Nikt ci nie uwierzy

"Droga babciu, zabrałam broń ojcu. Miałaś tyle zmartwień i problemów z Dorotheą. Chciałam ci pomóc, wybacz mi" - taki list znaleziono obok ciał dwóch nastolatek - 16-letniej Dorothei i jej 12-letniej kuzynki Ursuli. Obie kochały się jak siostry, ale żadna z nich nie byłaby zdolna do zbrodni. Jak więc młodsza dziewczynka mogła zabić starszą a następnie siebie? Historię sprzed wieku w swojej najnowszej książce "Nikt ci nie uwierzy" opisuje Magda Knedler. Poniżej publikujemy jej fragment

Opisana w książce historia wydarzyła się naprawdę
Opisana w książce historia wydarzyła się naprawdę123RF/PICSEL

Nie zeszłam na śniadanie. Stałam przy drzwiach i nasłuchiwałam, czy Grupen już się zbiera, czy jeszcze z tym zwleka. Wiedziałam, że musi zdążyć na pociąg i nie może na mnie czekać w nieskończoność. Wreszcie w korytarzu rozbrzmiał jego głos. Żegnał się wylewnie, znowu coś mówił o Gertrudzie, prosił, by mi przekazać pozdrowienia, i wyrażał nadzieję na rychłe ponowne spotkanie. Panna Bertha odpowiadała zdawkowo i niecierpliwie. Wreszcie trzasnęły drzwi wejściowe i zapadła cisza.

Zaraz potem usłyszałam kroki na schodach. Panna Bertha na pewno biegła po dwa stopnie, jak zawsze robiła, kiedy się spieszyła i kiedy nikt - poza mną - nie patrzył. Przekręciłam klucz w zamku i wyszłam jej na spotkanie. Padłyśmy sobie w ramiona i ściskałyśmy się tak dobrą chwilę, obie wyczerpane i na granicy wytrzymałości. Panna Bertha objęła następnie dłońmi moją twarz i uważnie mi się przyjrzała.

- Nie spałaś, Dörte. Prawda?

Potwierdziłam. Przez całą noc patrzyłam na drzwi i nasłuchiwałam odgłosów z korytarza.

- Opowiedz mi o wszystkim, co się działo w Ottenbüttel. A potem będzie moja kolej.

Poszłyśmy do jadalni, gdzie wciąż nie posprzątano po śniadaniu, i spróbowałam najpierw przełknąć kęs chleba z masłem. Panna Bertha podsunęła mi jajko, które również w siebie wcisnęłam, a potem z wdzięcznością przyjęłam filiżankę mocnej kawy. Zaczęłam opowiadać o Ottenbüttel, dziwnej atmosferze w domu, w którym wszyscy są zdenerwowani, ale zdają się nie przejmować zaginięciem Gertrudy, aż wreszcie wspomniałam - choć nie bez zażenowania - o scenie w ogrodzie, kiedy zaglądałaś sobie między nogi. Wahałam się, czy mówić o tym pannie Bercie, lecz jeśli mam być szczera, twoja sytuacja znowu nie dawała mi spokoju.

Panna Bertha pytała, co dalej, więc powiedziałam jej, że pojechaliście do Hamburga na spotkanie z lekarzem. Pokręciła głową i przycisnęła dłoń do ust, jak zawsze robiła w chwili wielkiego wzburzenia. A jednak, Ursel, nie podzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami, nie powiedziała mi tego, co ty mi teraz mówisz, choć przecież musiała odgadnąć prawdę. Była dorosła, z pewnością słyszała o chorobach wenerycznych. Nie wiem, dlaczego nic mi nie chciała powiedzieć. Może to ze względu na ciebie. Może chciała, by jak najmniej ludzi znało twój sekret, bym nie znała go nawet ja. Na pewno rozumiała, że wyrządzono ci krzywdę, a jednocześnie domyślała się, że ucierpisz jeszcze bardziej, jeśli staniesz się przedmiotem powszechnej dyskusji. Że stracisz dobre imię, nawet jeśli jesteś ofiarą. Bo przecież Grupen cię skaził. Zepsuł. I wreszcie musiałam przejść do dziwnej rozmowy z Irmą, która wspomniała, że panna Bertha musi odejść, Grupen i babcia wszystko już ustalili, a ja nie mogę zostać sama w takim wielkim domu.

- Zaraz potem wysłałam ten telegram - powiedziałam. - Nie miałam pojęcia, jak to ująć...

- Zrozumiałam od razu.

- To dlatego, że już pani wiedziała - odparłam powoli. - Od Vielhacka. Że chce panią zwolnić.

Choć historia wydarzyła się sto lat temu, wciąż pozostaje aktualna
Choć historia wydarzyła się sto lat temu, wciąż pozostaje aktualna123RF/PICSEL

Panna Bertha westchnęła ciężko i zaczęła spacerować po pokoju. Nie uczesała się dzisiaj zbyt dokładnie, a na ramionach, tak jak poprzedniego dnia, miała narzucony koc.

- Vielhack nagle uznał, że nie wychowuję cię dobrze. Nie miałby zamiaru nas rozdzielać, gdybym wychowywała cię w sposób, który on uważa za właściwy. A skoro tak się jego zdaniem nie dzieje, stwierdził, że należy działać. Oczywiście dla twojego dobra.

 Odstawiłam pustą filiżankę po kawie na spodek i także zerwałam się z krzesła.

 - Ale jakim cudem on wie, jak mnie pani wychowuje i co jest dla mnie dobre, skoro w ogóle mnie nie zna i nic o mnie nie wie, ani o pani, ani o tym domu. Nie ma pojęcia, co się w nim dzieje, jak żyjemy i... i o Grupenie...

 Panna Bertha zatrzymała się i ciaśniej otuliła kocem.

 - Właśnie, Grupen - powiedziała ponuro. - Myślę, że akurat z Grupenem nasz Vielhack dobrze się zna. I nagle mnie też zrobiło się zimno.

Wreszcie mówiłyśmy o tym głośno. O tym, co każda z nas myślała, ale o czym żadna nie odważyła się wspomnieć wprost.

 - Myśli pani, że to on... że to za sprawą Grupena Vielhack zaczął nas inaczej traktować i dlatego mamy teraz takie kłopoty?

 - Jestem tego pewna. Mam... niestety mam informacje z dobrego źródła. Grupen jest stroną przeciw nam w sądzie okręgowym. Zeznaje na naszą niekorzyść. A pani Eckert... twoja babcia... napisała listy, w których wypowiedziała się przeciwko mnie.

 - Moja babcia!

 Złapałam się za głowę i warknęłam jak zwierzę. Nie mogłam nad tym zapanować, po prostu czułam, że muszę krzyczeć, bo grunt usuwa mi się spod stóp i nie mam się czego uchwycić. Babcia nigdy mnie nie lubiła, z babcią zawsze miałyśmy problem, lecz naprawdę nie sądziłam, że może dojść do czegoś takiego, że ona faktycznie podejmie kroki, by zniszczyć mi życie. Spojrzałam na pannę Berthę, chudą, mizerną, przytłoczoną problemami, opatuloną kocem, pod którym trzęsła się z nerwów, i poczułam tak okropny żal, tak wielki, że ledwie go mogłam znieść.

 - Dörte - powiedziała już nieco spokojniej. - Nie mam pensji, a Vielhack już podjął kroki przeciwko mnie. Grupen i twoja babcia wystąpią przeciwko mnie w sądzie. Gdybym... gdybym ustąpiła, byłoby ci pewnie łatwiej. Znaleźliby ci kogoś innego, ustalili dla niego pensję i zwiększyli twoje wypłaty. Żyłabyś lepiej. Zastanów się, czy na pewno nadal chcesz...

 - Panno Bertho, czy pani mówi to całkiem serio?! Mogłaby mnie pani zostawić?

 - Myślę tylko o twoim dobru. Nie wiem, czy tu już nie za bardzo chodzi o mnie, zamiast o ciebie, czy nie jestem dla ciebie przeszkodą.

- Chyba dla nich! Dla nich jest pani przeszkodą! Chętnie zamknęliby mnie tu samą z jakąś obcą babą...

 - Proszę!

 - Z obcą kobietą, którą można nakręcić, żeby tańczyła, jak jej zagrają. Z ich marionetką, która wybierze mi zestaw lektur, zestaw manier do wyuczenia, zestaw słów do wypowiadania, zestaw upodobań, myśli, uczuć, ubrań, butów, która mnie ulepi i uszyje pod ich dyktando. O nie! Panno Bertho, błagam. Błagam, niech mnie pani nie zostawia. Z panią mam jeszcze szansę... ale sama...

 Oparłam się o ścianę i z trudem łapałam oddech. Panna Bertha podbiegła do mnie szybko i ścisnęła moje dłonie.

 - Dörte, jesteś śmiertelnie blada! Co się stało?

 - On mnie poprosił... w pociągu. Grupen.

 - O co? O co cię poprosił?

 - Żebym za niego wyszła.

 - Wyszła za niego?! A Gertruda...

 - Uważa, że go porzuciła. Chce przeprowadzić rozwód, ma już prawnika.

 - Boże!

 - Powiedział, że go posłucham. Że prędzej czy później na pewno go posłucham. I weźmiemy ślub. Bo wszyscy wokół właśnie tego sobie życzą.
Panna Bertha pochyliła głowę i wsunęła palce we włosy. Nagle wszystko zrozumiałam i zrobiło mi się biało przed oczami. Doprowadzi do tego. Zgnębi pannę Berthę i wyrzuci ją stąd przy pomocy Vielhacka, a potem mnie zmusi... zmusi mnie do tego ślubu. Wszyscy staną po jego stronie. Sędziowie opiekuńczy. Babcia. Rodzina mojego ojca. Pewnie już ich do siebie przekonał, tak jak mu się to udało ze służbą. Będę sama przeciwko nim wszystkim. Całkiem, całkiem sama.

Tekst jest fragmentem książki Magdy Knedler "Nikt ci nie uwierzy", wyd. Mando. Premiera: 10 lutego

Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas