Śladami Wojciecha Młynarskiego. Przez depresję po twórczy geniusz słowa
Gdy odszedł w 2017 roku, pozostawił za sobą nie tylko tysiące kultowych tekstów piosenek, ale też miliony łez tych, którzy uwielbiali jego twórczość. Nikt tak pięknie nie pisał o polskiej miłości, graniu w zielone czy chirurgii plastycznej. Wojciech Młynarski był niekwestionowanym mistrzem słowa, choć jego życie, jak wspomina jego córka Agata Młynarska, było sinusoidą nastrojów.
15 marca minęła szósta rocznica śmierci Wojciecha Młynarskiego, który w wieku 76 lat zmarł po długiej walce z chorobą. Choć zapamiętaliśmy go jako niekwestionowanego mistrza słowa, autora piosenek, artystę kabaretowego i poetę, to nie każdy wie o tym, że jego wrażliwość płynęła również z piekła, które przechodził w swoim życiu.
Geniusz słowa
Wojciech Młynarski przyszedł na świat 26 marca 1941 roku w Warszawie, która niejednokrotnie była przez niego opisywana w jego błyskotliwych i pełnych uroku tekstach. W 196 roku, będąc na czwartym roku studiów polonistyki, włączył się w nurt kultury studenckiej i wkrótce stał się jednym z jej czołowych twórców, a z perspektywy następnych dziesięcioleci - także jednym z najwybitniejszych, obok Agnieszki Osieckiej, Jonasza Kofty, Michała Tarkowskiego, Jacka Kleyffa i Janusza Weissa.
Swój debiut miał na początku lat 60. w studenckim kabarecie klubu "Hybrydy", już wówczas był autorem i reżyserem dwóch programów kabaretu: "Radosna gęba stabilizacji" (1962) oraz "Ludzie to kupią" (1963).
W 1964 roku wziął ślub z piosenkarką i aktorką Adrianną Godlewską, z którą ma troje dzieci: Agatę (ur. 1965) i Paulinę (ur. 1970) oraz Jana (ur. 1979). Po raz drugi był żonaty z Jadwigą, z którą rozwiódł się w 2008
Sam wykonywał swoje kultowe piosenki, jednak wiele z nich zyskało rozgłos dzięki śpiewaniu ich przez innych wykonawców, takich jak m.in. Hanna Banaszak, Ewa Bem, Halina Frąckowiak, Edyta Geppert, Anna German, Kalina Jędrusik, Krystyna Konarska, Krzysztof Krawczyk, Maryla Rodowicz, Irena Santor, Jarema Stępowski, Janusz Szrom, Grażyna Świtała, Agnieszka Wilczyńska czy Zbigniew Wodecki.
Sam mówił, że w piosence zawsze najważniejsza była dla niego treść, dlatego starał się w swoich utworach przekazać słuchaczom coś istotnego. Gdy tworzył daną piosenkę, zawsze myślał o jej odbiorcy. Śpiewając na estradzie, chciał widzieć reakcję publiczności, dlatego lubił, gdy widownia była mocno podświetlona.
Sinusoida nastrojów
Nie wszyscy jednak mogli wiedzieć, że artysta przez lata zmagał się z afektywną chorobą dwubiegunową. Jej pierwsze objawy dostrzegł już w latach 70. "Ja już w czasie pisania Henryka VI (lata 70., przyp. red.) stwierdziłem objawy, które potem zdiagnozowano, że jestem chory na tak zwaną chorobę maniakalno-depresyjną. To znaczy, że mam okresy wzmożonego dobrego samopoczucia i mam okresy depresyjne. To choroba, którą się leczy i na którą choruję do dziś", pisał w swojej książce Wojciech Młynarski. Choć choroba towarzyszyła artyście przez tak wiele lat, jego twórczość rosła w siłę. Początki choroby zbiegły się z czasem, w którym zaczął pisać również większe formy, zwłaszcza libretta operowe i musicalowe. Jego dorobek artystyczny w kolejnych dziesięcioleciach rozrastał się, czyniąc go niepodważalnym mistrzem słowa i artystą przez wielkie "A".
Jednak druga strona medalu była mroczna. O chorobie Wojciecha Młynarskiego na początku wiedziała tylko rodzina, lecz z czasem ten temat stał się niczym tajemnica poliszynela. Ludzie się domyślali, choć głośno o tym nie mówili. "Choroba taty była sinusoidą nastrojów. Od manii do depresji. Niewiele wtedy wiedziano o tym, jak leczyć chorego i chronić rodzinę. Dziś mogę powiedzieć, że jest tylko jedna droga ratunku — leczenie i terapia. Tata miał to szczęście, że po latach poszukiwań dobrego specjalisty, trafił na psychiatrę z powołania" - pisała o chorobie Wojciecha Młynarskiego jego córka, Agata.
Wspomnieniami o chorobie ojca po jego śmierci dzieliła się również młodsza córka Młynarskiego, Paulina. - Co może myśleć sześciolatka, którą goni dorosły wielki mężczyzna? Musi przed nim uciekać najszybciej jak się da, jednocześnie szukając nory, żeby się bezpiecznie skryć. Mężczyzna ma obłęd w oczach, 190 cm wzrostu i jest jej ojcem. Uwielbianym. Ukochanym supertatusiem, który teraz, nie wiedzieć czemu, goni ja i krzyczy, że jak ją złapie, to zabije - mówiła aktorka w jednym z wywiadów.
- Uczył nas pływać i jeździć na nartach, czytał na głos książki i wymyślał bajki. Rozśmieszał i rozpieszczał. Uwielbiałam go. Był moim bohaterem, ideałem faceta. Gdy ten cudowny tata-kumpel, nagle przeobrażał się w szalejącą bestię, mogłam tylko uciekać. Każdy kolejny atak postępującej choroby ojca był cięższy i wiązał się z coraz bardziej brutalnymi napadami agresji - pisała później w swojej książce "Jesteś spokojem".
Choroba w pewnym stopniu miała również wpływ na jego twórczość. Artysta potrafił znikać na długie tygodnie do szpitala, gdzie był leczony solami litu i zwalającymi z nóg psychotropami. - Nie był w stanie pisać biorąc leki. Jednak unikanie ich nieuchronnie prowadziło do zaostrzeń choroby - pisała Paulina Młynarska. Z kolei Agata Młynarska odważyła się porozmawiać z ojcem o jego chorobie, dopiero, gdy był już ciężko chory. - Szczerze i otwarcie rozmawiałam z nim o tym dopiero wtedy, gdy się nim opiekowałam i odwiedzałam w szpitalu. Kiedy zrozumiał naturę choroby, zaczął się skrupulatnie leczyć i wtedy funkcjonował dobrze - opowiadała dziennikarka.
Jak artyści szli do nieba
Artysto oto morał jest
Artysto nad swym losem nigdy nie roń łez
Głowa do góry smutki odgoń precz
I zapamiętaj sobie że
Gdy umiesz coś docenią cię
A kto i kiedy to już całkiem inna rzecz
To już jest zupełnie inna rzecz
Artysta zmarł w 2017 roku chwilę przed swoimi 76. urodzinami. Ostatnie dwa lata jego życia były wyjątkowo trudne i wiązały się ze stopniowym żegnaniem się ze światem. Barbara Młynarska-Ahrens ujawniła, że ostatnie chwile dla jej brata były niezwykle trudne. Mężczyzna nie mógł pogodzić się z chorobą. Gdy go odwiedziła w domu na moment przed jego śmiercią, nie potrafiła powstrzymać łez. Zobaczywszy stan, w jakim znajduje się jej brat, kobieta mocno się załamała. Okazało się, że stan artysty jest praktycznie agonalny.
Odwiedziłam go na parę dni przed śmiercią. Wiedziałam, że nie ma z nim kontaktu. Patrzyłam na tę jego mękę. Głaskałam go po ręku. Powiedziałam: "Wojtek, jeżeli masz świadomość, że tu jestem, daj mi znak". Minął moment, a on zaczął walić głową w poduszkę. Przeszedł przez piekło