To co się da, podziel na dwa - część II
Uważam, że wszystko wynosi się z domu rodzinnego: wartości, kulturę, umiejętność kontaktów, patriotyzm.
Katarzyna: ""podziwiam Pawła za jego cierpliwość"
Jesteśmy z Pawłem w restauracji i słyszymy: "Dzień dobry, a gdzie brat?". Przyzwyczaiłam się do tego. Gdy poznałam Pawła, Łukasz był już z Edytą, ale chłopaki dzieliły wspólny portfel, jedną komórkę i samochód. Myślę, że pojawienie się w ich życiu dziewczyn - mnie i Edyty - jakoś naturalnie wszystko poukładało. Choć nadal zdarza się, że bliźniacy dzwonią do siebie w tej samej minucie.
Mimo podobieństwa fizycznego, różnią się. To dwa inne charaktery. Łukasz jest bardziej energiczny, uparty, a Paweł cichy, wrażliwiec, potrzebuje więcej czasu, żeby się otworzyć. My też dobraliśmy się na zasadzie przeciwieństw. Ja dużo mówię, jestem energiczna, on jest spokojny, raczej słucha, niż mówi. Podziwiam męża za jego cierpliwość i otwartość. Często ludzie zaczepiają go, proszą o autograf, a on zawsze uśmiechnięty z każdym pogada. Cenię to w nim, choć myślę, że jest zbyt ufny.
Sześć lat temu rozpoczęliśmy budowę domu pod Bielskiem. Paweł miał ją nadzorować, a ja zajmować się miesięczną córką Mają. Mąż brał mnie do samochodu: "Pojedziemy, zobaczysz, jak pięknie to wygląda". Przyjeżdżałam i okazywało się, że okna są dwa razy mniejsze, niż planowaliśmy. "Naprawdę?", dziwił się bezgranicznie, a ja zaczynałam "negocjacje" z majstrami. W takich sytuacjach Paweł przeważnie mówił: "To już żona załatwi".
Skończyłam Wydział Lalkarski Akademii Teatralnej w Białymstoku, a pracę dostałam w bielskim teatrze Banialuka. Pawła spotykałam w popularnej kawiarni w piwnicach Zamku Książąt Sułkowskich. On z zespołem kończył wtedy pierwszą płytę, ja miałam próby do jakiegoś przedstawienia. Gadaliśmy do rana. Bardzo miło wspominam ten czas. Po roku musiałam podjąć decyzję, czy przedłużyć umowę w teatrze i zostać w Bielsku. Zastanawiałam się, bo na początku to miasto wcale mi się nie podobało. Kiedy Paweł mi się oświadczył, przyznaję, że trochę się wahałam. Wiedziałam już, że związek z muzykiem nie jest łatwy: wraca w nocy z koncertu, rano, kiedy ja idę do pracy, śpi. Po urlopie macierzyńskim do Banialuki już nie wróciłam, zlikwidowano mój etat. Nie lubię siedzieć bezczynnie, więc zajęłam się pracą w Fundacji Braci Golec. Prowadzę też zajęcia z logopedii.
Pieniądze nie przewróciły Pawłowi w głowie. Czasem namawiam go, aby zaszalał: kupił sobie coś, spełnił zachciankę. Mąż kocha samochody. Marzy mu się sportowe auto, niestety, jak na razie stan drogi do naszego domu zmusza nas do posiadania wyłącznie aut terenowych. Mąż często daje mi do przesłuchania nagrany materiał, pyta o zdanie. Kibicuję mu we wszystkim, wspieram, ale jak mi się coś nie podoba, mówię to otwarcie. On wie, że nie po to, aby go zranić. Coraz silniej ciągnie go do tego, by spełnić swoje marzenie i nagrać jazzową płytę z puzonistami. Naszą pasją są wspólne podróże, chociaż ja wolę aktywny wypoczynek, a Paweł lubi rozkoszować się pięknymi widokami… leżąc. Odwiedzamy też restauracje. Paweł jest smakoszem, a ja szukam inspiracji, bo lubię gotować. To wspaniały ojciec. Oboje chcemy wychować Maję na mądrą, skromną dziewczynkę.
Paweł: ""Kasia mi imponuje, bo stawia sobie wysoko poprzeczkę" .
Mój związek z Kasią to spotkanie dwojga ludzi z krańców Polski: wschodniego i południowego. Nasza prawie sześcioletnia córeczka Maja mówi, że jest góralko-Podlasianką! Gdy zobaczyłem Kasię po raz pierwszy, zwróciłem uwagę na jej przezroczyste niebieskie oczy i bardzo zgrabne nogi. Gdy się człowiek zakochuje, to nie chodzi o kolor oczu czy włosów. Mnie spodobał się jej temperament i charakter. Zamieszkaliśmy razem jeszcze przed ślubem. Wprawdzie oboje pochodzimy z bardzo tradycyjnych domów, ale obyło się bez zgrzytów. Razem to zresztą za dużo powiedziane, bo ze względu na trasy koncertowe więcej czasu spędzałem w hotelach i w busie.
Kasia mi imponuje, bo stawia sobie wysoko poprzeczkę. Rola żony przy mężu jej nie wystarcza. Gdy siedziała z naszą córką Mają na urlopie wychowawczym, skończyła drugie studia, logopedię, a ostatnio wpadła na pomysł, aby przygotować cykl przedstawień dla dzieci i nagrać je w formie słuchowiska. Na razie jednak pochłania ją praca w naszej fundacji. Założyliśmy ją głównie po to, aby uczyć dzieci gry na instrumentach. Bolało nas, że w 2003 r. muzyka została wycofana ze szkół podstawowych. Od tej pory jest tylko martwy przedmiot "sztuka". Na tych lekcjach wykłada się tylko teorię. Kasia pozyskuje środki finansowe na działalność fundacji, wymyśla projekty, które umożliwiają rozwój muzyczny naszych podopiecznych. Dzięki temu już szósty rok, przy współpracy gminy i nauczycieli, uczymy gry na różnych instrumentach dzieci z okolicy. Do tej pory w naszej akcji wzięło udział 95 uczestników.
Kasia jest świetną mamą; czułą, ale i wymagającą. Podoba mi się sposób, w jaki wychowuje Maję, jak z nią pracuje i jak sobie radzą, gdy ja jestem w trasie. Uważam, że wszystko wynosi się z domu rodzinnego: wartości, kulturę, umiejętność kontaktów, patriotyzm. Żona przywiązuje do tego wagę. Lubimy spotykać się ze znajomymi. Zapraszamy ich do siebie i Kasia przygotowuje coś pysznego do jedzenia. Miesza różne smaki, potrafi zrobić coś z niczego. Nawet moja mama, świetna kucharka, bierze od niej przepisy na wymyślną golonkę w piwie czy polędwicę w sosie piernikowym. Kasia dba o piękne nakrycia, przystrojenie stołu.
Żona zawsze fajnie wygląda, lubię jej styl i dlatego to ona kupuje mi ubrania. Kiedyś nie przywiązywałem do tego wagi. Wiadomo, na studiach - bojówki, flanelowa koszula, i było dobrze. Ona jest moim najlepszym, choć surowym krytykiem. Doradza też przy wyborze kostiumów. To Kasia znalazła projektantkę Nataszę Pavluchenko, która teraz dba o nasz wizerunek estradowy.
Żona uwielbia kino, teatr. Gdy jesteśmy w Warszawie, gdzie mamy drugie mieszkanie, stara się zawsze gdzieś mnie wyciągnąć, oderwać od tego, co robię na co dzień. Często zaskakuje mnie znajomością nowości muzycznych, książkowych. Ja tego wszystkiego nie śledzę. Kasia stara się być na bieżąco i w razie czego mogę liczyć na jej pomoc. Jak w każdym małżeństwie zdarzają się nam sprzeczki, ale nie ma u nas cichych dni. Nie chowamy urazy. Nie popadamy też w czarnowidztwo czy depresje. Choć u Kasi z tym optymizmem bywa różnie, bo ona jest realistką, trzeźwo patrzy na ludzi i świat.
Monika Głuska-Bagan