Stał się dowodem na to, że można wygrać z wyrokiem - fragment biografii Bogusława Kaczyńskiego
Twórca telewizyjny, publicysta, popularyzator muzyki - w szczególności operowej i operetkowej. Osobowość. Legenda. Zawsze pod muchą. Porywał charyzmą, dzięki której sprawiał, że Polacy mieli ochotę słuchać muzyki poważnej. Kamera go kochała, wprost przechodził na druga stronę ekranu. Czy był szczęśliwy? Jak wyglądało jego życie osobiste? Kto go fascynował, a dla kogo sam był źródłem inspiracji? Prezentujemy fragment pierwszej biografii zmarłego w 2016 roku Bogusława Kaczyńskiego – „Będę sławny, będę bogaty” autorstwa Anny Lisieckiej.
"Nazywam się Bogusław Kaczyński. Dzień, w którym dostałem udaru, to był najgorszy dzień w moim życiu. Nie spodziewałem się czegoś takiego, bo byłem zdrowy, przeprowadzałem systema- tyczne badania lekarskie i cieszyłem się świetnymi wynikami. Zrozumiałem, że życie ludzkie jest kruche i ma swój koniec. Myślałem o życiu, nie o śmierci."
Tak rozpoczynał Bogusław opowieść o swoim przypadku w książce Szymona Hołowni Ludzie na walizkach.
Poprzedniego dnia był jeszcze w Sztokholmie. Następnego miał prowadzić w Olsztynie koncert Małgorzaty Walewskiej. Dlatego przyleciał do Warszawy. Na weekend chciał wrócić do Sztokholmu.
Mnie do szpitala na Sobieskiego zawiózł przyjaciel, spiker radiowy Jurek Jakubowski, który od lat współpracował z Bogusiem w Polskim Radiu i na festiwalu w Krynicy. Jurka o nieszczęściu poinformowała pani Ewa Titow - majordomus i generał domowych spraw Bogusia. Jednak Bogusław nie od razu znalazł się w tym najlepszym szpitalu neurologicznym stolicy. Pogotowie na sygnale zawiozło go najpierw do szpitala na Stępińską. Miał szczęście, że pracownica Fundacji "ORFEO", pani Kasia Lewandowska, przed wejściem do biura, punktualnie o dziewiątej, zastukała do mieszkania Bogusława, a gdy nikt nie otwierał, przekręciła klucz. Miał szczęście, że nie zamknął drzwi dubeltowo. Kiedy weszła, siedział w fotelu, ale czuł, że się rozkodowuje, że połowa ciała - od twarzy do nóg - drętwieje. Poprosił, by wezwała pogotowie. Miał szczęście! Przy udarze każda sekunda jest cenna. Był wściekły na chorobę, która dopadła go w niewłaściwym momencie. Na Stępińskiej, w poczekalni pomiędzy życiem a śmiercią spędził pierwsze dwa tygodnie po udarze.
Na Sobieskiego, gdzie jest najlepsza w Warszawie rehabilitacja ludzi po udarze i w ogóle pod tym względem wszystko, co najlepsze, został przewieziony później, kiedy jego stan względnie się już ustabilizował. Nie obyło się bez usilnych starań przyjaciół, przede wszystkim Zbyszka Napierały, bo przeprowadzka ze szpitala do szpitala to nie jest zmiana wakacyjnego adresu.
Kiedy Jurek Jakubowski wprowadził mnie do separatki na Sobieskiego, uprzedziwszy najpierw, że Boguś mówi powoli, że nie poda mi prawej ręki, bo ciągle trwają skutki paraliżu, i w ogóle nastawił pesymi- stycznie - zobaczyłam uśmiechniętego człowieka. Powiedział: "Dzisiaj mam dobry dzień. Rano była u mnie Nina Andrycz z tortem truskawkowym, a po południu przyszła redaktor Lisiecka".
Plotka głosi, że Nina Andrycz, wchodząc, uczyniła mu wymówkę: "Bogusiu, ty mnie zaniedbujesz. Przyjechałam tylko dlatego, że jesteś chory". Druga część plotki mówi, że tort truskawkowy zabrała z powrotem, gdy dowiedziała się, że Bogusław nie może jeść słodyczy. Mniejsza o plotki...
Nie widziałam Bogusława już dłuższy czas. Nasze relacje bardzo się rozluźniły, odkąd zostałam matką, jednak wraz z uroczym powitaniem, które wypłynęło z ust chorego kolegi, serdeczność powróciła. Pozbawiony sił, po traumie, Boguś nie przestawał być pełnym wdzięku człowiekiem. Jeszcze nie znałam pełni jego nieszczęścia.
Wtedy zaczął mi opowiadać. Dostał ze Sztokholmu sygnał, że z siostrą - Hanką jest coś nie tak. Poleciał. W szpitalu na wstępie lekarz powiedział mu wprost, że siostra umiera i że nie ma szans, aby z tego wyszła, ale że prosiła lekarza, by bratu nic nie mówił. Bogusław relacjonował, że w pewnym momencie, słuchając medyka, przestał rozumieć po angielsku. Po prostu jego umysł nie chciał rozumieć, o czym tamten do niego mówi. Brata zaprowadzono do siostry. Gdy ją zobaczył, przeraził się, ale zaczął grać, opowiadać wesołe warszawskie historyjki. Nie spuszczała z niego wzroku. Znali się, jak gdyby byli bliźniakami. Widziała jego oszustwo, a on widział, że ona widzi. Powiedział, że jeszcze dzisiaj ma samolot do Warszawy, bo jutro jest dawno zapowiadany koncert w Olsztynie, ale zaraz po tym koncercie przyleci z powrotem. Pożegnali się. A następnego dnia, pod wpływem stresu, doznał udaru. W szpitalu mówił, że on musi na koncert. Lekarze powiedzieli, że nigdzie nie pojedzie. Wtedy zrozumiał, że sprawa jest poważna.
Najgorsze było to, że faktycznie mówił niewyraźnie, wprost bełkotał, nie chciał martwić siostry swoim brzmieniem. Obiecał, że zaraz po koncercie przyleci... a przez tydzień nawet nie zadzwonił! Co musiała wtedy czuć? Myśli takie po latach nie przestawały go dręczyć.
Prawdę powiedziawszy, nie zadzwonił w ogóle, a przecież od lat dzwonili do siebie codziennie. W końcu zrobił to Zbigniew Napierała i pośredniczył w rozmowie. Powiedział, jak tylko najdelikatniej po- trafił, że Boguś poczuł się źle, że jest na terapii, która chwilowo nie pozwala mu mówić.
Po kolejnym tygodniu lekarze przyszli zmienić Bogusławowi leki. Zażył. Po chwili weszła pielęgniarka i powiedziała, że jest telefon ze Sztokholmu. Lekarze kiwnęli głową, że może odebrać. W słuchawce usłyszał, że dzisiaj rano siostra zmarła. Te zmienione leki to były tabletki uspokajające. Końskie dawki, żeby pacjent mógł to wszystko znieść. Nie żyła matka, nie żył ojciec, teraz odeszła siostra. "Jak w greckiej tragedii" - pomyślałam.
Udar zdarzył się w marcu. A przecież w sierpniu miał się odbyć czterdziesty, jubileuszowy, Festiwal im. Jana Kiepury. Bogusław miał prowadzić koncerty. Nie jeden, a dwadzieścia koncertów! Kiedy w szpitalu zdradził lekarzom swoje plany festiwalowe, pomyśleli, że zwariował.
A on powtarzał: "Goethe był sędziwym człowiekiem, kiedy uznał, że trzeba mieć plany na sto lat naprzód!". On miał na sto pięćdziesiąt. Postanowił wydać wojnę chorobie. Wrócić znad przepaści. Siłą ducha pokonać słabość ciała to jest coś! Najpierw, nawet siedząc, nie potrafił utrzymać pionu. Po pół roku sam otwierał mi drzwi swojego mieszkania. A to jest bardzo precyzyjna czynność: najpierw trzeba trafić kluczem do zamka, a potem przekręcić ten klucz we właściwym kierunku. Ponadto wchodził piechotą do siebie na drugie piętro, bo w bloku nie było windy. Ale wchodzić prywatnie do mieszkania to mimo wszystko co innego niż wychodzić na scenę! Prywatnie można się zatrzymać, odsapnąć.
Wejście na scenę to jednak czas i rytm, zwane z angielska timingiem. Jeszcze w łóżku szpitalnym Bogusław reżyserował w myślach, jak to wszystko będzie się odbywało. I bardzo ciężko pracował z rehabilitantami, aby ciało i słowo zechciały wrócić do częściowej formy. Nigdy nie uprawiał żadnych sportów poza długimi pieszymi spacerami, a teraz ćwiczył codziennie po cztery godziny, nieledwie biegał po schodach swojego bloku. Miał znakomitego terapeutę, pana Grzegorza Ochmana, który - na szczęście z sympatią i humorem - narzucał mu wiele żmudnych, nudnych ćwiczeń, które trzeba wykonywać systematycznie i miarowo. Tak po raz pierwszy wygrał wojnę z wyrokiem na zdegradowane życie.
Festiwal organizował ze szpitala. Prawą ręką ciągle nie władał i ta ułomność nie cofnęła się do końca. Notatki pomagała mu robić pani Ewa. Dzwonili do artystów - nikt nie odmówił. W sierpniu 2007 roku poprowadził Europejski Festiwal imienia Jana Kiepury w Krynicy. Pijalnia Główna pękała w szwach. Pół Polski słuchało transmisji z inauguracji w radiowej Jedynce. Kaczyński nie jeździł na wózku, nie chodził o balkoniku, na scenę wszedł pod rękę ze śliczną Grażyną Brodzińską. Widownia zaśpiewała mu Sto lat! Lekko się zacinał. Jego dykcja nie była tak potoczysta jak zawsze. Ale ludzie go kochali! Zawsze kochali go za to, że ich doceniał, że nigdy nie traktował ich z góry, a po tej walce ze śmiercią lub życiem niepełnym pokochali go jeszcze bardziej. Dla wielu walczących ze swoimi chorobami stał się dowodem, że można podołać, oderwać się od łóżka, wygrać z wyrokiem.
***
Biografia Bogusława Kaczyńskiego ukazała się 27 kwietnia 2022 nakładem wydawnictwa Muza
Czytaj także: