Dziś byłaby na szczycie, wtedy gruba stara panna. Jak to było z Bridget?

Do kin weszła właśnie najnowsza, czwarta już, część przygód znanej na całym świecie Bridget Jones. W najnowszym filmie "wieczna singielka" ma próbować odnaleźć swoje miejsce w świecie jako wdowa i samotna matka dwójki dzieci. Ale wróćmy do początku. Od czego wszystko się zaczęło? I dlaczego powinnyśmy z czułością spojrzeć na jej wyboistą ścieżkę do odnalezienia miłości?

Z perypetiami Bridget utożsamiały się miliony kobiet
Z perypetiami Bridget utożsamiały się miliony kobietUniversal Pictures/ Courtesy: Everett CollectionEast News

W 2001 roku, po ogromnym sukcesie książkowej wersji "Dziennika Bridget Jones" rozpoczęliśmy kinową przygodę, na stałe nadając Bridget twarz Renée Zellweger. Można powiedzieć, że świat się wtedy trochę zmienił, dla nas wszystkich. A ja, oglądając pierwszą część po raz pierwszy po (zbyt) wielu latach przerwy, mam ochotę przytulić w sobie tę gapę sprzed lat, której pierwiastek utknął we mnie (i chyba w każdej z nas) po utożsamieniu się z główną bohaterką tego hitu. I na tym polega fenomen Bridget. Sprawdźmy wspólnie, jak "zestarzały się" jej perypetie, spoglądając na nią przez lupkę roku 2025.

Obsesja chudości, stara panna i kobieta sukcesu

Sympatyczna Bridget bawiła i rozczulała widzów
Sympatyczna Bridget bawiła i rozczulała widzówCourtesy Everett CollectionEast News

Czerwony dziennik, w którym Bridget spisywała aktualną wagę, ilość spożytych jednostek alkoholu i wypalonych papierosów  to już absolutna klasyka. Znam wiele kobiet, które podobne pamiętniki założyły, idąc tropem najbardziej znanej singielki świata. Służyły nie tylko jako zastępstwo terapii czy wygadania się przyjaciółce, ale także jako motywacja do utraty wagi. Obsesja chudości z początku lat 2000 była wręcz porażająca. Z każdej okładki magazynu kobiecego, z wybiegów i filmów spozierały na nas coraz niebezpieczniej kruche i zapadnięte "wzory" sylwetek, wszyscy chyba pamiętamy również sławny wywiad Posh Spice, w którym prowadzący nakazał jej na wizji zważyć się, by sprawdzić, czy wróciła do wagi sprzed ciąży. Czy dziś, po 24 latach, kobieta z figurą Bridget Jones uznana byłaby za "grubą"? Z pewnością nie i mówię to z ogromną ulgą. Podobnie z określeniem "stara panna". Uznane za wysoce niestosowne, bardzo już przestarzałe niemal wymarło, pojawiając się jedynie w wypowiedziach dużo starszego pokolenia. Znów ulga.

Walka o szczupłą sylwetkę była ważnym wątkiem filmu i książki
Walka o szczupłą sylwetkę była ważnym wątkiem filmu i książkiUniversal Pictures/ Courtesy: Everett CollectionEast News

Ogromnym zaskoczeniem dla mnie samej była także zmiana, jaka zaszła w postrzeganiu singielki z własnym mieszkaniem i stałą pracą. Zaledwie dwie dekady temu było to absolutną życiową porażką, przypomnijmy sobie sceny, w których Bridget leży na kanapie z pilotem w jednej, papierosem w drugiej, mając przed sobą otwartą butelkę, a na sobie niezbyt wyjściową piżamę. Porażka. Ale dziś ta sama kobieta bez partnera, chwilę po 30. urodzinach mająca własny dom i dobrą, stałą pracę to już szczyt marzeń i spełnienie. Wolna, niezależna kobieta sukcesu stawiająca na karierę. Postęp w myśleniu i otwarcie się w kwestii postrzegania kobiet jest nie do przecenienia. Ale przez te niemal ćwierć wieku wiele rzeczy także pozostało bez zmian.

Nie rób tego dla niego, zrób to dla siebie

Zainspirowane Bridget kobiety zaczynały prowadzić dzienniki
Zainspirowane Bridget kobiety zaczynały prowadzić dziennikiUniversal Pictures/ Courtesy: Everett CollectionEast News

Spoglądając na mnożące się aplikacje randkowe, w których na podstawie jednego zdjęcia decydujemy, czy dać komuś szansę przesuwając go w prawo lub lewo oraz na wymyślne trendy randkowe: od mikromance, czyli romansów dla zabieganych, w których wokół jednego pocałunku tworzymy w głowie scenariusz płomiennego związku bez spotkań i kontaktu, aż po nanoships czyli: szybko, krótko, intensywnie. Od rozpalenia uczuć do ich wygaszenia mija dosłownie chwila. Stawiamy na siebie. Myślimy o sobie. Dbamy o siebie. Scena, w której Bridget po odkryciu, że Daniel ją zdradził wyrzuca to, co jej szkodzi: papierosy, alkohol i... poradniki w stylu "Czego chcą mężczyźni" być może symbolicznie otworzyła nam drzwi do zmiany myślenia o związku i mężczyznach.

To wymowne zepchnięcie ze szczytu hierarchii ważności wszystkich rzeczy, które robiła z myślą o potencjalnym lub obecnym partnerze kosztem siebie samej odbieram dziś nie tylko jako typowy moment przełomowy w filmie, a bardziej jak wjechanie w końcu na gładką, wygodną autostradę po wielu latach jazdy po wybrukowanej, dziurawej drodze. Gdy nabrała rozpędu, postawiła na siebie, odeszła z pracy i znalazła nową, a nawet postanowiła spróbować swoich sił w gotowaniu. Dziś poradniki traktujące o tym, jak "utrzymać przy sobie faceta" zastąpiły podcasty self-care i... terapie.

Wszystkie dreptamy ścieżką Bridget

Renee Zellwegger z Hugh Grantem, który grał Daniela,  na premierze najnowszej części "Bridget Jones"
Renee Zellwegger z Hugh Grantem, który grał Daniela, na premierze najnowszej części "Bridget Jones"Lewis Joly/Associated Press/East NewsEast News

Szczególna uwaga należy się panu "bad boyowi", czyli Danielowi - szefowi Bridget, który swoim czarującym uśmiechem nawiązuje romans ze swoją podwładną, rozbudza w niej nadzieje, wymieniając znaczące spojrzenia w miejscu pracy, a nawet łapiąc ją za pośladek. Choć sama Bridget zna jego reputację Casanovy, daje się zwieść jego urokowi. Przepraszam, czy jest wśród czytających choć jedna kobieta, która nie była choćby zauroczona "niegrzecznym chłopcem"? Dziś już po kilku chwilach spędzonych z takim osobnikiem potrafiłybyśmy wymienić przynajmniej kilka "red flag", a jeśli nie my - to z pewnością nasza najbliższa przyjaciółka. 

Renee Zellweger podczas zdjęć do drugiej części serii o Bridget Jones
Renee Zellweger podczas zdjęć do drugiej części serii o Bridget JonesAntony Jones/UK Press via Getty ImagesGetty Images

Pojęcie narcyza wrosło już w nasz słownik, a wyczulenie na toksyczne osobowości i style przywiązania mamy na najwyższym możliwym poziomie. To nie znaczy, że nie popełniamy błędów. Znaczy jedynie tyle, że mamy ich wiekszą świadomość, a poczucie własnej wartości pozwala na wybaczenie ich sobie samej. Bo na polu poszukiwania miłości i dotarcia do tego, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czego od związku oczekujemy, co możemy dać od siebie, a na co absolutnie się już nie zgodzimy, wszystkie musimy pokonać ścieżkę Bridget. Czasem się zbłaźnić i pokazać w stroju króliczka, dać się omamić głodnymi kawałkami, by w końcu odnaleźć to, co da nam spełnienie. I jeśli już poznałyście jego smak, to scena, w której na wpół naga Bridget biegnie za Darcym w śnieżną noc nie wyda się wam przesadzona. W gruncie rzeczy za prawdziwym uczuciem każda z nas by pobiegła. Nawet jedynie w majtkach w panterkę.

Psychoterapeuta: Jak zbudować dobrą relację z samym sobą?INTERIA.PL