W kociej służbie Jej Królewskiej Mości
Z powodu Brexitu w ostatnich tygodniach wiele się mówi o brytyjskiej administracji. Nie wszyscy jednak wiedzą, że oprócz parlamentarzystów, urzędników i członków monarchii, w Wielkiej Brytanii, jest jeszcze jedna istotna osobistość. To Główny Myszołap w służbie Sekretariatu Gabinetu – kot, zamieszkujący rezydencję premiera przy Downing Street 10.
Trzeba przyznać, że jak na agenta Jej Królewskiej Mości przystało, prezencję ma nienaganną. Postawa wyprostowana, proporcje klasyczne, umaszczenie buro-białe. Do tego bystry wzrok, lśniąca sierść i gustowne dodatki, w postaci cienkiej obroży (na oficjalne okazje zastępowanej przez kokardę w narodowych barwach). Oto Larry - kocur, który od 10 lat broni rezydencji przy Downing Street 10 przed inwazją myszy.
Od pucybuta do premiera
Życiorys Larrego to kariera "od pucybuta do milionera". Jako kociak nie miał łatwo: wychował się w londyńskim schronisku Battersea Dogs and Cats Home. Choć jest to instytucja o długiej tradycji - założona w 1860 roku, do dziś dała schronienie ponad 3 milionom psów i kotów - i nieposzlakowanej opinii, nie ma w niej mowy o domowej atmosferze. Bo czyż w placówce, w której na raz przebywa prawie 150 kotów, znajdzie się miejsce na zabawy, przysmaki i spersonalizowane głaski?
Los Larrego odmienił się pewnego zimowego dnia 2011 roku. Wtedy to do bram schroniska zapukali pracownicy rezydencji przy Downing Street 10, z zamiarem adopcji kociaka. Szukali zwierzaka, który stałby się przyjacielem dzieci Davida Camerona, sprawującego wówczas funkcję premiera, a także poradziłby sobie z gryzoniami, które coraz śmielej poczynały sobie w rezydencji.
Po obejrzeniu kilku kandydatów, wybór padł na Larrego. Ponoć miał on opinię wyjątkowo łownego kocura.
Kocia społeczność prawdopodobnie zapamiętała go dobrze - po przysposobieniu Larrego, współczynnik adopcji zwierzaków ze schroniska wzrósł o 15 procent. Sam zwierzak doczekał się pamiątkowej tablicy, zamontowanej na jednej ze ścian budynku.
Pierwsze publiczne morderstwo
Trudno stwierdzić, jaką wizję życia przy Downing Street 10 miał Larry, gdy opuszczał mury schroniska. Jeśli jednak sądził, że będzie się ono sprowadzało do głasków i spożywania przysmaków, srodze się pomylił. Kot, jak czytamy na stronie rządu, ma całkiem sporą listę obowiązków. Znajdują się na niej m.in. witanie przybywających do domu gości, testowanie środków antywłamaniowych, sprawdzanie mebli pod kątem wygody, a także "opracowanie taktyki, mającej prowadzić do rozwiązania problemu myszy".
Z obowiązków tych, kocur zdaje się wywiązywać wzorowo. Jak podaje Wikipedia, pierwszą mysz Larry złowił wkrótce po zamieszkaniu w nowym miejscu - w kwietniu 2011 roku. Rok później dokonał zaś pierwszego, publicznego morderstwa - widziano, jak z mysim truchłem w pysku zmierza w stronę domu.
Kocur sprawdza się również jako dyplomata - przyjazne stosunki łączą go ponoć z Barackiem Obamą. Zwierzak, który w obecności gości jest zwykle zaniepokojony, wyraźnie polubił amerykańskiego prezydenta.
Jednak, jak w każdym zespole, tak i na Downing Street zdarzają się konflikty. Był czas, gdy stosunki między Cameronem, a Larrym stały się wyjątkowo napięte. Wszystko przez sierść, którą kocur zostawiał na eleganckiej odzieży premiera. Z tego powodu zwierzak otrzymał nawet czasowy zakaz wstępu do sypialni polityka. Na zwierzaka narzekała tez część członków rządu - ponoć miał u nich wywoływać alergię. Kot dał się też poznać jako łobuz - w czasie jednego z ulicznych spotkań, poturbował Palmerstona - mruczka należącego do ministra spraw zagranicznych.
Wszystkie te epizody, szeroko opisywane w brytyjskiej prasie, sprawiły, że opinia publiczna zaczęła spekulować, że Cameron tak naprawdę kota nie lubi i sprowadził go na Downing Street wyłącznie ze względów PR-owych. Premier jednak zdecydowanie uciął te spekulacje, pisząc na Twitterze, że między nim a Larrym wszystko układa się "purr-fectly well", co można by przetłumaczyć jako "tak dobrze, że aż można zamruczeć".
To nie własność, to urzędnik
Kiedy jednak David Cameron podał się do dymisji, a tym samym musiał opuścić Downing Street 10, nie zabrał Larrego ze sobą. Jak tłumaczył, kot nie jest "własnością jego rodziny", ale "urzędnikiem". I nie był to tylko retoryczny zabieg, ale szczera prawda.
Larry pełni bowiem funkcję noszącą nazwę "Chief Mouser to the Cabinet Office" (Główny Myszołap w służbie Sekretariatu Gabinetu). Choć oficjalnie tego tytułu zaczęto używać dopiero w odniesieniu do niego, tradycja "zatrudniania" myszołapów na Downing Street 10 sięga XVI wieku - pierwsze wzmianki pochodzą z czasów Henryka VIII.
Oficjalne akta zaś po raz pierwszy wspominają o obecności myszołapów w latach 20. XX wieku. W dokumencie z 1929 roku czytamy, że pracownik kancelarii skarbu upoważnił zarządcę rezydencji do "wydawania jednego pensa dziennie z kasy na utrzymywanie sprawnego myszołapa". Dziesięć lat później kwota ta wynosiła jednego szylinga i sześć pensów, dziś na ten sam cel wydawane jest ok. 100 funtów rocznie.
Czy kotu podoba się Brexit?
Larry swoje stanowisko piastuje od dekady, podczas której miał okazję "współpracować" z trzema różnymi premierami. Ten imponujący staż nie jest jednak stażem rekordowym. Za najdłużej rezydującego kota uznaje się mruczka imieniem Wilberforce, który mieszkał z czterema premierami Wielkiej Brytanii: Edwardem Heathem, Haroldem Wilsonem, Jimem Callaghanem, oraz z Margaret Thatcher.
Sympatyczne zwierzaki cieszą się tak dużą popularnością, że często są wciągane do rozmaitych politycznych dyskusji. Na Twitterze funkcjonuje profil Larry the Cat, którego autorzy w kocim imieniu formułują polityczne komentarze. Kiedy zaś Larry zablokował wyjazd Donalda Trumpa z Downing Street, wpełzając pod jego auto, jedna z dziennikarek BBC komentowała: "Demonstranci nie zablokowali przejazdu amerykańskiego prezydenta. Kot- tak".
Teraz, w związku z finalizacją Brexitu, życie Brytyjczyków czekają spore zmiany. Czy wpłyną one również na egzystencję myszołapa? Czas pokaże.