Minimalizm. Dlaczego mniej znaczy więcej?

O minimalizmie dużo się mówi i pisze. W zawrotnym tempie powstają nowe poradniki dotyczące tego, jak należy skomponować garderobę, by odpowiadała dobrze znanej maksymie „less is more”. Ale czy rzeczywiście minimalizm tak łatwo jest wprowadzić do życia? Wystarczy zaopatrzyć się w białą koszulę i mieć w szafie jasnoniebieskie jeansy, by móc bez wyrzutów sumienia nazywać się minimalistką?

Nadmiar rzeczy zazwyczaj przytłacza
Nadmiar rzeczy zazwyczaj przytłacza 123RF/PICSEL

Jak się zaczęło?

Droga do minimalizmu nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. To cel, do którego zmierza się powoli. Wymaga zmiany nie tyle samej garderoby, co sposobu myślenia o produkcie wiszącym na wieszaku. Żeby dotrzeć do sedna i zrozumieć założenia minimalizmu, dobrze jest wrócić do jego korzeni.

Ludwig Mies van der Rohe to niemiecki architekt i twórca słynnej na cały świat sentencji "mniej znaczy więcej". Poprzez swoje ascetyczne podejście do designu udowodnił, że prostota nigdy się nie starzeje - sam bezgranicznie wierzył w uniwersalność. Projektując budowle, wnętrza czy pojedyncze przedmioty, zwracał uwagę na szczegóły, bo, jak zwykł mawiać "Bóg kryje się w detalu".  O Van der Rohe często mówi się, jako o architekcie, który kochał luksus. Nie zadowalały go półśrodki, zawsze stosował półprodukty najlepszego gatunku - włoskie skóry, nowoczesne, stalowe elementy. To właśnie w jakości tkwi siła jego prac, a co za tym idzie, także siła minimalizmu.

Minimalizm sposobem na lęki?

Moda już dawno wymknęła się spod kontroli. Fast fashion przez dwie ostatnie dekady rozpychało się łokciami, zabierając miejsce manufakturom, lokalnym przedsiębiorstwom. Uwierzyliśmy, że mieć dużo, to żyć lepiej i bardziej luksusowo. Kupowanie coraz większej liczby rzeczy w niższych cenach stało się powszechne. Reklamodawcy dbają o to, by kolekcjonowanie dóbr stanowiło synonim jakościowego życia. Okazuje się jednak, że konsumpcjonizm i wszechobecny przesyt mają wpływ nie tylko na portfele, ale także na psychikę i nastroje społeczne.

Według badań, pragnienie gromadzenia rzeczy często idzie w parze z podwyższonym poziomem lęku i niską samooceną. Przyczyną jest głównie presja związaną z nieustanną pogonią za tym, co nowe. Smartfony, samochody i ubrania zgodne z trendami na obecny sezon zmieniają się tak szybko, że trudno jest za nimi nadążyć. Z pomocą przychodzi minimalizm, który dotyczy właściwie wszystkich dziedzin życia.

Sprzeciwianie się konsumpcjonizmowi, według specjalistów, niesie korzyści nie tylko ekonomiczne, lecz również psychiczne. Mniejszy stres, więcej czasu dla siebie, lepszy poziom organizacji, wzmożona koncentracja -  minimalizm podnosi poziom szczęścia. 

Więcej rzeczy w garderobie to więcej dylematów
Więcej rzeczy w garderobie to więcej dylematów 123RF/PICSEL

Minimalizm - mniej rzeczy znaczy więcej radości

Pierwszą zasadą minimalizmu jest pozbycie się ze swojego otoczenia wszystkiego, co niepotrzebne, zbędne i dodatkowe. Porządki oczyszczają nie tylko szafy, ale też głowę. Otaczanie się jedynie wartościowymi rzeczami, sprawia, że stajemy się bardziej radośni. Co istotne, wartość nie musi iść w parze z ceną produktu, może być również sentymentalna. Ważne jednak, żeby raz na zawsze pożegnać zakupy impulsywne i skupić się na jakości.

Przed wyjściem do galerii handlowej dokładnie przeanalizuj, czego brakuje w twojej garderobie. Dziesiąta biała koszula z poliestru z pewnością nie jest tym, czego potrzebujesz, nawet jeśli ma modny w tym sezonie, obszerny kołnierz. Niewielka liczba świetnie dobranych do sylwetki oraz stylu życia ubrań, sprawi, że już nigdy nie będziesz stała godzinami przed lustrem, głowiąc się, co na siebie włożyć.

Minimalizm mówi: sukcesem jest mieć mniej -  bałaganu, stresu, rozterek i dylematów. Nidy nie nadążysz za cotygodniowymi trendami. Świadomość tego, a jest pierwszym krokiem do zmiany.  

Czytaj również:

Zobacz także:

"W bliskim planie": Maciej Dowbor
Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas