Seks i władza
Mówi się, że władza deprawuje i sprzyja zdradom, a im bardziej spektakularna kariera, tym wyższe ryzyko seksoholizmu. Ale może tak twierdzą tylko ci, którzy nie odnieśli sukcesu?
Kilka tygodni po 40. urodzinach zostałem prezydentem miasta, w którym się urodziłem, wychowałem i założyłem rodzinę - opowiada Piotr (49 l.). - To nie jest metropolia, ale nie będę opisywał jej szczegółowo, bo nie chcę być rozpoznany. Zwłaszcza że nie cieszę się tam dobrą sławą, mam etykietę playboya i podrywacza, a choć jestem sam i nie uprawiałem seksu co najmniej od roku, nijak nie mogę się jej pozbyć.
Gościli mnie jak barona
W marzeniach widział siebie, jak odbiera tytuł profesora z rąk prezydenta RP. Planował przecież, że po studiach na politechnice zrobi doktorat, potem habilitację itd. Ale misterny plan spalił na panewce. Tuż po absolutorium, gdy Piotr miał już pewność, że zostaje na uczelni, okazało się, że dziewczyna, z którą spotkał się kilka razy, zaszła w ciążę. Z nim. - Kiedy dowiedział się o tym mój ojciec, natychmiast kazał mi rzucić studia i, jak powiedział, iść wreszcie do normalnej roboty. Podjąłem męską decyzję - choć dziś myślę, że zrobiłem źle - i wróciłem razem z moją przyszłą żoną do rodzinnego miasta. Wzięliśmy ślub, urodził się nasz syn, jakoś to funkcjonowało. Tęskniłem za politechniką, ale przyjaciel ze szkoły, ówczesny radny, namówił mnie, abym zajął się polityką. Wystartowałem w wyborach, zostałem radnym, a potem szefem rady miasta. Następnym krokiem była prezydentura, nie miałem wielkich nadziei, a jednak ludzie mnie wybrali - wspomina Piotr. To wtedy, jak sam mówi, kompletnie mu odbiło. - Niby wszystko było super, ale zrozumiałem, że żonę mam z przypadku i jej nie kocham, że tak naprawdę chciałbym być naukowcem, a nie jakimś ważniakiem w urzędzie, że wolałem mieszkać w wielkim mieście, a wróciłem do małego... Tylko obecność syna mnie ratowała - przyznaje.
Najbardziej zdziwiło go to, jak zmienił się stosunek ludzi do jego osoby, od kiedy zaczął piastować najważniejsze stanowisko w mieście. - Obce kobiety uśmiechały się do mnie na ulicy, choć nigdy wcześniej tak nie było, mężczyźni podchodzili, zagadywali, mimo że ledwo się znaliśmy. Zacząłem z tego korzystać. Jak? Chodziłem w weekendy do dobrych lokali, których szefowie gościli mnie jak barona, flirtowałem z kobietami, lądowałem z nimi w hotelowych pokojach. Nie potrafiłem im nie ulec. Zawsze byłem średniakiem, a teraz nagle stałem się królem życia. Tak mi się wydawało, dopóki żona nie odkryła moich zdrad. Wzięliśmy rozwód, chyba nawet mi ulżyło. Ale wtedy dopiero się zaczęło... Nigdy nie miałem tylu partnerek seksualnych, co w ciągu kilku miesięcy mojej prezydentury. Szybko zaczęło mi się to podobać, rosłem w swoich oczach. Największym zaskoczeniem było dla mnie to, że właściwie nie musiałem specjalnie się wysilać. Pewien typ kobiet do mnie lgnął: głównie młode, atrakcyjne, słabo wykształcone albo zupełnie niewykształcone, które marzyły o przyjemnej pracy w urzędzie. Jeszcze kilka lat wcześniej mogłem tylko pofantazjować o pójściu z jedną z nich do łóżka. Nagle szedłem z prawie każdą.
Okazja czyni złodzieja
- Istnieje pewna grupa osób, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, dla których władza jest atrakcyjna sama w sobie - mówi seksuolog i psychoterapeuta Arkadiusz Bilejczyk. - A zatem to ludzie na wysokich stanowiskach będą w kręgu ich największego zainteresowania. Prezesi czy szefowie, którzy sami może nawet nie myślą o ekscesach i zdradach, mogą - pod wpływem nagłego zainteresowania - stać się bardziej na nie podatni. Jest takie powiedzenie: okazja czyni złodzieja. Niektórzy uważają, że skoro nadarzyła się szansa na przyjemność, na przykład fascynujący kontakt seksualny, to trzeba ją wykorzystać. Osoby u władzy mogą mieć większą skłonność do podjęcia takich kroków. Czy dlatego, że łatwiej ulegają pokusom? - Wszystko zależy od typu osobowości i charakteru - podkreśla Arkadiusz Bilejczyk. - Są ludzie mniej skłonni, by interesować się psychologicznymi nagrodami, do jakich należą i używki, i seks. Ci, nawet jeśli zdobędą wymarzone dyrektorskie stanowisko, pozostaną sobą. Z drugiej strony istnieje cała skala zachowań ludzi czułych na wspomniane już gratyfikacje. Oni najbardziej będą dążyć do dostarczenia sobie jak najwięcej emocjonalnego dobrostanu, choćby na chwilę. Takim pozornie łatwym "zaspokajaczem" staje się właśnie seks.
Seksuolog zaznacza, że ważnym czynnikiem skłaniającym do ulegania pokusom, z którymi wiążą się wielkie kariery, jest także stres. Osoby, które w naturalny sposób lepiej radzą sobie z jego opanowaniem, nie są tak podatne na przynęty. Ale często prezesi czy gwiazdy show-biznesu - mający symboliczną władzę nad widownią - wykazują tendencję do wyluzowywania się poprzez alkohol, używki czy seks. Nie wybrano mnie na kolejną kadencję - opowiada Piotr. - Nie zostałem nawet radnym. I wszystko dość szybko zaczęło się kończyć, to całe zamieszanie wokół mojej osoby, którym chyba też rekompensowałem sobie kompleksy i utracone marzenia, na przykład o doktoracie. Niedawno otworzyłem mały sklep, zarabiam niewiele więcej, niż wynosi średnia krajowa. Czuję się z tym fatalnie. I jestem rozczarowany ludźmi. Gdzie są ci moi pochlebcy i fanki? Zabawne, o seksie w ogóle nie myślę. Dopadła mnie frustracja. Niemoc. Zarejestrowałem się na portalu randkowym, bo chcę się zakochać. Może to wreszcie będzie szczere i prawdziwe uczucie. Już nie przypadkowe, jak z byłą żoną, i nie interesowne, jak wtedy, gdy byłem u władzy.
Portfel, korek lub rozporek
Bilejczyk od dziesięciu lat jest też biegłym sądowym w dziedzinie seksuologii. Przebadał setki osób, w tym te znajdujące się na świeczniku, które stały się ofiarami różnych sytuacji seksualnych. Od jednej z nich usłyszał, że w świecie władzy jest takie powiedzenie: na każdego znajdzie się sposób, aby go zniszczyć - portfel, korek lub rozporek (czytaj: pieniądze, alkohol lub seks). Powiedzenie to krąży od dawna, czy ludzie sukcesu nie powinni więc być bardziej czujni? Czemu nie uczą się na błędach swoich poprzedników i jak oni wpadają w sidła tych samych deprawacji? - Osoby u władzy są przyzwyczajone do tego, że wszystko im wychodzi, bo wyszło raz, wyszło drugi. To upaja. Dlatego mają większą łatwość sięgania po to, co pozornie należy się osobom uprzywilejowanym. Seks jest jedną z tych rzeczy - ocenia Arkadiusz Bilejczyk. Opowiada, że dziesięć lat temu, czyli przed kryzysem ekonomicznym, spotykał w gabinecie osoby przed trzydziestką z zarobkami sięgającymi 50-70 tysięcy złotych miesięcznie. Jeszcze pamiętali zwykłe, szare życie, ale tak szybko sięgnęli po władzę - polityczną, biznesową - że kompletnie nie radzili sobie z tym emocjonalnie. - Stres wywołany karierą powoduje, że ludzie czasem tracą kontakt z rzeczywistością - dodaje psychoterapeuta. - Zaczynają się przyzwyczajać do łatwego i szybkiego zaspokajania potrzeb.
Dla mnie to zabawa
Pik, pik. Znajomy sygnał: wiadomość. Anna (44 l.), członkini rady nadzorczej dużej firmy, odruchowo szuka wzrokiem swojego telefonu. Sprawdza: nic nie przyszło, więc to męża. Mają identyczne sygnały, łatwo się pomylić. Anna wraca do pracy przy komputerze, ale jego smartfon pika co kilka sekund, to zaczyna ją irytować, dochodzi przecież północ. Zniecierpliwiona bierze aparat do ręki, a na ekranie wiadomości okraszone sercami. Treść erotyczna: "Kiedy TO powtórzymy? Jesteś boski".- Tak się dowiedziałam, że nie tylko ja zdradzam w naszym związku - mówi gorzko Anna. - Jesteśmy ze sobą dziesięć lat, osiem po ślubie. Nie mamy dzieci, jakoś nie mieliśmy ochoty zostać rodzicami. Oboje robimy kariery, zarabiamy wyjątkowo dobrze jak na polskie warunki. Z tym, że ja o dziesięć tysięcy złotych więcej, co stanowi ciągły powód do kłótni z moim mężem. Oczywiście nigdy bezpośredni, powody sprzeczek są inne i błahe, ale kończą się zawsze wyrzutem, że widać odbija mi kasa albo że nie dorosłam do takich pieniędzy, jakie mam. Anna zdradziła męża osiem razy, głównie na konferencjach organizowanych w innych krajach. Traktowała to zawsze jako rozrywkę, umilenie czasu, zapełnienie pustki (chwilowej, jak sama mówi). Z entuzjazmem wracała do męża, potrafili miło spędzać czas, mają przecież wspólne pasje (konie, tenis, operę). Doceniała ich związek, bo większość jej koleżanek piastujących wysokie stanowiska to albo singielki, albo rozwódki. Jednak mąż jak się okazało, ma spory problem. - Chodzi na terapię, został zdiagnozowany jako seksoholik - opowiada Anna. Dlatego mu wybaczyła. Jednak czy naprawdę jest chory?
Krajowy konsultant do spraw seksuologii, profesor Zbigniew Lew-Starowicz, twierdzi, że seksoholizm występuje rzadziej, niż sądzimy. W głośnym wywiadzie na temat seksoholizmu, udzielonym przed trzema laty, powiedział: "To raczej moda obyczajowa będąca dobrą wymówką dla różnego rodzaju zachowań, które kiedyś nazywano po prostu niemoralnym prowadzeniem się. Lepiej jest powiedzieć, że jest się chorym, niż słabym i złym człowiekiem". Jego słowa narobiły wiele zamieszania także w gabinetach terapeutów, którzy wcześniej dość szybko diagnozowali seksoholizm. Mąż Anny po tym, jak odkryła dowód jego zdrady w telefonie, rozpłakał się i wyznał, że przestał panować nad swoim życiem.- Twierdzi, że nadal mnie kocha, że nie chce robić tego wszystkiego, ale seks to obecnie jego jedyny sprawdzony lek na stres - mówi Anna. - Czy powiedziałam mu o swoich zdradach? Co za pytanie?! Oczywiście, że nie. Dla mnie to była tylko zabawa. Obydwoje nie chcą rozwodu. Anna, bo - jak podkreśla - docenia, że jako osoba na wysokim stanowisku ma kogoś u boku. Według szacunków około 30 procent kobiet, które odniosły sukces, żyje w pojedynkę. - Silne i władcze są w trudnej sytuacji - podkreśla Arkadiusz Bilejczyk. - Mężczyźni w gorszym życiowo położeniu nie wydają im się dość atrakcyjni, by związać się z nimi na stałe. Z drugiej strony, choć to bywa uproszczeniem, panowie mogą się obawiać takich kobiet, a w każdym razie obawy mogą brać górę nad pożądaniem. Szczególnie w stałym związku. Mężczyzna nie dostał od przodków skryptów zachowań, które pomogłyby mu się odnaleźć w takich realiach, więc może czuć się coraz bardziej niepewny. Zwłaszcza wtedy, kiedy to ona ma władzę.
Magdalena Kuszewska
11/2016 PANI