Melinda Gates. Miliardy to nie wszystko
Kobieta, która ma fortunę, ma też dwie możliwości. Może zafundować sobie życie w błękicie albo polepszyć świat. Melinda Gates wybrała drugą drogę. Nie robi sobie operacji plastycznych, szczerze mówiąc, ubiera się niedbale. Ale wydaje miliony na szczepionki i leki dla afrykańskich dzieci. Ukazała się książka Melindy i jest pełna sensacji. Na przykład, że Gatesowie nie przekażą swoim dzieciom całego majątku, bo "za bardzo je kochają".
Przyszłość świata zależy od kobiet, choć przez wieki spychano je na margines. Odmawiano dostępu do nauki, możliwości awansu i rozwoju. Nawet dziś nie ma takiego miejsca, w którym kobiety byłyby traktowane na równi z mężczyznami. Powinnam pomóc to zmienić - pisze Melinda Gates, żona Billa Gatesa, twórcy Microsoftu, we wstępie do autobiografii "The Moment of Lift" (Moment uniesienia). Jest nie tylko partnerką jednego z najbogatszych ludzi na świecie, ale też osobą obdarzoną mocnym kręgosłupem moralnym. Rzadka sprawa.
Mała wycieczka w przeszłość. Dallas, 22 listopada 1963 roku. Prezydenta Johna F. Kennedy’ego, jadącego z lotniska do hotelu, trafiają dwie kule. Gospodyni domowa Elaine Agnes French słyszy o zabójstwie od plotkujących sąsiadek. W kraju narasta panika, ale jej nie wolno się denerwować! Jest w ciąży. W sierpniu 1964 roku rodzi córkę. Daje jej na imię Melinda. To jej drugie dziecko - będzie ich miała czworo.
Ojciec Melindy jest inżynierem, ale Frenchów nie stać na luksusy. W rodzinie panuje jednak kult pracy i wiedzy, więc rodzice obiecują dzieciom, że jeśli któreś dostanie się na dobre studia, co w Ameryce znaczy prywatne i drogie, wytrzasną pieniądze choćby spod ziemi i za nie zapłacą. Pani French zajmuje się domem i dziećmi. Melinda chce żyć inaczej niż matka. Imponuje jej ojciec, który decyduje się otworzyć własny biznes: nieruchomości na wynajem. Dla czworga jego dzieci firma stanie się szkołą życia. Pomagają ojcu, w czym tylko mogą.
"Oznaczało to szorowanie podłóg, czyszczenie zlewów i koszenie trawników w domach, które wynajmował tata", wspomina dorosła już Melinda. Nauczyła się wtedy szacunku dla ludzi, którzy ciężko pracują na życie. Z czasem zaczyna też pomagać tacie w księgowości. Nie przepada za tym. Gdy kończy 15 lat, ojciec przynosi urządzenie, które ma jej pomóc w prowadzeniu firmowych rachunków. To komputer Apple III. Często się przegrzewa, ale sam liczy! Melinda jest zauroczona: już nie musi po nocach wypełniać ksiąg, wpisywać cyferek w rubryczki i ich podliczać. Fascynacja nowym urządzeniem sprawia, że jako jedna z pierwszych dziewczyn w Ameryce uczy się programowania, a w wakacje udziela koleżankom bezpłatnych lekcji z kodowania.
Rodzice podsycają w niej przekonanie, że może osiągnąć wszystko. Dodając zawsze: "Jeśli tylko będzie ciężko pracować i przestrzegać dekalogu". To samo słyszy w prywatnej Akademii Urszulanek, katolickiej szkole dla dziewcząt. Jej motto po łacinie brzmi "Serviam" i znaczy: będę służyć. Dziewczęta są zachęcane do pracy charytatywnej, w starszych klasach to właściwie obowiązek. Koleżanki z liceum zapamiętują ją jako skromną, pracowitą i zdyscyplinowaną. Miała zasadę: każdego dnia wyznaczała sobie jeden cel do zrealizowania (przebiec milę, nauczyć się kilku nowych słów, pomóc jednej osobie w potrzebie - drobne rzeczy). Ale Melinda ma też jeden cel wielki. Jako pierwsza w rodzinie kobieta chce się dostać na któryś z najlepszych amerykańskich uniwersytetów. I oczywiście cel ten osiąga.
Trudna do zdobycia
Melinda mierzy wysoko. Chce dostać się na Uniwersytet Notre Dame, drogą i elitarną uczelnię katolicką. Jedzie obejrzeć ją z ojcem, chce szczegółowo wypytać o kierunki techniczne, zwłaszcza te związane z programowaniem komputerów i technologiami. Ma sprecyzowane zainteresowania. Na miejscu słyszy, że "komputery już się kończą". Ona widzi w nich przyszłość.
Decyduje się na Uniwersytet Duke’a, jeden z najlepszych na świecie. Ojciec pracuje od świtu do nocy, by zarobić na wysokie czesne. Melinda odwdzięcza się dobrymi ocenami i zaradnością. Na piątym roku załatwia sobie praktyki wakacyjne w firmie IBM, wtedy już znaczącego producenta komputerów. Zastanawia się, czy nie zostać tam na stałe, ale ktoś wspomina jej o nowym graczu na rynku - firmie Microsoft. "Możliwości rozwoju są tam praktycznie nieograniczone!". To ją intryguje. Robi wszystko, by dostać się "na pokład rakiety". I dopina swego.
Ale atmosfera w Microsofcie ją przygnębia. Menedżerowie są konfliktowi, seksistowscy i aroganccy, kobiety traktują protekcjonalnie. Chce odejść z pracy po firmowym pikniku. Ale to na nim pozna Billa Gatesa, 30-letniego prezesa Microsoftu, już wtedy jednego z najbogatszych ludzi w USA. Dobrze im się rozmawia. Melinda mówi, że rzuca firmę. On słucha jej krytycznych opinii i namawia, żeby została. Niedługo po pikniku wpadają na siebie na biurowym parkingu. "Chciałabyś zjeść ze mną kolację za dwa tygodnie od najbliższego piątku?" - pyta Bill. Melinda jest zmieszana i wypala bez zastanowienia: "Jeśli chcesz się ze mną umówić, zadzwoń za dwa tygodnie. Umawianie się z takim wyprzedzeniem jest dla mnie zbyt mało spontaniczne". Gates się śmieje i... dzwoni we wskazanym przez nią terminie.
Umawiają się, choć jej matka uważa, że randkowanie z prezesem to zły pomysł. Ale Melinda lubi Billa. Jest inteligentny, ma poczucie humoru, ciekawi go świat. Na kolejnych randkach odkrywają, że uwielbiają łamigłówki i układanki. I nie przepadają za hałaśliwymi imprezami.
Co jemu podoba się w niej? "Fajnie wyglądała", powie Bill Gates wiele lat później. Melinda nie jest żadną pięknością, ale ma ciepły, szczery uśmiech i wesołe brązowe oczy. Jest w niej naturalność, nikogo nie udaje i nie próbuje usidlić Billa. Na pytanie, czy długo grała trudną do zdobycia, Bill odpowiada lekko rozbawiony: "Ależ ona była trudna do zdobycia! Do końca się bałem, że da mi kosza".
>>> Ile pieniędzy odziedziczą dzieci Billa i Melindy Gates? Czytaj na kolejnej stronie <<<
Wiem, jak wydać fortunę!
Zdobywanie jej trwa siedem lat. Dla Melindy problemem jest pracoholizm Billa. Widzi też, jaką cenę trzeba płacić za bycie bogaczem: media śledzą każdy jego krok, ludzie zaczepiają na ulicach. Wścibstwo paparazzich zaczyna być uciążliwe również dla niej. A ona nie cierpi być obserwowana, ma tremę przed wystąpieniami publicznymi. No i chciałaby mieć normalną rodzinę: dom, dzieci, intymność. Tylko jak stworzyć taki dom z kimś, kto bez przerwy pracuje i jest miliarderem?
Bill zapewnia ją, że nie wyobraża sobie życia z żadną inną kobietą. Wielkanoc 1993 roku Melinda spędza już z jego rodzicami w Palm Springs. Po obiedzie jadą na lotnisko, wsiadają do prywatnego samolotu Gatesa, Melinda słyszy komendę: "Lecimy do Seattle". Samolot startuje, Bill zaciąga zasłony. Gdy lądują, Melinda orientuje się, że wcale nie są na lotnisku w Seattle! To Omaha. A na parę czeka Warren Buffett, jeden z najbogatszych ludzi w Stanach i przyjaciel Billa. Zabiera ich do Borsheims, ekskluzywnego salonu jubilerskiego. "Bill, pierścionek zaręczynowy, który kupiłem żonie, był wart sześć procent mojego majątku i musisz wiedzieć, że to absolutne minimum" - Buffett drażni się z Gatesem.
Melinda jest skrępowana, sugeruje skromny pierścionek ze szmaragdem, ale Bill obstaje przy brylancie, skandalicznie drogim. I stawia na swoim.
Po zaręczynach wybierają się w pierwszą wspólną podróż do Afryki. W planach mają safari fotograficzne, relaks w luksusowych hotelach przy plaży, wycieczkę na Zanzibar. Ma być beztrosko, przyjemnie, stylowo. Ale gdy przemieszczają się między jednym ekskluzywnym kurortem a drugim, Melinda czuje dyskomfort. Bardziej od luksusowych atrakcji jej uwagę przykuwa to, co poza murami drogich rezydencji: "Widziałam kobiety objuczone tobołami, dźwigające na plecach dzieci. Szły na rynek zarobić parę groszy, a na schodach mijanych domów siedzieli bezczynnie mężczyźni w klapkach i palili papierosy. Zaczęłam zadawać sobie pytania. Dlaczego jedynymi Afrykańczykami w butach są mężczyźni?" - wspomina po latach.
Na Zanzibarze Melinda chodzi z Billem na spacery po plaży. Omawiają szczegóły wspólnego życia w przyszłości. I coś jeszcze: Melinda przekonuje narzeczonego, by zaangażował się w działalność charytatywną. To wtedy ustalają, że rozdadzą na cele dobroczynne 98 procent ich fortuny, niezależnie od tego, jak bardzo uda się Billowi ją pomnożyć w przyszłości. Uzgadniają też, że na stałe zamieszkają w rezydencji Xanadu 2.0 (od nazwy domu, w którym mieszkał bohater Obywatela Kane’a, ulubionego filmu Gatesa) nad jeziorem Washington. Kompleks budowano siedem lat: sama jadalnia mierzy prawie sto metrów, do tego olimpijski basen, ogromna biblioteka, siłownia, sala kinowa z maszyną do produkcji popcornu.
Melinda źle się czuje w rezydencji naszpikowanej techniką. Ale ten dom był wielkim marzeniem Billa. Dochodzą do kompromisu: zostaną tam, ale przez ich apartament przestaną przetaczać się tabuny kelnerów i pokojówek.
Na swoim wieczorze panieńskim Melinda odczytuje list, który dostała od matki Billa, wtedy już umierającej na raka piersi. "Od tych, którym wiele dano, wiele się oczekuje" - to przesłanie przyszłej teściowej dla panny młodej. Melinda mówi: "To będzie moje życiowe motto".
Ślub i wesele odbywają się na wyspie Maui (druga co do wielkości na Hawajach). Bill nie tylko wynajmuje na tę okoliczność cały kompleks hotelowy, by nikt im nie przeszkadzał, ale też wszystkie helikoptery na wyspie: ceremonii nie uda się nikomu sfilmować nawet z góry! W prezencie ślubnym od rodziców pana młodego nowożeńcy dostają rzeźbę przedstawiającą dwa ptaki patrzące w tym samym kierunku. Symbolizują najważniejszą zasadę małżeństwa: kobieta i mężczyzna mogą się różnić, ale ważne, by wyznawali te same wartości i podążali w tym samym kierunku.
Prywatne dni
Niedługo po ślubie, zgodnie z przedmałżeńską umową, zakładają Fundację Billa i Melindy Gatesów. Dziś to największa prywatna organizacja charytatywna na świecie. Gates przeznacza na jej działalność lwią część fortuny, co więcej, namawia do tego samego znajomych. Małżeństwo nie chce przekazać majątku dzieciom: "za bardzo je kochamy".
Gatesowie, którzy mają ich troje: Jennifer (dziś ma 23 lata), Rory (20 lat) i Phoebe (17 lat), wyznają zasadę, że trzeba im zostawić tyle pieniędzy, by mogły się rozwijać i robić w życiu to, na co mają ochotę, ale zbyt mało, by mogły żyć, nie robiąc niczego. Podobno każde ma odziedziczyć 10 milionów dolarów. To niby dużo, ale w porównaniu z bajońską, wielomiliardową fortuną Gatesów tyle co nic - wartość samego domu, w którym dorastają dzieci Melindy i Billa, szacowana jest na ok. 140 milionów dolarów.
Gatesowie wspomagają amerykańskie szkoły publiczne, ale przede wszystkim przeznaczają duże środki na działalność w krajach rozwijających się. Szczepionki i antykoncepcja to prywatny bzik Melindy. Uważa, że kontrola urodzeń jest jednoznaczna z większym równouprawnieniem kobiet. "Jeśli matka ma siedmioro dzieci, nie może się uczyć, pracować, jest uzależniona ekonomicznie od mężczyzny, a to rodzi przemoc" - przekonuje w swoich wystąpieniach.
Melinda swoje dorosłe dzieci wprowadza w działalność fundacji, jeżdżą z nią do Afryki, Indii. Chce, by zrozumiały, w jak uprzywilejowanej pozycji się znalazły, dorastając w tej konkretnej rodzinie, w Stanach. Poza tym stara się, by jej rodzina prowadziła w miarę normalne życie. Gatesowie chodzą co niedziela do kościoła, ich ulubioną rodzinną rozrywką jest oglądanie filmów na DVD, rzadko włączają telewizję. Żadne z dzieci Melindy nie dostało telefonu komórkowego przed ukończeniem 14. roku życia. I to ona podjęła taką decyzję.
W weekendy Xanadu 2.0 pustoszeje, zostają tylko ochroniarze. Melinda chciała, by od czasu do czasu byli w domu tylko razem jak zwyczajna rodzina. Przygotowują wtedy wspólnie obiady, kolacje. Potem nadchodzi czas, by zebrać ze stołu brudne talerze. Gdy Melinda zauważyła, że Bill i dzieci zostawiają na stole naczynia (licząc, że ktoś się tym zajmie), wprowadziła regułę, że w ich "prywatne rodzinne dni" każdy sprząta po sobie okruchy ze stołu i wkłada swoje talerze do zmywarki. Bill bez protestów przyjął to do wiadomości, dzieci podobnie. To tylko jeden z jej genialnych pomysłów, na których warto się wzorować.
TEKST: JAGNA KACZANOWSKA
TWÓJ STYL 5/2019