Przepraszam, zdradziłem
Łatwiej jest uratować związek, gdy chęć walki wynika z wewnętrznej motywacji. Bo kiedyś tak bardzo się kochaliśmy, bo wiele nas łączyło... - przekonuje Ewa Woydyłło.
PANI: Pani Ewo, wierzy pani, że związek może przetrwać zdradę?
Ewa Woydyłło: Oczywiście, że tak. Zależy to od kilku czynników: charakteru osób, łączącej ich wcześniej więzi, poczucia własnej wartości. Są przypadki, gdy romans odsłania ogromną słabość związku, nawet brak uczuć z jednej albo dwóch stron. I z tego nie da się już podnieść. Zdrada jest zawsze skutkiem, a nie przyczyną kryzysu. Najwięcej zależy od motywacji. Jeśli dwie osoby mimo wszystko chcą być razem, nawet przy pozornie kompletnym rozpadzie więzi, można o to walczyć.
Czy ci, którzy czują, że nic ich już nie łączy, mogą chcieć być razem?
- Mogą - ze względu na dzieci, z powodu katolickich wartości, z lęku przed opinią środowiska, zmianą sytuacji materialnej czy z uwagi na łączące ich kiedyś uczucie. Łatwiej jest uratować związek, gdy chęć walki wynika z wewnętrznej motywacji. Bo kiedyś tak bardzo się kochaliśmy, bo przecież wiele nas łączyło, bo byliśmy przyjaciółmi.
Są przypadki, gdy romans odsłania ogromną słabość związku, nawet brak uczuć z jednej albo dwóch stron. I z tego nie da się już podnieść.
Jednak nie wszyscy potrafią przebaczyć...
- Osoba z silnie rozwiniętym ego, patrząca na życie przez pryzmat ja, ma większy problem z wybaczeniem romansu. Zdrada tak mocno narusza jej poczucie godności, że nie ma mowy o kontynuacji relacji. Łatwiej jest pewnie wybaczyć ludziom empatycznym, wyrozumiałym, którzy potrafią wczuć się w emocje tej drugiej strony i zaczynają zauważać również swoje błędy. Liczy się zrozumienie, dlaczego do romansu doszło. I że zwykle odpowiadają za to dwie osoby.
Podobno zdrada może być przełomem w miłości, sprawić, że związek stanie się szczęśliwszy.
- Tak, bo nagle spadają nam klapki z oczu, widzimy, że nie mamy nikogo na wyłączność. Na tym polega największy problem w stałych związkach: zaczynamy traktować kogoś jak osobę, która przynależy do nas niejako automatycznie. A to przecież niezależny człowiek. Dopiero wówczas, gdy pojawia się ktoś trzeci, zaczynamy to rozumieć.
Dlaczego dochodzi do niewierności?
- Na tzw. skłonność do zdrady wpływają wychowanie, temperament, indywidualne cechy charakteru, zapotrzebowanie na silne emocje i zmiany. Dla jednych wierność to dowód lojalności, dla innych jej oznaką jest na przykład trwanie przy kimś w chorobie, wspieranie tej osoby, a niekoniecznie fizyczna wyłączność.
Większość młodych ludzi uważa, że zdrada kończy związek. Starsze kobiety wydają się bardziej tolerancyjne.
- Młodość zawsze jest radykalna. A potem człowiek dojrzewa, obserwuje innych, rozmawia, czyta. I okazuje się, że nic nie jest czarno-białe. Ludzie dojrzali nie tylko patrzą na świat przez pryzmat swoich zasad, ale i rozumieją, że wszyscy jesteśmy różni.
Wierność jest ważna chyba dla każdego...
- Znam pary, które wspólnie mieszkają, przyjaźnią się, wychowują dzieci, ale pozwalają sobie na tzw. skoki w bok. Jeżeli obydwoje godzą się na taką relację, to jest ich sprawa.
Gdy zdradza ona, zwykle częściej się zakochuje...
- To się zmienia. Kobiety są teraz wyemancypowane, mają - jak kiedyś mężczyźni - równie łatwy dostęp do rozrywek. Często podświadomie biorą odwet za swoje matki i babki. Cieszą się wolnością i nie chcą z niej zrezygnować. Jednocześnie mają stałego partnera. Mądry i kochający mężczyzna potrafi wybaczyć kobiecie romans. Ważne tylko, co oboje dalej zrobią ze swoim życiem.
Na tym polega największy problem w stałych związkach: zaczynamy traktować kogoś jak osobę, która przynależy do nas niejako automatycznie.
Terapia?
- Może być pomocna, ale nie jest konieczna. Terapeuta to mediator, więc przydaje się, gdy ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać, kiedy komunikują się na poziomie "bo ty zawsze", "bo ty nigdy". Wiedzę też można czerpać z książek - o tym, jak negocjować w związku, jak nie robić drugiej osobie przykrości, a przede wszystkim jak wybaczyć.
Czyli jak to zrobić?
- Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Pozwolić zdradzonej stronie wyrzucić całą złość. Niektórzy psychoterapeuci uważają, że bardzo ważne jest zadośćuczynienie. Wyrządziłam(em) ci krzywdę, teraz muszę ci to wynagrodzić. Warto spytać partnera, co zrobić, żeby poczuł się lepiej. To mogą być najbardziej absurdalne rzeczy: ona marzyła, żeby iść na studia, jemu to się nie podobało, bo co to za fanaberia. Niech więc ona idzie teraz na te studia, a on w tym czasie zajmie się domem.
- Albo niech pojedzie w podróż, o jakiej marzyła. Ważne, żeby nie przechodzić nad tym, co się stało, do porządku dziennego. Trzeba zacząć budować relację na kompletnie nowych zasadach. Rozmawiać, o co nam w związku chodzi, czego brakuje, co możemy ze swojej strony zmienić, żeby choć trochę sprostać wzajemnym oczekiwaniom. Małżeństwo to praca, obowiązek dbania o siebie nawzajem.
Jak poznać, że się już wybaczyło?
- Kiedy przestajemy zdradę wypominać. Dopóki podczas kłótni wykorzystujemy ją, krzyczymy: "to wszystko przez to" albo: "idź sobie do niej, do niego", to znaczy, że tak naprawdę nie wybaczyliśmy. Dopóki boli, zadra wciąż w nas tkwi. Ja jestem zwolenniczką odcinania przeszłości. Jest moment decyzji: zostaję albo odchodzę.
- Jeśli decydujemy się wybaczyć, wypominanie staje się formą manipulacji pt.: "Jestem taka dobra, byłeś draniem, teraz musisz mi do końca życia to wynagradzać". A nikt nie musi nam niczego na dłuższą metę wynagradzać. To właśnie dorosłość. Możemy wybierać, ale zarazem ponosimy konsekwencje swoich wyborów. Zresztą osoba, która zdradziła, też musi uporać się z poczuciem winy, i to również nie jest łatwe. Nie warto jednak w nieskończoność tkwić w przeszłości. Szkoda życia.
Ewa Woydyłło
------
Ewa Woydyłło - psycholog i terapeutka. Autorka wielu książek, m.in. "My, rodzice dorosłych dzieci", "Sekrety kobiet" i "Poprawka z matury". Prywatnie żona i matka dwóch córek. Uważa, że w życiu nigdy nie jest na nic za późno. Sama rozpoczęła studia psychologiczne w wieku 45 lat.
PANI 3/2011