Marek Kamiński: "O swojej śmierci myślę ze spokojem"

„Rozmowy ze śmiercią” to dziesięć niezwykłych wywiadów, które przełamują temat tabu, jakim jest śmierć. Ze swoimi rozmówcami Ewa Ewart rozmawia o życiu po życiu, reinkarnacji, śpiączce, śmierci klinicznej, psychodelikach, snach, hipnozie i podróżach poza ciało, a także o trudnych tematach samobójstwa i śmierci dzieci. Rozmówcami autorki są psychologowie, lekarze, artyści, buddyści oraz z ludzie, którzy wrócili do nas z tamtej strony. Poniżej prezentujemy fragment książki.

Marek Kamiński: "Droga na biegun zaczyna się od naszych myśli"
Marek Kamiński: "Droga na biegun zaczyna się od naszych myśli"materiały prasowe

Rozmowa z Markiem Kamińskim, podróżnikiem ekstremalnym. Jako pierwszy na świecie zdobył dwa bieguny Ziemi bez pomocy z zewnątrz.

Ewa Ewart
: Czy my umiemy rozmawiać o śmierci?

Marek Kamiński: Wydaje mi się, że w życiu jest dużo iluzji, samo życie jest też pewną iluzją. Jak je przeżywamy, zależy w dużej mierze od języka, którym się posługujemy. Jako filozof zajmowałem się głównie językiem i Ludwigiem Wittgensteinem. Bardzo mi się podoba to jego zdanie: "Granice mojego języka wskazują granice mojego świata". Ja bym powiedział nawet, że granice mojego języka wskazują granice mojego istnienia. A więc takie pojęcia, jak śmierć, przemijanie, są już jakoś zdefiniowane przez nasz język.

Tymczasem życie mnie przekonało, że wiele tych definicji to pozory. Podróżujemy, by poznawać świat, kosmos w tym wymiarze zewnętrznym, a tak naprawdę wewnątrz nas też jest kosmos do zdobycia i poznania. Podobnie może być ze śmiercią. Traktujemy ją jako pojęcie graniczne, nieznane. Ale ona może też być życiem - nie tylko w sensie nowego życia. Ona może być częścią życia, nie tylko na poziomie językowym, ale i na poziomie rzeczywistym. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby się okazało, że śmierć jest życiem w pełni. Ale może być też odwrotnie - może być końcem.

Ewa Ewart i Marek Kamiński
Ewa Ewart i Marek KamińskiVIPHOTO/Jan BieleckiEast News

Ewa Ewart: Wrócę do mojego pytania. Bo mam wrażenie, że my w dalszym ciągu traktujemy śmierć jako tabu. Nie potrafimy o niej rozmawiać. W średniowieczu ludzie mieli do czynienia z ars moriendi, czyli sztuką umierania, i zasadą memento mori, pamiętaj, że umrzesz. Ta świadomość pozwalała na pełniejsze przeżywanie życia doczesnego. A my od tematu uciekamy, pozostawiając rozmowę o śmierci lekarzom, księżom i zakładom pogrzebowym. Dlaczego tak się dzieje?

Marek Kamiński: Może dlatego, że tyle się dzieje, po prostu, tu i teraz. Że nie mamy czasu, aby pomyśleć o tym, co będzie później. Ale to jest temat dla socjologów, kulturoznawców. Ja wolałbym się odnieść do własnego doświadczenia. Kiedy wybraliśmy się z Wojtkiem Moskalem na biegun północny, zaakceptowaliśmy to, że możemy nie wrócić. Idąc na biegun, często myślałem, że jeśli życie jest coś warte, to trzeba sprawdzić ile. I że śmierć jest ceną za to, co chcemy z tym życiem zrobić. Są pewne granice, które musimy przekroczyć, ale wtedy należy liczyć się z tą ceną do zapłacenia. Oczywiście nie szedłem na biegun po to, żeby zginąć. Ale brałem tę możliwość pod uwagę i zaakceptowałem. Jest takie zdanie w Ewangelii Łukasza: "Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, zachowa je". Wydaje mi się, że jest jakaś głęboka prawda w tym zdaniu: życie wieczne jest przekroczeniem śmierci. Naturalnym ludzkim odruchem jest strach przed śmiercią. Ale idąc na biegun, po dwóch tygodniach marszu ten biegun stał się tak ważnym celem, że o śmierci myślałem tak lekko, powiedzmy: w cudzysłowie. Wchodziliśmy na naprawdę cienki lód morski, który w każdej chwili mógł pęknąć, a pod nami były cztery kilometry głębokości wody. I nieraz byliśmy w szczelinach, które miały po dwa kilometry szerokości. A nie baliśmy się - to bardzo dziwne uczucie, jakby śmierci nie było, przyzwyczaiłem się do niej. Od tamtej pory nie mam specjalnie negatywnych uczuć czy myśli z nią związanych.

Ewa Ewart: Akceptacja spowodowała, że przestałeś się bać własnej śmiertelności?

Marek Kamiński: Na biologicznym poziomie jakby zaakceptowałem, że to jest taka brama, przez którą muszę kiedyś przejść. A że każdy z nas musi przez nią przejść, nie traktuję śmierci jako temat tabu.

Ewa Ewart: Czy ten brak lęku po powrocie z bieguna pozostał z tobą na zawsze?

Marek Kamiński: Powiem tak: bardziej boję się o bliskich niż o siebie. O swojej śmierci myślę ze spokojem. W tym sensie, że stawiałem życie na szali, przez co ono się spełniło, więc nie mam czego żałować. Czas jest pojęciem względnym, bo można żyć trzydzieści lat pełnią życia albo doczekać setki bez zadowolenia. Wspomnę też o ciekawym zjawisku. Boimy się śmierci, czyli tego, co będzie później - że nas nie będzie. Ale są tacy, którzy boją się tego, co było przedtem - że ich nie było przed narodzeniem. Czyli strach przed nieistnieniem, przed tą pustką. Więc człowiek boi się generalnie pustki. A ja, idąc na biegun, nauczyłem się też tego, że pustka jest pełnią. Od razu dodam, że strach jest według mnie pozytywnym uczuciem. Nie uważam, żeby brak lęku był czymś dobrym. Człowiek jest pełnią, kiedy doświadcza pełni człowieczeństwa, a w tej pełni są i lęk, i śmierć.

Ewa Ewart: Opowiem ci, jak to było u mnie z lękiem przed śmiercią. Na krótko przed śmiercią mojej mamy zobaczyłam ją we śnie - bardzo schorowaną, cierpiącą i bardzo się bojącą śmierci. To był spontaniczny sen świadomy, nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. Sen bardziej realistyczny od jawy. Spojrzałam na mamę, taką zgiętą cierpieniem, strasznie bojącą się przekroczenia tej granicy, i powiedziałam: "Mamo, to ja cię przeprowadzę do innego świata". Wzięłam ją w ramiona, pamiętam to uczucie: wręcz fizycznego uchodzenia z niej życia w tym momencie, i przeszłyśmy razem na drugą stronę, gdzie znalazłyśmy się w przepięknej scenerii, w nowym, innym świecie. I nagle mamę opuścił lęk. Mało tego, nagle stała przede mną piękna, młoda, szczęśliwa kobieta, taka, jaką zawsze pamiętałam i podziwiałam. Powiedziałam do niej: "Mamo, widzisz, obiecałam ci". Jakiś czas zostałam z nią po tej drugiej stronie, a potem wróciłam. Dwa miesiące po tym śnie mama rzeczywiście umarła. Musiałam ją pożegnać przed zamknięciem trumny. Byłam ogromnie wdzięczna paniom z zakładu pogrzebowego, bo mamę przygotowały w taki sposób, że była piękna. Zobaczyłam na jej twarzy niezwykły spokój, to była twarz kobiety całkowicie pogodzonej ze swoim odejściem, której dusza została wyzwolona. I to był moment, kiedy przestałam się bać śmierci. A nawet więcej: to był moment, kiedy lęk zastąpiła ciekawość, jak tam naprawdę jest. Patrząc na twarz mamy, wiedziałam, że znalazła się dokładnie w tym świecie, do jakiego ją wcześniej przeprowadziłam.

Marek Kamiński: Ciekawe. Myślę, że dokładnie tak może być, jak mówisz. To życie po drugiej stronie może być wspanialsze niż tutaj.

"To życie po drugiej stronie może być wspanialsze niż tutaj" - uważa Marek Kamiński
"To życie po drugiej stronie może być wspanialsze niż tutaj" - uważa Marek KamińskiFoto Olimpik/REPORTEREast News

Ewa Ewart: Wspomniałam o świadomym śnieniu. Są techniki świadomego śnienia, rytuały, które mogą przygotowywać na odejście. Co o tym sądzisz?

Marek Kamiński: Osobiście wolę zajmować się życiem. Wiem, że przyjdzie ten moment, kiedy będzie to przejście, ale na razie nie mam potrzeby tym się zajmować. Bardziej myślę o życiu pełnią życia, żeby ono miało sens. Życie ma swój rytm. Jestem twórczy. Na przykład kiedy piszę książki, to staram się, aby mój rytm dnia, czyli rytuały, był nastawiony na kreatywność. Podczas drogi na biegun też miałem pewne rytuały, dzięki którym udało mi się na ten biegun dojść. Jeżeli mówimy o śmierci, to jeśli jest tajemnicą, wolałbym, żeby tajemnicą została. Nie chciałbym jej oswajać teraz przez rytuały.

Ewa Ewart: A wierzysz w wędrówkę dusz? Że nieustannie powracamy w nowym wcieleniu? Wiele osób jest zainteresowanych reinkarnacją, nie tylko na poziomie religijnym. Osoby świeckie, ale obdarzone duchowością, tłumaczą to sobie, że czas nie biegnie linearnie, że istniejemy w nieustannym cyklu.

Marek Kamiński: Być może wędrówka dusz jest alternatywą. Ale wydaje mi się, że to byłby za prosty model rzeczywistości, takie bardzo ludzkie wytłumaczenie związane z praktyką życiową. Obserwując przyrodę, widzimy, że drzewa się odradzają i na tej podstawie wnioskujemy, że my też wracamy.

Ewa Ewart: Są opowieści osób, naprawdę wielu osób, które były po tamtej stronie i wróciły z niesamowitymi doświadczeniami. To spowodowało ich głęboką transformację. Jesteś skłonny im uwierzyć czy raczej podchodzisz do tego sceptycznie?

Marek Kamiński: To są ich świadectwa. Mam zaufanie do ludzi, być może część z nich rzeczywiście tego doświadczyła. Trzeba ludziom wierzyć. Z drugiej strony jest nauka i jest kwestia interpretacji. Jak dla mnie, wszystkie opcje są otwarte.

Kiedy szedłem na biegun południowy, miałem taki stan świadomości, że przez godzinę znajdowałem się na lekcji matematyki w szkole podstawowej. To nie było wspomnienie, tylko rzeczywistość. I jak to mogę sobie wytłumaczyć? Mogę podać takie świadectwo, że cofnąłem się w czasie o trzydzieści lat, a mogę też powiedzieć, że mój umysł się dziwnie odblokował. A tak naprawdę nie wiem, co się ze mną stało.

Mnie życie przekonało, że rzeczywistość z jednej strony jest bardzo prosta, a z drugiej bardzo zaskakująca. Często coś jest iluzją, a my tę iluzję bierzemy za rzeczywistość. Więc może ten świat jest całkiem inaczej poukładany, niż my myślimy? Bliskie jest mi założenie, że każda chwila jest wiecznością. Czas i język to są dwie największe tajemnice - i bardziej mnie interesuje zagadka czasu, w ogóle czym jest czas, niż to, co będzie po śmierci. Też wydaje mi się, że strach przed śmiercią jest takim przywiązaniem do naszego życia, indywidualnego życia. Tymczasem może jesteśmy cząstką? Bycie tym "ja" jest jak fala i cząstka - fala jest jednocześnie cząstką, to są tylko dwa stany tej samej rzeczywistości. A model tego właśnie życia po śmierci "ja" to przywiązanie tylko do jednego stanu. Jeżeli zaś pomyślimy o sobie jako o energii, że jesteśmy tą falą, tak naprawdę nas nie ma, to ten problem znika.

Tak naprawdę, jak się idzie na bieguny północny czy południowy, to człowiek nieustannie umiera w pewnym sensie, bo cały czas coś się może stać. W najgorszych momentach wyczerpania, takich, że już myślałem, że za chwilę umrę albo zginę, bo niezależnie od strachu są takie fizyczne stany, kiedy czujemy, że na przykład serce bije dwieście uderzeń na minutę i zaraz pęknie, bardzo mi pomagał wiersz Siergieja Jesienina. Napisał go przed samobójczą śmiercią, a mnie ten wiersz właśnie dawał siłę, żeby żyć. Napisał krwią na ścianie w hotelu Angleterre w Leningradzie. Byłem w tym hotelu, nawet specjalnie byłem w tym pokoju, gdzie mogło się to stać. W ogóle lubię poezję Jesienina. A ten wiersz brzmi tak:

Żegnaj, przyjacielu, do widzenia,

Drogi mój, od krwi serdecznej bliższy.

Ta rozłąka w ciemnych przeznaczeniach

Obietnicą połączenia błyszczy.

Żegnaj bez uścisku dłoni i bez słowa.

Nie martw się, cień smutku z czoła przegoń.

W życiu ludzkim - śmierć to rzecz nie nowa,

A i życie samo - nic nowego.

To są właśnie dwa stany tego samego, że w tym życiu umierać rzecz nie nowa i życie samo to nic nowego.

***

Fragment książki Ewy Ewart "Rozmowy ze śmiercią", wydawnictwo Czerwone i Czarne

Okładka książki
Okładka książki materiały prasowe

Zobacz także:

„Staniemy się silniejsi”. Ukraińska firma nie składa broni© 2022 Associated Press
Styl.pl/materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas