Raz dwa trzy Baba Jaga patrzy

Dla nich dzieciństwo nie było krainą beztroski. Znają smak gorzkiego mleka - rozbite rodziny, choroby bliskich, molestowanie, przemoc. Jednak tym, którzy przed laty wydali na nich wyrok, mogą teraz wykrzyczeć: "Widzicie, udało się nam! Nie mieliście racji!".

Kupując ziemię w rodzinnych stronach, spełnił marzenie o powrocie do domu
Kupując ziemię w rodzinnych stronach, spełnił marzenie o powrocie do domuMikoaj DugoszPANI
Kupując ziemię w rodzinnych stronach, spełnił marzenie o powrocie do domu
 Mikoaj DugoszPANI

Piotr Galiński na spotkanie przyjechał wprost ze swojej wiejskiej chaty, gdzie w otoczeniu przyrody i ukochanych zwierząt nabiera sił do kolejnych wyzwań. Od piętnastu lat krąży między Warszawą i Mazurami. Pochodzi z Olsztyna. Kupując ziemię w rodzinnych stronach, spełnił marzenie o powrocie do domu. Do tego mitycznego miejsca z dzieciństwa, w którym pachnie rosołem i ciastem. Gdzie toczą się długie rozmowy przy stole, a rodzina oznacza bliskość i poczucie przynależności. To są te dobre rzeczy, które zostały mu w pamięci, a których do dziś mu brakuje. A trudne wspomnienia?

– Nie wymazałem ich, ale inaczej już na nie patrzę. W gruncie rzeczy, to one sprawiły, że jestem tym, kim jestem.

Piotr Galiński zanim zdobył telewizyjną popularność jako juror „Tańca z gwiazdami”, osiągnął szczyt mistrzostwa w dziedzinie, która jest jego życiową pasją. – Zawsze czułem, że muszę być najlepszy – mówi tancerz i choreograf, zwycięzca wielu konkursów, zdobywca niezliczonych nagród. Znajomi nie mogą się nadziwić, w jaki sposób łączy tyle obowiązków. Jest kierownikiem sześciu zespołów tanecznych, organizatorem jednego z największych festiwali tanecznych w Polsce. Sędziuje w turniejach i prowadzi programy artystyczne jako konferansjer. A przy tym nigdy się nie spóźnia, niczego nie zawala.

– Pracoholizm może być rozpatrywany w kategoriach mechanizmów obronnych – tłumaczy psycholożka Dagna Ślepowrońska. – Problem zaczyna się wtedy, gdy przestaje służyć człowiekowi, a zaczyna mu szkodzić. Galińskiemu z pewnością służy, ale oburza się, gdy nazywa się go celebrytą. – Niczego nie celebruję, zapracowałem na uznanie. Sława? Przyznaje, że jest mu potrzebna. Może po to, by krzyknąć do tych, którzy w dzieciństwie wyrokowali, że nic z niego nie wyrośnie: „Widzicie!? Udało mi się. Jestem górą. Nie mieliście racji!”.

Ence, pence, w której ręce

Piotr miał piętnaście lat, gdy w ciągu jednego roku jego bezpieczny świat rozpadł się na kawałki. Najpierw przyszła choroba i śmierć mamy, wkrótce ojciec opuścił rodzinę, a potem brat zaczął pić. Spokojny dotąd, pełen miłości dom zmienił się w pijacką melinę. Pojawiły się poczucie zagrożenia, lęk, wstyd. Piotr nie był na to przygotowany. W szkole nie znalazł pomocy.

– Chodziła do niej bananowa młodzież, dzieciaki prominentów – wspomina. – Pierwsza klasa liceum. Oni w modnych dżinsach i adidasach, ja w sweterku po ojcu i jedynych porządnych spodniach w kancik. Ale nie to miałem w głowie, tylko chorobę mamy. Tymczasem nauczycielka historii wyciąga dziennik i bada, kim są rodzice uczniów. Ci zaś chętnie się chwalą, opowiadają. Tylko dwie osoby milczą, ja i jeszcze jedna dziewczyna z bardzo biednej rodziny. Nauczycielka niezrażona wypytuje dalej: „Gdzie byliście na wakacjach?”. Grecja, Włochy, Hiszpania. Co miałem powiedzieć? Że na działce nad jeziorem? - opowiada Galiński.

Brak wsparcia ze strony najbliższego otoczenia, samotność, zagubienie - to okoliczności najczęściej wymieniane przez ludzi, którzy borykali się z trudnym dzieciństwem.

- Do dziś śni mi się czasem ta szkoła i wszystkie przykrości, jakich wtedy doznałem.

- Na szczęście zmieniłem liceum i trafiłem na inne środowisko. Brak wsparcia ze strony najbliższego otoczenia, samotność, zagubienie - to okoliczności najczęściej wymieniane przez ludzi, którzy borykali się z trudnym dzieciństwem. Typowe są także ucieczki od rzeczywistości w świat fantazji.

Piotr tylko w tańcu czuł się kimś wyjątkowym. Nie lubił, gdy kończyły się treningi i trzeba było wracać do domu. Kiedy zza ściany dochodziły pijackie awantury, pogłaśniał muzykę. Uczył się do matury. W słuchawkach odcinał się od rzeczywistości, która momentami była nie do zniesienia.

– W młodości prowadziłem podwójne życie – wyznaje. – To taneczne, wypełnione marzeniami, i rzeczywiste, które mnie męczyło. Do tego stopnia, że często kładłem się wcześniej spać, żeby już nie być tu i teraz. Dziś cieszę się każdym dniem i chcę, żeby trwał jak najdłużej.

Pałka, zapałka, dwa kije...

- Na terapiach widać, że to mężczyźni mają częściej problem z wyrażaniem uczuć - opowiada Dagna Ślepowrońska. - Przez to cierpią na bóle serca, czasem nawet pojawiają się u nich symptomy zbliżone do stanów przedzawałowych. Pamiętam 50-letniego mężczyznę, który pod wpływem terapii otworzył się. Pierwszy raz od wielu lat pozwolił sobie na płacz i nagle wydobył z siebie emocję z dzieciństwa - pragnienie bycia kochanym przez ojca.

Jego ulubionym bohaterem jest Rocky Balboa, który też do wszystkiego doszedł sam
 PANI

Rodzice Jakuba Porady, dziennikarza stacji TVN24, rozwiedli się, kiedy miał siedem lat. Ojca widywał tylko od święta. Pracował w Libii i w Iraku, przyjeżdżał raz albo dwa razy w roku. - Był niesłowny, zapominał o tych spotkaniach - wspomina Porada. - Czasami przez wiele godzin wypatrywałem go w oknie. Za to kiedy się zjawiał, było święto. Przywoził wspaniałe prezenty, zabierał mnie na lody. Potem założył drugą rodzinę, pojawiły się inne dzieci.

Zabiegałem o kontakt z nim, ale w głębi serca czułem się odrzucony. Miałem problem z poczuciem własnej wartości, który odzywał się w różnych sytuacjach. Często wydawało mi się, że jestem oceniany gorzej, niż na to zasługuję. Zdarzało się, że odpędzał od siebie najgorsze myśli.

Przyznaje, że w szkole bywał nieznośny. Jak ktoś go zaczepił, nie pozostawał dłużny.

- W każdej chwili gotowałem się do bójki. Miałem w sobie agresję i straszny gniew. W złości potrafiłem przebić pięścią szybę. Jego mama starała się, jak mogła, ale młodego Kubę ciągnęło na podwórko. W Kielcach prawie wszyscy trenowali wtedy piłkę ręczną albo boks. Grali też w nogę. - Byłem słaby na boisku - wyznaje Porada. - Dużym problemem było dla mnie kompletowanie drużyny. Zawsze zostawałem na szarym końcu. Nikt mnie nie chciał. Cierpiałem, zwłaszcza że dziewczyny wolały sportowców. Aż odkryłem w sobie inny talent. Okazało się, że mam słuch. Zacząłem grać na pianinie. A potem założyliśmy z chłopakami zespół Paragraf X. I nagle okazało się, że to jest to. Wreszcie byłem w czymś dobry. Pojawiły się akceptacja i uznanie.

Trumf, trumf, misia bela

- Do wszystkiego doszedłem sam. Jak Rocky Balboa z filmu Sylvestra Stallone'a, mój ulubiony bohater - śmieje się Jakub Porada. - Z castingu dostałem się do TVN24, a wcześniej do katowickiej TVP. Jeszcze dziś każde wyjście przed kamerę traktuje jak występ na ringu. Nieustannie poddaje się ocenie. Jakby wciąż musiał coś udowadniać. Nie sobie, innym.

- W dzieciństwie rzadko mnie chwalono - przyznaje. - Dlatego teraz trudno mi uwierzyć w sukces. Dla mnie to raczej sygnał, że trzeba starać się jeszcze bardziej i nie sprawić zawodu. W redakcji TVN24 Porada często bierze dyżury za koleżanki i kolegów, zwłaszcza w święta albo w długie weekendy. - Jeśli ktoś potrzebuje, trudno mi odmawiać - tłumaczy. I każdą wolną chwilę wykorzystuje na jakąś aktywność. Śpi po kilka godzin i już od świtu przygotowuje serwisy newsowe.

Do ciężkiej pracy przyzwyczajona jest też Joanna Krochmalska, życiowa partnerka znanego rapera Liroya, z którym ma 6-letnią córkę Michele. Joanna od małego pomagała mamie sprzedawać na straganie warzywa i owoce. - Wychowywała mnie samotnie - wspomina. - Typ twardzielki. Nie chciała i nie umiała przyjąć od nikogo pomocy. Taki mi przekazała wzorzec. W nocy jeździły razem do hurtowni, walczyły o dobry towar, a w dzień dźwigały ciężkie skrzynki i handlowały. Po lekcjach Joanna sprzątała, gotowała obiad, a potem sprzedawała z mamą.

W czasie gdy dziewczyny kupują nowe buty i chodzą na randki, ja pilnowałam, by rachunki były zapłacone i żeby starczyło do pierwszego.
Joanna Krochmalska

- Zawsze miałam dużo więcej obowiązków niż moi rówieśnicy - wspomina. - Nie mam o to żalu, wręcz przeciwnie, to była prawdziwa szkoła życia. Jak rodzice tworzą dziecku nierealny, bajkowy świat, to jak ono potem w dorosłym życiu ma sobie poradzić? A ja jestem samodzielna i niczego się nie boję.

Joanna miała osiemnaście lat, gdy została sama z młodszym o siedem lat bratem. Było dla niej oczywiste, że musi go zaadoptować. - Czułam się jeszcze niedojrzała, a już musiałam stać się wzorem dla zbuntowanego nastolatka. Miałam się nim opiekować, sprawdzać, czy odrobił lekcje. W czasie gdy dziewczyny kupują nowe buty i chodzą na randki, ja pilnowałam, by rachunki były zapłacone i żeby starczyło do pierwszego. Musiałam utrzymać dom, więc nie skończyłam studiów, ale mam satysfakcję, że brat wyrósł na porządnego człowieka.

- W dzieciństwie piszą się scenariusze życiowe. Przyzwyczajamy się do określonych doznań - tłumaczy Dagna Ślepowrońska. - Jeśli towarzyszyło nam napięcie, a naszą codziennością była walka o przetrwanie, jako dorośli nieświadomie będziemy szukać podobnych emocji. W terapii chodzi o ustalenie, jakich wrażeń potrzebujemy, i ewentualnie o zmianę wzorca. Trudne sytuacje wymuszały na Joannie zaradność, nauczyła się wielu praktycznych rzeczy, wszystko umie dziś sama zrobić, naprawić, uszyć.

- Wiem, że nie zginę choćby na końcu świata - śmieje się Krochmalska. Mówi szybko, gestykuluje, widać, że rozpiera ją energia. - W szkole zawsze mnie za to karcono, że nie umiem usiedzieć na miejscu. Miałam przez to obniżoną ocenę z zachowania.

Na kogo wypadnie, na tego bęc!

- Nadmierna ruchliwość, tiki nerwowe to mogą być sygnały, że brakuje nam poczucia bezpieczeństwa - tłumaczy Katarzyna Toffel praktykująca pracę z ciałem. Na spotkanie wybrała ekologiczną restaurację wegetariańską. Zdrowe jedzenie, cicha muzyka kontemplacyjna. To miejsce dobrze koresponduje z jej obecnym stylem życia.

- Potrzebowałam dużo czasu, by wrócić do równowagi i odnaleźć siebie - opowiada. - Jako ośmiolatka przeżyłam coś, czego nie byłam w stanie zrozumieć. Doświadczenie złego dotyku spowodowało, że w jednej chwili straciłam zaufanie do ludzi. Byłam zagubiona i zagrożona. Nie umiałam nikomu o tym opowiedzieć, nawet mamie. Stałam się zamknięta, nerwowa, nie potrafiłam nawiązać kontaktów z rówieśnikami.

Przeżyta trauma dawała znać o sobie na poziomie fizycznym. Jej ciało wołało o ratunek. A ponieważ nie nadchodził, zaczęły się choroby psychosomatyczne. Rodzice jeździli z nią do lekarzy i psychologów, ale to nic nie dawało. Żaden ze specjalistów nie domyślił się przyczyny tych zaburzeń. - Tak dotrwałam do okresu dorastania. I wtedy problem znowu wypłynął - wspomina Katarzyna. - Potrzebowałam pomocy, ale nikt nie umiał mi jej dać. Rodzice rozwodzili się, byli przytłoczeni swoimi problemami. W domu panowały wielkie napięcie i destrukcja. Chciałam uciec, rozpaczliwie szukałam miłości i zrozumienia. - Uciekła z deszczu pod rynnę.

Miała 19 lat, gdy na świat przyszła jej córka Jessica. - Mój związek szybko się rozpadł, zostałam sama z dzieckiem - opowiada. To wtedy podjęła najważniejszą w życiu decyzję, wyjechała do Warszawy.

- Czasem potrzeba tylko trochę odwagi, by zrobić pierwszy krok. Boję się pomyśleć, co by się ze mną stało, gdybym została w dawnym środowisku. Budując swoją samodzielność, lepiej radziła sobie ze sprawami praktycznymi niż z własnymi emocjami. Wchodziła w toksyczne związki z mężczyznami, którzy sami mieli wielkie problemy ze sobą. Wszystkie kończyły się fiaskiem. Postanowiła coś z tym zrobić. Najpierw były psychoterapia i wyciszająca joga. Kiedy już zaczęła odzyskiwać spokój, spotkał ją kolejny cios - samobójcza śmierć mamy.

- Przeżyłam szok, ale też wyciągnęłam wnioski. Zrozumiałam, że nie chcę powielać jej scenariusza. Wybrałam świadome życie i pracę nad sobą. Dziś docenia efekty, jakie przyniosła jej praca z ciałem. - To niezwykle skuteczna droga uwalniania napięć, blokad oraz traum - przekonuje i wymienia różne formy pracy terapeutycznej: taniec hula, masaże polinezyjskie Mauri i Lomi Lomi Nui. Od razu zaczęła się ich uczyć. Były jednak momenty, gdy mroki dzieciństwa dawały o sobie znać. Kiedy Jessica skończyła osiem lat, Katarzyna zaczęła obsesyjnie bać się, by nie spotkało jej to samo co ją, gdy była w tym wieku. Z czasem opanowała ten lęk i już nie przenosiła swoich emocji na córkę. Dalej poznawała metody, które sięgają do zapisanych w ciele wzorców i pozwalają zmienić je na inne: regresing, pracę z "odciskami życia" Donalda VanHowtena, terapię czaszkowo-krzyżową.

Zrozumiałam, że nie chcę powielać jej scenariusza. Wybrałam świadome życie i pracę nad sobą.
Katarzyna Toffel

Dziś Katarzyna Toffel chętnie stosuje je w swojej praktyce. - Za każdym razem, gdy widzę ulgę i poprawę u osoby, z którą pracuję, to jakbym uzdrawiała też samą siebie - wyznaje.

- Nawet z najgorszych przeżyć można zrobić dobry użytek - przekonuje Dagna Ślepowrońska. - I nie bardzo wiadomo, co o tym decyduje, że jednym się udaje, a drugim nie.

Jakub Porada: - Dokładnie pamiętam czas, w którym ważyła się moja przyszłość dawno temu na kieleckim podwórku.Tak jakby ktoś rzucił w górę monetę. Orzeł czy reszka? Będzie porządnym człowiekiem albo chuliganem. Największą atrakcją na osiedlu był flipper, ale nam, dzieciakom, brakowało kasy. Staliśmy godzinami i patrzyliśmy. Starsi koledzy grali na automatach, pili wódkę albo wąchali klej, byli wśród nich i tacy, którzy weszli w konflikt z prawem. Dziennikarz często wraca myślami do tamtych czasów, do chłopaków, którzy mieli mniej szczęścia. Któregoś dnia zaczął opisywać ich losy, tak powstał zbiór opowiadań, który zamierza teraz wydać. - Dzięki walczącej o mnie mamie znalazłem w sobie siłę, żeby pójść uczciwą drogą - opowiada Porada. - A mogło być inaczej.

O tej samej sile wspomina Joanna Krochmalska. Przebywała w środowisku, w którym każdy chciał przetrwać za wszelką cenę. Nawet kosztem innych. Niektórzy zeszli na złą drogę. Ona sama wpadła w tarapaty, trafiła nawet do aresztu. Na szczęście miała w sobie dość motywacji, by wyjść na prostą. - Jako dziecko czułam się fatalnie, gdy dorośli komentowali mój wygląd. Przezywali mnie "chudzielec" i wtykali mi palce pod żebra. Przez to nabawiłam się kompleksów i do głowy mi nie przyszło, że mogę się komuś podobać - opowiada Joanna Krochmalska. Tak jak w bajce o brzydkim kaczątku, przyszedł czas, że nagle wszyscy wokoło dostrzegli, że zmieniła się w pięknego łabędzia. Została wziętą modelką, przeniosła się do Warszawy. W tym czasie spotkała Liroya, który też miał trudne dzieciństwo. - Jeśli chodzi o traumy, to nikt mnie tak dobrze nie rozumie jak on. Mam też wspaniałych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć - zapewnia Krochmalska.

Aniołek, fiołek, róża, bez

Na tym mocnym fundamencie można wiele zbudować, nie tylko własne szczęście rodzinne. Joanna sporo już zdziałała. - Zawsze chciałam pomagać młodzieży. Inspirację znalazłam na Jamajce, zakochałam się w tamtejszej kulturze i tańcu dancehall wywodzącym się z getta ludzi biednych i uciśnionych. Powołała fundację oraz Akademię Tańca Dancehall w Warszawie i zdobyła fundusze na stypendia taneczne. Od kilku lat organizuje konkursy, których zwycięzcy wyjeżdżają na Jamajkę. W zeszłym roku to właśnie Polka zdobyła wicemistrzostwo świata w tym tańcu.- Dziewczyna z małego miasteczka, która niczym się nie wyróżniała, pokazała, że można coś zrobić ze swoją energią i zaistnieć - cieszy się Krochmalska.

O terapeutycznym znaczeniu tańca wiadomo od dawna, dla Piotra Galińskiego to jednak przede wszystkim sztuka. - Nie potrzebuję terapii - przekonuje. - Dziś sam dla wielu jestem terapeutą, wyciągam ich z dołka, podtrzymuję na duchu. Jako doskonały pedagog potrafi zarażać swoją pasją. Mając w pamięci własną młodość, stara się być blisko ludzi i ich problemów.

Jakub Porada regularnie jeździ do Katowic. Śpiewa w zespole Lektik. Właśnie kończy kompletować materiał na płytę. To kolejne wyzwanie, któremu chce sprostać. Katarzyna Toffel wraz z partnerem życiowym Witkiem od niedawna prowadzi Klinikę Holistyczną w Warszawie. Razem organizują kursy dla terapeutów i warsztaty. - Mam szczęśliwą rodzinę i wymarzoną pracę. Już nie boję się robić planów na przyszłość - przekonuje. - Wszystko, czego potrzebowałam, znalazłam w sobie.

Magda Rozmarynowska

PANI 04/2010

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas