Reklama

Kolejny koniec świata został odwołany…

Ludzkość przeżyła już około 150 końców świata. W naszej historii ciągle pojawiali się wizjonerzy i przywódcy religijnych kultów, którzy wieszczyli nadejście kresu czasów. Kolejna apokalipsa zaplanowana jest na piątek 13 kwietnia 2029 r.

  • Pierwszy koniec świata miał nastąpić  w 634 r. p.n.e.
  • Średniowiecze obfitowało w przepowiednie końca świata, przyczyniła się do tego mocno epidemia czarnej śmierci w XIV w.
  • Okres reformacji to kolejny "wysyp" mistyków i Antychrystów
  • Nawet w okresie oświecenia uznawanego za wiek rozumu szerzyły się liczne teorie o końcu świata
  • Apokalipsa miała nadejść na przełomie XX i XXI w.
  • Kalendarz Majów kończył się na 21.12.2012 r., co zinterpretowano jako datę końca świata
  • W piątek 13 kwietnia 2029 r. do Ziemi zbliży się asteroida, nosząca imię węża — demona chaosu Apophisa, warto podziwiać tego dnia nocne niebo. 

Koniec świata starożytnego

Już w starożytności ludzie oczekiwali końca świata. Rzymianie, daty kresu dziejów szukali w micie o Romulusie i Remusie. Romulusowi miało ukazać się 12 orłów. Według interpretacji starożytnych wróżbiarzy, każdy orzeł symbolizował 10 lat istnienia znanego Rzymianom świata. Miasto powstało w 753 r. p.n.e., zatem jego koniec musiał nastąpić w 633 r. p.n.e. Według innej interpretacji, kres świata miał wydarzyć się w 389 r. p.n.e. Starożytni zapewne przeżyliby niemały szok, dowiedziawszy się, że minęło ponad 2,5 tysiąca lat, a Ziemia nadal się kręci. 

Nadejście chrystusowego królestwa

Średniowiecze to kolejna epoka, która obfitowała w “końce świata". Trudno się dziwić, że ówcześni ludzie widzieli w swoim otoczeniu znamiona Apokalipsy — obfitował w nie szczególnie XIV w. Europa doznawała w tym czasie klęski głodu, nękały ją wieloletnie wojny, kryzys gospodarczy a wszystkiego dopełniła epidemia czarnej śmierci, która szalała po kontynencie w latach 1346 - 1351. Ofiarami dżumy, według różnych szacunków, padło wówczas 30 - 60% ludności Europy. Przepowiedni końca świata i wizjonerów nawołujących do oczekiwania na Sąd Ostateczny było wielu, nie wszystkie zapowiedzi kończyły się jednak pokojowo.

W bliski powrót Chrystusa na Ziemię wierzyli między innymi taboryci — odłam husytów, który pojawił się w Czechach w XV w. Kaznodzieje tacy jak Wacław Koranda i Martinek Huska głosili, że bliski jest sąd ostateczny, a powinno go poprzedzić zjednoczenie wszystkich sprawiedliwych ludzi na świecie i walka z grzesznikami. Wierni, chcąc być bliżej Boga, gdy nadejdzie sądny dzień, gromadzili się na szczytach gór, którym nadano biblijne nazwy: Horeb, Syjon i Tabor. Jednak samo wspólne przebywanie i oczekiwanie dopełnienia się apokalipsy (co miało nastąpić lada dzień) nie wystarczało zwolennikom husyckich kaznodziejów.

Zaczęli oni zakładać na górskich szczytach najpierw warowne obozy, a następnie trudne do zdobycia twierdze. Uzbrojeni wyznawcy, na czele z wybranymi przez siebie hetmanami, zaczęli także najeżdżać klasztory i ziemie panów feudalnych. Najważniejszym ośrodkiem tego ruchu była twierdza Tabor, stąd wiernych określano taborytami. Wśród nich panowała równość (niezależnie od stanu, z którego się wywodzili - co jak na warunki średniowieczne było nie tylko rewolucyjnym myśleniem, ale wręcz herezją!) oraz wspólnota dóbr.

Gdy pierwsze zapowiadane przez kaznodziejów przyjście Chrystusa na Ziemię się nie odbyło, wierni poczuli lekki zawód. Natomiast przywódcy postanowili przesunąć datę końca świata na inny termin. Jednak i wówczas kres nie nadszedł. To zaczynało budzić coraz więcej wątpliwości. Pojawiły się konflikty w górskich obozach, bo nie wszyscy byli zwolennikami własności wspólnej oraz haseł głoszonych przez radykalnych kaznodziejów. Ostatecznie na czele przeciwników niespełniających się przepowiedni i zasad panujących we wspólnocie stanął hetman Taboru — Jan Žižka, który pokonał chiliastów (zwolenników bliskiego nadejścia Królestwa Niebieskiego) i spalił na stosie ich przywódców.

Renesans i reformacja, czyli wysyp Antychrystów i mistyków

Renesans i reformacja to okres prawdziwego wysypu Antychrystów i mistyków. Wielki reformator chrześcijaństwa z tego okresu, czyli Marcin Luter, został uznany przez kościół katolicki za wcielonego Szatana — przy czym nie była to literacka hiperbola.

Jednym z wielu mistyków głoszących wówczas nadejście apokalipsy, był anabaptysta Melchior Hoffmann. Głosił on, że paruzja (powtórne przyjście Chrystusa na Ziemię) nastąpi w Strasburgu w 1533 r. Wybór daty był nieprzypadkowy — Jezus miał przecież 33 lata, gdy umarł na krzyżu. Zbawiciel jednak do Strasburga nie zstąpił, a Hoffmann oddał się w ręce władz i zmarł w więzieniu.

Nie wszystkie XVI-wieczne zapowiedzi kresu czasów wynikały z przekonań religijnych. Dwaj niemieccy uczeni Johannes Stöffler i Jacob Pflaum podczas obserwacji nieba, obliczyli, że w lutym 1524 r. dojdzie do 16 koniunkcji planetarnych w znaku Ryb, co prowadziło ich do wniosku, że w tym właśnie miesiącu powódź zaleje świat.

Niezależnie od nich do podobnych wniosków doszedł włoski uczony Luca Gaurico, który uważał, że wraz z potopem pojawią się też inne symptomy Apokalipsy takie jak fałszywi prorocy, trzęsienia ziemi czy zaraza. Wszyscy panowie byli zarówno astronomami, matematykami jak i astrologami, w tamtym czasie nie były to odrębne dziedziny, a każdą z nich uważano za naukę.

Oświecenie — wiek rozumu. Czy na pewno?

Oświecenie wielu z nas jawi się jako Wiek Rozumu. Czasy, gdy ludzie odchodzą od Boga, zaprzeczają jego istnieniu, a jeśli je dopuszczają, to wyłącznie z zastrzeżeniem, że jest to bezosobowy byt. Tymczasem, nawet w tym zorientowanym na filozofię, wypełnionym naukowymi odkryciami okresie, nie brak było mistyków, proroków i ludzi wieszczących koniec świata.

Jedną z takich osób był Emanuel Swedenborg. Szwedzki naukowiec, wizjoner i mistyk. W XVIII wieku jego sława jako osoby mającej kontakty z siłami nadprzyrodzonymi krążyła po całej Europie. Podobno jego moce pozwalały mu rozmawiać ze zmarłymi oraz odnajdywać zagubione przedmioty. Ów człowiek uznał, że w 1757 r. odbył się jego Sąd Ostateczny, a w 1770 r. nastąpi kres czasów. Swedenborg utożsamiał świat z Kościołem, zatem był to dla niego koniec Kościoła, nadejście Pełni Czasów — Nowego Jeruzalem, Królestwa Bożego na Ziemi.

Koniec świata według Majów

Większość z nas miała okazję już trzykrotnie przeżyć koniec świata. Po raz pierwszy wieść taka gruchnęła na przełomie stuleci. Według interpretatorów pism Nostradamusa, rok 1999 miał być ostatnim w naszym życiu. Rok ów był szczególnie lubiany przez wielu wizjonerów i wróżbitów. Gdy apokalipsa nie nastąpiła, fataliści przesunęli koniec świata na 1 stycznia 2000 r. Jednak i wówczas nie nadszedł sądny dzień. Cóż było robić, po raz kolejny trzeba było odwołać apokalipsę...

Zwolennikom teorii spiskowych w sukurs przyszli jednak Majowie. Według badaczy kalendarz tego ludu miał kończyć się 21.12.2012 r. Ze względu na liczbę dwójek i jedynek w dacie, wielu uwierzyło, że może być ona prorocza. Nadszedł 21 grudnia, minął i ludzie zapomnieli o szerzących się wówczas apokaliptycznych pogłoskach. 

Powrócono do nich po ośmiu latach, gdy amerykańscy naukowcy uznali, że źle zinterpretowano datę końcową kalendarza Majów, a faktycznie kres świata ma nastąpić 21.06.2020 r. Tym razem “rewelacyjna" wiadomość odbiła się bez echa — mało kto wierzył, że nadejdzie wówczas apokalipsa. Tak naprawdę nie wierzyli w to nawet Majowie. Ta prekolumbijska cywilizacja nie pojmowała czasu jako linii mającej początek i koniec. W pojęciu Majów kres świata to jedynie koniec pewnego cyklu, a wraz z nim nadchodzi rozpoczęcie kolejnego.

Koniec świata w piątek 13 kwietnia 2029 r.

Współcześnie również nie brakuje zwolenników teorii o końcu świata. Są ludzie, którzy żyją w ciągłym strachu przed tym wydarzeniem i wszędzie doszukują się symptomów apokalipsy. Według wielu z nich koniec świata ma nastąpić w piątek 13 kwietnia 2029 r. Wówczas do Ziemi na odległość 37,6 tys. km zbliży się asteroida Apophis. Będzie ona wówczas 11 razy bliżej naszej planety niż Księżyc! Po odkryciu tego ciała niebieskiego pojawiły się doniesienia z NASA, że ryzyko uderzenia w ziemski glob wynosi 1:37, czyli jest stosunkowo duże.

Asteroida ma średnicę około 300 m, jeśli uderzyłaby w Ziemię, mogłoby dojść do ogromnej eksplozji, zmian klimatycznych i w efekcie zagłady istot żywych. Sama nazwa asteroidy jest już wyjątkowo złowieszcza. Apophis to wąż — demon z mitologii egipskiej będący ucieleśnieniem zła, mroku, zniszczenia i chaosu, czyli przeciwieństwo wszystkiego tego, co reprezentował sobą najwyższy bóg Re — bóstwo Słońca.

Apophis to wąż, czyli biblijny symbol diabła, co można interpretować w kontekście biblijnej Apokalipsy. Byli tacy, którzy po ogłoszeniu, że asteroida zagraża naszej planecie, widzieli w niej spełnienie przepowiedni siostry Faustyny: 

Od czasu odkrycia Apophisa NASA przeprowadziło jednak szereg badań i dokładnych wyliczeń. Według najnowszych doniesień ryzyko, że ta asteroida uderzy w Ziemię w ciągu najbliższych 100 lat — wynosi... 0! 

Czy rzeczywiście nastąpi wówczas kres naszego gatunku? Czas pokaże, choć biorąc pod uwagę stanowisko naukowców oraz dotychczasowe doświadczenia ludzkości związane z końcami świata — możemy raczej spać spokojnie. Natomiast warto wówczas obserwować nocne niebo, bo ze względu na bliską odległość asteroidy od Ziemi będzie ona świecić niezwykle jasno, dzięki czemu można będzie ją w Europie i Azji podziwiać gołym okiem.

***

Zobacz również:

Fatalna przepowiednia na 2022 rok!

Krzysztof Jackowski o przyszłości Polski. Wizja przeraża

Apophis nie uderzy w Ziemię. NASA ma nowy pomysł

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy