Reklama

Kiedy się oświadczył, miał 6 lat!

Choć nie może dać recepty na udany związek, jest pewny, że to właśnie rodzina jest portem, do którego zawija, by odpocząć po podróży.

Jaś był najlepszym kolegą Tereski w andrychowskim przedszkolu, potem w szkole podstawowej i w średniej. Ich rodzice znali się, bywali u siebie. Miał 6 lat, kiedy powiedział rodzicom Tereski, że się z nią ożeni. O mały włos jednak nie złamał tej obietnicy, bowiem po maturze rozjechali się w różne strony. Ona wybrała studia politechniczne w Łodzi, on szkołę teatralną w Krakowie.

Ale wspólne życie było im pisane, bo po studiach znowu się spotkali i już wiedzieli, że dalej mogą iść wyłącznie razem. Aktor Jan Peszek (67) zawsze powtarza, że nie wyobraża sobie, by jego żona była aktorką. – Teresa jest inżynierem włókiennictwa – mówi. – Zawsze jednak trzymała się blisko sztuki. Przerwała bardzo dobrze zapowiadającą się karierę naukową i poświęciła się domowi. Tak jest do dziś.

Reklama

Po ślubie zamieszkali we Wrocławiu, ale wkrótce przeprowadzili się do Łodzi, a potem do Poznania. W ogóle prowadzili tryb wędrowny i mieszkali tam, gdzie aktor dostawał pracę. Jednak wszystko się zmieniło, gdy urodziły się dzieci – Błażej (41), a po trzech latach Maria (38). – Ktoś z nas musiał zrezygnować z intensywnej pracy. Rodzina jest fundamentem, portem, do którego zawijam, aby odpocząć po podróży. Wszelkie sukcesy zawodowe czy fascynacje są złudne, tylko rodzina się nie zmienia. Bez tego punktu odniesienia nie osiągnąłbym pozytywnych efektów w pracy – wyznaje aktor.

Przyznaje wprost, że jest człowiekiem trudnym – tak zawodowo, jak i w relacjach rodzinnych. Że bywa porywczy, apodyktyczny, niesprawiedliwy i ma zmienne nastroje, ponieważ jego postępowaniem kierują emocje. – Grywam dziwaków i ekstremistów, bo bardzo ich lubię, przez nich lepiej poznaje się naturę człowieka – mówi. Ale mając świadomość wszystkich swoich wad, tym bardziej docenia żonę za tolerancję i poczucie bezpieczeństwa, jakie mu daje.

– Moja rodzina jest tak silna i tak się kochamy, bezustannie pompując w siebie bezgraniczną akceptację, że komuś z zewnątrz jest trudno dobrze poczuć się wśród nas – wyznała kiedyś córka aktora.

Jan Peszek nigdy nie próbował wpływać na zawodowe wybory swoich dzieci. Dziś uważa, że same wybrały zawód, który wynikał z natury ich rodzinnego domu. Kiedy były małe, zawsze starał się uczestniczyć w ich wychowaniu. – Uważam, że duet kobiety i mężczyzny nie zaczyna się i nie kończy w łóżku – stwierdza. I dodaje: – Narodziny Błażeja, a później Marii były dla mnie czymś naturalnym, nie wywołały we mnie wstrząsu. Człowiek zostając ojcem zupełnie nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji. Natomiast kiedy mojemu synowi urodziła się córka, Zosia, bardzo mocno poczułem, że więzy krwi istnieją. Wnuczka stała się przedłużeniem mojego istnienie, to jest piękne i radosne.

Jak się nietrudno domyślić, wnuczka zawładnęła sercem pana Jana. – O jej urodzeniu, jak to zwykle bywa u mnie, dowiedziałem się w podróży. Kręciłem w Częstochowie film i gdy zadzwoniłem do domu, Teresa przywitała mnie: „Cześć, dziadku!” – wspomina. Aktor dużo podróżuje, ale gdy tylko jest w Krakowie, przybiega, by patrzeć, jak Zosia rośnie. – Nie jesteśmy wyjątkowym małżeństwem, jesteśmy długotrwałym małżeństwem – twierdzi.

– Nie mogę dać recepty na udany związek. Jesteśmy normalni. Kłócimy się, mamy momenty ciszy. Wzajemnie szanujemy to, co robimy, a co najważniejsze, mamy wzmocnienie w postaci dzieci, które są naszym zdaniem bardzo udane. Obydwoje z żoną dużo pływamy, nurkujemy. Dlatego zawsze wybieramy czyste morza. Mamy taką wyspę, na którą od lat wyjeżdżamy. Wspólne pasje są istotnym elementem w związku. Ale też posiadanie własnego terytorium. Lubię ludzi wolnych. Z domu wyniosłem nietolerancję dla ubezwłasnowolnienia – wyznaje.

Dziś mieszkają w domu na wsi 10 km od Krakowa. – Żona robi masło i sery z mleka od krowy sąsiadów, z okna jest widok na ogrody, pola. Z tym wszystkim nie mam poczucia , że dobrobyt mnie psuje, bo nie jest moim celem. Kategorie luksusu, komfortu istnieją dla mnie w rejestrach duchowości – przyznaje. Chociaż zaraz dodaje, że dużo pieniędzy wydaje w sklepach ze starociami, bo uważa, że człowiek powinien otaczać się pięknymi przedmiotami, przedmiotami z duszą.

Nie wyjdzie z domu, jeśli nie dotknie ulubionej figurki albo listka geranium. – Podejrzewam, że jestem sentymentalny – wzdycha aktor. Lubi kobiety odważne, nawet szalone, zdolne do ekstremalnych zachowań, które bez lęku podejmują z mężczyznami walkę, jednocześnie oddając się bez reszty. To wszystko odnalazł w swojej żonie, która fascynuje go swą osobowością już tyle lat.

– Teresa jest moją pierwszą i ostatnią miłością – zapewnia. – To uczucie przechodzi różne etapy: od namiętności przez próbę zrozumienia, aż do akceptacji odmienności poglądów i charakterów. Czuję się spełniony jako mężczyzna i jako aktor. Chciałbym tylko, aby starczyło mi życia na poprawienie rzeczy, których nie zrobiłem dobrze w przeszłości. A boję się jedynie tego, że znów przyjdzie taki dzień jak kilkanaście lat temu. Rano wiozłem ciężko chorą żonę do szpitala, w południe straciłem pracę, wieczorem rozbiłem samochód. Ale z drugiej strony, to przecież już się wydarzyło…

MP

Rewia 36/2011

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: małżeństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama