Jestem typem flirtującym
Choć nie ma urody filmowego amanta, uwielbiają go kobiety i widzowie. On sam najbardziej kocha córeczkę Lenkę, ale gdy dowiedział się, że ona przyjdzie na świat, ze stresu... zasnął!
W serialu „Rodzinka.pl” Tomasz Karolak (40) jest odpowiedzialną głową rodziny, ojcem trzech synów. W życiu prywatnym nie zdecydował się na małżeństwo. Być może dlatego, że ma słabość do płci pięknej...
Podobno na egzamin do szkoły teatralnej poszedł pan, żeby zaimponować dziewczynie, w której się pan wówczas kochał?
Tomek Karolak: Tak. Myślałem, że skoro ona kocha poezję, to jej pokażę, że dla mnie recytowanie wierszy to luzik.
A więc ta dziewczyna miała na pana wielki wpływ?
- Jak jest się nastolatkiem, potem młodym mężczyzną, to dziewczyny mają na nas olbrzymi wpływ. One uczą nas schludności, kultury, delikatności. Rodzice nie mają aż takiego wpływu, bo przeciwko ich przekazom zazwyczaj się buntujemy.
- Pierwsze dziewczyny, pierwsze kobiety, wprowadzają w życie zawirowanie. Tak było z moją pierwszą miłością. Ona interesowała się poezją, należała do kółka poetyckiego. Zacząłem więc przychodzić na zajęcia, by jej udowadniać, że jestem na odpowiednim poziomie.
Czego nauczyły pana kobiety?
- Każda czegoś innego. Mężczyzna tego typu co ja, lubi się otaczać kobietami. Jestem typem flirtującym. Lubię kokietować fajne koleżanki w teatrze, podczas pracy w filmie, w serialu. Oczywiście, jeżeli jestem w związku, to staram się być wierny. Nie zawsze mi się to udawało, ale się staram. Kobiety uczą mnie pewnego rodzaju delikatności, której nie mam albo o której zapominam.
Co w kobietach pociąga pana najbardziej?
- Uwielbiam zwłaszcza nogi...
W jednym z wywiadów powiedział pan: „Już w liceum chodziłem na ostre randki. Żadne tam słabiutkie figo-fago, tylko konkret”. Czy zaczynając dość wcześnie „konkret” z kobietami, wypracował pan sobie na nie sposób?
- Jeżeli chodzi o sposób podejścia do kobiet, to każda jest inna i trudno mówić o jakimś wzorze. Ale większość z nich lubi zdecydowanych, godnych zaufania, z poczuciem humoru, a przy tym ciepłych mężczyzn. Ja właśnie taki wobec nich jestem.
Ma pan córkę z modelką i aktorką Violettą Kołakowską. Podobno, gdy się pan dowiedział, że zostanie ojcem, przestraszył się potwornie i poszedł spać...
- Tak było... To było totalne zaskoczenie i nie widziałem się w roli ojca. Myślę, że zazwyczaj faceci w pierwszym odruchu nie czują ojcostwa. To dociera do nich później, gdy dziecko zaczyna mówić. Gdy w twarzy maluszka zaczynają widzieć rysy twarzy partnerki i swoje.
Słyszałem, że na równi z kobietami, kocha pan auta...
- To prawda. Mam ich kilkanaście. To są głównie samochody stare, takie, które ciągle trzeba remontować. Uwielbiam włoskie i niemieckie auta. Kocham ich piękną linię. Kręci mnie wszystko, co jest związane z motoryzacją.
Jest to takie samo uwielbienie, jakim darzy pan kobiety?
- Kiedyś z moją byłą dziewczyną Magdą Boczarską byłem we włoskiej restauracji. Nad wejściem wisiało duże zdjęcie Ferrari F40. Spytałem właściciela, dlaczego wybrał to zdjęcie. Odparł, że: „marzeniem chłopca włoskiego jest żyć godnie i chociaż raz przejechać się Ferrari”. Rozumiem to. Jest pewna magia w „maszynach”, które mają duszę.
Pewnie nagminnie pan romansuje, walcząc w ten sposób ze stresem, który w sobie niesie aktorstwo?
- Chciałbym nagminnie romansować, ale nie zawsze mam z kim (śmiech).
Zatem, jak walczy pan ze stresem, z depresjami?
- Jak się ma dużo obowiązków, to człowieka nie stać na depresje. Staram się żyć zdrowo, aktywnie, co chwilę podnosić poprzeczkę, i to mi pomaga iść drogą życia właściwie bezkolizyjnie. Poza tym, jestem takim osobnikiem, który potrafi sobie wszystko racjonalnie wytłumaczyć.
Rozmawiał: Bogdan Kuncewicz
Na żywo 36/2011