.

"Przynależność do moai pomaga utrzymać równowagę emocjonalną, a także materialną. Jeśli ktoś ze społeczności wpadnie w finansowe tarapaty, można przyspieszyć wypłatę jego przydziału", piszą autorzy książki "Ikigai. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia", która właśnie ukazała się w Polsce. Héctor García i Francesc Miralles podkreślają, że moai narodziły się w trudnych czasach, kiedy to rolnicy tworzyli wspólnoty, by pomagać sobie wzajemnie, gdy zbiory w danym roku były skromne. Hiszpańscy autorzy, którzy na Okinawie spędzili rok, obserwując jej najstarszych mieszkańców, zaznaczają, że moai możliwe jest tylko między dobrymi przyjaciółmi, bo jego fundamentem są zaufanie i wzajemny szacunek.

Kiedy nagle rozlega się pukanie do drzwi, Hisae z radości aż podskakuje. Idąc przywitać gości, zaciera ręce z zadowolenia i powtarza: juntaku, juntaku, co oznacza po prostu... pogaduchy i ploteczki. Gospodyni kłania się nisko przyjaciółkom i kieruje je do ogrodu. Szum palm zagłuszony zostaje głosami staruszek i salwami śmiechu.

Plotkują o wioskowych romansach (jedna z mieszkanek Ōgimi nakryła męża na zdradzie), o innych koleżankach ("Fumiko wydała ostatnio 3 tysiące jenów w gabinecie kosmetycznym i wygląda na 80 lat, choć ma 93") i sprawach poważniejszych (śmierć męża córki jednej z kobiet). Gdy później zapytam Hisae, czy spotykają się tylko, by poplotkować, staruszka znowu się ze mnie śmieje. - Nie! Jeśli dowiemy się, że kogoś coś gnębi lub zżera go smutek, odwiedzamy go.

Te nasze spotkania to moje ikigai - mówi staruszka i wspiera się na moim ramieniu, podnosząc się z maty tatami. - Ikigai? - dopytuję. - Dziś jestem już zmęczona i głodna. Porozmawiamy jutro - Hisae macha ręką i znika w wąskiej kuchni z małym okienkiem. Kiedy wychodzę, wciąż nie mogę uwierzyć, że kobieta, z którą spędziłem prawie cały dzień i ani razu nie słyszałem, by skarżyła się na zdrowie, ma 86 lat. I zapewne przeżyje jeszcze 20.

Uczucie niedosytu

Starsze panie jedzą to, co w ich ogródkach. - Tylko tych warzyw możemy być pewni - mówi właścicielka restauracji, która zbiera przepisy od seniorów.
Starsze panie jedzą to, co w ich ogródkach. - Tylko tych warzyw możemy być pewni - mówi właścicielka restauracji, która zbiera przepisy od seniorów.123RF/PICSEL

Do Japonii, a właściwie na jej obrzeża, bo Okinawa jest najdalej na południe wysuniętą częścią archipelagu, przyleciałem, by odkryć sekret długowieczności jej mieszkańców. Uczestnicy chińskich ekspedycji nazywali to miejsce krainą nieśmiertelnych. "Okinawa nadal pozostaje ojczyzną jednych z najdłużej żyjących ludzi na świecie, mimo chińskiej, a potem japońskiej okupacji (do XVII wieku Okinawa była niezależnym królestwem - przyp. red.), wyniszczającej drugiej wojny światowej (najkrwawsza bitwa na Pacyfiku - przyp. red.), epidemii głodu i tajfunów", pisze amerykański badacz Dan Buettner w książce Niebieskie strefy.

Japonia od dawna przoduje w statystykach długowieczności: kobiety średnio żyją prawie 87 lat, mężczyźni 80 (na Okinawie: mężczyźni - 84 lata, kobiety - 90). Na każdy milion Japończyków przypada siedem osób w wieku od 105 do 110 lat, co już znacznie przewyższa średnią światową, ale sama Okinawa jest pod tym względem niedościgniona - na milion mieszkańców przypada aż 35 osób, które urodziły się między 1907 a 1912 rokiem, czyli jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej, a nawet przed opatentowaniem zamka błyskawicznego. Utrzymuje się, że na tej niewielkiej wyspie mieszka około 450 stulatków i są to głównie kobiety. Wiele z nich żyje w jednej wiosce na północy - Ōgimi.

Kiedy się tam zjawiam o ósmej rano, na ulicach, w lokalnym sklepie, a także w domu kultury i promocji zdrowia, gdzie dziś mają się spotkać staruszki ze wspólnoty Shioya, jest jeszcze pusto. W telewizji zapowiadano, że to będzie najzimniejszy dzień w roku - ma być zaledwie 19 stopni Celsjusza. Okinawa leży w ciepłym podzwrotnikowym klimacie. Tu śnieg ani mrozy nie docierają. Dlatego do wyspy przylgnęło określenie "japońskie Hawaje". Nie zmienia to faktu, że najchłodniejszy dzień wymaga odpowiednich przygotowań - w każdym domu przygotowuje się rozgrzewające potrawy i gotuje muchi, czyli lepki ryż, do którego - zgodnie z tradycją - przyklejają się szkodliwe zarazki, i dzięki temu ludzie, którzy go zjedzą, pozostaną zdrowi.

Mówi się, że jednym z głównych czynników pozwalających Okinawczykom żyć długo w znakomitym zdrowiu jest ich dieta. 99-letnia Haru Miyagi zapytana o sekret jej kuchni wzrusza ramionami: - Nie ma żadnego sekretu! Jem normalnie to, co akurat rośnie w moim ogródku - tłumaczy rozbawiona moim pytaniem. Ma bystre spojrzenie i długie srebrzyste włosy. W jej ogródku rosną słodkie ziemniaki imo (gdy na Okinawie panował głód, jadało się je na śniadanie, obiad i kolację), soja, bylica japońska, kurkuma, rzodkiew daikon oraz goya, czyli gorzki melon, który wygląda jak duży ogórek pokryty purchawkami.

- To normalne, że starsi ludzie uprawiają tu ogródki, mają w nich owoce, warzywa i zioła, z których później przygotowują sobie posiłki - mówi Emiko Kinjo, właścicielka restauracji, w której dania przygotowuje na podstawie przepisów zebranych od okolicznych seniorów. - Tylko tych warzyw możemy być pewni. Produkty kupowane w supermarkecie zawsze niosą ze sobą ryzyko: mogą być nieświeże, były pryskane, nie wiemy, jak są transportowane. Większość produktów w mojej restauracji pochodzi z ogrodu po drugiej stronie ulicy. To dlatego otwieram ją tylko trzy razy w tygodniu, przez kolejne trzy muszę doglądać warzyw i roślin, dbać o nie. Siódmego odpoczywam - uśmiecha się Emiko.

Stulatkowie z Okinawy nie widzą w swojej diecie niczego wyjątkowego. Ale naukowcy już tak. Uważają, że dzięki nawykom żywieniowym Okinawczycy rzadziej zapadają na choroby przewlekłe, takie jak rak czy choroby serca. Po pierwsze, w ich krwi jest mniej rodników odpowiedzialnych za starzenie się komórek, po drugie, zarówno u mężczyzn, jak i kobiet do późnego wieku utrzymuje się wysoki poziom hormonów płciowych, co sprawia, że rzadziej występują u nich objawy demencji.

Autorzy książki Ikigai cytują ustalenia Makoto Suzukiego, kardiochirurga, który opublikował ponad 700 artykułów naukowych na temat diety i starzenia się na Okinawie i wyodrębnił kilka prozdrowotnych nawyków mieszkańców wyspy: używają mało soli (średnio siedem gramów dziennie) i niewiele cukru, jedzą co najmniej pięć porcji warzyw i owoców każdego dnia (ponad 30 procent dziennego spożycia kalorii pochodzi z warzyw), podstawą ich diety są ryż, makarony soba i udon oraz produkty sojowe, mięso (zazwyczaj wieprzowina) w menu pojawia się raz czy dwa razy w tygodniu.

- Ważne jest nie tylko to, co się zjada, ale też ile się je - tłumaczy mi 104-letnia Gozei Shinzato, gdy pewnego dnia obserwuję, jak w swoim ogrodzie zbiera zioła i warzywa na obiad. Kobieta jest szczupła, lekko przygarbiona, ale twarz ma opaloną i uśmiechniętą. - Bylica sprawia, że ryż ma wyrazisty smak, a dzięki kurkumie zupa staje się ostrzejsza - tłumaczy, pochylając się nad zielonym krzewem z żółtymi kwiatami.

Przed każdym posiłkiem, podobnie jak jej matka kiedyś, wypowiada tajemniczo brzmiące słowa: Hara hachi bu. Dzięki temu się nie przejada. "To stare, konfucjańskie porzekadło", tłumaczy w książce o niebieskich strefach Craig Willcox, światowej sławy gerontolog. "Wszyscy starsi ludzie wypowiadają tę formułkę przed jedzeniem. Znaczy ona: jedz, aż będziesz pełny w osiemdziesięciu procentach. Okinawczycy są bodaj jedynym społeczeństwem, które celowo ogranicza liczbę spożywanych przez siebie kalorii". Niedojadanie zgodnie z teorią spowalnia metabolizm i dzięki temu w organizmie powstaje mniej szkodliwych utleniaczy, odpowiedzialnych za - jak to określają amerykańscy naukowcy - "rdzewienie ciała od środka".

Unikanie zamiast leczenia

Przed każdym posiłkiem wypowiada: Hara hachi bu. "Jedz, aż będziesz pełna w 80 procentach".
Przed każdym posiłkiem wypowiada: Hara hachi bu. "Jedz, aż będziesz pełna w 80 procentach".123RF/PICSEL

Kobiety z grupy Shioya (może do niej należeć każda mieszkanka Ōgimi, która ukończyła 65 lat) spotykają się raz w tygodniu w domu kultury. Chwilę temu nie było tu nikogo, teraz wokół mnie gromadzi się grupa staruszek niewielkiego wzrostu, które z zaciekawieniem i rzadko spotykaną werwą u ludzi w ich wieku wypytują o szczegóły mojej wizyty. Śmieją się z mojego imienia, które ciężko jest im wymówić, ciągną mnie za nos, mówiąc, że też zawsze chciały mieć tak długi i spiczasty, a zamiast tego mają nosy spłaszczone, szerokie i duże. Próbują też wyobrazić sobie, gdzie na mapie świata leży Polska - większość z nich nigdy nie wyjeżdżała poza Okinawę, mało która z kobiet była nawet na głównej wyspie Japonii.

Ale te cotygodniowe spotkania ich wspólnoty nie służą tylko towarzyskim celom. Wewnątrz dużej, jasnej sali wielkości boiska do siatkówki pod jedną ze ścian ustawiony jest długi stół, przy którym zasiadają seniorki. Jest czas na herbatę, rozmowy, ale też na uzupełnienie dziennika. Każda z kobiet prowadzi zeszyt, w którym zapisuje ważne zdarzenia, godziny posiłków, ale także problemy ze snem i dolegliwości (jeśli występują), ćwiczenia, które wykonywały danego dnia, wszystko, co uważają za godne uwagi i odnotowania. 

- Te dzienniki uzmysławiają im, ile dobrego dzieje się w ich życiu, a nam ułatwiają pracę: łatwo jest odtworzyć zdarzenia, które są zapowiedzią niepokojących objawów, być może chorób - mówi młody pielęgniarz, opiekujący się wspólnotą Shioya. 

W Japonii obowiązuje zupełnie inne rozumienie medycyny niż na Zachodzie. Tu stawia się na unikanie chorób, a nie leczenie. To dlatego nawet w tak małych miasteczkach jak Ōgimi prowadzi się program zapobiegający cukrzycy i chorobom serca. Pielęgniarz co tydzień sprawdza staruszkom ciśnienie i przeprowadza z nimi wywiad na temat stanu zdrowia. Każdej poświęca tyle czasu, ile potrzeba. Kobiety podkreślają, że dzięki tym "przeglądom", czują się zaopiekowane, wiedzą, że są ludzie, którzy się o nie troszczą i na których pomoc mogą liczyć.

Same też czują się potrzebne. W japońskiej rodzinie najważniejszą postacią jest seniorka rodu. - Babciu, czy ta zupa miso ma odpowiednią konsystencję, czy ten ryż dobrze smakuje, w jaki sposób przygotowujesz mozuku? (czyli wodorosty przypominające makaron). Babcia rządzi w kuchni, ale pyta się ją o różne sprawy: jak wychować dzieci, jak radzić sobie z kłopotami małżeńskimi - opowiada Yukari Marsh, która pomaga mi w tłumaczeniu rozmów ze staruszkami.

- Z jednej strony babcia jest pomocna, z drugiej czuje się ważna. Musi żyć, bo jest potrzebna - podsumowuje Yukari. Poczucie bycia przydatnym i wartościowym - jak przyznaje większość staruszek, z którymi rozmawiam na Okinawie - stanowi ich ikigai. Sens życia, powód dla którego wstają rano z łóżka. 

"Na Okinawie liczą się role społeczne. Nagła utrata tradycyjnie pełnionej przez człowieka roli wpływa na jego śmiertelność. Ale ta reguła działa też w drugą stronę. Ludzie pozostają aktywni, bo czują się potrzebni", pisał w jednym z artykułów japoński naukowiec Makoto Suzuki. Héctor García i Francesc Miralles w książce zatytułowanej właśnie Ikigai termin ten tłumaczą jako "szczęście płynące z bycia stale zajętym".

I na pewno coś w tym jest. Sama wyspa zachęca do tego, by pozostawać aktywnym: ma subtropikalny klimat, piękne plaże, ale jest też najbiedniejszą prefekturą Japonii i jedynym miejscem w całym kraju, gdzie nie ma szybkiej kolei - ludzie przyzwyczajeni są do pieszych wędrówek i nawet najstarsi mieszkańcy Ōgimi codziennie spacerują. 

96-letnia Hiroko Shimabukuno, o której koleżanki mówią, że chodzi szybko i prosto, cichym i spokojnym głosem oznajmia, że wstydzi się ćwiczyć w miejscach publicznych, ale każdego dnia w domu przed buddyjskim ołtarzem sumiennie wykonuje zestaw ćwiczeń. Trener, z którym seniorki ze wspólnoty Shioya co tydzień spotykają się w domu kultury na początku zajęć przypomina japońskie przysłowie: tylko będąc aktywnym, będziesz pragnął żyć sto lat. 

Tłumaczy staruszkom, że za ewentualną utratę równowagi i upadki nie odpowiada dolna część ciała, ale górna, dlatego szczególnie powinny dbać o odpowiednią postawę, wzmacniając mięśnie brzucha, pleców i szyi. A także giętkość nadgarstków i kostek, by przy potknięciu i upadku móc zamortyzować uderzenie i nie połamać sobie kości. Kobiety słuchają w skupieniu i przez 30 minut dokładnie wykonują wszystkie zalecane ćwiczenia. 

Ruszaj się!

- Spotkania z przyjaciółkami to pani ikigai? - po zakończonej gimnastyce wracam do przerwanej poprzedniego dnia rozmowy z Hisae Miyagi. 86-latka, śmiejąc się serdecznie, nagle ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu mocno mnie obejmuje. - Moje ikigai to być z ludźmi, być z nimi blisko - mówi, rozluźniając uścisk. 

- Moja mama powtarzała: "Zawsze uśmiechaj się do ludzi. Widząc twoją twarz, odwzajemnią uśmiech. I świat stanie się lepszy, bo kilku osobom zrobi się przyjemnie". Miała rację. Zmarszczone czoło i niezadowolona mina mogą przysporzyć ci tylko kłopotów. Dlatego od lat stosuję się do nauki mojej mamy. Nigdy nie mijam ludzi, udając, że ich nie widzę, nawet jeśli są to zupełnie obce mi osoby. Zawsze ich pozdrawiam. Wierzę, że mój ukłon i uśmiech sprawiają, że ludzie czują się przyjemnie i swobodnie w mojej obecności. Tego nauczyła mnie mama i to daje mi siłę każdego dnia. Dzięki temu chce mi się żyć i śmiać - Hisae, kończąc zdanie, uśmiecha się do mnie i wykonuje typowy dla Japończyków ukłon. Ja robię to samo. 

Pozostałe kobiety, które przysłuchują się naszej rozmowie, wybuchają głośnym śmiechem. Chwytają mnie za ręce i ciągną na środek sali. - Teraz będą tańce! - krzyczy Aiko Miyagi. Ma krótkie kruczoczarne włosy, wąskie usta, ciemne, uważne oczy i... 93 lata. 

- Dalej, żwawo, ruszaj się! - krzyczy do mnie, gdy pozostałe kobiety tworzą wokół nas krąg. Takiego zakończenia wizyty w miasteczku stulatków nie potrafiłbym nawet wyśnić. 

TWÓJ STYL 3/2017
MICHAŁ KUKAWSKI 
Za pomoc w realizacji reportażu z Okinawy dziękujemy wydawnictwu Muza, którego nakładem ukazała się książka "Ikigai. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia" autorstwa Héctora Garcíi i Francesca Mirallesa.

Nauka BEZ fikcji: Co wiemy o długowieczności?Video Brothers
Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas