Władze PRL puszczały serial na święta. Kto nie miał telewizora, biegł do sąsiada
"Kevin sam w domu" to pierwsze skojarzenie, które przychodzi do głowy, gdy pomyślimy o bożonarodzeniowej ramówce TV. Choć dziś trudno to sobie wyobrazić, święta bez Kevina jednak były możliwe. Co się oglądało w święta w epoce PRL?
W czasach PRL telewizor był właściwie jedyną dostępną formą masowej rozrywki. Poza ekranem TV, filmy można było zobaczyć jedynie podczas seansu w kinie. Przez dziesięciolecia, nim nastała epoka odtwarzaczy VHS, odbiornik TV był jedynym oknem na świat, również ten za żelazną kurtyną.
Ramówka telewizyjnej Jedynki, a potem także Dwójki była dobrze znana każdemu obywatelowi PRL. Niewiele bowiem się w niej zmieniało - w poniedziałkowe wieczory oglądano więc Teatr Telewizji, w czwartki Kobrę, a w sobotę Kino Nocne. Jednak w czasie świąt Bożego Narodzenia, komunistyczne władze na Woronicza starały się ubarwić powszednią siermięgę atrakcyjną ofertą programową opartą na rodzimej rozrywce i produkcjach zza granicy.
Gomułkowskie święta z Bonanzą i Myszką Miki
Amerykański western w odcinkach "Bonanza" z pewnością wspominają z łezką w oku telewidzowie pamiętający lata 60-te. Był jedną z pierwszych amerykańskich produkcji emitowanych na antenie TVP. Na szklanym ekranie gościł również w czasie świąt. Wraz z pojawieniem się kowbojów z Nevady na ekrany polskich telewizorów wkroczyła także Myszka Miki i Kaczor Donald. Filmy Disneya, jak każda amerykańska produkcja, były powiewem wolnego świata i prawdziwym rarytasem, na który czekali wszyscy, a kto nie miał telewizora... ten biegł do sąsiadów na wspólny seans!
Część świątecznej ramówki wypełniały również produkcje francuskie, włoskie i angielskie. Dla równowagi starano się jednak wprowadzać jak najwięcej filmów z tak zwanych krajów demokracji ludowej - przede wszystkim z ZSRR, ale także NRD, Jugosławii czy Węgier. Co ciekawe, niektóre z nich, jak jugosłowiańsko-enerdowski "Ostatni Mohikanin", starały się naśladować oryginalne kino dzikiego zachodu.
Zobacz również: Prosty quiz o życiu codziennym w PRL. Pytania obudzą wspomnienia
Fantomas i Winnetou za Gierka
Gwiazdkę 1970 roku widzowie Telewizji Polskiej spędzili już w towarzystwie dwóch kanałów - do programu pierwszego dołączył bowiem program drugi. Po raz pierwszy można więc było powiedzieć "przełącz na Dwójkę". Ekipa Gierka mocno stawiała na rozrywkę - święta rozpoczęły się więc mocnym akcentem; z samego rana na szklanym ekranie pojawił się bowiem "Winnetou" - bijąca rekordy popularności jugosłowiańsko-włoska ekranizacja powieści Karola Maya.
Rok później w Boże Narodzenie swoją telewizyjną karierę rozpoczął program "Z kamerą wśród zwierząt", prowadzony przez rozpoznawalne dla każdego Polaka w PRL małżeństwo Gucwińskich.
Świąteczne programy lat 70-tych to również, obowiązkowe wręcz, "Tele-Echo", czyli pierwszy polski talk-show i Kabaret Olgi Lipińskiej. Najbardziej czekało się jednak na hity zza oceanu, jak "Siedmiu wspaniałych", "Złoto Mackenny", "Z piekła do Teksasu", "Znikający punkt", czy "Kleopatra" z Elizabeth Taylor.
Świątecznymi przebojami bywały również rodzime produkcje - "Jak rozpętałem II wojnę światową" i "W pustyni i w puszczy". Z niecierpliwością oczekiwano też emisji włosko-francuskiego "Fantomasa". Czas oczekiwania na ulubiony program umilały widzom kolędy w wykonaniu Ireny Jarockiej.
Zobacz również: Ciasto królowało na stołach w PRL. Wypróbuj zapomniany przepis
Hitchcock, Muppety i generał Jaruzelski
Świąteczny program w stanie wojennym nie rozpieszczał widzów. Szklany ekran zdawał się odzwierciedlać rzeczywistość za oknem - spiker w mundurze zapowiadał wojskowy program historyczny oraz widowisko muzyczne, również z udziałem żołnierzy, a w wigilijną noc film Hitchcocka. Emisja telewizyjnej Dwójki została zawieszona 13. grudnia, nie było więc wielkiego wyboru. Dla osłody widzowie dostali za to aż dwa odcinki Flinstonów, znanych wówczas, jako "Między nami jaskiniowcami", stary amerykański western, komedię "Sami swoi", a także kultowy Muppet Show.
W latach między zniesieniem stanu wojennego a transformacją ustrojową Polacy zaczęli uniezależniać się od monopolu telewizji kupując coraz więcej odtwarzaczy VHS, hitem, nie tylko świątecznym był "Rambo", a w bożonarodzeniowej ramówce telewizji polskiej pojawiły się Smurfy, spielbergowskie "Szczęki" i komedie Juliusza Machulskiego.