W poszukiwaniu straconego czasu

Jeżeli czas to pieniądz, to czy można go pomnożyć? Oczywiście, twierdzą psycholodzy, ale pod warunkiem, że na „czas zmarnowany” spojrzymy jak na kapitał, a nie jak na stratę.

Podstawowym błędem jest brak odróżnienia rzeczy ważnych od pilnych. I dawanie pierwszeństwa tym drugim
Podstawowym błędem jest brak odróżnienia rzeczy ważnych od pilnych. I dawanie pierwszeństwa tym drugim123RF/PICSEL

Winston Churchill powiedział kiedyś, że gdy miał jechać pociągiem, nigdy nie przychodził na stację za wcześnie ani za późno, ale dokładnie na czas: aby dać szansę pociągowi! To chyba najlepsza i uniwersalna recepta na gospodarowanie czasem: robić to, co trzeba, o właściwej porze. Z jakiegoś jednak powodu proste przepisy są najtrudniejsze do zastosowania, a problem pt. "Nie mam na nic czasu!" jest, niestety, zawsze na czasie.

To, czego nam potrzeba, to nie nowe kursy, treningi i umiejętności "rozpychania" 24 godzin, ale... znajomość siebie. Psychoterapeuci powtarzają, że zapanować nad czasem może tylko ten, kto zna samego siebie. Nie sposób wykorzystywać w pełni swój potencjał, jeżeli koncentrujemy się tylko na rozwijaniu talentów, mnożeniu kwalifikacji czy poznawaniu właściwych ludzi. Oczywiście, trzymajmy się tego, co nas motywuje, ale miejmy też odwagę przyjrzeć się temu, co nas spowalnia i sabotuje nasze wysiłki. Temperament, osobowość, sposób wewnętrznej komunikacji oraz prywatny katalog lęków i nastrojów - wszystko to ma kolosalny, choć często nieuświadomiony, wpływ na mądre działanie.

Efektywne planowanie to nic innego jak sprawne zarządzanie emocjami w oparciu o wiedzę na temat swojej osobowości i życia. Jak wynika z badań prowadzonych przez dr Robin Murphy z Uniwersytetu Oksfordzkiego i dr Rachel Msetfi z uniwersytetu w Limerick, na postrzeganie czasu w dużym stopniu wpływa nastrój. Również bardzo dawne, pozornie zapomniane, ale nieprzepracowane traumy mogą pogarszać obecne samopoczucie.

Dla osób depresyjnych czas płynie wolniej. Wyraźnie słabnie poczucie obowiązku i konsekwencji związanych z niedotrzymaniem terminów. Zresztą "timing" nie stanowi tu czynnika pobudzającego. Wprost przeciwnie: hamuje, drażni i pogłębia brak kontroli nad rozkładem dnia. Obniżony nastrój wpływa na postrzeganie przyszłości.

Perspektywa jutra jawi się jako beznadziejna. Bardziej zagrażająca niż nagradzająca. Dlatego trudniej w niej zakotwiczyć marzenia, a potem systematycznie je realizować. Problemem jest również tworzenie długofalowych strategii. Smutek, poczucie zranienia, frustracja, beznadzieja... można mnożyć nazwy negatywnych uczuć, z którymi niby da się zwyczajnie funkcjonować, ale które destrukcyjnie "zatrzaskują" nas w złej teraźniejszości.

Nawet skórze twarzy trzeba poświęcić trochę czasu. Wystarczą trzy minuty, żeby dobrze ją oczyścić, aby odzyskała świeżość po ciężkim dniu.

U osób skłonnych do huśtawek nastroju albo nadmiernie pobudliwych rządzi aktualny nastrój, a nie umysł. Zazwyczaj nie mają one problemów z ustaleniem swoich szczytów do zdobycia, ale już nie potrafią zdecydować się, jakim szlakiem do nich dotrzeć. Występują u nich trudności z właściwym umieszczaniem planów na siatce terminów. Nie umieją skanalizować nadmiaru energii, a jednocześnie łatwo się nudzą i rozpraszają. Mają kłopoty z utrzymaniem uwagi i wytrwałością. Jak są dobre emocje, to towarzyszy im przypływ energii. Pojawiają się zaangażowanie, pasja, poczucie misji, samorealizacji albo ostra chęć rywalizowania i robienia kariery. Gdy samopoczucie się pogarsza, natychmiast znika słomiany zapał. Występują wtedy apatia, zniechęcenie, brak wiary, że coś nam się uda. Znikają siły i motywacja. Taka fluktuacja nastroju skutecznie demontuje wizję budowania kariery czy realizowania prywatnych zamierzeń.

Dyktatura samopoczucia nie musi wcale długo się utrzymywać, by była skutecznie rujnująca. Wystarczy, że ten koktajl skrajnych emocji ma charakter nawracający i pojawia się z dużą siłą. Wtedy nastrój jest właśnie tym słabym ogniwem, które niszczy cały łańcuch planowania i realizowania zamierzeń. Dlatego na nic okresy intensywnej pracy i poświęcania się, skoro brakuje wizyt u psychoterapeuty. I odwagi, by zamiast w agendę spojrzeć w siebie.

Niekiedy w kwestii marnowania czasu więcej musimy się oduczyć, niż nauczyć. Psycholodzy uważają, że zazwyczaj lekceważymy problem prokrastynacji, czyli chorobliwej tendencji do odwlekania. A właśnie sztukę zwlekania bardzo wiele osób opanowało do perfekcji, uważając ją za rodzaj uciążliwej przypadłości, z którą... jutro na pewno się rozprawią. Tymczasem jeżeli coś notorycznie przekładamy, to nie brakuje nam silnej woli, ale konsultacji z terapeutą.

Prokrastynację można porównać do choroby autoimmunologicznej. To rodzaj autoagresywnego zachowania. Uporczywe nękanie samego siebie. Wystawianie się na nieprzyjemności i stres. Skazywanie na porażkę oraz ponoszenie niepotrzebnych, bolesnych konsekwencji w pracy, banku, w relacjach z ludźmi.

Prokrastynator odczuwa silną pokusę zwłoki, a jednocześnie towarzyszą temu niepokój, wyrzuty sumienia, nawet odraza do siebie. Co dziwne, cały czas zamierza coś zrobić, ale wymyśla powody, żeby to przełożyć, usprawiedliwić się wobec siebie i innych. I ta aktywność odróżnia go od lenia, któremu nawet nie chce się przekładać - z jedną małą poprawką, że leń może okazać się osobą cierpiącą na depresję i też wymagać pomocy specjalisty.

Istnieje cała kategoria kobiet, których życiowy refren brzmi podobnie jak kwestia granego przez Michaela Douglasa bohatera filmu "Morderstwo doskonałe" (reż. Andrew Davis - przyp. red.), którą wypowiada do żony: "A jak jutra nigdy nie będzie?". Silny stres związany z marnowaniem czasu odczuwają również kobiety, które wydają się doskonale zgrane ze swoim napiętym terminarzem. Aktywne, bardzo ambitne perfekcjonistki o ściśle sprecyzowanych priorytetach.

Skąd więc ten lęk, że czas ucieka, a ja nic nie robię? Kiedy muszą dokładnie sprecyzować, co je trapi, deklarują, że mają poczucie zamrożenia swoich marzeń. Po prostu nie robią tego, co by tak naprawdę chciały. Bo niby najpierw muszą spłacić kredyt, odchować dziecko, a dopiero potem mogą napisać powieść, otworzyć restaurację czy zająć się renowacją mebli. Jednocześnie intensywnie przeżywają każde niepowodzenie. Dominuje u nich lęk przed porażką. Okazaniem się gorszą. Nie tak dobrą jak własne aspiracje czy oczekiwania bliskich. Odczuwają również podprogową, nieuświadomioną potrzebę chronienia się przed skompromitowaniem w swoich lub cudzych oczach. I właśnie dlatego odstępują od tego, co dla nich najważniejsze. Na pewno bezpieczniej zwlekać, niż działać. Ale czy na pewno? Czy nie lepiej zobaczyć, co nas trzyma w tym życiu na niby? Lęk przed porażką może być bardziej destrukcyjny niż sama porażka. Jeśli w ogóle do niej dojdzie.

Inna kategoria to kobiety szczególnie wrażliwe na punkcie maksymalnego wykorzystania czasu. Przez swój zapał mogą tracić go więcej niż te mniej gorliwe. Wypalenie zawodowe zdarza się częściej osobom doskonale zorganizowanym, szczegółowo pilnującym rozkładu dnia i chcącym wycisnąć z doby jak najwięcej czasu. Ta chęć dania z siebie więcej niż inni działa, ale na krótko. Potem następuje przeforsowanie się, zanik motywacji, gwałtowne osłabienie energetyczne. Powodem jest przecenianie nieustannego zaangażowania i dyspozycyjności, a niedocenianie czasu rewitalizacji.

Psycholodzy biznesu i rozwoju osobistego podpowiadają: coś, co wygląda na stratę czasu, może być niezbędnym czynnikiem długofalowego budowania i umacniania pozycji zawodowej oraz dobrej psychofizycznej kondycji. Osoby, które znają swoje "złote godziny", czyli moment szczytowej formy intelektualnej, i potrafią je maksymalnie wykorzystać, osiągają dużo lepsze wyniki niż ci, którzy są non stop zaangażowani i pozostają w pełnej gotowości.

Podstawowym błędem jest brak odróżnienia rzeczy ważnych od pilnych. I dawanie pierwszeństwa tym drugim. Cały czas pojawia się jakaś sprawa, którą trzeba natychmiast się zająć. Stan alarmowy nieustannie trwa, presja czasu zwiększa stres, a my nic nie budujemy, tylko nieustannie działamy w trybie gaszenia pożarów. Żeby nie walczyć z czasem, wykrzyknik należy postawić przy rzeczach ważnych, czyli zadaniach długofalowych. Od nich zależy nasz osobisty sukces czy rozwój. Dzięki nim rozwijamy swój talent, wiedzę i umiejętności. To one budują naszą osobistą markę. Dlatego warto wykonywać je codziennie. Każdy mały krok przybliża nas do wielkiego celu.

Nie ma czasu straconego, jest tylko ten, który nie dał się zapamiętać. Jako efekt naszej pracy czy miło spędzonych chwil. To utracone momenty, które niczego po sobie nie pozostawiły. Jakby ich nie było. Dlatego psycholodzy zachęcają do analizy czasu, który pochopnie postrzegamy jako bezproduktywny. Może wypełnić go czymś miłym i zarazem pożytecznym?

Co więc najlepiej robić, kiedy nic nie robimy? Relaksować się, biegając po parku? Medytować? Iść do kina? Scenariuszy jest wiele, ale wyniki eksperymentów prowadzonych przez kilka uznanych ośrodków badawczych, m.in. w Harvard Business School, są jednoznaczne: najlepiej pomagać innym. Mimo napiętych harmonogramów i potrzeby relaksu? Właśnie tak!

Dzielenie się czasem pomnaża go. W subiektywny sposób, bo dzielenie się swoją wiedzą i doświadczeniem podnosi naszą samoocenę. Czujemy się dobre, ważne i potrzebne. Dzięki temu wzrasta również osobiste poczucie kompetencji, a co za tym idzie - efektywności. Dlatego w oparciu o wyniki tych badań niektórzy trenerzy osobistego rozwoju zalecają swoim zagonionym i zestresowanym pacjentom wolontariat.

Pomoc innym pozwala nabrać zdrowego dystansu do własnych problemów, sprzyja spojrzeniu na kłopoty z właściwej perspektywy, redukuje stres i wycisza. Zamiast dręczyć się rozmyślaniem, że czas nieubłaganie ucieka, lepiej wyciągnąć naukę z badań psychologów, bo chociaż dla wszystkich płynie tak samo, to dla osób życzliwych przy okazji rozdaje bonusy. Oddając swój czas innym, subiektywnie zyskujemy dodatkowy pakiet darmowych minut do wykorzystania.

Działaj z rozmysłem

Czuj się zadowolona już teraz, a nie dopiero wtedy, gdy coś się zrealizuje. Czas zmienia nasze pragnienia.

Modyfikuj swoje cele, słuchając własnych myśli. Korzystaj z pamięci zewnętrznej: rób notatki, nagrywaj na dyktafon pomysły i luźne spostrzeżenia.

Zyta Rudzka

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas