Kupuję, bo muszę
Gdy ktoś obsesyjnie gromadzi rzeczy, kolekcjonuje dobra, to tak naprawdę buduje na tym poczucie własnej wartości, które często jest zaniżone - przyznaje Ewa Woydyłło, psycholog i terapeutka.
PANI: Pani Ewo, ktoś mi kiedyś powiedział, że to, w jaki sposób podchodzimy do pieniędzy, bardzo wiele o nas mówi.
Ewa Woydyłło: To prawda. I wbrew pozorom mówi o rzeczach, których nie widzimy gołym okiem. W sposobie, w jaki podchodzimy do pieniędzy, odzwierciedla się nasz system wartości, życiowa filozofia oraz to, z jakiego domu i środowiska pochodzimy.
To znaczy?
- Pieniądze wynaleźli Fenicjanie, już wtedy stały się niezbędnym środkiem służącym do zaspokajania potrzeb. I część ludzi wciąż traktuje je tak samo. Kupuję, bo muszę coś jeść, czym jeździć, w coś się ubrać. Chcę się kształcić, wyjeżdżać na wakacje. W takiej sytuacji traktujemy pieniądze jako narzędzie. Ale w dzisiejszym świecie pełnią one również inną funkcję – służą do sprawiania sobie przyjemności.
Kupuję, bo muszę coś jeść, czym jeździć, w coś się ubrać. Chcę się kształcić, wyjeżdżać na wakacje. W takiej sytuacji traktujemy pieniądze jako narzędzie.
Dlatego powiedziałam wcześniej, że dużo można dowiedzieć się o człowieku w zależności od tego, co i jak kupuje. Gdy ktoś obsesyjnie gromadzi rzeczy, kolekcjonuje dobra, to tak naprawdę buduje na tym poczucie własnej wartości, które często jest zaniżone: „Muszę mieć, bo wtedy będę kimś”. Ulega presji, jaką wywierają na niego reklama, środowisko, w którym się obraca, czy ludzie, którym chce dorównać. Ktoś inny absolutnie odrzuca dobra materialne i to też wiele o nim mówi, np. że za wszelką cenę chce pozostać niezależny.
- Mam w bliskiej rodzinie osobę, która mimo że dobrze zarabia, właściwie prawie niczego nie kupuje. I to nie z powodu oszczędności, ona po prostu pewnych rzeczy nie potrzebuje. Zakupiła sobie ładne mieszkanie, ale urządziła je bardzo skromnie. Ostatnio zauważyłam w jednym ze sklepów wnętrzarskich piękną lampę. Mówię: „Jest taka stylowa i naprawdę ci pasuje, powinnaś ją mieć”. „Ale po co? – odpowiedziała. – Ja już przecież mam lampę”. Chciałam zaznaczyć, że ta osoba wykonuje prestiżowy zawód, ma liczne pasje, wspaniały gust, ale nie określają jej przedmioty, nie kupuje tego wszechobecnego hasła: jesteś tym, co masz. Taka postawa wyróżnia na ogół ludzi silnych.
A ci, którzy wydają bez opamiętania, zadłużają się, żyją ponad stan?
- To jest postawa rozpuszczonych dzieci, charakteryzuje ich nieumiejętność przewidywania przyszłości i niezdolność do ponoszenia konsekwencji swoich zachowań. I myślę, że ten brak zastanowienia charakteryzuje ich również w życiu – najpierw zdradzą, potem pomyślą i zrozumieją, że popełnili błąd. Najczęściej byli w dzieciństwie rozpuszczani, nikt ich nie nauczył, że pieniądze trzeba zarobić, a gdy ich zabraknie, to jest to poważny problem.
- Utracjusze na ogół zawsze mogli liczyć na pomoc bliskich, oni wydali, a tatuś albo mamusia przesyłali dodatkowe pieniądze na kolonie, a później na studia. Choć wśród takich osób zdarzają się też dorosłe dzieci alkoholików, które niejako „odbijają sobie” trudną przeszłość. Kiedyś musiały być odpowiedzialne, dziś rekompensują sobie to, czego nie dane było im przeżyć w dzieciństwie.
Ale mnie irytuje ten wszechobecny przymus oszczędzania.
- I nic w tym złego. Nie jestem moralistką, szanuję każdą filozofię życiową. Pani podejście, jak i wielu myślących podobnie osób, wynika pewnie z tego, że nigdy nie zaznała pani biedy. Najlepszym nauczycielem są nasze własne doświadczenia. Pokolenie, które przeżyło wojnę, dużo bardziej ceniło pieniądze. Każda trauma w nas zostaje i robimy wszystko, żeby nie znaleźć się w podobnej sytuacji.
- Mam koleżankę, świetnie sytuowaną, która pochodzi z bardzo biednej rodziny. Ona ma wręcz obsesję chomikowania pieniędzy. Kilkanaście lokat, funduszy. Czasem mam ochotę ją spytać: „Ale po co ci to wszystko?”, zaraz potem myślę, że to pytanie jest zupełnie bez sensu. Ona po prostu czuje się wtedy bezpieczna. Chociaż z mojego punktu widzenia ci, którzy obsesyjnie oszczędzają, też wiele tracą. Jakieś smutne wydaje mi się takie życie – nie kupię sobie lodów, sukienki, nie pojadę na wakacje, bo muszę mieć, trzymać to, co zarobiłam.
Pokolenie, które przeżyło wojnę, dużo bardziej ceniło pieniądze. Każda trauma w nas zostaje i robimy wszystko, żeby nie znaleźć się w podobnej sytuacji.
To gdzie jest złoty środek?
- Powinnam powiedzieć: w rozsądnym wydawaniu, odkładaniu co miesiąc 10 proc. swoich zarobków. Ale tak naprawdę, czy ja sama tak robię? Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem, ile mam pieniędzy. I to też w jakimś stopniu odzwierciedla moją osobowość. Może więc zamiast szukać gotowych rozwiązań, warto wypracować własne. Na początku zastanowić się, jak wydaję i dlaczego tak, czym są dla mnie pieniądze i z czego to wynika. Naprawdę wiele można się w ten sposób o sobie dowiedzieć.
Jeszcze ten bardzo kontrowersyjny temat: pieniądze w związku.
- Kontrowersyjny, bo też wiele mówi o relacji i stosunkach między ludźmi. Wspólne konto jest dowodem zaufania. Kochamy się, więc wydajemy razem. Jesteśmy jednym organizmem. Oddzielne konta, tak dziś modne, tworzą dystans. Niektórzy nazywają to zjawisko dowodem niezależności. Dla mnie to jednak, mimo wszystko, dowód braku zaufania.
- Z kolei gdy ona oczekuje od niego, by więcej wkładał do domowego budżetu, to automatycznie wchodzi w rolę małej dziewczynki. A ja się zastanawiam: dlaczego ona oczekuje, że on będzie płacił za jej sukienki, wakacje? Dlaczego nie chce być samodzielna? Nie mówię tu o sytuacjach, gdy kobieta wychowuje dzieci, a mężczyzna bierze na siebie utrzymanie rodziny. Taki układ może funkcjonować, choć, moim zdaniem, też niedługo. Bo on jej to kiedyś wypomni, a ona będzie czuła się oszukana, niedoceniana.
- Niedawno brała rozwód znajoma mi para. Mężczyzna w złości krzyknął: „Wreszcie będziesz musiała wziąć się do roboty”. Ona patrzyła zszokowana i mówiła: „Jak to?! Przez 10 lat prałam, sprzątałam, gotowałam i wychowywałam twoje dwie córki!”.
-------
Ewa Woydyłło - psycholog i terapeutka. Autorka wielu książek, m.in. "My, rodzice dorosłych dzieci", "Sekrety kobiet", "Poprawka z matury" i najnowszej "Buty szczęścia". Prywatnie żona i matka dwóch córek. Uważa, że w życiu nigdy nie jest na nic za późno. Sama rozpoczęła studia psychologiczne w wieku 45 lat.
PANI 8/2011