Mikołaj Roznerski: Wrzućmy na luz

Choć boi się pandemii, stara się zachować pogodę ducha. Nam opowiada o domowym nauczaniu syna i wpływie izolacji na jego związek.

Mikołaj Roznerski i Adriana Kalska
Mikołaj Roznerski i Adriana KalskaVIPHOTOEast News

Show: Jak się miewasz w czasach zarazy?

Mikołaj Roznerski: - Nie najgorzej. Dużo trenuję, a to dobrze mi robi na ciało i umysł. Dzień przed zamknięciem sklepów pojechałem do jednej z sieciówek ze sprzętem sportowym i nakupowałem rzeczy do treningu. I teraz mam siłownię w domu. Urządziłem ją w pokoju syna, który też się wkręcił w ćwiczenia. Mamy więc wuef załatwiony (śmiech). Poza tym pracuję. Mam sporo spotkań online, dużo rozmów o projektach, które przede mną. Świat filmowy się powoli odmraża, więc tych spotkań z reżyserami i producentami mam sporo. Oczywiście zawsze w maskach.

Jak twój syn sobie radzi z tą sytuacją?

- Całkiem nieźle. Ostatnio wywiozłem go razem z jego mamą i jej bliskimi na wieś. Jesteśmy rodziną patchworkową - dbamy o siebie i wspieramy się w tych trudnych czasach. Oni są teraz w lesie, gdzie mały może się wybiegać zamiast siedzieć zamknięty w czterech ścianach. Jest blisko z naturą, a my, rodzice, wspieramy go w szkole online. On ma już 9 lat więc nauki jest całkiem sporo. A to naprawdę nie są proste rzeczy! Jeszcze bardziej doceniam dziś nauczycieli. Teraz w ich role weszliśmy my, rodzice. Mama siedzi z nim tam, a ja na ile mogę, pomagam mu online odrobić pracę domową.

Który przedmiot jest twoim konikiem?

- Oj, to nie są proste rzeczy! Naprawdę łatwiej będzie powiedzieć, które przedmioty sprawiają mi kłopot. Kiedy byłem w wieku syna, spory problem nastręczały mi zadania tekstowe typu "Jaś kupił 5 ziemniaków, zjadł 3, jednego podzielił na sześć części itd.". Dziś te zadania... również sprawiają mi kłopot (śmiech). Więc czytam z nim lektury. On dwie strony, a ja kolejne dwie na głos. Potem rozmawiamy. Dajemy radę.

Przez pandemię wzrasta odsetek rozwodów. Jak izolacja wpływa na twoją relację?

- U nas jest wręcz przeciwnie: relacja się wzmacnia! Choć faktycznie to jest czas, kiedy trzeba pójść na wiele kompromisów i jest to test dla związków. Dotychczas było tak, że oboje często wyjeżdżaliśmy ze spektaklami. Gdy się wreszcie spotykaliśmy, celebrowaliśmy ten czas wspólny, bo było go mało. Teraz doceniamy ten czas osobno, bo dopiero teraz jego jest mało! (śmiech)

***Zobacz także***

Zapracowana Torbicka nic nie robi sobie ze zwolnienia z TVP. Ma z czego żyć Joico.tv
Mikołaj Roznerski i Adriana Kaska
Mikołaj Roznerski i Adriana KaskaSYLWIA DABROWA / POLSKA PRESSEast News

Obawiasz się o to, co potem?

- Pytasz, czy mam oszczędności? Coś tam jeszcze zostało... A tak poważnie, to jasne, że mam obawy, przede wszystkim jeśli chodzi o teatr. Bo telewizja przecież istnieje, powstają programy śniadaniowe, a produkcje serialowe niebawem ruszą, oczywiście przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności. To już będzie inna praca. Trzeba będzie mieć do siebie ogromne zaufanie, podporządkowywać zasadom higieny i zdać sobie sprawę, że ten wirus będzie z nami jeszcze przez jakiś czas. To, o co faktycznie się martwię, to świat teatru. Obawiam się o kolegów, którzy żyją tylko z teatru i staram się ich jakoś wspierać. Siedem lat pracowałem w teatrze w Lublinie i wiem, jak to jest i ile się zarabia, jeśli jest przestój. Mam nadzieję, że świat koncertowy i teatralny wróci. Ludzie lubili być razem, a teraz się tego boją, co oczywiście jest zrozumiałe.

- Bardzo mocno trzymam kciuki, żeby udało się to odbudować. Póki co, wszystkie spektakle mamy przesunięte na jesień, ale co chwilę słyszę, że ta data się jeszcze oddala. Jeśli chodzi o mnie, to mam rozpoczętych kilka produkcji, więc mogę sobie pozwolić na to, żeby przez jakiś czas w teatrze nie pracować. Oby ludzie chcieli do niego wrócić, oby czuli potrzebę kultury. W etapach odmrażania ona jest spychana na koniec, a przecież jest bardzo potrzebna.

Niezłą dawkę kultury i humoru serwujesz nam jako serialowy influencer Iwo.

- Ha, ha, to prawda! A Iwo się dopiero rozkręca! Cieszę się, że robimy ten serial i że został zauważony. No i że się podoba. Póki co, działamy internetowo, ale podobno jakaś platforma jest nim zainteresowana, więc zobaczymy, jak to wszystko się rozwinie. Przyzwyczajamy widza do naszego poczucia humoru i sposobu grania. "#Kwarantanna" to trochę sitcom, trochę kabaret. Coś innego.

To forma zabawy na przetrwanie?

- Bawimy się. Taki był pomysł, żeby rozbawić ludzi i spróbować spojrzeć na to wszystko w krzywym zwierciadle. Nie nabijamy się z pandemii, ale punktujemy niektóre absurdy z nią związane. Jeśli ktoś ma poczucie humoru, to to wychwyci. Od strony technicznej zminimalizowaliśmy wszelkie ryzyko - ograniczyliśmy liczbę osób na planie. Jestem tylko ja z Tomkiem plus operator w kombinezonie ochronnym. Zachowujemy bezpieczną odległość, nie byliśmy za granicą ani nie mieliśmy kontaktu z kimś, kto tam był. No i staramy się na siebie nie pluć (śmiech). Robimy wszystko, by mieć z tego zabawę i sprawić, żeby mieli ją widzowie.

Sam też lubisz się z siebie śmiać.

- Bardzo! Mam nadzieję, że moi koledzy influencerzy nie będą się na mnie gniewać.

Parodiujesz ich po mistrzowsku.

- Personalnie po nikim "nie jadę". To, z czego się śmieję w serialu, robię sam na swoim kanale, reklamując produkty. Tak to wygląda, bo tego wymagają reklamodawcy. Będąc częścią show- -biznesu wszyscy grają w tę grę. Podkręcam to tylko w serialu, nie wyzłośliwiając się. Natomiast jeśli już o tym mówimy, nie rozumiem tych publicznych wojen, które wybuchają często w show-biznesie. Jakiś czas temu zostałem zaatakowany przez pewną pisarkę. Osoba, której nie widziałem na oczy, obrażała mnie w mediach bez żadnego powodu. Nie wdałem się w kłótnię, bo nie tak zostałem wychowany. W takich sytuacjach lepiej jednak zachować kulturę i klasę. I wrzucić na luz.

Rozmawiała Justyna Kasprzyk

***

#POMAGAMINTERIA

Zróbmy małym pacjentom prezent na Dzień Dziecka

W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie, na II piętrze, w budynku najbardziej oddalonym od wejścia, znajduje się mały oddział - Oddział Przeszczepiania Komórek Krwiotwórczych z sześcioma izolatkami. To tutaj trafia część dzieci chorych na nowotwory, żeby skorzystać z - czasami ostatniej - szansy powrotu do zdrowia i życia. Stowarzyszenie Koliber prowadzi zbiórkę, by z okazji Dnia Dziecka podarować małym pacjentom - nie zabawki, bo ich tam nie mogą mieć - ale m.in. nowe materace i pościel. Sprawdź szczegóły >>>

Zobacz również:

Anja Orthodox o czasach pandemiiStyl.pl
Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas