Pierzemy branżę modową. Zobacz brudy

Aby wyhodować bawełnę, której wystarczy na wyprodukowanie jednej pary dżinsów, trzeba zużyć 1000 litrów wody i ogromną ilość toksycznych środków chemicznych. Za kilogram zebranej bawełny uzbecki robotnik, często dziecko, dostaje 5 centów. Chińska szwaczka za godzinę pracy otrzymuje równowartość 20 groszy. Czy nadal masz ochotę założyć swoje modne spodnie?

Bangladesz, rok 2013. Ratownicy wynoszą kobietę z gruzów fabryki odzieżowej, gdzie w wyniku zawalenia się budynku zginęło ponad 1000 osób
Bangladesz, rok 2013. Ratownicy wynoszą kobietę z gruzów fabryki odzieżowej, gdzie w wyniku zawalenia się budynku zginęło ponad 1000 osóbAFP

W swoich początkach, czyli w latach 80., tzw. moda ekologiczna oznaczała wyeliminowanie z tkanin chemikaliów, takich jak pestycydy czy substancje zmniejszające palność. Chodziło nie tyle o ich szkodliwość dla planety, co oddziaływanie na zdrowie. Kiedy Raport Komisji Brundtland i ONZ-towska Agenda 21 określiły podstawy doktryny zrównoważonego rozwoju, okazało się, że ich ustalenia odnoszą się również do branży modowej.

Zaczęto dostrzegać, że codzienne decyzje dotyczące tego, jak wybieramy, kupujemy i nosimy ubrania, wpływają nie tylko na nasz organizm i środowisko naturalne, ale też na życie ludzi zaangażowanych w proces produkcji, a także na gospodarki krajów, w których się ona odbywa. Moda zaczęła wiązać się z poczuciem odpowiedzialności.

Chiny. Praca na plantacji bawełny
Chiny. Praca na plantacji bawełnyGetty Images/Flash Press Media

Kodeks honorowy Levi Straussa

W 1992 roku kontrolerzy firmy Levi Strauss odkryli, że w dwóch szyjących dla nich fabrykach w Bangladeszu pracują dzieci poniżej 14. roku życia. Firma nie zamiotła sprawy pod dywan. Jeszcze w tym samym roku powstał Globalny Kodeks Honorowy Levi Straussa, określający zasady i dopuszczalne warunki pracy, a kontrolerzy ruszyli do fabryk szyjących levisy na całym świecie.

Okazało się, że np. w fabryce w Saipan robotnicy pracowali w iście niewolniczych warunkach: po jedenaście godzin na dobę, siedem dni w tygodniu, za połowę minimalnej stawki. Skandal był tym większy, że Saipan jest terytorium zależnym i szyte tam ubrania noszą metki Made in USA.

W efekcie przeprowadzonych kontroli firma zrezygnowała ze współpracy z 30 dostawcami i zażądała zmian od 120 innych. W roku 1993 podjęła jeszcze cięższą decyzję i zerwała współpracę ze wszystkimi dostawcami chińskimi (50 mln dolarów rocznie). Levi Strauss wrócił do Chin dopiero po 6 latach, kiedy tamtejsze warunki pracy poprawiły się (a sytuacja Levi Straussa pogorszyła).

Chiny. Dłonie pracownika plantacji bawełny
Chiny. Dłonie pracownika plantacji bawełnyGetty Images/Flash Press Media

Co się stało z dziećmi pracującymi w fabrykach w Bangladeszu? Nie zostały zwolnione z pracy i nadal pobierały wynagrodzenie, ale odesłano je do szkoły. Firma stworzyła innowacyjny program finansujący ich wykształcenie, książki i mundurki szkolne.

Przykład nie poszedł na marne. W ślady Levi Straussa poszedł między innymi Reebok, zakładając Reebok's Human Rights Foundation, ale droga do realizacji idei mody zrównoważonej okazała się nadzwyczaj kręta.

Moda na Eko

Co bystrzejsi obserwatorzy już w pod koniec lat 80. zdawali sobie sprawę z tego, że moda ekologiczna i odwołująca się do wartości etycznych ma w sobie potencjał zdolny przyciągnąć klientów.

Aby wejść w nurt eko, nie trzeba jednak prowadzić inspekcji zakładów i poszukiwać tkanin zostawiających najmniejszy ślad węglowy. Od czego są napisy na t-shirtach? W roku 1989 Moshino ubrał modelki w  podkoszulki z napisem "Stop Using Our Oceans as a W.C.".

Bangladesz. Zgliszcza fabryki odzieżowej. W 2012 roku w pożarze zginęło 111 jej pracowników
Bangladesz. Zgliszcza fabryki odzieżowej. W 2012 roku w pożarze zginęło 111 jej pracownikówAFP

Rok później Norma Kamali zdecydowała się na hasła: "Acid Rain Squad" i "Earth Children". Projektanci wypuszczali kolekcje ekologiczne, co oznaczało, że są one utrzymane w kolorach ziemi i szyte z  naturalnych materiałów (np. z bawełny), by za sezon czy dwa tworzyć kolekcje futurystyczne, przeładowane tworzywami sztucznymi.

Tymczasem klienci, łasi na najnowsze trendy, nieco się znudzili stylem eko.

Bardziej świadomi odbiorcy zaczęli stawiać sobie pytania: czy to, że tkanina jest naturalna, oznacza, że jest ekologiczna? Jak metody uprawy i transportu wpłynęły na środowisko? Jakie były warunki pracy na plantacjach i w fabrykach? Co stanie się z niesprzedanymi sztukami odzieży? Czy potrzebujemy nowych ubrań co sezon tylko dlatego, że projektanci tworzą nowe kolekcje dwa razy do roku?

Co dzieje  się z ubraniami, które wyrzucamy? Czy recycling w stylu Margieli to sposób na stworzenie ekologicznych ubrań? Co stanie się z wykorzystywanymi pracownikami fabryk, jeśli w ogóle przestaniemy kupować ubrania?

Chiny. Praca w fabryce krawatów
Chiny. Praca w fabryce krawatówGetty Images/Flash Press Media

Zieleń to nowa czerń

Tak powstał grunt dla zaangażowanych projektantów, takich jak Stella McCartney, która ideę zrównoważenia postawiła w centrum filozofii swojej firmy. Jej pierwszym krokiem było podkreślenie, że nie stosuje futer i skór naturalnych (rok 2001). Od tego czasu nieustannie stara się uczynić swoją firmę bardziej zrównoważoną. Kosmetyki (oczywiście, organiczne) nie są testowane na zwierzętach. Sklepy i biura firmy w Wielkiej Brytanii używają tylko energii odnawialnej.

Kolekcja Stelli McCartney na jesień 2014
Kolekcja Stelli McCartney na jesień 2014East News/ Zeppelin

Wprowadzenie programu Clean by Design ma pomóc w zmniejszeniu zużycia wody o 25 proc. i energii o 30 proc. podczas procesu produkcyjnego. W kreacjach projektowanych przez Stellę chętnie pokazują się celebryci, co skrzętnie pokazują media. Na jej wysoce zrównoważone produkty nie każdego jednak stać  (sukienka kosztuje 1500-3000 euro), a moda masowa jest skłonna naśladować raczej modele sukien niż postawę moralną projektantki.

Buty na pokaz

Zrównoważone podejście okazało się świetnym sposobem komunikacji z klientem. W 2002 roku Puma ruszyła z projektem Top Winner Thrift - wypuszczono ponad 500 unikatowych par obuwia z materiałów pochodzących z recyclingu. Każda para była zaopatrzona w swoją historię i hasło zapewniające dostęp do ekskluzywnego klubu.

Akcji towarzyszyła wystawa w jednej z londyńskich galerii. Dzięki temu Puma umocniła swój image firmy zaangażowanej, jednak długoterminowy wpływ całej akcji na środowisko, społeczności i gospodarkę był co najmniej znikomy.

Misja kontra ekonomia

Z pewnością większe oddziaływanie chciał mieć Bono, kiedy w 2005 roku wraz z żoną zakładał firmę Edun, mającą promować zrównoważoną produkcję i handel w Afryce. Jej misją była przede wszystkim pomoc i wydawało się, że to lepsza forma niż bezpośrednie przekazywanie pieniędzy.

Firma szkoliła pracowników i starała się zapewnić im jak najlepsze traktowanie, jednak w szybkim czasie jakość produktów spadła, terminy dostaw znacznie się opóźniały i w drugim roku działalności straty wyniosły niemal 10 mln euro. Kolejny rok był jeszcze gorszy.

Kolekcja Edun na jesień 2014
Kolekcja Edun na jesień 2014East News/ Zeppelin

Ostatecznie 49 proc. akcji wykupił koncern dóbr luksusowych LVMH, który zmienił zarząd i projektantów oraz podejście do biznesu. Edun nie zrezygnował z misji - w 2011 r. 37 proc. produkcji pochodziło z Afryki, a w 2014 aż 85 proc. - ale jej realizacja okazała się niemożliwa bez wsparcia finansowego giganta, jakim jest LVMH (pod którego egidą funkcjonuje też Urban Zen) .

Okazało się, że zrównoważenie to filozofia, na którą musi być stać (w dosłownym tego słowa znaczeniu) zarówno producentów (wysokie koszty), jak i klientów (wysokie ceny). Te trudności sprawiają, że moda zrównoważona (chociaż stale obecna) jest trendem marginalnym, często wykorzystywanym głównie w celach wizerunkowych. Do masowego producenta idee nieuchronnie związane z podniesieniem kosztów przebijają się z trudem.

Z drugiej strony, dzięki wzrostowi świadomości, wiele firm wprowadza w miarę możliwości pewne elementy zrównoważonego podejścia. Np. Nike, Marks & Spencer, CO-OP, Timberland i Walmart sprzedają odzież z bawełny organicznej (hodowanej bez użycia nawozów i pestycydów), Peek & Cloppenburg stawia zagranicznym dostawcom wysokie wymagania dotyczące warunków pracy, a francuska grupa KINDY stara się ograniczyć emisję zanieczyszczeń na poziomie produkcji i transportu.

Ideę zrównoważonej mody stara się też realizować wiele małych firm nie oczekujących dynamicznego wzrostu.

Polska zrównoważona

Chociaż większość szybko rozwijających się firm stopniowo przenosi produkcję do krajów Azji Południowo-Wschodniej, wielu młodych projektantów wierzy, że są w stanie utrzymać się na rynku bez uciekania się do takich środków.

- Zawsze podkreślam, że ludzkość, aby przetrwać, musi odejść od zarządzania przez wielkie firmy i wrócić do lokalnej produkcji. Dla mnie liczą się nie tylko pieniądze, ale także relacje, które nawiązuję z ludźmi podczas całego procesu - z tymi, którzy szyją, z tymi, od których kupuję tkaniny.A  wszystko to dzieje się tu, lokalnie - mówi Agnieszka Waldowska, która 10 lat pracowała dla dużych firm odzieżowych, a obecnie tworzy własną markę One&Only.

I dodaje: - Unikam anonimowych relacji biznesowych. Chcę wiedzieć, czy nikt nie został wykorzystany, czy produkcja była ekologiczna. Tak postępuje wielu niezależnych projektantów, ponieważ my firmujemy te ubrania swoją twarzą, swoim nazwiskiem. Nawet jeżeli działalność takich projektantów, jak ja, nie jest na ogromną skalę, to systematycznie, kawałek po kawałku, składa się na większą całość, która zaczyna mieć znaczenie. Wierzę, że każdy może działać tak, aby świat był odrobinę lepszy.

Ubrania One&Only powstają w krótkich seriach lub jako pojedyncze sztuki. Wszystkie materiały zostały wyprodukowane w Europie, a każdą sztukę uszytow Polsce.

Chociaż koszty produkcji w Polsce są znacznie wyższe niż w Azji, młodzi Polscy projektanci wierzą, że są konkurencyjni i mają coś więcej do zaproponowania swoim klientom.

- Stawiamy na jakość, dopieszczamy każdą sztukę - mówi Iwona Kuziora, projektantka marki  Yeah Bunny, również szyjącej w Polsce.

Iwona jest świadoma tego, że szycie za granicą może obniżyć koszty nawet kilkadziesiąt razy, ale nie wyobraża sobie przeniesienia produkcji: - Wolę obniżyć marżę i mniej zarabiać na ubraniach niż korzystać z fabryk, co do których nie mam pewności, czy nie są to  obozy pracy - podkreśla.

Podobne podejście ma Marta Leszczyńska, projektantka marki Le Mat.

- Nie mam zamiaru przenosić mojej działalności za granicę. Wiem, że  na Dalekim Wschodzie jeansy można uszyć już za 5 euro. Nie jestem w stanie tego zrobić w takiej cenie, kupując w Polsce materiały i płacąc za robociznę, ale wierzę w to, że na dłuższą metę etyka się opłaca.  Ludzie zaczynają kupować bardziej świadomie i staje się dla nich ważne, w jaki sposób powstały ubrania, czy komuś nie stała się krzywda, czy nie ucierpiało środowisko.i

Młodzi niezależni projektanci wierzą, że obronią się jakością, a kupujący docenią ich etyczną postawę. Wierzą też, że nie trzeba działać na wielką skalę, aby zmieniać świat na lepsze. Czy ich nadzieje są słuszne? O tym ostatecznie zadecydują konsumenci.
Izabela Grelowska

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas