Paulo Coelho: Po ślubie myślimy, że wszystko pozostanie niezmienne
Prawdę mówiąc, nie jestem mężem tej samej kobiety, tylko różnych Christin, które zmieniały się w miarę upływu czasu. Ja też nie jestem tym samym mężczyzną, którego ona kiedyś poznała - tak o swoim związku mówi pisarz Paulo Coelho w rozmowie o jego autobiograficznej powieści "Hipis".
Dlaczego wspomina pan właśnie teraz swoją hipisowską młodość?
Paulo Coelho: Bo widzę, że świat coraz szybciej zmierza ku fundamentalizmowi, i to niemal we wszystkich aspektach życia: religijnym, seksualnym, politycznym. W czasach hipisowskich wszyscy byliśmy tolerancyjni, jeśli chodzi o wiarę czy wybory naszych bliźnich.
Czy utrzymuje pan jeszcze kontakty z przyjaciółmi - byłymi hipisami?
- Właściwie tylko z jednym, z kierowcą Magic Busa, który jest teraz szanowanym, wziętym lekarzem, specjalistą od traum wojennych.
A czy jeszcze coś w panu pozostało z tego młodego człowieka, który wyruszył na poszukiwanie przygód Magic Busem?
- Oczywiście. Myślę, że każdy, kto kiedyś był hipisem, hipisem pozostaje. Staram się uprościć swoje życie, pamiętam, że największe przyjemności nic nie kosztują: piesze wędrówki, podziwianie natury, medytacja, śmiech i płacz, ale płacz bez poczucia winy. Z tamtych czasów zostały mi też solidarność z potrzebującymi, odporność na manipulację, której jesteśmy poddawani przez system.
Niespełna dziesięć lat po wyprawie, którą pan odbył, trasa Magic Busu nie była już taka magiczna. W Iranie wybuchła rewolucja, Sowieci napadli na Afganistan, a z powodu wojny Jom Kippur wprowadzono wizy turystyczne w Syrii, w Iraku, w Libanie, etc.
- Jedno jest pewne - kiedy coś masz zrobić, nie odkładaj tego na później, bo później może to być niemożliwe, tak jak pan to trafnie zauważył. Do dziś żałuję, że przed 2010 rokiem nie poleciałem do Syrii. Przecież to tylko parę godzin samolotem!
Jak pan się czuł wracając w różne miejsca opisane w książce, już w innej roli - jako sławny pisarz, niemal fenomen literacki?
- Wszystko się zmienia. Kiedy, na przykład, odwiedziłem Peru, nie chciałem oglądać Machu Picchu, bo wiedziałem, że zawładnęli nim turyści. Christina wybrała się sama, ale nie dała rady się tam dostać... taki był tłok. Nie lubię oglądać się za siebie. Dobrze pamiętam losy żony Lota, która obejrzała się do tyłu, żeby zobaczyć zniszczenie Sodomy i Gomory i przemieniła się w słup soli.
Porozmawiajmy o niektórych pojęciach ściśle związanych z kulturą hipisów. Na przykład wolna miłość - czy ma jeszcze znaczenie?
- Myślę, że tak. Przecież to trwały symbol rewolucji hipisowskiej.
A narkotyki - czy powinny być zalegalizowane?
- Obecnie marihuana jest zalegalizowana w wielu krajach na świecie. W Szwajcarii na przykład można ją kupić niemal w każdym sklepie spożywczym. Natomiast inne narkotyki, takie jak heroina i kokaina, powinny być zakazane. W wielu krajach istnieje jednak cały system instrumentów represji, pochłaniający miliony dolarów, który traktuje marihuanę jako największe zagrożenie.
A tak zwana "antymoda" - hipisi nadawali swoim znoszonym ubraniom indywidualny charakter. We współczesnym świecie dominują wielkie sieci handlowe, które produkują odzież na masową skalę. Czy młodzi ludzie nie powinni się zbuntować przeciw temu dyktatowi niekontrolowanych zakupów, przeciw uniformizacji? Czy nie powinni poszukiwać własnego, niepowtarzalnego stylu?
- Bez wątpienia. To pobudza naszą kreatywność.
Bardzo poruszył mnie fragment wspomnień ze Stambułu, kiedy para młodych bohaterów zamiast zwiedzać typowe miejsca turystyczne postanawia "zwiedzić własne dusze". Czy w epoce easy-jet można jeszcze wyruszyć w podróż prowadzącą do przemiany duchowej, tak jak te, które pan odbył, na przykład Drogą Świętego Jakuba czy też szlakiem hipisowskim?
- Sądzę, że wszystko zależy od człowieka. Moje doświadczenia ze Stambułu są aktualne do dziś. Można siedzieć w dworcowej poczekalni i jednocześnie odbywać podróż do własnej duszy. Natomiast z całą pewnością trzeba więcej podróżować. Niestety dziś ludzie przebywają Drogę Świętego Jakuba wgapieni w ekran smartphona. Przydałby się nam wszystkim detoks od Internetu.
Był pan jednym z pierwszych zagorzałych zwolenników mediów społecznościowych. Ostatnio zrobił pan sobie "urlop". Skąd ta decyzja? Czego się pan dzięki temu dowiedział?
- Tego, że media społecznościowe zmieniły się na gorsze. Ja, na przykład, dostarczałem gratis wiele materiałów Facebookowi, a teraz chcą, żebym płacił za opublikowanie bezpłatnych treści. Starałem się stworzyć w mediach społecznościowych lepszy świat, ale okazało się to tylko złudzeniem.
Co chciałby pan powiedzieć osobom, które stają się ofiarami trollingu, przesądów, rasizmu, hejtu, ataków w internecie?
- Mam wrażenie, że na wierzch wypłynęły najgorsze cechy ludzkie - atak hejtu niemal zawsze jest anonimowy. Ja się tym za bardzo nie przejmuję - po prostu po pierwszym ataku blokuję rozmówcę i na tym koniec. Ale dla wielu osób to szok, czują się głęboko zranieni, a przez to Dusza Świata pogrąża się w smutku.
Czy już pan ucierpiał przez fake newsy? Co zrobić, aby lepiej chronić naszą prywatność, jeśli to jeszcze jest możliwe?
- To raczej nie jest możliwe, choć wygląda na to, że ochrona naszej prywatności, stała się dziś bardzo ważną kwestią. Trzymajmy kciuki, żeby opracowano surowe prawa przeciwko naruszeniu prywatności i fake newsom.
"Miłość to pytanie bez odpowiedzi" - to cytat z pana książki. Powiedział to mężczyzna od prawie czterdziestu lat żonaty z tą samą kobietą. Czy to pytania się zmieniają? Czy raczej nie ma na nie odpowiedzi?
- Prawdę mówiąc, nie jestem mężem tej samej kobiety, tylko różnych Christin, które zmieniały się w miarę upływu czasu. Ja też nie jestem tym samym mężczyzną, którego ona kiedyś poznała. Cały kłopot z małżeństwem polega na tym, że po ślubie myślimy, że wszystko pozostanie niezmienne. Niestety tak nie jest. I albo się dostosujemy do zmian, albo koniec końców oddalimy się od kogoś, kogo kochamy.
Często głównymi bohaterkami pana książek są kobiety. Dlaczego tak się dzieje?
- W każdym mężczyźnie drzemie kobieta, a kobieta to pierwiastek twórczy i może dlatego częściej próbuję przyglądać się światu jej oczami.
Brał pan udział w kampaniach ruchów feministycznych, takich jak #MeToo i #Timesup. Czy sądzi pan, że takie kampanie mają sens?
- To zależy, jak do tego podejdą same kobiety - główne zainteresowane. Z pewnym niepokojem obserwuję od czasu do czasu próby manipulacji po to tylko, aby przyciągnąć uwagę. Ale jestem przekonany, że kobiety są dużo wrażliwsze i znacznie bardziej świadome od mężczyzn i będą potrafiły umiejętnie działać.