Liga trampkarzy
Niby nic - kawałek płótna na gumowej podeszwie i sznurówki. A jednak stały się obiektem pożądania milionów. Dawniej tylko na spacery, dziś awansowały na czerwony dywan. Ania Przybylska marzy, by brać w nich ślub. Julia Pietrucha zielonym conversom zawdzięcza pierwszą rolę w filmie. Iza Kuna chodziła w nich do kościoła. A Maciek Miecznikowski przed koncertem maluje je brokatem. Gwiazdy i ich trampki.
Anna Przybylska, aktorka
Miłość odwzajemniona
Jakiś czas temu paparazzi zrobili mi zdjęcie, które obiegło plotkarskie gazety i portale. Dołączony był komentarz: "Anna Przybylska w trampkach na mrozie", "Nie ma butów - zimą chodzi w trampkach". A przecież były na kożuszku. (śmiech) Kupiłam je od stylistki, która przyniosła trampki na sesję zdjęciową.
Życie medialne miały również te z białej skóry, które zagrały w serialu Klub szalonych dziewic. Moja bohaterka miała być wyzwoloną dziewczyną. Relacje z facetami traktowała swobodnie. Nie mogła więc wyglądać jak "pańcia". Dostała mój wizerunek, a konkretnie prywatne trampki. Dziś mam najwyżej sześć par, ale kiedy mieszkałam z rodziną w Turcji, szafka na buty się nie domykała. Tam zresztą oszalałam na punkcie conversów.
Miałam wyjątkową parę zaprojektowaną przez Dona Eda Hardy’ego i nawiązującą do jego bajecznych, "koronkowych" tatuaży. Niestety, straciłam te trampki. Kiedyś pojechałam do Paryża nakręcić reklamówkę i zostawiłam je w hotelu. Z wielkim żalem pożegnałam też srebrne conversy.
To były moje ulubione buty, prawie nie ściągałam ich z nóg. Wkładałam do płaszcza, sukienki, do wszystkiego. Ostatni raz na Open’er Festival w 2007 roku. Tamtego lata były takie ulewy, że podczas koncertów stałam po kostki w błocie. Trampek nie udało się uratować. Płakałam, wyrzucając je. To rzadkość, bo właściwie nie wyrzucam butów. Nie niszczę, dbam o nie, więc mogę chodzić w nich latami.
Trampki mówią: nie musisz być panią perfect. Pozwól sobie na odrobinę luzu.
Trampki to miłość odwzajemniona, bo w innych butach, na przykład w szpilkach, wyglądam źle. Gdy czasem próbuję się w nie wystroić, moja mama z dezaprobatą kręci głową. Mówi, że jestem przebrana. Dlatego prawie zawsze szpilki lądują w pudełku, a ja wychodzę w sportowych butach.
Czarne, za kostkę, całe w cekinach są fenomenalne na imprezę. Wkładam do nich wąskie spodnie, koszulę, krawat i czuję się "ubrana". Bo ten rodzaj butów to dla mnie evergreen mody. Może je nosić i dziecko, i staruszek, robotnik budowlany i profesor, a zwłaszcza "etatowa" mama, którą jestem od dziesięciu lat. Kobiecie dają wolność.
Wciąż czujemy presję bycia idealnymi matkami, żonami, partnerkami, powinnyśmy też mieć idealną figurę, fryzurę i być super w pracy. Trampki mówią: nie musisz być "panią perfect". Pozwól sobie na odrobinę luzu. Chyba dlatego je noszę. Chciałabym pójść w nich do ślubu. Zrobię to! Tylko muszę dobrać odpowiednią sukienkę.
Julia Piertucha, aktorka
Miałam 14 lat, kiedy kupiłam swoje pierwsze zielone conversy. Byłam wtedy modelką i wyjechałam na pokaz do Nowego Jorku. Gdy zobaczyłam te trampki na wystawie, wiedziałam, że muszę je mieć. W Polsce nie były wtedy jeszcze popularne, ale na Manhattanie - tak. Na ulicach wciąż mijałam kogoś w fajnych trampkach. Kupiłam. I przyniosły mi szczęście.
Dzięki nim dostałam pierwszy epizod w filmie. Szłam ulicą Chełmską w Warszawie, chyba wracałam z castingu do reklamy. Tuż przed wytwórnią filmową zaczepił mnie mężczyzna. "Masz świetne buty - powiedział. I dodał: - Robię właśnie film, chciałbym, żebyś w nim zagrała. Możesz przyjść na plan?". Okazało się, że to reżyser Stanisław Mucha. Na pożegnanie rzucił jeszcze: "Nie zapomnij o trampkach". W ten sposób ja i moje przyciągające uwagę conversy zagraliśmy w filmie. Dziś prawie się już rozpadają, ale żal mi je wyrzucić. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego!
Kobieta wygląda w nich zadziornie. Jakby chciała powiedzieć: Mam w nosie, jak wyglądam, ważne, że jest mi wygodnie.
Trampki noszę bez względu na okazję. Ostatnio byłam w nich na pokazie mody, ale chyba nie zrobiłam dobrego wrażenia. (śmiech) Włożyłam czarne wysokie trampki i elegancką czarną sukienkę Simple. Stroju dopełniała niebieska bandanka. Mój chłopak dopasował się do tej kreacji, bo miał trampki i koszulę w tym samym kolorze co moja chustka. A potem gdzieś napisano, że to słaby styl. Nie biorę tego do siebie...
Na spektaklu Koza albo kim jest Sylwia? w Och-teatrze też byłam w trampkach. Jeśli włoży się do nich eleganckie spodnie i marynarkę lub sukienkę, pasują do oficjalnej imprezy. Kobieta wygląda w nich zadziornie. Jakby chciała powiedzieć: "Mam w nosie, jak wyglądam, ważne, że jest mi wygodnie".
Od lat jestem wierna conversom, ale ostatnio kupiłam kilka fantastycznych par w supermarkecie. Wybrałam się na zakupy i tuż przy wejściu zobaczyłam ekspozycję trampek - były we wszystkich kolorach. Od razu wrzuciłam kilka par do wózka, choć w szafie mam już kilkanaście: niebieskie, fioletowe, pomarańczowe, w dziwne wzory. Do każdego stroju, na każdą okazję.
Czytaj dalej na następnej stronie.
Maciej Miecznikowski, kompozytor, wokalista
Pamiętam pierwsze, komunistyczne trampki z dzieciństwa. Potem z ohapu, czyli Ochotniczego Hufca Pracy w NRD, przywiozłem niebieskie. Marne gatunkowo, ale na szarych ulicach to był szał. Do dziś zresztą za granicą zawsze kupuję trampki, przynajmniej parę.
Trampek to but, który pasuje do wszystkiego. Obowiązuje tylko jedna zasada: musi być czysty. Wrzucam je do pralki i po pół godziny wyjmuję jak nowe.
Kocham te ze Szwecji. Są śnieżnobiałe i mają jedną czerwoną dziurkę, do tego białe sznurówki zakończone czerwonym plastikiem. Z Tajlandii mam trampki na żółtych podeszwach. Ze dwie pary kupiłem w Chicago. Tam w sklepach dla dziwolągów można dostać trampki z dowolnym wzorem. Ja wybrałem w trupie czachy.
W mojej kolekcji są też błyszczące granatowe - wyglądają prawie jak lakierki. Noszę je do garnituru. Oczywiście nie do opery, ale rok temu prowadziłem w nich premierę filmu Disneya Zaplątani. Bo trampek to but, który pasuje do wszystkiego. Obowiązuje tylko jedna zasada: musi być czysty. Wrzucam je do pralki i po pół godziny wyjmuję jak nowe. Oczywiście przed praniem wyciągam sznurówki i wkładam je do specjalnego woreczka. Jestem profesjonalistą. (śmiech)
W życiu miałem z 80 par, zawsze - osiem, dziewięć. Kiedy w szafce robi się za ciasno, wyrzucam. Trampki dają dużo możliwości. Można coś do nich dolepić, doszyć, pomalować - wystarczy być kreatywnym. Wykorzystywałem to szczególnie do występów zespołu Leszcze na scenie.
Kiedyś projektant Michał Starost pokrył trampki różnokolorowym brokatem. Zachowawcze stroje i do tego zwariowane, błyszczące buty - to było coś! Niestety, po jednym koncercie brokat się obsypywał, ale potem można go było uzupełnić. Co sezon zmienialiśmy design trampek. Pamiętam te z motywami zwierzęcymi: tygrysy, pantery, żyrafy. Był też zestaw w czarno-białą kratkę.
Miłość do trampek jest zaraźliwa. Mojemu synowi Maćkowi też się podobają. Wkłada je zawsze do sportowego garniturku na swoje koncerty fortepianowe w szkole. A córeczka Zosia, która ma sześć lat i jest utalentowana plastycznie, już zapowiedziała, że pomaluje wszystkie moje trampki w kotki i pieski. Znam ją dobrze i myślę, że ona to kiedyś naprawdę zrobi.
Iza Kuna, aktorka
Na premierę? A dlaczego nie!
Wychowałam się na lekturze Stawiam na Tolka Banana i Do przerwy 0:1, a w tych książkach wszyscy chodzili w trampkach. Bardzo chciałam je mieć, to było jedno z moich najwcześniejszych marzeń. Zanim dostałam takie buty, nosiłam juniorki. Nienawidziłam ich, w dodatku były w burych, przygnębiających kolorach. Zawsze uważałam je za obciachowe. A trampki można było włożyć do spódniczki i polecieć na dyskotekę. W końcu dostałam białe półtrampki.
Chodziłam w trampkach do kościoła... ku zgrozie mamy. Dla mnie granatowe spodnie, uprasowane w kant, biała koszulka i białe trampki to była klasa.
Pochodzę z Tomaszowa Mazowieckiego, po większe zakupy jeździło się do Łodzi. Razem z tatą kupiliśmy je w Uniwersalu, słynnym łódzkim domu handlowym. Miałam 11 lat i te buty wydawały mi się szczytem dobrego gustu, smaku, elegancji. Uważałam, że dobrze w nich wyglądam na boisku, na ulicy, w domu i w kościele. Bo ja chodziłam w trampkach do kościoła... ku zgrozie mamy. Dla mnie granatowe spodnie, uprasowane w kant, biała koszulka i białe trampki to była klasa.
Czyściłam je wciąż kredą, żeby wyglądały jak nowe. W końcu dostałam też wymarzone granatowe trampki z gumowym kółkiem na kostce. Zresztą chyba o to kółko chodziło najbardziej. (śmiech) Dziś wolę jednak krótkie, uważam, że noga wygląda w nich lepiej. Mam czerwone, granatowe, czarne, białe i w biało-niebiesko-różowe paski.
Noszę je do dżinsów, ale nie mam oporów, by włożyć je też na wieczorne wyjście. Białe świetnie wyglądają do grafitowej eleganckiej sukienki z białym kołnierzykiem i mankietami albo do klasycznych garniturowych spodni. Kiedyś eleganckimi spodniami i trampkami wzbudziłam sensację na konferencji prasowej z okazji filmu Lincz.
Na premierze sztuki W małym dworku, w której grałam, też wystąpiłam w białych trampkach i sukience. Oczywiście wybrałam się w szpilkach, bo tak wypada, ale potem zmieniłam je na trampki. Jednak do opery czy filharmonii w sportowych butach bym nie poszła - jestem staroświecka. Choć może, gdyby włożyć do nich smoking...
Moja 16-letnia córka Nadia też jest fanką trampek. Ostatnio przeszkoliła mnie na okoliczność sznurówek. Podobno wiążę je niemodnie: "Mamo, to obciach, tak się nie chodzi". Bo ja wiązałam tradycyjnie, na kokardkę, tymczasem teraz chowa się sznurówki pod język. Jedną parę zawiązałam więc nowocześnie, ale potem pomyślałam: "Kurczę, mam swoje lata i będę wiązała tak, jak robiłam to przez całe życie".
Wysłuchała Beata Biały
Twój Styl 06/2012