Miłość zmienia poglądy
Po nieudanym małżeństwie stwierdziła, że kolejnego już nie będzie! Zmieniła zdanie, za sprawą nowej miłości...
Przez kilka tygodni ich drogi krzyżowały się. Chwytali swoje spojrzenia w metrze, na ulicy, w kawiarni... Ale pewne przypadkowe spotkanie połączyło ich na dobre. Anna Wendzikowska (30) nie ma wątpliwości, że Rafał to jej przeznaczenie.
Czy nie żałuje pani, że wróciła z Londynu do Warszawy? To tam był czerwony dywan, wywiady z gwiazdami światowego formatu...
Anna Wendzikowska: Nie żałuję. Londyn to pewien etap w życiu, który naturalnie dobiegł końca. Tam skończyłam studia i wybrałam drogę zawodową. Ale po powrocie do Warszawy czerwone dywany i wywiady z gwiazdami nie skończyły się. Wręcz przeciwnie, zaczęłam pracować jeszcze intensywniej, latając już nie tylko do Londynu, ale i do Paryża, Nowego Jorku czy Los Angeles. A za Londynem nie tęsknię, bo bywam tam dość często. Ale to w Polsce czuję się najlepiej.
Po rozwodzie w Londynie buduje pani nowe życie w Polsce. Jest nowa miłość - Rafał, biznesmen. Jak się poznaliście?
- Magicznie - to chyba przeznaczenie! Kilka razy zdarzyło nam się na siebie wpaść - na ulicy, w przejściu podziemnym, na pasach, w knajpce. Pewnego dnia poszłam ze znajomymi do klubu. I znów... Wszedł on! Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Przysiadł się. Tak to się zaczęło.
Czym Rafał oczarował taką kobietę jak pani?
- Jest zabójczo przystojny, a co najważniejsze rozumiemy się, mamy wspólne pasje: kino, teatr, kajaki na Mazurach, wycieczki rowerowe. Lubimy spacery po Powązkach. Poza tym, on wciąż mnie zaskakuje.
Podobno zaręczyliście się?
- Jeszcze nie. Na Facebooku zamieściłam w profilu - status: zaręczona, by przeprowadzić pewien eksperyment na potrzeby artykułu, który pisałam. Chciałam sprawdzić, w jakim czasie wiadomość dotrze do Rafała. Upłynęły niespełna trzy minuty! A trzeba dodać, że on nie ma konta na Facebooku. Przyjaciele momentalnie mu donieśli!
Jak zareagował? Pojawił się z pierścionkiem i bukietem?
- Nie, zadzwonił do mnie i zapytał: Aniu, czy jest ktoś inny?
Jest zazdrosny o panią?
- O, tak, jest, jest, szczególnie dało mi się to we znaki, kiedy tańczyłam w "TZG". Rafał nie chciał przychodzić na moje popisy i wyczyny na parkiecie. Potrafiłam go zrozumieć, bo wtedy to z Michałem, moim tancerzem, tworzyliśmy duet. Może źle by się z tym czuł? Ale w domu ukochany mnie wspierał.
Czy pani rodzice zaakceptowali nową miłość?
- Polubili Rafała, bardzo. Rodzice nigdy nie próbowali wywierać na mnie presji w kwestii wyborów. Może dlatego, że mój tata przeżył kiedyś swój dramat. Jego rodzina chciała manipulować jego życiem, obraziła się nawet za to, że oświadczył się mojej mamie bez konsultacji z nimi. Konflikt trwał kilka lat. Dlatego w moje życie bliscy nie ingerują.
To kiedy ślub?
- Z tym ślubem to też nie jest sprawa prosta. Już raz się pospieszyłam, więc teraz dmucham na zimne. Kiedy się rozwiodłam, powiedziałam sobie, że już kolejnego małżeństwa nie zawrę. Dotarło do mnie, że ślub mniej zmienia na lepsze, a więcej czyni zła, bo ludzie przestają się starać. Ale już się tak nie zarzekam. Cóż, miłość zmienia poglądy.
Podobno na "TZG" pani przygoda z tańcem wcale się nie skończyła?
- Razem z innymi uczestnikami "TzG" szykujemy się do turnieju typu Pro-Am, który odbędzie się pod koniec lutego lub na początku marca w Warszawie. Zatańczę z Czarkiem Olszewskim. Bardzo się cieszę, bo pokochałam taniec.
Wywiady, serial, taniec. I jeszcze znalazła pani czas na napisanie książki. To będą wspomnienia czy reportaże?
- To będzie powieść, zlepek historii, także moich, londyńskich. Niektóre zdarzyły się naprawdę, inne są wymyślone. Będzie o miłości, o poszukiwaniu własnej tożsamości, o życiu na emigracji, tęsknocie, ścieraniu się kultur. I o tym, jak w tym wszystkim nie zwariować.
Rozmawiała: Katarzyna Rędaszka