Miłość kontraktowa
Umawiamy się, czego chcemy w tym związku. Co ty będziesz robił, co ja, co zrobimy wspólnie? Spisujemy to na kartce i co dwa lata przeglądamy. Żeby renegocjować umowę - mówi Alicja Krata, mediator, założycielka Szkoły Miłości.
Twój STYL: Na co umawiają się ludzie, którzy wchodzą w związek?
Alicja Krata: - Umawiają się na wiele rzeczy, ale większości nie są świadomi. Najczęściej automatycznie powielają wzorce rodzinne. Powiedzmy, że kobieta pochodzi z domu, w którym to mężczyzna zarabiał. Być może ona uważa, że to naturalne i że mąż będzie utrzymywał ją i dzieci. A jego rodzice zarabiali oboje. Te narzucone role nie zawsze są dla nas satysfakcjonujące. Wchodząc w nie bezrefleksyjnie, bywamy nieszczęśliwi. Ale często nie mamy odwagi i motywacji, żeby wypracować nową umowę. I wtedy albo zaczynamy mieć do tej drugiej osoby pretensje: "Bo ty jesteś taki... to przez ciebie!", albo próbujemy znaleźć to, czego nam brakuje, w relacjach z innymi ludźmi. Pracowałam kiedyś z parą: oboje pochodzili z rodzin, w których ojcowie byli nieobecni, wracali późno. Umówili się, że ona rodzi dziecko, on zarabia. Pracował na półtora etatu, przychodził do domu zmęczony. A ona oczekiwała adoracji. Czuła się odrzucona. Wdała się w romans. Dopiero gdy trafili do mediatora, zaczęli się zastanawiać, czego tak naprawdę chcą od związku. Żona stwierdziła: "Wolałabym, żebyś ze mną rozmawiał, chodził do kina, teatru, restauracji, na spacery". Mąż na to: "W takim wypadku muszę zrezygnować z dodatkowej pracy". Dogadali się. Ona otworzyła własną działalność, dokłada się do budżetu, on ma dla niej więcej czasu i czułości. Szkoda, że tak późno zaczęli o tym mówić.
Bywa, że umawiamy się na coś na początku, a potem przychodzi życie i wszystko się zmienia. Potrzebujemy nowej umowy. Co wtedy?
- Przede wszystkim trzeba dostrzec te zmiany. Nazwać je, wspólnie zastanowić się: czego ja teraz potrzebuję? A ty? Najgorzej, kiedy jedna strona przyjmuje: "ja się rozwijam, to ty stoisz w miejscu". Od tego tylko krok do pretensji, obwiniania - partner wycofuje się, zaczyna uciekać z relacji. Warto jest dostrzec, co do tej pory zrobił dla nas, dla związku. Docenić to. Powiedzieć: "Ty przez kilka lat zarabiałeś na dom. Dzięki temu mogłam skończyć szkołę, zdobyć doświadczenie, znaleźć dobrą pracę. Ty straciłeś swoją, teraz ja dam tobie przestrzeń i czas, żebyś mógł się rozwinąć, znaleźć swoje miejsce". Zawsze zachęcam pary, by usiadły, porozmawiały. Co się zmieniło w naszym życiu? Jakie są w związku z tym nasze indywidualne potrzeby? A te wspólne? A co z dziećmi, co dla nich będzie najlepsze? Czego ja oczekuję od ciebie, a ty ode mnie? Na co się godzimy? I spisać to.
Jak kontrakt? Naprawdę na piśmie?
- Tak, bo to do czegoś obliguje, poza tym pamięć jest zawodna. Każdy taki kontrakt partnerski co rok, dwa lata warto wyjąć z szuflady, wspólnie przejrzeć. Zastanowić się: co udało nam się zrealizować? Co nie wyszło i dlaczego? Co nam służy? Co chcemy zmienić, dodać, ująć? Jakie mamy cele jako para, jako rodzice, przyjaciele, kochankowie, partnerzy? Żeby być na bieżąco.
Czasem obie strony chcą czegoś innego. Na przykład: on chce dziecka, a ona nie. Tu nie ma chyba mowy o wspólnych celach?
- Niekoniecznie. Przyszło do mnie kilka lat temu małżeństwo dokładnie z takim problemem. Mieli syna. Ona straciła drugą ciążę w szóstym miesiącu. Przeżyła traumę i nie chciała jeszcze raz tego przechodzić. Zaczęliśmy pracę. Rozmawialiśmy o wartościach. Co kryło się za jego pragnieniem posiadania drugiego dziecka? Chciał "rozpowszechnić swój materiał genetyczny"? Chciał, by syn nie dorastał jako jedynak? Marzył o dużej rodzinie? Przy dwóch ostatnich odpowiedziach możliwe są przecież inne rozwiązania. Na przykład adopcja. I faktycznie, na to właśnie się zdecydowali. Trzeba dotrzeć do najgłębszej motywacji, odkryć, co stoi za konkretną potrzebą, pragnienie realizacji jakiej istotnej wartości? Może się okazać, jak w przypadku tego małżeństwa, że na poziomie wartości istnieje zgodność. I tylko mamy inne pomysły na to, jak wcielić nasze cele w życie. Ale tutaj jest już duże pole do negocjacji, do wypracowania kontraktu.
Zawsze da się go wypracować?
- Bywa, że nie. W przypadku tej pary mogłoby być tak, że mężczyzna powiedziałby: "Przykro mi, chcę mieć własne dziecko, drugie, krew z krwi. Inne opcje nie wchodzą w grę". I jeśli dla żony to stanowisko byłoby nie do przyjęcia... Gdy pomiędzy partnerami pojawiają się fundamentalne różnice - w hierarchii wartości, celach życiowych - czasem lepiej jest powiedzieć: "Przykro mi, ale chyba nasze drogi się rozchodzą. Nie traćmy czasu". To boli, nieraz wywraca całe życie do góry nogami, ale to lepsze niż tkwić w związku, w którym nie ma już szans na wzajemne zrozumienie i spełnienie. Zawsze warto jednak podejmować trudne tematy. W ten sposób nie tylko uczymy się uwzględniać perspektywę drugiego człowieka, ale także bardzo często dopiero w trakcie tych rozmów, renegocjowania kontraktu, zaczynamy rozumieć, o co nam tak naprawdę chodzi.
Rozmawiała Jagna Kaczanowska
Twój STYL 2/2015