Na wypadek końca świata
Jedzenie, leki, broń i paliwa, to nie wszystko, co magazynuje ludzkość na wypadek apokalipsy. Kilka lat temu na Spitsbergenie powstała Biblioteka Końca Świata – archiwum, mające ocalić światowy dorobek intelektualny. Niedawno trafiła do niego literatura Olgi Tokarczuk.
Pamiętacie zabawę w bezludną wyspę? Chociaż może "zabawa" to za duże słowo. Chodziło raczej o dziecięcy small talk, doskonały do przełamania lodów w świetlicy albo na placu zabaw. Nowego kolegę, czy koleżankę pytało się "o trzy rzeczy, które zabrałby na bezludną wyspę". Kompan w odpowiedzi, obok zapałek, jedzenia, namiotu i ciepłych ubrań, wymieniał zwykle "grubą książkę" - sposób na nudę i gwarancję zachowania równowagi psychicznej w niełatwych warunkach.
Jak się okazuje, skłonność do umieszczania książek na liście artykułów pierwszej potrzeby, przejawiają nie tylko dzieci. Kilka lat temu na Spitsbergenie powstało archiwum, mające ocalić przed apokalipsą m.in. największe dzieła literackie. Bo - jeśli ziemię trzeba będzie urządzić na nowo - samo jedzenie i technika nie wystarczą.
Najbezpieczniejsze miejsce na Ziemi
Na to miejsce mówi się różnie. Fani techniki nazywają je "cywilizacyjnym backupem", romantycy "biblioteką końca świata", wierzący "archiwum Sądu Ostatecznego". Oficjalne miano to jednak Arctic World Archive - Światowe Archiwum Arktyczne.
Ta niezwykła instytucja ulokowana jest na Spitsbergenie, prawie 1000 km od bieguna północnego. Dlaczego akurat tam? Jak nietrudno się domyślić, podstawowym argumentem, przemawiającym za wyborem miejsca, było bezpieczeństwo. Spitsbergen stanowi część archipelagu Svalbard, który po I wojnie światowej, na mocy tzw. Traktatu Spitsbergeńskiego stał się strefą zdemilitaryzowaną. W tym samym dokumencie zapisano również, że choć wyspa stanowi część Królestwa Norwegii, państwa-sygnatariusze mają prawo do korzystania z tamtejszych zasobów naturalnych archipelagu i prowadzenia na jej terenie badań naukowych. Regulacje te sprawiły, że dziś archipelag uznaje się za jedno z najbezpieczniejszych miejsc na ziemi.
Twórcy archiwum nie polegali jednak wyłącznie na międzynarodowych traktatach. Aby zapewnić zbiorom jak największe bezpieczeństwo, sięgnęli również po technologię, konstruując prawdziwą, podziemną fortecę. Do jej stworzenia wykorzystali przestrzeń nieczynnej kopalni, której korytarze ciągną się 300 metrów w głąb spitsbergeńskich gór. Archiwum znajduje się 150-300 metrów pod powierzchnią ziemi, w wiecznej zmarzlinie. To głębokość, na której panuje stała temperatura (ok. -5 stopni Celsjusza) i na której bezpiecznie przetrwać można nawet atak jądrowy (gdyby wspomniana międzynarodowa umowa została jednak złamana). Sklepienie archiwum pokryte jest stalową powłoką, a ściany wzmacnia beton. Same zbiory zaś, przechowywane są w kontenerach transportowych, do których dostępu broni solidna brama. Efekt? Według ich wyliczeń zbiory w AWA powinny przetrwać od 500 do tysiąca lat.
Od podręczników do obrazów
Dla przyszłych pokoleń zachowujemy, delikatnie mówiąc, sporo. Oprócz dzieł literackich znalazły się tam dokumenty, konstytucje i inne akty prawne, prace naukowe dotyczące ziemskiego klimatu i biosfery oraz opracowania wyjaśniające funkcjonowanie wybranych maszyn. Instytucje, które powierzyły część swojego dorobku AWA to m.in. UNICEF, Europejska Agencja Kosmiczna, Biblioteka Watykańska i Norweskie Muzeum Narodowe.
W zbiorach jest i polski akcent: tydzień temu na Spitsbergen trafiło 14 książek Olgi Tokarczuk. "To poniekąd naturalny krok, który obok przyznanej przed rokiem Nagrody Nobla zapewnia twórczości Olgi Tokarczuk przetrwanie. Dzięki temu pozostanie ona bezpieczna" - mówi "Rzeczpospolitej" Anna Zaremba-Michalska, Prezes Zarządu Wydawnictwa Literackiego, wydawcy Tokarczuk.
Wbrew pozorom, pod określeniem "14 książek Tokarczuk" nie kryją się oprawione w błyszczące okładki przedmioty. Dzieła noblistki, podobnie jak wszystkie inne pozycje przechowywane w AWA, zostały utrwalone na specjalnej taśmie filmowej. To technika zdecydowanie trwalsza niż współczesny, cyfrowy zapis. "Jednym z największych aktualnych zagrożeń dla danych, są ataki hakerskie. Jakiekolwiek zabezpieczenia wymyślimy, oni znajdą sposoby, żeby je obejść. My, jesteśmy wolni od tego niebezpieczeństwa" - tłumaczył dziennikarzom NBC Rune Bjerkestrand, pomysłodawca projektu.
A co jeśli ci, którzy przetrwają ewentualną apokalipsę, nie będą potrafili odczytać zgromadzonych w archiwum zbiorów? Twórcy AWA przewidzieli i taką ewentualność. W bibliotece zamieszczono "instrukcję obsługi", możliwą do przeczytania bez użycia jakichkolwiek urządzeń i zapisaną w języku angielskim, hiszpańskim, arabskim, chińskim i hindi.
Co ciekawe, po sąsiedzku z AWA znajduje się inny, stworzony z myślą o apokalipsie magazyn. Chodzi o Światowy Bank Nasion, w którym przechowywane są nasiona roślin jadalnych z całego świata. W dobie szalejącej pandemii, niesłabnących zmian klimatycznych i narastających społecznych napięć, wiedza o tego rodzaju - naturalnych i intelektualnych - zapasach, napawa niejakim optymizmem.