Najbogatsza kobieta w dziejach Polski
Zaczynała jako córka bankrutki i utrzymanka własnego męża. W ciągu kilku lat stała się najzamożniejszą kobietą na kontynencie i najbogatszą businesswoman w dziejach Polski. Sekret sukcesu Bony Sforzy zdradza Styl.pl Kamil Janicki, autor książki "Damy złotego wieku".
Włoskie kobiety miały wzięcie na renesansowej giełdzie matrymonialnej. I było to dla świata zupełnym zaskoczeniem. Jeszcze dwa pokolenia wcześniej żaden szanujący się europejski władca nawet nie pomyślałby o poślubieniu przedstawicielki jednego z nowych italskich rodów. Dla nich to były tylko farbowane księżniczki. Może i legitymowały się dumnymi tytułami, ale wiedziano, że zamiast błękitnej krwi, mają w żyłach posokę kupców i zabijaków.
Sforzowie zaczynali jako zwykli najemnicy. Medyceusze wywodzili się od prostego węglarza. Podobne metryki budziły śmiech. Wszystko uległo zmianie, gdy Włosi stali się pionierami nowoczesnego handlu i bankierstwa. A włoscy książęta - niepostrzeżenie urośli do rangi największych krezusów kontynentu. Nagle każdy monarcha chciał mieć żonę ze słonecznej Italii.
Mówiono, że chodzi o rzymskie wzorce, sztukę, nieskazitelną kulturę i najlepsze na świecie wykształcenie. W rzeczywistości doktorat na włoskim uniwersytecie można było zrobić w dwa tygodnie (za odpowiednią opłatą), a pałacowe orgie i pijatyki interesowały lokalnych książąt bardziej niż sztuka. Tak naprawdę władców północy obchodziły tylko pieniądze.
Polski król, Zygmunt I Jagiellończyk (niedługo ludzie zaczną go nazywać Starym) nie był pod tym względem żadnym wyjątkiem. Zadłużony po uszy zaczął szukać małżonki we Włoszech, by wreszcie wyjść na prostą i zasmakować prawdziwej fortuny. Trafiła mu się żona piękna (zdaniem wielu najbardziej urodziwa kobieta epoki!), inteligentna, zaradna i ambitna. I tylko jednego brakowało Bonie Sforzy: tak bardzo wyczekiwanych nad Wisłą pieniędzy.
Problemy finansowe jej rodziny wyszły na jaw natychmiast po ślubie. W zabranym do Polski dobytku nowej królowej więcej było bielizny niż złota. A zapłata posagu przeciągnęła się na całe lata - bo matka Bony była bankrutką w nie mniejszym stopniu niż polski król. Co najwyżej lepiej się maskowała.
Cała ta sytuacja największym utrapieniem okazała się dla samej Bony. W pierwszych latach panowania była zdana wyłącznie na łaskę męża i na otrzymywane od niego uposażenie. Dostawała dwa tysiące florenów rocznie. Z perspektywy zwykłego śmiertelnika byłaby to kwota astronomiczna - równa dwudziestu świetnym dworskim pensjom. Jednak dla monarchini były to zwyczajne ochłapy. Wreszcie Bona zawzięła się - i zażądała by mąż dał jej wędkę, a nie coroczną stertę ryb.
Wszystko wskazuje na to, że Zygmunt ugiął się wyłącznie dla świętego spokoju. Bona miała wybuchowy charakter. Zawsze uparcie walczyła o swoje i nie znosiła sprzeciwu. Król nie chciał narażać się na kolejną awanturę. Podarował żonie kilkaset hektarów zupełnie zaniedbanych i bezużytecznych puszcz na Litwie, składających się na księstwa pińskie i kobryńskie. Enigmatycznie stwierdził, że robi to kierowany "szczególną miłością" do Bony. Wiedział, że niewiele traci, bo z dzikimi ostępami nie da się nic sensownego zrobić. Albo raczej, tak mu się wydawało.
Najwidoczniej nie docenił tego, jak olbrzymia może być determinacja kobiety nie chcącej pozostawać dłużej na garnuszku u swojego "pana małżonka".
Tak wyglądał początek najbardziej niesamowitej success story w historii polskich fortun. Okazało się, że Bona odznacza się bezprecedensowym talentem do interesów. Dwadzieścia lat później będzie posiadać 15 prywatnych miast, 191 wsi i rezerwy finansowe w kwocie nawet kilku milionów florenów.
Dzisiejsi menedżerowie zgodziliby się z wieloma z jej metod działania. Przede wszystkim Bona chciała wiedzieć co się dzieje. W tej epoce możnowładcy szczycili się zupełną ignorancją w sprawach gospodarczych. Zajmowanie się majątkiem było poniżej ich godności - to była praca dla ekonomów i nadzorców, działających wyłącznie w myśl własnego "widzimisię". Bona tymczasem szczerze wierzyła, że twarde liczby stanowią warunek sukcesu.
W przejmowanych majątkach i dobrach zlecała szczegółowe ewidencje ludności, odmierzała grunty, zamieniała daniny w naturze na łatwo weryfikowalne czynsze i zatrudniała urzędników kierując się ich kompetencjami, a nie znajomościami. Jedna z biografek królowej, Maria Bogucka, stwierdziła, że Bona chciała mieć zarachowane wszystko - nawet ryby w stawach. I chyba nie ma w tym stwierdzeniu przesady.
Na tym nie koniec. Bona wierzyła też szczerze w postęp. W kraju, w którym gospodarka z dziada pradziada działała identycznie, ona siliła się na karkołomne nowinki. Zlecała budowę dróg, młynów, kanałów oraz zakładów produkujących smołę i potaż. Instynktownie czuła, że największy zysk można wygenerować tam, gdzie z pozoru brakuje jakiegokolwiek potencjału. Zaczęła odkupywać za bezcen majątki znajdujące się w opłakanym stanie. Grunty były rozkradzione, pola zarośnięte, budynki zniszczone przez czas i zapuszczone przez niedbałych ekonomów.
Niczym perfekcyjna pani domu Bona natychmiast zabierała się za porządki. Z najgorszej rudery potrafiła zrobić pałac; z najbardziej zadłużonego i zdezorganizowanego gospodarstwa - świetnie prosperujący folwark.
Księgi rachunkowe stały się jej nową miłością. I coraz częściej postępowała w sposób, który przyprawiłby dzisiejszych ekspertów gospodarczych o zawał serca. Z uporem maniaka nawoływała do ochrony środowiska. 500 lat przed powstaniem Greenpeace była pierwszą w Polsce ekolożką. Stanowczo twierdziła, że nie wolno napychać sobie kabzy złotem kosztem lasów. Co więcej, zamiast spoglądać na "the big picture", uparcie skupiała się na detalach.
Wiedziała o każdej dostawie zboża do swoich zamków, znała dokładną liczbę służących w każdym z majątków, a nawet stan zapasów siarki, saletry i ołowiu. Nie umykał jej żaden szczegół. Kiedy w jednym z pałaców urzędnik niższego szczebla zdefraudował (lub zapodział) kilka florenów, zaraz zrobiła mu awanturę w kilkustronicowych liście. I o dziwo - taki właśnie sposób zarządzania uczynił ją najbogatszą kobietą świata.
Może więc najwyższa pora przemyśleć te wszystkie porady, którymi zasypuje się przyszłych biznesmenów? Receptą na sukces może być... przede wszystkim pasja.
Kamil Janicki jest autorem książki "Damy złotego wieku", w której prezentuje zaskakująco współczesny teatr gry o polski tron. W takim świecie żyły Bona Sforza, Barbara Radziwiłłówna i Anna Jagiellonka.