Nie zakochujmy się w wyretuszowanych awatarach
Media społecznościowe zalewane są przez idealne, wyretuszowane zdjęcia nie tylko gwiazd, ale coraz częściej także naszych znajomych. Kreowanie wyidealizowanego wizerunku jest ułatwione filtrami, które zmieniają twarz wtłaczając ją w popularny kanon: gładka cera, duże oczy, wielkie usta. Gdzie kończy się zabawa, a zaczyna problem i kompleksy? Na ten temat rozmawiamy z Krzysztofem Piersą, terapeutą uzależnień od technologii i autorem książek, między innymi „Złota rybka w szambie. Jak pokonać uzależnienie od smartfona i internetu”.
Katarzyna Drelich, Styl.pl: Czy od Instagrama można się uzależnić?
Krzysztof Piersa: - Oczywiście. Mamy go cały czas pod ręką, w telefonie nieustannie wyświetlają nam się powiadomienia. Kiedy je już otrzymujemy, dostajemy od mózgu nagrodę w postaci dopaminy, czyli neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za poczucie przyjemności. Dodatkowa sprawa - oceniając zdjęcia dysponujemy tylko plusami. Dostajemy i rozdajemy serduszka. Nie ma negatywnych reakcji. Oczywiście ktoś bardziej zdeterminowany napisze w komentarzu, co mu się nie podoba, ale z samych serduszek jesteśmy sobie w stanie policzyć ilu osobom podoba się to, co robię. Lubią mnie. Można powiedzieć: polityka promowania sukcesu. Instagram uzależnia także dlatego, że przedstawia nasze codzienne życie w samych superlatywach. Z jednej strony chcemy oglądać i pokazywać rzeczy pozytywne i miłe, z drugiej strony pogłębiamy się w "instadepresji".
Czy to dlatego Instagram został uznany w 2017 roku za sieć społecznościową wywołującą najbardziej negatywny wpływ na zdrowie psychiczne?
- Na Instagramie zupełnie puszczamy hamulce, jeśli chodzi o udawanie swojego życia. Jeszcze kilka lat temu na Facebooku obiektem żartów były selfie "dopiero wstałam", w pełnym makijażu. Dzisiaj standardem staje się udawanie, że było się na wczasach i zrobienie sobie zdjęcia gdzieś na zielonym tle i wstawianie ładnej fotki - byłem na Zanzibarze, Egipcie, gdziekolwiek, byle daleko, wynajęcie samochodu, żeby tylko się w nim pokazać. Coraz częściej słyszę o zamawianiu kreacji przez internet, by zrobić sobie zdjęcia w 15 różnych, drogich strojach. Dopisuje się: "Kochani co powiecie na moją stylizację?", po czym odsyła się ciuchy z powrotem, fotka zrobiona, wszystko gra.
Po wrzuceniu wyidealizowanego, upiększonego zdjęcia widzimy także wersję oryginalną i pojawia się frustracja
- Przyzwolenie na przesuwanie tej granicy w tworzeniu sztucznego wizerunku nas samych robi się coraz większe. Tym bardziej, że pokazujemy tylko jasne strony, a ludzie epatujący szczęściem w mediach każdego jednego dnia tworzą zupełnie nieprawdziwy obraz tego, że wszyscy chodzimy uśmiechnięci od ucha do ucha 365 dni w roku i nie zdarzają nam się niepowodzenia. Jest to oczywiście bzdura, ale zaczynamy myśleć, że to z nami jest coś nie tak, jeśli nie mamy konkretnych ubrań, drogich samochodów lub egzotycznych urlopów.
Istnieją też bardziej subtelne formy "oszustwa" - filtry zmieniające rysy twarzy, wygładzające cerę, powiększające usta. Skąd taka ich popularność? Przecież jeśli kogoś znamy, od razu zauważymy, że wygląda inaczej.
- Pytanie, jak często widujemy tego kogoś na żywo. Jak by się tak zastanowić, to poza ludźmi, których widzimy na co dzień w szkole, w pracy, na studiach, mamy też rodzinę, dalszych znajomych, przyjaciół, których widujemy czasem co kilka miesięcy. Mamy obserwatorów, którzy nigdy nie zobaczą nas w rzeczywistości. To właśnie dla tych ludzi tworzymy całą tę fałszywą otoczkę siebie.
- Dlaczego się od tego uzależniamy? Mamy bardzo prosty przelicznik: ja bez filtrów mam 15 lajków, a kolega / koleżanka z filtrami ma 40. Chcę być tak popularny i tak lubiany jak on / ona. Nie będzie mi się to podobać, ale potrzebuję tej akceptacji, więc uginam się i robię to. Przyznam, że ciężko mi pojąć filtry zupełnie zmieniające wygląd. Jestem w stanie zrozumieć, że człowiek, który wstydzi się na przykład trądziku, może chcieć go jakoś przykryć w pewnych sytuacjach, choć na szczęście powoli się to traktuje jako coś normalnego, a nie jako powód do wstydu. Ale kiedy ludzie robią sobie usta, nosy, oczy, czyli całą cyfrową operację plastyczną instagramowym filtrem, to jest najgorsze dla ich psychiki, nie tylko dla odbiorców tych zdjęć. Bo po wrzuceniu wyidealizowanego, upiększonego zdjęcia widzimy także wersję oryginalną i pojawia się frustracja, bo dobrze wiemy, że to zdjęcie bez retuszu to nasz prawdziwy wizerunek, którego nie zmienimy i zostaniemy z nim sami. To może być duży problem, który nota bene tworzy kompleksy.
Dlaczego nawet osoby, które wpisują się we współczesny kanon piękna i są obiektywnie atrakcyjne również tak często wrzucają swój przefiltrowany wizerunek?
- Nawet Marylin Monroe, uosobienie ówczesnego kanonu piękności i seksapilu, miała poważne kompleksy względem swojego ciała. Jeżeli osoba znana używa filtrów, od razu motywuje do ich używania także nas - w ten sposób tworzy się pewnego rodzaju moda. Bo przecież skoro ktoś, kto jest tak atrakcyjny i znany musi się upiększać, to jakim cudem ja mam wyglądać dobrze bez żadnych poprawek? Dlaczego osoba obiektywnie ładna używa filtrów do upiększania się? Nie czuje się ładna w swoich własnych oczach. Jeśli spytalibyśmy ludzi na mieście, kto czuje się statystyczną "dziewiątką" czy "dziesiątką", mało kto podniósłby rękę. Praktycznie nikt tak o sobie nie myśli. Każdy uważa: "Tu mi coś nie działa, tu mógłbym / mogłabym coś poprawić". Poza tym przecież społecznie przyjęło się, że to głupio tak dobrze o sobie mówić i przyznać się do swoich zalet.
A z czego to wynika, że tak sobie umniejszamy?
- Po pierwsze z braku akceptacji społecznej. Nie lubimy ludzi, którzy wybijają się przed szereg, są takimi samymi śmiertelnikami jak my, a mają pewność siebie i śmią uważać się za mądrych, ładnych. Boimy się tego i jednocześnie wystawiamy się od razu na strzał, jeżeli tylko wypchniemy się do przodu. Z tego tytułu boimy się uznać swoje obiektywnie mocne strony.
Jakie zagrożenia niesie za sobą używanie mediów społecznościowych przez dzieci? Czytaj na następnej stronie >>>
Ten problem z pogonią za "lajkami" występuje także wśród dzieci i młodzieży?
- Nawet bardziej w środowisku młodzieży, niż dorosłych. Dorośli potrafią sobie jakoś to przetłumaczyć. Nawet jeśli szaleją na punkcie mediów społecznościowych, zwykle znajdują jakiś aspekt życia, który sprowadzi ich na ziemię. Ktoś może pokazywać piękne zdjęcia z wynajmowanymi samochodami, na ekskluzywnych wakacjach, ale możemy wtedy powiedzieć, że my mamy inne cechy: tamta osoba wygląda pięknie na zdjęciu z wakacji, za to ja czytam książki, rozwijam się. Mam swoją pasję, której poświęcam swój czas. Możemy się zorientować, że to, co widzimy, niekoniecznie jest rzeczywistością. Coś już sobie jesteśmy w stanie wytłumaczyć.
- Młodzi ludzie tego nie mają, patrzą bardzo zerojedynkowo: on ma więcej lajków, subskrypcji, pieniędzy, co jest równoznaczne z tym, że jest fajniejszy. Niejednokrotnie słyszałem od młodzieży argument, że jakiś youtuber powiedział to i to, a ma ileś tysięcy subskrypcji. Skoro ma tyle tysięcy subskrypcji, to jest autorytetem. I to jest niestety duży problem - jeżeli nie ma się tych subskrypcji, tych lajków, nie jest się branym na poważnie. Na spotkaniach autorskich potężną przewagę daje mi posiadanie kanału na YouTube - małego, bo małego, ale jeśli młody człowiek zidentyfikuje mnie jako youtubera, styki się rozrywają i dopiero wtedy słucha. Mógłbym mówić wszystko. Na przykład, że robię zapasy z krokodylami na Florydzie. Nie ma to żadnego znaczenia - youtuber to jest dopiero gość. Co ja na tym kanale robię nie jest ważne. Czy jest pan youtuberem, ile pan tam zarabia, ile pan ma subskrypcji - to są istotne kwestie.
Zawsze jest prosty wniosek - na pewno jestem beznadziejny, dlatego nie mam polubień
Naprawdę dzieci pytają pana o zarobki?
- Oczywiście, że tak. Wyznacznik finansowy stał się dla nich absolutnym punktem odniesienia. To konsekwencja wychowania. Rodzice powtarzają: z czegoś trzeba żyć, pieniądze są ważne, hobby będziesz miał później, musisz mieć na życie. No i te pieniądze tak im pompują do głów.
Mam wrażenie, że istotne stają się nie tyle pieniądze, co pokazywanie innym, ile mam - nawet, jeśli w rzeczywistości nie mam. To błędne koło z udawanymi wakacjami i wynajmowanymi samochodami czy ubraniami. Skoro młodzi ludzie nie mają dystansu do wirtualnego, wyidealizowanego świata, jakie konsekwencje może to mieć dla ich psychiki?
- Zaczynają się zastanawiać: "Dlaczego ja nie mam pieniędzy, lajków, subskrypcji? Co jest ze mną nie tak?". Nie ma tłumaczenia, że algorytm nie trafił, że ktoś nie spojrzał, że się nie przebiło. Zawsze jest prosty wniosek - na pewno jestem beznadziejny, dlatego nie mam polubień. To jest przerażające i może nawet wpędzić w depresję.
- Odnośnie pieniędzy jeszcze - przypomniałem sobie, że byłem na spotkaniu autorskim pod Warszawą, zanim zamknięto szkoły. Spytałem młodych ludzi, co robiliby w życiu, gdyby byli bogaci, gdyby wygrali w totka. Odpowiedzi sprowadzały się do namnażania pieniędzy. Założenie firmy, kupno domów na wynajem...
W sumie bardzo rozsądnie.
- Owszem. Tylko teraz co dalej? Dobrze, masz firmę, ale co robisz z pieniędzmi? Na czym będzie polegać twoje życie? "No to założę drugą firmę!". Okay, masz 10 firm. Co chcesz robić w życiu z tymi pieniędzmi? "Nie wiem...". Nie zadajemy sobie pytania czy chcemy coś zwiedzać, czy coś kupić, coś robić, czymś się zajmować. To też uważam za problem społeczny.
Na pewno też czas spędzony na Instagramie mógłby zostać przeznaczony na rozwijanie pasji, co ułatwiałoby odpowiedź na pytanie, co zrobić z pieniędzmi.
- Ale na przykład na siłowni też niejednokrotnie widzę ludzi robiących zdjęcia: "Zrobiłem trening, tyle i tyle przebiegłem na bieżni". Byłem świadkiem, jak dwie dziewczyny ustawiły sobie bieżnię, żeby leciała na prędkości 12 km/h i zrobiły po jakimś czasie zdjęcie, że przebiegły już kilka kilometrów na tej prędkości. Nawet na tę bieżnię nie stanęły. Faceci robią to samo - ustawiają stukilowe sztangi, cykają zdjęcie, zdejmują czterdzieści kilo i dopiero robią serię.
Czy da się skutecznie odciąć od mediów społecznościowych? Czytaj dalej >>>
Nieważne jest już, jacy jesteśmy w rzeczywistości, tylko co inni o nas myślą i to, jaki obraz kreujemy. Obawiam się, że terapeuci mają pełne ręce roboty z pacjentami, którzy patrzą na świat oczami innych ludzi.
- Potwierdzam. Ale to wszystko idzie także w drugą stronę. Osoby, które z jednej strony potrafią wrzucać mnóstwo filtrów i bardzo mocno dbać o to, co pokazują, starannie filtrują informacje, często popadają ze skrajności w skrajność, potrafią uzewnętrzniać w internecie na przykład swoje rodzinne kłótnie. Relacja kręcona na żywo - żeby pokazać, że to perfekcyjne życie ma również swoje mroczne strony.
Ale zawsze z gładką cerą i wielkimi ustami. Ostatnio widziałam "dramę" na Instagramie, w której bohaterka nie zapomniała o pięknym, wygładzającym filtrze, dodającym błyskotki lewitujące dookoła jej twarzy. Wyglądało to dość komicznie, ale staje się to powoli rzeczywistością. Jak sobie radzić z kompleksami, które powodowane są przez portale społecznościowe? Jak nie spędzać połowy życia w wirtualnym, wyfiltrowanym świecie?
- To jest równie trudne pytanie, co "Jak rozwiązać problem głodu w Afryce". Istnieje terapia szokowa. Odinstalujmy media społecznościowe i poczekajmy, aż oczyścimy się wewnętrznie. Po paru miesiącach powinniśmy dojść do siebie, ustabilizować się. Jeżeli chodzi o mniej drastyczne i zapobiegawcze metody, to na pewno duża jest rola rodziców, aby budowali w dzieciach poczucie własnej wartości, żeby były sobie w stanie powiedzieć: "Jestem fajny, atrakcyjny, nie potrzebuję upiększać się jakimiś filtrami". Ted Jakes kiedyś powiedział: "Wyobraź sobie jakbyś codziennie słyszał od rodziców, że jesteś naprawdę wartościowym człowiekiem i ze wszystkim sobie poradzisz". Wyobraźcie sobie jak cudownym miejscem byłby świat, gdybyśmy w to naprawdę uwierzyli
- Kolejna bardzo ważna sprawa - niereagowanie na wyskoki lajków, czyli koleżanka ma 150 lajków pod zdjęciem, a mnie to nie rusza. Spotykam się z podobną sytuacją często na rangach w grach - młodzi ludzie mówią mi na spotkaniu, że mają złotą rangę w CS-ie - odpowiadam: "Nie rusza mnie to zupełnie, możesz sobie mieć i platynę w tym CS-ie". I nagle jest szok. "Facet zajmuje się grami i go to w ogóle nie rusza?!". Człowieku, poświęciłeś tysiące godzin na grę, masz coś jeszcze w swoim życiu? To potrafi być niezły punkt zwrotny, kiedy uświadomimy im, że dla wielu ludzi to nie ma żadnego znaczenia.
- Warto także dystansować się od tego wirtualnego świata, odsuwać się nieco od wyfiltrowanej, instagramowej utopii. Dziennie spędzamy średnio pięć i pół godziny na telefonie! Przeglądamy go praktycznie w każdej sytuacji naszego życia. Pół biedy, jeśli to robimy w samotności, ale jeśli zaczynamy siedzieć na telefonie w obecności innych ludzi, co się nagminnie zdarza, to już oznaka poważnego problemu. Na przykład, ludzie rozmawiają i nagle ktoś zaczyna scrollować media społecznościowe - polecam serdecznie w takich sytuacjach odejść na trzy, cztery metry.
Warto odsuwać się nieco od wyfiltrowanej, instagramowej utopii
Pytanie, czy w ogóle zauważą.
- Mózg jest zdezorientowany, kiedy zda sobie sprawę, że rozmówcy nie ma. Mówisz, że nie chcesz im przeszkadzać, bo pewnie mają coś bardzo ważnego. Zdarzy się tak raz, dwa razy - trzeciego razu nie będzie, gwarantuję.
Jak przemówić sobie do rozsądku? Jak przestać używać filtrów, gdy już wciągniemy w ten swój wyidealizowany awatar?
- Najprostszym ćwiczeniem terapeutycznym byłoby zrobienie sobie zdjęcia przed lustrem i wymienienie pięciu rzeczy, które nam się w sobie podobają. Warto próbować czegoś takiego i polubić siebie, a nie swój fałszywy awatar. Jesteśmy doskonali w swoich niedoskonałościach i to jest w nas piękne, że każdy jest inny. Są oczywiście pewne kanony piękna, które z różnych względów podobają nam się bardziej lub mniej, ale nie istnieje jeden kanon piękna. Mieliśmy przykład zespołu K-popowego, którego członek został wybrany najprzystojniejszym mężczyzną roku. W Polsce wybuchła o to afera, że jak to, mężczyzna który tak wygląda może być dla kogoś atrakcyjny? A dla innych to ideał. I nie pogodzisz tego. Nie należy gonić za każdym "ideałem". Oczywiście mogę dbać o siebie i nie chodzi o to, aby chwalić się swoimi wadami - samoświadomość i samoakceptacja to dwie różne rzeczy. Warto nad wadami pracować, ale nie popadajmy w szaleństwo i nie zakochujmy się w swoich nieistniejących, wyretuszowanych awatarach.
Rozmawiała: Katarzyna Drelich
Zobacz także: