Reklama

Mężczyzna po przejściach i kobiety z przeszłością

Dojrzali zakochani mają zwykle większy dystans do wad partnerów i trudności w związku. Potrafią cieszyć się sobą i swoją miłością.

Tylko jednego dnia 34 SMS-y. "Błagam, pozwól mi wrócić". "Byłam taka głupia. Proszę, wybacz!!!". "Kocham tylko ciebie i dzieci, chcę znowu być razem z wami". Rafał (56 l.), stomatolog, od razu kasuje każdą wiadomość, którą wysyła mu żona Baśka (55 l.). Tak, to nadal jego żona. Nie dał jej rozwodu, o który prosiła przez kilka lat. Żeby nie wzięła ślubu z tym nowym, dla którego porzuciła rodzinę. Nie wiedział tylko, że ona tak szybko się odkocha.

Chciałem ją zabić

Ślub wzięli dokładnie trzydzieści lat temu, po studiach. Znali się kilka ładnych lat, w każde wakacje zbierali truskawki w Szwecji. Za zarobione pieniądze kupili pierwsze auto - malucha. Przeszli szkołę życia, kiedy Baśce w tym samym roku zmarł ojciec, a matka straciła wszystko w pożarze. Ślubując sobie miłość, oboje byli pewni, że nic jej nie zaszkodzi. Potem na świat przyszli synowie. Rafał wspomina, jaka to była radość, kiedy wprowadzili się we czwórkę do bliźniaka pod miastem. Zasadzili wokół płotu malutkie tuje, sześćdziesiąt sztuk.

Reklama

- I kiedy te tuje osiągnęły wysokość idealną, która odgradzała nas od wzroku ciekawskich sąsiadów, moja żona odeszła, bo się zakochała - mówi Rafał. Był wtedy między nimi pewien dystans. Wiadomo - praca, dom, obowiązki. Któregoś ranka Baśka po prostu oznajmiła, że dłużej nie wytrzyma, bo jest "chora z miłości" (tak to opisała) i nigdy, nawet z Rafałem, czegoś takiego nie przeżywała.

To był znajomy jej przyjaciółki. Wyprowadziła się tydzień później, niby na kilka dni. - Przepadła - opowiada Rafał. - Widywała synów raz na tydzień albo na dwa tygodnie, co wcześniej było nie do pomyślenia, bo była typem matki kwoki, która zamęcza swą nadopiekuńczością. Chłopców te zmiany bardzo przestraszyły, zdezorientowały. Widziałem, jak cierpieli, miotałem się, nie wiedząc, co zrobić. Starszy zaczął się bić z chłopakami, złamał nos sąsiadowi, młodszy powtarzał klasę. Strasznie nas skrzywdziła. Chciałem ją zabić.

Rafał przyznaje, że rozważał nawet chorobę psychiczną lub odchylenia emocjonalne u żony. Przyjaciółka uświadomiła mu jednak, że ta choroba to... miłość. A raczej - zakochanie. I to, że niektórzy ludzie potrafią w tym stanie oszaleć. Postanowił skupić się na codzienności, choć był zdruzgotany. Przyjmował dwa razy więcej pacjentów, weekendy rezerwował dla synów. Teściowa solidarnie trzymała stronę jego i chłopców - przeprowadziła się do nich, pomagała przy wnukach, gotowała, sprzątała.

Baśka gdzieś wyjechała z tym facetem, przysyłała prezenty. Chłopcy nawet ich nie rozpakowywali. Pisała do nich mejle, listy. Przepraszała, że jej nie ma. Od niedawna zaczęły przychodzić SMS-y. Podobno wybranek Baśki okazał się niesłowny, niestabilny, z nałogami. Teraz ona chce wrócić. Nadrobić stracony czas. - Tyle że tego zrobić się nie da - mówi chłodno Rafał.

- Zatracić się w miłości? Ha, ha! Brzmi super, ale jak się ma naście lat. I jak nie jest się rodzicem dzieci, które cię potrzebują. Ona zachowała się jak niedojrzała smarkula, której hormony przesłoniły rozum. Złamała mi życie. Chłopakom też. I tego jej nie wybaczę. Powrót? Nigdy.

Jak mitomani

Czym jest zakochanie, że tak potrafi zmienić osobowość człowieka? Nawet ukształtowanego, dojrzałego, świadomego? - Zakochanie - nieważne w jakim wieku - to za każdym razem utrata rozumu, świadomości - podkreśla psychoterapeuta Robert Rutkowski. - Nasz mózg jest poddawany tak różnym procesom biochemicznym, że nie ma mowy o racjonalnym działaniu. Zakochany człowiek działa w afekcie, jest w stanie popełnić dziesiątki najgorszych błędów, a nawet zbrodnię.

To po prostu inny stan świadomości. Zakochuje się mózg, a nie serce. Podczas zakochania - jak dowodzi profesor Stephanie Ortigue z uniwersytetu w Syracuse, psycholog zajmująca się badaniami nad reakcjami umysłu w tym stanie - zmienia się wydzielanie wielu hormonów, m.in. adrenaliny, serotoniny, oksytocyny czy dopaminy. To one są odpowiedzialne za wpadanie w stany euforyczne, których nie możemy kontrolować w trzeźwy sposób. Wiek nie ma tutaj znaczenia! Co najciekawsze, objawy zakochania (w swojej neurobiologicznej postaci) są niemal takie same jak w czasie zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, które mają m.in. hazardziści, złodzieje, pracoholicy i... mitomani (czytaj: ludzie charakteryzujący się brakiem równowagi psychicznej).

Według badań przeprowadzonych przez instytucję Opera North człowiek zakochuje się średnio cztery razy w życiu. Większość z nas postanawia się ustatkować w wieku około 27 lat, lecz tylko co trzecia osoba spędza całe życie z pierwszym poważnym partnerem. Wiele związków rozpada się po drodze. Ludzie od zawsze zakochują się w wieku dojrzałym, ale teraz wreszcie jest na to społeczne przyzwolenie. Badania dowodzą, że po czterdziestym roku życia miłość odnajduje już co trzeci człowiek.

- Zakochanie 16- i 60-latka potrafi mieć jednakowy charakter. I tu, i tu objawia się utratą zmysłów i racjonalnego myślenia - uśmiecha się psycholog i trenerka umiejętności społecznych Anna Kędzierska z firmy Co-CoCo.pl. - Mówimy o zakochaniu, które często bywa pierwszym etapem budowania związku, gdy spotykamy kogoś, kto wydaje się ideałem. W takim jego obrazie się zakochujemy. To etap słynnych "motyli w brzuchu" i przekonania, że druga osoba pasuje nam w każdym calu i lepiej trafić nie mogliśmy.

Jednocześnie wraz z wiekiem i doświadczeniem budujemy w sobie filtry, które czasem blokują ten specyficzny stan zakochania. Bywa, że ludzie bardzo racjonalnie podchodzą do emocji i "motyli". Już na starcie zadają pytania: "A po co mi to? Czy to mi będzie służyć w przyszłości? Czy intencje drugiej osoby są szczere?". Takie rozważania z jednej strony chronią przed ryzykiem zakochania bez pamięci, błędnymi decyzjami i zawodem miłosnym, a z drugiej odbierają szansę na przeżywanie silnych, przyjemnych emocji. Bo one czasem zamieniają się w trwałe uczucie, czyli w stan kochania, a nie zakochania.

Miłość to same problemy

- Od matury tak się nie czułam - mówi Jola (51 l.), właścicielka sklepu internetowego z odzieżą sportową. - Szczerze? Zapomniałam na wiele lat o tych emocjach. O braku apetytu i bezsenności z powodu zauroczenia. A dzięki Pawłowi to wszystko znowu do mnie wróciło.

Jeszcze trzy lata temu mieszkała z mężem, choć od lat byli w separacji. Żyli osobno, jak nielubiący się współlokatorzy. Każde miało swój pokój, budżet, nawet półkę w lodówce. - Chyba baliśmy się być tak totalnie sami, więc zachowywaliśmy pozory małżeństwa - wspomina Jola. Ale nagle wszystko się zmieniło, on dostał propozycję pracy w innym mieście. Wyprowadził się i założył sprawę rozwodową. Jola natychmiast kupiła sobie boksera, o którym marzyła od lat (eksmąż dostawał szału na dźwięk słowa "pies").

- I tak ją poznałem, banalnie, bo wyprowadzaliśmy psy w parku przed naszymi kamienicami - opowiada Paweł (55 l.), inżynier budownictwa. - Bokser Joli zaatakował mojego mieszańca. Najpierw się pokłóciliśmy, bo wytknąłem jej, że nie wyprowadza psa na smyczy. "Przecież to dzieciak, nawet nie ma roku, muchy nie skrzywdzi - oburzyła się. - Nikomu to nie przeszkadza, tylko panu", dodała z wyrzutem, po czym przypięła zdziwionemu psu smycz.

Od tamtej pory widywali się codziennie. Chłodno wymieniali "dzień dobry" albo "dobry wieczór", zależnie od pory. Aż kiedyś ona do niego zwyczajnie zagadała (miała świetny humor, bo po porannej ulewie wyszło słońce, a zaraz potem tęcza). Zaczęli rozmawiać, poszli na spacer, psy się bawiły.

- Nagle zorientowałam się, że minęły prawie dwie godziny - relacjonuje Jola. - Byliśmy zdumieni, że tak dobrze nam razem śmiać się, gadać, chodzić. Zwłaszcza że Paweł należy do introwertyków. Najpierw miał poważne obawy. Dwukrotnie rozwiedziony, stracił nadzieję, że jeszcze z kimś może ułożyć sobie życie. Czuł, że się zakochuje, ale nie chciał być znowu zależny emocjonalnie od kobiety.

Po co mi to? - pytał siebie cynicznie. Miłość to same problemy. Pewnie znowu nic z tego nie wyjdzie... - Przez kilka miesięcy starałem się być dla Joli dobrym kumplem, nie dopuszczałem do głosu uczuć. Ale stopniowo się przy niej odblokowałem, nabrałem energii i odwagi - mówi. Po pół roku spacerowania z psami poszli na randkę. Po kolejnym półroczu postanowili, że jej mieszkanie wynajmą, a zamieszkają u niego. Poznali swoich znajomych, rodziny. Życie dla każdego z nich stało się prostsze, jaśniejsze.

- Z każdym dniem nabieram pewności, że to już nie tylko zakochanie, lecz prawdziwa, dojrzała miłość, taka, jaka może zdarzyć się w życiu tylko raz. Nasz przykład pokazuje, że nie wolno lekceważyć zakochania - dodaje Jola. - I to kochanie, a nie zakochanie, w wieku lat 16 i 60 różni się od siebie znacząco podkreśla psycholog Anna Kędzierska.

- Zwłaszcza jeśli założymy, że z wiekiem dojrzewamy emocjonalnie, a doświadczenie życiowe uczy nas współpracy, pozwala poznać nasze mocne i słabe strony. Miłość, która łączy dwie osoby w wieku dojrzałym, nie ma już takich pików emocjonalnych i porywów serca, ale za to jest codziennie sączącą się falą dobra, wzajemnej akceptacji, zrozumienia, bliskości - oczywiście jeśli one pracują nad swoim związkiem. Co ważne, charakteryzuje się tą samą wielką siłą, która dodaje skrzydeł, choć potrafi je też gwałtownie podciąć.

Jednocześnie taka para zakochanych ma zwykle większy dystans do drobiazgów i trudności w związku. Jakby posługiwała się inną jednostką miar. To, co dla młodych jest wielkie, z perspektywy miłosnego doświadczenia osób w wieku dojrzałym wydaje się co najwyżej średnie. Czasami, jeśli nie podsyca się ognia miłości - poprzez wzajemną troskę, mówienie sobie "kocham", bliskość emocjonalną i fizyczną - ta "średniość" może okazać się zabójcza dla związku.

W końcu się wydarzyła

Psychologowie dr Andrew Galperin i dr Martie Haselton z Uniwersytetu Kalifornijskiego udowodnili, że to mężczyznom (niezależnie od wieku) częściej przytrafia się miłość od pierwszego wejrzenia. Odkryli też, że panowie pierwsi mówią "kocham". To jednak dopiero początek. Jakie pułapki czekają na dojrzałych zakochanych?

- Dużo zależy od tego, kto tworzy związek i na ile ludzie potrafią w nim zobaczyć siebie nawzajem. W dojrzałej relacji może się pojawiać obawa o przyszłość i o to, że każda z osób zmienia się, starzeje - opowiada Kędzierska. - Niekiedy, gdy pierwsza "prawdziwa" miłość przychodzi późno, ludzie mają żal do losu, że tyle czasu zmarnowali.

Warto wówczas przeformułować tę myśl i spojrzeć na sytuację pozytywnie: jak dobrze, że w końcu się pojawiła! Nieraz ludzie opowiadają mi, że fajnie się znów zakochać, tym razem już bez ciśnienia, że coś z tego związku musi wyjść. Oni kwestie zakładania rodziny mają już za sobą, więc nie czują w ogóle przymusu wicia gniazda ani lęku przed wspólnym kredytem. Mają inne priorytety.

Trenerka usłyszała ostatnio od uczestniczki szkolenia dla kobiet 50+, że nowa miłość, którą ta spotkała po stracie męża, dała jej skrzydła, bo jedyne, na czym się koncentruje ze swoim "chłopakiem", to... oni sami. Spacery za rękę, kino, teatr, wspólne zabawy z jej wnukiem.

- Bywa jednak, że ludzie wstydzą się zakochania - przyznaje Anna Kędzierska. - Obawiają się reakcji dzieci, dalszej rodziny, czasem nawet swoich rodziców. Z kolei dorosłe dzieci czasami stopują mamę czy tatę przed wejściem w nowy związek; następuje zamiana ról. To oni widzą w matce czy ojcu zakochane małolaty, których trzeba pilnować, żeby w porywie uczuć nie narobiły głupot.

Andrzej Pągowski

(63 l.), artysta grafik, twórca plakatów:

- Zdecydowanie jestem w grupie osób, które uważają, że wiek ma wpływ na zakochanie. Jako chłopak byłem bardzo kochliwy i można powiedzieć, że mi to do dzisiaj zostało (śmiech). Dawniej moja kochliwość była spontaniczna i dawała mi olbrzymią radość, jednak nie zdawałem sobie sprawy z jej skutków. Czekałem wręcz na zakochanie, bo zauważyłem, że tworzenie wychodzi mi wtedy najlepiej. Myślałem, że artyści tak mają. Miłość spadała na mnie jak grom z jasnego nieba, i koniec! A ja czekałem na takie stany. Tyle że skutki kompletnie się nie liczyły, a przecież nieraz były poważne.

- Z biegiem czasu zaczęło do mnie docierać, że nie wszędzie warto inwestować uczucia. Poza tym jak się zakochiwać, kiedy w łóżku obok śpi żona? Ale zakochanie jest mi potrzebne, więc wymyśliłem, że będę je kontrolować (śmiech), czyli zakochuję się do pewnego stopnia. Lubię porównywać to do diety: muszę uważać z wieloma posiłkami, ale coś zjeść mogę. Myślę, że to rozsądne, bo jestem w długoletnim związku, a z drugiej strony szkoda mi tracić te wszystkie wspaniałe emocje. Bo "motyle w brzuchu" są zawsze, niezależnie od wieku! Emerytura w zakochaniu? Aż przykro słuchać. Ale fascynacja drugą osobą, stan kontrolowanej przyjaźni - super. Uważam, że można przyjaźnić się z kobietą, nie idąc z nią do łóżka. Mam wiele przyjaciółek, znajomych, w których pewnie bym się zakochał na zabój, ale obecnie wielką przyjemność sprawiają mi nasze rozmowy, spotkania towarzyskie. Czy to naprawdę można kontrolować? Nie wiem, ale dla mnie chcieć to móc.

Anita Kruszewska

(46 l.), charakteryzatorka (pracowała m.in. przy serialach "Tajemnica twierdzy szyfrów" i "Kasia i Tomek"), żona aktora Andrzeja Grabowskiego:

- Pierwsze zakochanie przytrafia się już w przedszkolu albo w podstawówce. Ale wiem po sobie, że z intensywnością uczuć w późniejszych latach wcale nie jest gorzej! A miłość w młodzieńczym wieku niewiele się różni od dojrzałej. Określenie "jest ślepa" pasuje idealnie. Zauroczony człowiek przepada, bo widzi świat i drugą osobę wyłącznie w różowych kolorach, wiek nie ma tutaj znaczenia. Wydaje mi się, że jeśli zakochujesz się na poważnie, to kompletnie nie myślisz o tym, czy ta relacja ma sens, czy się uda. Tak kalkulują ludzie, którzy wiążą się z kimś z rozsądku. W takim przypadku to nie jest prawdziwa miłość.

- Jeśli myślisz bardziej o sobie niż o drugiej stronie i gdy skupiasz się głównie na własnym bilansie zysków i strat. Podobnie jest z seksem. Może zdarzyć się między dwojgiem kochających się ludzi, ale może też być efektem czystego pożądania. Prawdziwe zakochanie zawsze jest szalone, emocjonalne. Jedyna różnica, jaką dostrzegam u zakochanych w dojrzałym wieku, to świadomość, że nic nie jest nam dane raz na zawsze. Nastolatkom wydaje się, że ich miłość będzie trwać wiecznie...

Krzysztof Kiersznowski

(65 l.), znany z serialu "Barwy szczęścia", grał też m.in. w filmach "Pod Mocnym Aniołem" Wojciecha Smarzowskiego i "Boisko bezdomnych" Kasi Adamik:

- Ona to Ewa, córka dozorczyni, a on - Adam, syn dygnitarza. Były lata 60., mieszkaliśmy po sąsiedzku na jednym podwórku. Chodziliśmy do liceum, oni niewiele starsi ode mnie. Zakochali się w sobie, ale rodzice nie pozwolili im się spotykać. Z rozpaczy oboje się otruli. Totalny dramat. Wydaje mi się, że tak ogromne zatracenie się w uczuciu może się przydarzyć w każdym wieku. Przecież zdarzały się przypadki, że znacznie starsi ludzie popełniali samobójstwo z powodu niespełnionej czy nieszczęśliwej miłości.

- Trudno generalizować, tutaj najwięcej do powiedzenia mają pewnie medycyna i psychiatria (uśmiech). Wiem jednak, że należy odróżnić pierwszy moment zauroczenia od potrzeby wspólnego życia. One, niestety, już nie zawsze idą w parze. Na pewno jednak w każdym wieku można z miłości stracić głowę. Czy ludzie z czasem stają się bardziej cyniczni w zakochaniu? Jasne, ale też wcale nie muszą. Nie należy mylić cynizmu z ostrożnością, która też przecież nie wszystkich dotyczy. Znam przypadki, że ludzie w wieku 70 czy 80 lat brali ślub, a to oznacza, że chyba naprawdę się w sobie zakochali

Magdalena Kuszewska

Pani  5/2016


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy