Reklama

Kobieta, która stworzyła pielęgniarstwo

Florence Nightingale zwykło się nazywać „twórczynią nowoczesnego pielęgniarstwa”. Urodzona w arystokratycznej rodzinie, w wieku 24 lat zdecydowała się zostać pielęgniarką. Później pracowała w Londynie, opiekowała się również żołnierzami podczas wojny krymskiej. To właśnie wtedy odkryła, że troska o psychikę pacjentów jest niemal tak samo ważna, jak dbałość o ich zdrowie fizyczne. Jej postać opisana została w powieści Gill Paul „Ulotne nadzieje”. Poniżej publikujemy fragment książki.

Jeszcze tego samego dnia panna Nightingale wparowała na oddział Dorothei w szpitalu zamkowym. Tylko zdawkowe kiwnięcie głową świadczyło o tym, że już się znają. Nie było słowa o liście, który Dorothea napisała do niej w sprawie Lucy. W ślad za panną Nightingale

zjawiła się pani Roberts, robiąca notatki w małym zeszycie. Dorothea patrzyła z poirytowaniem, jak panna Nightingale zaczyna obchód, nawet nie pytając o pozwolenie. Przy każdym łóżku pochylała się, by spytać pacjenta, jak się czuje, sprawdzić opatrunek i czystość posłania. Zawołała Dorotheę do jednego łóżka, na którym trochę świeżej krwi przesączyło się przez opatrunek na prześcieradło, i nalegała, by natychmiast zmieniono pościel. Dorothea ugryzła się w język i wykonała polecenie, choć z tego, co wiedziała, panna Nightingale nie miała na Krymie żadnych oficjalnych uprawnień.

Reklama

- Jak sobie państwo radzą bez porządnej kuchni w szpitalu? - spytała Florence Nightingale. - Posiłki z pewnością są zimne, zanim zostaną podane tym nieszczęsnym ludziom?

Dorothea zapewniła ją, że tragarze bardzo szybko dostarczają posiłki ze szpitala generalnego i że są one jeszcze ciepłe, lecz panna Nightingale szukała czegoś, co mogłaby poprawić, i najwyraźniej uznała, że właśnie to znalazła. W szpitalu zamkowym należało zbudować kuchnię. Dorothea wiedziała, że Elizabeth wpadnie w furię. Panna Nightingale w towarzystwie pana Fitzgeralda przejrzała także zawartość szafki z zapasami leków i wyrecytowała listę tego, czego jej zdaniem brakowało.

- Nie ma kwasu siarkowego! Jak sobie bez niego radzicie, na miłość boską? Poza tym nie widzę tu liści senesu.

Pan Fitzgerald posłusznie spisał listę, obiecując, że zobaczy, co da się zrobić.

- Nie, nie ma pan zobaczyć, panie Fitzgerald. Niech pan to po prostu zrobi!

Zwróciła przeszywające spojrzenie w stronę Dorothei.

- Siostro Gray, pisze pani do matek zmarłych pacjentów?

- Staram się - odrzekła z wahaniem Dorothea. - Ale to nie zawsze możliwe. Niektórych nie można zidentyfikować i nie odzyskują przytomności, a inni są szybko kierowani gdzie indziej. Wzięłam jednak przykład z tego, co robi pani w Skutari, i postanowiłam, że w miarę możliwości będę pisała listy w imieniu żołnierzy, jeśli będą w stanie je podyktować, a jeśli nie, sama się skontaktuję z jego rodziną. Mamy tu bardzo mało czasu... - Zamilkła, zauważając, że panna Nightingale skupiła się już na zawartości bieliźniarki.

- Panno Nightingale, zanim pani wyjdzie... Zastanawiałam się, czy udało się pani popytać w Skutari, czy ktoś widział moją siostrę? Zaginęła prawie pół roku temu i bardzo się o nią niepokoję.

Ciemne oczy zwróciły się w jej stronę i Dorothea pomyślała, że dostrzegła w nich błysk współczucia. Odpowiedź brzmiała jednak oficjalnie.

- Zaskakuje mnie pani, siostro Gray. Z pewnością zdaje sobie pani sprawę, że nie mam czasu na poszukiwanie jednej osoby pośród tego całego cierpienia.

Zasmucona Dorothea pokiwała głową, a panna Nightingale pomaszerowała korytarzem, prowadząc za sobą swoją świtę. Pan Crawford i inny chirurg czaili się za rogiem, lecz na widok zbliżającej się grupy uciekli, by uniknąć spotkania z drażliwym gościem. Pacjenci z kolei bardzo chcieli poznać pannę Nightingale i po jej wizycie promienieli, jakby przy ich łóżkach stanęła sama królowa Wiktoria. Dorothea podsłuchała kilka rozmów sławnej pielęgniarki z pacjentami i była pod wrażeniem tego, jak uważnie panna Nightingale słuchała historii każdego żołnierza, pytając go o rodzinę i o to, jak trafił do wojska. Miała talent, który sprawiał, że każdy czuł się ważny.

Może i była lubiana przez pacjentów, lecz z pewnością nie można było tego powiedzieć o personelu. Dorothea i Elizabeth spały teraz w nowo wybudowanej chacie na wzgórzu i co wieczór po powrocie Dorothea wysłuchiwała nowych narzekań na pannę Nightingale, która zupełnie zmieniła porządek w kuchni i tak poprzekładała zapasy, że niczego nie można było znaleźć. Elizabeth narzekała, że panna Nightingale narobiła wielkiego rabanu na widok szczura przed spiżarnią. Elizabeth oznajmiła, że specjalnie trzyma szczury przed spiżarnią zamiast w środku.

- Gdyby zobaczyła, ile tu było szczurów, kiedy zaczęłam pracować! Zagnieździły się w spiżarni. Ich małe rodziły się w workach z mąką, z której pieczono chleb dla pacjentów. Odkąd rozstawiłam pułapki i barykady, nie zdarzyło się ani razu - ani razu! - żeby ktoś znalazł szczura w naszych szafkach, a ona robi aferę, bo zobaczyła jednego na korytarzu. Phi! - Elizabeth trzęsła się ze złości. - Lepiej niech ktoś stąd zabierze tę kobietę, bo nie ręczę za siebie.

Nie ktoś, lecz coś unieszkodliwiło pannę Nightingale: osiem dni po przyjeździe do Bałakławy powaliła ją gorączka. Zaniesiono ją na noszach do jednej z chat szpitala zamkowego i trafiła pod opiekę doktora Arthura Andersona, naczelnego lekarza wojskowego, który powiedział, że to jeden z najgorszych przypadków krymskiej gorączki, z jakim się kiedykolwiek spotkał. Była to dziwna choroba występująca na tym półwyspie: zwykłym objawom gorączki towarzyszyły krwotoki z nosa, czarne stolce i boleśnie spuchnięta wątroba. Pani Roberts otoczyła sławną pacjentkę opieką pielęgniarską. Dorothea zaproponowała, ze zastąpi ją na kilka godzin, by kobieta mogła odpocząć. Pani Roberts nie chciała opuścić budynku, więc kazali przynieść dodatkowe łóżko, na którym mogła się przespać, gdy Dorothea siedziała przy chorej pannie Nightingale, przemywając jej czoło ściereczkami zanurzanymi w chłodnej wodzie i pojąc ją kropla po kropli, by się nie odwodniła. Ogolono jej włosy, by schłodzić mózg, lecz mimo to była rozpalona i jęczała oraz miotała się jak obłąkana.

- Tam jest zjawa, perska zjawa - mamrotała, tocząc głową z boku na bok. - To za dużo pieniędzy. Powiedz im, żeby tego nie robili. - Nagle złapała Dorotheę za rękę i gwałtownie ją ścisnęła. - Musisz ich powstrzymać.

Dorothea obiecała, że powstrzyma.

- Są trzy zasady. Trzy. Na pewno wiesz, co robisz? - Panna Nightingale podniosła głowę z poduszki i spojrzała gniewnie na Dorotheę, wciąż trzymając ją za rękę.

- Rozumiem. Trzy zasady - powtórzyła Dorothea. - A teraz proszę spróbować odpocząć.

Czuła niepokój, widząc tę tytankę tak ciężko chorą. Żołnierze ją idealizowali, a brytyjskie społeczeństwo uważało wręcz za świętą. Gdyby umarła, byłby to potężny cios dla ich morale.

Rozeszła się wieść o chorobie panny Nightingale. Pewnego dnia na oddział Dorothei wtoczyła się Mary Seacole, przynosząc ze sobą aromat słodyczy i świeżo upieczonego chleba, który zdawał się stale otaczać jej osobę.

- Przywiozłam pannie Nightingale buteleczkę mojej mikstury przeciw gorączce. Od kogoś takiego jak ja na pewno jej nie wezmą, ale może pani by jej to podała? - Uśmiechnęła się szeroko, pokazując perłowe zęby.

- Wątpię, by pani Roberts zechciała się na to zgodzić, chyba że mi pani powie, z czego to jest - powiedziała Dorothea, spoglądając na czerwonawobrązowy płyn. - Pani Roberts bardzo ją chroni, jakby panna Nightingale była jej dzieckiem.

- To lekarstwo, które sama wielokrotnie zażywałam i przepisywałam setkom ludzi. Zawsze niezawodnie zwalcza gorączkę.

- Nawet jeśli tak, będzie chciała wiedzieć o nim coś więcej. Mary z ociąganiem podała Dorothei listę składników: skórka granatu gotowana ze sproszkowanym cynamonem, owocem gujawy i drobinkami gorzkiej kory derenia.

- Nie mogę tu znaleźć derenia ani gujawy, więc ten cenny eliksir przywiozłam aż z Jamajki. Proszę podawać pannie Nightingale pół szklanki co cztery godziny, a gwarantuję, że gorączka ustąpi w ciągu jednego dnia.


Gill Paul, "Ulotne nadzieje", wyd. Mando

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy