Katarzyna Zajączkowska: Wszystkie problemy świata znajdują odzwierciedlenie w branży mody

- Gdybyśmy wiedzieli, jak powstają ubrania fast fashion, inaczej patrzylibyśmy na sklepowe półki. Nie powiedzielibyśmy przecież, idąc na zakupy z dzieckiem: dziś kupimy ci koszulkę, którą wyprodukował twój rówieśnik – tłumaczy Katarzyna Zajączkowska projektantka, wykładowczyni w Szkole Artystycznego Projektowania Ubioru i autorka książki „Odpowiedzialna moda. Guilt-free przewodnik po slow fashion”. Brak świadomości ekologicznej to jednak wciąż bardzo poważny problem. To właśnie przez niewiedzę nabieramy się na ekościemy, które marki serwują nam nieustannie…

"Mówiąc o modzie odpowiedzialnej, musimy rozważyć kilka aspektów tej odpowiedzialności. Nie możemy skupić się jedynie na ogólnej definicji."
"Mówiąc o modzie odpowiedzialnej, musimy rozważyć kilka aspektów tej odpowiedzialności. Nie możemy skupić się jedynie na ogólnej definicji."fot. Robert Cieślikarchiwum prywatne

Monika Janusz, Interia.pl: Kiedy wpiszemy w przeglądarkę internetową termin ‘moda odpowiedzialna’ zalewa nas multum bardzo różnych odpowiedzi: od szafy kapsułkowej począwszy, na minimalizowaniu śladu węglowego skończywszy...

Katarzyna Zajączkowska: - Ta różnorodność mnie nie dziwi, ponieważ moda jest bardzo złożonym systemem. Prawdę powiedziawszy, wszystkie problemy dzisiejszego świata znajdują odzwierciedlenie w przemyśle odzieżowym. To sprawia, że mówiąc o modzie odpowiedzialnej, musimy rozważyć kilka aspektów tej odpowiedzialności. Nie możemy skupić się jedynie na ogólnej definicji...

- Pierwszym obszarem, który eksploruje moda odpowiedzialna, jest aspekt społeczny. Zawierają się w nim odpowiedzi na pytania o to, kto, za jaką płacę i w jakich warunkach produkuje ubrania fast fashion, oraz dlaczego są one tak tanie. Kolejnym aspektem jest ten ekologiczny, a więc cała grupa problemów związanych z rabunkową gospodarką wyczerpywalnymi zasobami, nadprodukcją odpadów, zanieczyszczeniem powietrza, wód i gleby czy też śladem węglowym.

- Możemy wyróżnić też aspekt kulturowy - i przyglądać się temu, jak komunikaty szybkiej mody wpływają na nasz nastrój i psychikę, często wpędzając nas w kompleksy i wywołując poczucie bycia niewystarczającymi. Z kolei aspekt ekonomiczny dotyczy tego, kto tak naprawdę zarabia na produkcji tych gór ubrań i dodatków - dysproporcja między szwaczką zarabiającą trzy dolary dziennie, a właścicielami koncernów odzieżowych z miliardami na koncie, to obraz nierówności ekonomicznej dzisiejszego świata. Lista grzechów przemysłu modowego jest więc bardzo długa...

Możemy wyróżnić trzy grzechy główne? 

- Na pierwszym miejscu z pewnością znajdowałoby się marnotrawstwo -zużywanie niewyobrażalnych ilość surowców i generowanie ogromnej liczby odpadów tekstylnych (ciężarówka tekstylnych śmieci co sekundę trafia na wysypisko). Równie szkodliwa - chociaż  w nieco innym wymiarze - jest presja bycia perfekcyjnymi, która przychodzi do nas razem z reklamami i kampaniami, którymi karmią nas marki i koncerny.

- Na podium z pewnością znalazłaby się też hipokryzja mody, która objawia się greenwashingiem. Marki nieustannie próbują nam wciskać ekościemię. Nie rozwiązują problemów, tylko mydlą nam oczy działaniami marketingowymi, które mają "zmienić świat".

Marki zamiast redukować liczbę odpadów tekstylnych, sprzedają koszulki z napisem „Uratuj planetę”, „Nie ma planety B”. Drukują na t-shirtach slogany „Wszyscy powinniśmy być feministami”, jednocześnie wykorzystując kobiety w łańcuchu dostaw.

W takim razie,  jak się nie dać eko-oszukać?

- Przede wszystkim nie powinniśmy wierzyć w ogólniki - niezobowiązujące deklaracje pozbawione konkretów. Żeby przyciągnąć klientów, niektóre marki zapowiadają imponujące zmiany i innowacje, ale w bardzo odległej perspektywie. Jeśli marka deklaruje, że za 20 lat będzie zeroemisyjna i wszystkie materiały będą pochodzić z recyklingu, a dziś w kolekcjach właściwie nie ma podobnych produktów, powinniśmy traktować te obietnice jak słowa polityków, którzy przed wyborami są w stanie wiele obiecać, żeby zdobyć nasze zaufanie.

- Greenwashingiem można nazwać też wszelkiego rodzaju akcje, które opierają się na skłonieniu klienta do zakupów, obarczając go odpowiedzialnością za "ratowanie świata". Mam na myśli hasła typu: kup bluzkę, a my posadzimy drzewo. Choć ochrona lasów to dzisiaj priorytet, nie jest to zadanie dla marek odzieżowych.  Tego typu inicjatywy w rzeczywistości nie rozwiązują problemów przemysłu odzieżowego. Spójrzmy prawdzie w oczy: marki modowe nie są od tego, żeby sadzić drzewa. Jeśli chcą być odpowiedzialne, powinny zwrócić uwagę na proces produkcji swoich kolekcji, chronić przyrodę i ludzi, minimalizować odpady...

Jak w konsekwencji myśleć o eko-liniach "doklejonych" do oferty dużych marek, należących do ogromnych koncernów? To także greenwashing? 

- Oczywiście najlepszym rozwiązaniem byłoby, żeby marki zmieniały swoje standardowe kolekcje, a nie do 100 mld produkowanych ubrań każdego roku, dokładały kolejne miliony tych bardziej eko. Jednak większość dużych marek ma system szybkiej mody wpisany w DNA. Żeby te marki stały się naprawdę odpowiedzialne, ktoś "z góry" musiałby podważyć fundament ich działania, przemodelować cały system. To nie stanie się z dnia na dzień, bo wymaga nakładów pracy, czasu, know-how, a przede wszystkim świadomości i chęci!

- Linie eko, które obecnie, jak grzyby po deszczu, pojawiają się w sieciówkach, oczywiście nie zawsze są czymś złym. Marki tworzą je, by sprawdzić, czy klienci są gotowi i chętni na zmiany. Podczas zakupów tak naprawdę głosujemy portfelem. Jeśli marka robi droższą kolekcję, która posiada certyfikaty potwierdzające jej ekologiczność, to piłeczka jest po naszej stronie. Marki nieustannie badają, co wolą ich klienci. To czysty biznes.

Jak oszukują nas wielkie marki?
Jak oszukują nas wielkie marki? 123RF/PICSEL

Głosujemy portfelem, więc to po naszej stronie leży odpowiedzialność za grzechy branży? Taką rzeczywistość sobie wybieramy?

- Zmiany, które obecnie zachodzą w przemyśle są wynikiem oddolnej presji (choć powoli pojawiają się też regulacje prawne!). Chyba jeszcze żaden prezes dobrze prosperującej firmy odzieżowej nie powiedział któregoś pięknego dnia po przebudzeniu: zmieńmy się dla planety i przyszłych pokoleń. To, co się teraz dzieje, jest wynikiem wieloletniej presji aktywistów i klientów. Jednak wina za nadkonsumpcję to, w jakim stanie jest obecnie świat i branża, nie leży tylko po naszej stronie.

- Niestety, często jesteśmy bezradni wobec całej machiny reklamowej - sztabu marketingowców, influencerów, psychologów, socjologów, projektantów, którzy pracują nad tym, żeby wpłynąć na nasze decyzje zakupowe. W ciągu ostatnich dekad aż czterokrotnie wzrosła konsumpcja mody! Kochamy tanie ubrania i chcemy ich coraz więcej.

- W Berlinie przeprowadzono ciekawy eksperyment: ustawiono punkt na jednej z głównych ulic, w którym za 2 euro można było kupić koszulkę. Był jednak warunek - wcześniej należało obejrzeć kilkuminutowy film, który pokazywał kulisy jej powstania. Gdy ludzie z bliska widzieli wyzysk i straszne warunki pracy, rezygnowali z zakupu. Woleli wpłacić 2 euro na organizację walczącą z tym procederem.

Gdybyśmy wiedzieli, jak powstają ubrania wielu marek fast fashion, inaczej patrzylibyśmy na sklepowe półki. Nie powiedzielibyśmy przecież, idąc na zakupy z dzieckiem: dziś kupimy ci koszulkę, którą wyprodukował twój rówieśnik, żeby przeżyć. Albo: dobrze mi w tych jeansach, przez które rzeka jest toksycznym ściekiem, a w morzu zginęła cała ławica ryb. Wszystko jest kwestią świadomości.

A ty, kiedy pierwszy raz uświadomiłaś sobie, że moda musi zmienić kierunek?

- Nie urodziłam się slow (śmiech). Od dwudziestu lat jestem częścią tej branży. Przez większość czasu wymagano ode mnie, żebym projektowała ubrania, które się dobrze sprzedają. Jeden z szefów powiedział kiedyś do mnie: nie to ładne, co ładne, ale to, co się sprzedaje. Pewnie trwałabym w tym przekonaniu, gdyby nie mój belferski nawyk, by stale się dokształcać, czytać i kwestionować status quo. Coraz bardziej przerażało mnie to, czego się dowiadywałam o świecie i związku branży mody z katastrofą klimatyczną. Kilka lat temu poszłam za radą Rebecci Solnit i, chcąc poszukać nadziei w mroku, postanowiłam wpływać na obszar, na którym się znam, a więc na modę. Tak zrodził się pomysł na podcast "Odpowiedzialna moda"...

A potem na książkę...

- Pomysł napisania książki przyszedł do mnie z zewnątrz - od wydawnictwa Znak. Chciałam usystematyzować wiedzę, ale bardzo zależało mi również na tym, żeby modę zrównoważoną osadzić w polskim kontekście. Niemal wszystkie książki dotyczące mody odpowiedzialnej, które dotychczas czytałam, były anglojęzyczne. W konsekwencji miały zupełnie inny punkt odniesienia - mam na myśli kwestie geograficzne, ekonomiczne, ale także historyczne i antropologiczne.

I jak wypadła polska moda eko na tle świata? Mamy się czym szczycić, czy mamy się czego wstydzić?

- W Polsce nadal brakuje nam edukacji i świadomości. Wiele z nas mówi: nie stać mnie na modę ekologiczną, jakby chodziło w niej wyłącznie o zakupy w konkretnych, drogich markach. Badania pokazują, że Polacy podczas wyboru ubrań nadal głównie kierują się ceną. Cały czas zapominamy, jaką siłę ma drugi obieg - od osiedlowych lumpeksów, po wyselekcjonowane vintage shopy, osiedlowe wymianki. Dziś za niewielkie kwoty możemy kupić dobrej jakości ubrania, jeśli wybierzemy się do second-handu lub poszukamy okazji w aplikacjach pozwalających sprzedawać ubrania z naszych szaf.

Second-handy uratują świat?

(śmiech) To odważne stwierdzenie, ale drugi obieg z pewnością jest bardziej zrównoważony niż pierwszy. Oczywiście second-handy mają też swoje mroczne strony - poruszam ten temat w książce. Importujemy kolosalne ilości używanych ubrań, których znaczny procent nie nadaje się do sprzedaży, więc ostatecznie ląduje na wysypiskach śmieci. Kupując w second-handach operujemy jednak rzeczami, które już zostały wyprodukowane, a to znacznie mniej nadweręża środowisko.

Zakupy w second-handach to dziś powód do dumy, nie wstydu, oraz okazja do zabawy modą z minionych dekad i w różnych stylach.
"Cały czas zapominamy, jaką siłę ma drugi obieg – od osiedlowych lumpeksów, po wyselekcjonowane vintage shopy."
"Cały czas zapominamy, jaką siłę ma drugi obieg – od osiedlowych lumpeksów, po wyselekcjonowane vintage shopy."luboivanko123RF/PICSEL

Ważniejsze od tego, co kupujemy jest to, jak to robimy...

- Gdybym miała zostawić czytelników i czytelniczki z jedną myślą, to powiedziałabym: kupujmy mniej i uważniej, aby nosić jak najdłużej. Płaszcz kupiony w sieciówce, który spełnia wszystkie nasze wymagania i może służyć nam przez lata jest bardziej ekologiczny, niż ten z metką modnej polskiej marki, do którego nie jesteśmy w 100 proc. przekonani, więc po roku zastąpimy go kolejnym. Najbardziej odpowiedzialna moda to zawsze ta, która już jest w naszych szafach...

- To nie tak, że większa szafa przekłada się na większe zadowolenie ze stylizacji. Badania pokazują, że w zasadzie jest odwrotnie - jeśli mamy mniej ubrań, ale są to przemyślane wybory, łatwiej jest nam komponować je ze sobą. Dopychanie do garderoby kolejnych sezonowych  "okazów" nie sprawi, że będziemy wyglądać lub czuć się lepiej. Dopaminowy haj, jaki czujemy przy kasie, mija po kilku godzinach.

- Musimy też pamiętać, że podczas zakupów kupujemy nie tyle ubranie, ile pewną fantazję na swój temat - historię, którą opowiadają nam marki lub influencerki. Zdając sobie z tego sprawę, robimy pierwszy krok w kierunku slow fashion...

materiały prasowe

***
Zobacz również:

Rare Vintage - ubrania z przeszłościąBarracuda film & tv
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas